V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jak to: nie wiecie o co chodzi do cholery? Skończcie już z tymi żartami, zaczynacie mnie denerwować- Noemi podniosła ton, gdy informatycy ręczyli, że nic nie wiedzą o jakimś tam Tabrisie. 

-W świecie numer 69 miałaś głownie zadanie aby zabić smoka.... no i poboczne oczywiście, wiesz jak jest- powiedział Kornel drapiąc się po karku. Miał na nosie prostokątne okulary i koszulę. Wyglądał jak przykładny informatyk. Taki nerd.

-Mhm, ale smok został zabity nie przeze mnie! Zrestartujcie system, albo pójdę na skargę.- Ten pokiwał głową na jej słowa.- Jutro to sprawdzę. Miłego popołudnia.

Nie zajęło jej dużo czasu, aby wyjść z budynku. Wchodząc do domu ciężko westchnęła, widząc ten sam bałagan co ostatnimi dniami. 

-Dawaj Noemi. Weź się w garść. Dasz radę- kibicowała sobie i zaczęła sprzątać. Zajęło jej to trochę czasu i jeszcze więcej wysiłku. Na koniec opadła na kanapę.

-Należy mi się odpoczynek- wymamrotała do siebie.- Hm, gadam do siebie. Cóż, jak to powiedział kiedyś ktoś bardzo mądry: od czasu do czasu trzeba pogadać z kimś mądrym. Pewnie rozmawiał wtedy ze sobą- ziewnęła i zamknęła oczy. Nie chciała zasypiać na kanapie, ale nie mogła się oprzeć odpoczynku. 

*

Siedziała w kawiarni z widokiem na miejski rynek. Promienie słońce wpadały przez szybę i ogrzewały lekko jej twarz. Sączyła powoli swoją ulubioną kawę z lodami. Słodka, pobudzająca do życia. Dzień wolny spędzała na czytaniu wiadomości, książek oraz ciekawych informacji na swoim laptopie. Dzięki pensji, jaką dostawała, mogła pozwolić sobie na coś lepszego, niż pierwszy lepszy sprzęt elektroniczny ze sklepu. 

-Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?

Noemi podniosła wzrok znad artykułu o koalach. Ujrzała wysokiego mężczyznę, stojącego z książką w ręce. Wstała gwałtownie, przez co krzesło zbyt mocno się odchyliło i upadło na ziemie. Klienci kawiarni spojrzeli w jej kierunku. Ona zignorowała to i spoglądała na dobrze znajomą jej postać z pracy. Tabris patrzył na nią z niewinnym uśmiechem. 

Czarnowłosa nie była wydusić z siebie słowa. Zabrała laptop i wybiegła z kawiarni. Pracownica kawiarni krzyknęła za nią, że jeszcze nie zapłaciła. Zignorowała to i biegła przez rynek. 

-Nie, nie, nie. To się nie dzieje naprawdę...- powiedziała do siebie, przedzierając się przez tłum tubylców. Skierowali do niej tylko niezadowolone pomruki.- Nie może tak być. No nie może...- spanikowała tak bardzo, że nie zauważyła przechodzącej pary. Wpadła na nich.

-Ojej- powiedziała kobieta, poprawiając kapelusz na głowie, aby ukryć się przed prażącym słońcem.

-Przepraszam, śpieszę...- nie dokończyła. Cofnęła się krok patrząc na Tabrisa. Ubrany był w to samo co zwykle, mianowicie czarno- brązowe ubrania. Czarny pasek przechodził przez jego biodra, trzymając spodnie w odpowiednim miejscu.

-Oj nic nie szkodzi.- Uśmiechnął się lekko. Cofnęła się kilka kroków oszołomiona. Odwróciła się i pobiegła w przeciwnym kierunku. Czy zwariowałam, pytała siebie. Co jeśli rzeczywistość ożywa a on chce jej coś zrobić? Wybiegając z rynku, minęła ławkę, na której siedział rozluźniony.

-Możesz uciec do parku, tam z checia zie z toba spotkam!

Wbiegła na chodnik. Przepychała się między ludźmi. Sama nie wiedziała gdzie biegnie. Byle jak najdalej od niego. Po dobrych kilku minutach biegu zwolniła, nie widząc go w okolicy. Nikt jej nie zaczepiał. Otarła pot z czoła i przystanęła, aby odsapnąć. 

-Może wody?- Wyciągnął do niej rękę z butelką wody. Spojrzała na niego szybko oddychając. Przybliżył się do niej a ona automatycznie się cofnęła. Weszła szybko na ulicę. Usłyszała krzyk jakieś kobiety, dzięki czemu zauważyła auto zbyt szybko nadjeżdżające w jej stronę. Ostatnim co zobaczyła, to stojącego w tym samym miejscu Tabrisa, patrzącego na nią z kpiącym uśmiechem. Krzyknęła. 

Usłyszała swój krzyk zrywając się z kanapy. Rozejrzała się po salonie. Była u siebie w domu. Była cała. Nigdzie nie było tego przerażającego człowieka. Odetchnęła z ulgą.

-Głupi mózg. Żeby coś takiego robić mi? Ugh.

Wstała i poszła do kuchni. Czuła się, jakby miała w ustach pustynie.  Otworzyła lodówkę i wzięła kilka łyków soku pomarańczowego z kartonu. Otarła usta.

-No, od razu lepiej- wymamrotała i zamknęła drzwi od lodówki.

-A proponowałem ci wodę.

Odskoczyła w bok widząc znowu go. Pokręciła głową i cofnęła się. Zrobił krok w jej stronę a ona w panice chciała uciec. Poślizgnęła się. Chęć uratowania przed upadkiem była jednak za mała. Próbowała złapać się szafki, ale niestety nie zdołała zacisnąć na niej szybko dłoni. Upadła na zimne kafelki. Do jej pecha dołączyła również  szklana miska, spadając jej prosto na głowę. Przed straceniem przytomności zobaczyła mężczyznę ze świata 69 jak przy niej kuca. Źle to wyglądało.

*

Po przebudzeniu się leżała jeszcze ponad godzinę. Bała się wstać. Bała się, że znowu go zobaczy. Dopiero później zdobyła się na odwagę i poszła do kuchni. Złapała szybko nóż i nie szła nigdzie bez niego. Wieczorem gdy położyła się do łóżka, położyła go na szafce nocnej. Długo nie mogła zasnąć. To dziwne, że przed snem myślała właśnie o nim. Po przebudzeniu się pewnie też tak będzie. 

Przewróciła się kilka razy z boku na bok. Dopiero praktycznie zmuszając się do odpoczynku zasnęła. Mięśnie się rozluźniły. Serce zwolniło. W końcu mogła chwilę odpocząć.

*

Początkowo chciała wejść do kolejnego, siedemdziesiątego świata. Ale pomyślała, że nie da się nastraszyć. Wróciła do 69. Założyła ciemne okulary na nos i przeniosła się w interaktywny świat.

Otworzyła oczy. Dalej siedziała pod drzewem, gdzie zostawił ją Tabris. Prawy bok znowu zapromieniował bólem.

Ściemniło się od poprzedniego momentu gdy tu było. Był zmierzch. Potarła swoje ramiona i podeszła do konia. Zabrała swoje rzeczy i po odwiązaniu go, wgramoliła się na niego. Ruszyła go i stępem jechała przed siebie. Wypatrywała przy okazji jakiegoś zagrożenia. Na przykład wielkiego smoka, przed którym ostrzegał ją tajemniczy mężczyzna. No, może nie ostrzegał, ale dał znać, że takie monstrum czai się w okolicy. Nic na nią jednak ani nie napadło ani się nie rzuciło. 

W nocy nie miała co jeździć po wsiach. Zorganizowała sobie pokój na jedną noc w gospodzie. Dopiero następnego dnia zaczęła wcielać swój plan w życie, który wymyśliła poprzedniego dnia.

-Taki wysoki, barczysty. Krótkie włosy. Zarost na brodzie. Coś ci to mówi?

-Znam takiego jednego, Miesław się zwie. O, tam siedzi!- Chłop pokazał na mężczyznę różniącego się kompletnie od Tabrisa. Nie tylko wyglądem ale i zwyczajami, gdyż siedział kompletnie pijany i ledwo się trzymał. Noemi się skrzywiła.

-A jakiś może bardziej... nie brudny?

-A to nie. Nie znam takiego.- Chudy facet pokręcił głową i podszedł do kolegi, kontynuując ich alkoholowy maraton. Noemi wywróciła oczami. Była już w kilku wioskach. Nikt nie kojarzył mężczyzny, którego im opisywała. Nie chciała go znaleźć. Wiedziała, że gdy on będzie chciał, sam do niej przybędzie. Tymczasem próbowała się o nim czegoś dowiedzieć. Czegokolwiek, ale nikt nic nie mówił. A na słowa czarodziej, anioł lub demon uciekali. Minęły jej tak dwa dni. W trakcie zmieniła opatrunek tylko raz. Nie miała wiele pieniędzy, aby je wydawać na bandaże. Wolała zostawić je na czarną godzinę. Wędrując przez wioski pytała się również mieszkańców, czy wiedzą coś o innych światach. Głównie ją wyśmiewali. A Tabris się nie zjawiał.

-Hm, czyli informatycy się tym pewnie zajęli. Jakiś błąd czy coś.- Poklepała konia po szyi i szła piaszczystą drogą, trzymając go za wodze. Myślała, że niedługo wkroczy ponownie do jakieś wsi, ale im dalej szła, tym zaczęła się bardziej przekonywać, że już nic w okolicy nie ma. Było ciemno. Księżyc rozświetlał okolicę. Niebo było czyste.

-Nie opłaca nam się już wracać- westchnęła po czym przywiązała konia na rozstaju dróg. Usiadła opierając się o drzewo.- Mam widok chociaż na drogi. Plus jeden do bezpieczeństwa.- Wzięła łyk wody z butli, którą zabrała z ostatniej odwiedzanej wsi. Skrzywiła się lekko czując bolącą ranę. Nie chciała zapaść w sen. Nawet nie była zmęczona. Przy mrugnięciu oczami po prostu wszystko objął mrok. Zasnęła wbrew swojej woli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro