IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęła się wybudzać gdy usłyszała rozmowy. Przetarła oczy i ziewnęła. Zaspanie zerknęła w stronę konia. Szybko poderwała się na nogi, gdy ujrzała kilku mężczyzn. Zajęci byli przeszukiwaniem jej rzeczy. 

-Patrzcie, lalunia się obudziła- rzekł facet, mający wiele blizn na twarzy. Reszta odwróciła się w jej stronę 

-Co taka ładna pani robi tutaj sama? Toż to niebezpieczne terytorium. Czai się tutaj dużo zbójów, złodziei...- powiedział jeden z nich i zaczął iść w jej stronę.

-No, tacy na przykład jak my!- Kolejny się wtrącił. Noemi się rozejrzała. Koń stał przy uzbrojonych złodziei. Nie było więc szansy, aby się tam przedostać. Każdy z nich miał u pasa albo miecz, albo chociaż sztylet.

Noemi cofnęła się. Pomyślała o ucieczce, ale jeśli mieliby zamiar ją gonić, nie uciekła by daleko.

-Hej, gentelmeni. Może się jakoś dogadamy?

-Można by, ale wtedy każdy z nas musi czekać chyba na swoją kolej- powiedział ten, który niebezpiecznie zbliżał się w jej stronę. Reszta się zaśmiała.

-Osz ty świnio.- Noemi poczerwieniała ze złości i zamachnęła się pięścią, która solidnie uderzyła w jego nos. Nienawidziła seksizmu. Mężczyzna zaskoczony cofnął się. Reszta jego towarzyszy również była w szoku. Wyjęli z pochew swoje miecze i sztylety.

-Dobry zamach.

Komplement dobiegł z lewej strony. Obróciła twarz w tamta stronę i ujrzała znajomego mężczyznę. Siedział oparty o drzewo. Chciała się go zapytać jak do cholery się tam znalazł, ale stwierdziła, że pomęczy go w tej kwestii później. Teraz miała na głowie kilku wkurzonych facetów.

-Ekhem- ciemnowłosy odchrząknął i spojrzał wymownie w okolice jej butów. Dziewczyna również zwróciła tam wzrok i ujrzała ładnie zdobiony, długi miecz. Złapała go szybko, nie myśląc specjalnie jak on tam się zjawił. Zamachnęła się na dalej zszokowanego faceta i wbiła mu miecz między żebra. 

-Jak nóż w masło.- Skomentował siedzący pod drzewem. Noemi wyszarpała miecz. Pokryty był ciemną krwią. Ranny przeciwnik upadł na ziemie. Tylko chwilę zajęło mu wykrwawienie się. Zostało pięciu. Wszyscy ruszyli na nią. Nie miała innego wyboru niż się cofnąć. Gdy facet o długich, tłustych włosach zbliżył się do niej, skrzyżowali miecze. Musiała sprawnie manewrować między ciosami złodziei. Na szczęście byli więksi i masywniejsi od niej, co uniemożliwiało im robienie szybszych ruchów. Obrała taktykę zmęczenia przeciwników.

-Może mógłbyś pomóc?!- Wykrzyczała do mężczyzny siedzącego dalej pod drzewem. Przyglądał się całemu zajściu. Ledwo uniknęła miecza nadchodzącego z lewej strony. Wykorzystała moment odkrycia ciała i wcisnęła miecz w lewy bok przeciwnika tak głęboko, że przeszedł na wylot. Wtedy szybko go wyszarpała, przecinając najpewniej kilka organów i masę tkanki mięśniowej oraz tłuszczowej. Mężczyzna krzyknął a ona odskoczyła od jego towarzysza, który wyprowadzał atak.

-Świetnie sobie radzisz.

Czarnowłosa warknęła na te słowa i podcięła nogi kolejnemu przeciwnikowi. Przewrócił się na ziemie zabierając przez przypadek kolegę. Noemi nie dała uciec tej okazji i wbiła miecz w gardło innego. Krew trysnęła na nią. Nie zwróciła już i tak na to uwagi. Przemokniętemu nie potrzebny parasol. Dobrze jej szło, jednak dała się podejść od tyłu. Dopiero czując oddech na karku odwróciła się. Nie zdołała się do końca uchylić przed ostrym mieczem. Skaleczył ją dosyć w okolicy żeber na prawym boku. Syknęła i kilka razy odbiła jego inne ciosy.

-Do przewidzenia to było. Pilnuje się pleców.- Zanucił.

-Nie rozpraszaj mnie!- Odepchnęła nogą przeciwnika. Odwróciła się i użyła całej siły w ramionach pozbawiając głowy mężczyzny, który przed chwilą wstał z ziemi.

-Faceci tracą dla ciebie głowy.

Noemi wywróciła oczami i wróciła do walki z trudnym przeciwnikiem. Prawa część ciała pulsowała jej z bólu. Uniosła broń do góry aby zadać cios, gdy zorientowała się, że miecz zniknął. Na jego miejsce pojawiła się patelnia.

-Serio?!- krzyknęła. Mężczyzna dalej obserwował jej poczynania ze zbójami, a na jej słowa się zaśmiał. Westchnęła ale wykorzystała przyrząd kuchenny. Uderzyła z całej siły przeciwnika w twarz, aż jej zadzwoniło w uszach. Nie mógł się tego spodziewać. Upadł, a Noemi jeszcze poprawiła ten cios. Z jego głowy wyciekła krew.

-To musiało boleć. Nie chciałbym być w jego skórze. 

Noemi szybko oddychała i się rozejrzała. Gdzie podział się ostatni?

Dowiedziała się tego, gdy poczuła sapnięcie na szyi. Odskoczyła krok i się obróciła. Ostatniemu ze złodziei wystawał z ust czubek najpewniej jego własnego ostrza, który został włożony widocznie nad karkiem. Martwe ciało upadło u jej stóp.

-Tym razem uznam to jako bezinteresowną pomoc.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko. Noemi spojrzała na niego szybko oddychając. Bądź co bądź, walka nie była prosta. 

-Nie mogłeś ruszyć tyłka i mi pomóc? 

-Oh, ależ nie mogę wszystkiego robić za ciebie.

Wywróciła oczami na te słowa i przeszukała trupy. Zabrała wszystko monety jakie przy sobie mieli. Nie znała tej marki. 

-Nie ładnie tak okradać trupy.

-Nie ładnie również mnie nachodzić. I nie pomagać damie w potrzebie.- Zastanowiła się chwilę.- Jak ty się w ogóle nazywasz?

-Noemi, Noemi, Noemi- pokręcił głową wypowiadając szybko jej imię kilka razy- jesteś strasznie dociekliwa. Ale jeśli chcesz, możesz zwracać się do mnie Tabris.

Wzruszyła ramionami i zwróciła się w stronę konia. 

-Wydaje mi się, że czegoś ode mnie chcesz. Ale nie wiem czy mnie słyszałeś: nie będę z tobą współpracować.

-Tymczasowo pragnę ci towarzyszyć. Oczywiście w międzyczasie, gdy nie będę mieć spraw do załatwienia.- Wyprzedził ją i podszedł do jej konia. Poklepał go po szyi i dał jabłko, którego wcześniej Noemi u niego nie zauważyła.- Głównie pracuję nocami, więc to nie powinno ci przeszkadzać.

-Więc w ciągu dnia nie powinieneś spać?

-Wolę ciekawsze zajęcia. Jak przechadzanie się po wsiach. Rozmawianie z tubylcami. Lub niesfornymi pannami z karczmy, które myślą, że mnie podejdą.

Odwrócił się szybko i złapał nadgarstek Noemi. W dłoni trzymała uniesioną patelnie. Warknęła pod nosem przeklinając siebie samą za to, że się jej nie udało. Ten przekrzywił lekko głowę wpatrując się w nią z zainteresowaniem. 

-Tego właśnie chcesz? Przemocy?- Zacisnął palce nieco bardziej, sprawiając, że dziewczyna przegryzła wargę.- Nie lubię agresji. A ty widzę, że masz do niej skłonności.

Noemi czuła bicie własnego serca. Oddech także został przyśpieszony. Przyznała to przed sobą w końcu, bała się go. Ale i tak wzięła się na odwagę, aby chociaż spróbować go ogłuszyć.

-Więc najrozsądniej w świecie, należy pozbawić cię wszelkich ostrych zabawek- mruknął. Spojrzała na swoją rękę, którą Tabris dalej trzymał w momencie, gdy patelnia wyparowała. Po prostu zniknęła. Noemi otworzyła buzie.

-Nie jesteś człowiekiem.- To wyjaśniało, że tak niespodziewanie się pojawiał, pomyślała Noemi.-Anioł? Demon? Szatan?- Próbowała wyszarpać rękę, ale nie pozwalał jej na to. Trzymał dalej dodatkowo patrząc jej w oczy. Trudno było nie spojrzeć w nie, gdy stali tak blisko. Jednak  z całych sił starała się tego nie zrobić. Nie dać mu tej satysfakcji. 

-Ja? Szatanem? Skądże, piekło nie jest interesujące, abym miał nim rządzić.- Naparł na nią ciałem, zmuszając ją aby się cofnęła. Zrobił kilka kroków na przód, do momentu aż Noemi oparła się plecami o drzewo. Nie chciał jej puścić. Jego napierająca klatka na jej sprawiła jej ból, przez ranę odniesioną w walce.- Jesteś bardzo niesforna. Pomogłem ci, a ty mi się tak odwdzięczasz. Bardzo nieładnie. 

Noemi się skrzywiła lekko. Czuła płynącą powoli krew z jej rany. Bluzka prawdopodobnie trochę jej przesiąkła przez to. Nie miała jednak jak tego sprawdzić. 

-Sama sobie poradziłam z tymi idiotami- wymamrotała cicho. Dopiero wtedy poczuła całe zmęczenie w mięśniach. Pewnie następnego dnia będą zakwasy. Chociaż... skoro masz takie, a nie inne zdolności, to nie móglbyś mnie po prostu wyleczyć? Jeśli masz moc to myślę, że to będzie dla ciebie jak zaparzenie herbaty. Proste i codzienne.

-Jeśli bym tak zrobił, to skąd byś czerpała nauczkę? 

-Z błędów tamtych trupów.

Usiadła powoli zaciskając usta. Ból otoczył prawie cały jej brzuch. Mężczyzna spojrzał na nią, a po chwili zniknął. Bez żadnego dźwięku. Westchnęła cicho i podniosła brudną od krwi bluzkę. Chociaż jak wyjdzie z tego świata nie będzie tej skazy, pocieszała się w duchu. Podczas opatrywania jej ostrożnie zranienia od miecza i muskania jej skóry palcami, myślała o rzeczywistości, w której się znajduje. Świat coś na wzór poprzedniego, myślała. Okolice średniowiecza. Nieznana jej wcześniej waluta pieniędzy. Czyli z żadnym ze znanych jej uniwersów nie miała do czynienia. Tylko jedna magiczna i dosyć przerażająca istota. Musiał być może jakimś czarodziejem... czyli świat, w którym zawarta jest magia. No i smoki. A przynajmniej jeden martwy. Nie, nic jej to nie dawało.

Po prowizorycznym opatrzeniu się, ruszyła do najbliższej wioski. Była osłabiona, aczkolwiek dawała radę. Już nie przez takie rzeczy przechodziła.

-Hej, ty! Tak, ty!- Podeszła do zabrudzonego wieśniaka, który siedział pod karczmą trzymając się za miejsce, gdzie została zraniona.- Widziałeś tutaj może jakieś... nie wiem, wielkie zwierzę? Widziałam wcześniej martwego smoka. Więc coś większego silniejszego musiało go zabić. 

-Eeee... Paniusia chyba sobie za dużo wypiła! Ale ja rozumiem, rozumiem dobrze! Też lubię sobie, hehe, coś chlapnąć przed południem.

Noemi ciężko westchnęła.

-Nie. Nie wypiłam. Czy widziałeś tutaj wielkiego smoka?

-Wielkiego smoka to ja mogę zaraz paniusi pokazać, hehe.

Zaraz go strzelę w łeb, pomyślała. Nie miała jednak na to wiele siły, więc jedyne co zrobiła to machnęła ręką i weszła do gospody. Może tam ktoś udzieli jej potrzebnych informacji. Ale tymczasowo musiała dojść do siebie w rzeczywistości.

*

-I jak tam?- zapytał Henryk, siedząc jak zwykle na swoim miejscu przy białym biurku. 

Noemi zdjęła okulary, przeczesując włosy palcami.

-Muszę porozmawiać z nerdami z informatycznej.- Pomasowała lekko skronie. Ból głowy się nasilił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro