[06]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

    OBERSTDORF 2022

   (dzień zawodów)

       Domen chodził niespokojny od samego ranka. Robił w ten dzień dosłownie wszystko, by było jak najlepiej. Unikał wszelkich miejsc gdzie mógł natrafić na czarne koty, nie stawał na szpary w chodniku oraz gdy tylko widział drabinę, szedł trzydzieści metrów od niej. Nie mówiąc już o lustrach.

     Chciał by dziś wszystko było idealnie. Nie miał zamiaru już zadręczać sobie głowy Norwegiem. Chciał skupić się na sobie i dzisiejszym konkursie. Czuł się w dobrej formie, chociaż nie było go na ostatnim treningu. Gdy szedł w kierunku skoczni, zobaczył wychodzącego z jednego z drewnianych domków Daniela. Chłopak do bioder miał założony kombinezon, a tors opinał mu biały podkoszulek. Prevc poczuł motyle w brzuchy, oh jak on bardzo nienawidził tych żyjątek. Od razu przyśpieszył krok, zaciągając na oczy gogle i zacisnął dłoń na nartach.

     — Domen! Czekaj! — usłyszał głos, nieco zagłuszony przez kask. Miał wielka nadzieje że to nie Tande. Po chwili ktoś dorównał mu kroku, Słoweniec spojrzał w bok i odetchnął z ulgą.

     — Nie strasz mnie, Constantin — mruknął Domen zirytowany.

     — Oj tam, oj tam... przesadzasz – powiedział radośnie Niemiec i spojrzał na skocznie — Ślicznie tutaj — odwrócił wzrok w prawą stronę – O i ludzie już zaczynają się zbierać.

     — Super, a już miałem nadzieje, że będę mógł uniknąć tego tłoku — westchnął Prevc. Spojrzał na obiekt obok nich, wyobraził sobie siebie lądującego za rozmiarem skoczni i zdobywającego najwyższy stopień podium. Podbudowało go to jeszcze bardziej.

     — Myślisz, że kto wygra? Załóżmy się o coś! — podekscytował się Schmid, a Domen spojrzał na niego jak na dzieciaka.

     — Zależy o co — mruknął — Mogę się założyć, ale tylko wtedy gdy jak przegrasz, będziesz musiał zrobić to co ja wymyślę.

     — Ale zadziała to w obie strony! — Niemiec zaczął już wymyślać karę.

     — Okej. Jeśli przegrasz — Domen zastanowił się chwilę — będziesz musiał pomalować Markusowi jego narty, te ulubione, różowym sprejem — widział jak Constantin poważnie zastanawia się nad tym, czy nie zrezygnować.

      — A ty, nieważne co, pójdziesz na dach. Porozmawiasz z nim — Schmid uśmiechnął się szyderczo, twarz Prevca zbladła momentalnie. Miał sam z sobą podpisać pakt na temat nie wchodzenia więcej na dach.

      — Niech będzie, nie przegram z Tobą — stwierdził Domen i poprawił narty — Ja czuję się dziś tak świetnie, że stawiam na siebie.

     — Ktoś ma dziś wybujałe ego — zaśmiał się Constantin — Według mnie, wygra Daniel.

      — Jeśli nie wygra nikt, to co? — Prevc spojrzał na niego analizując jego emocje.

      — Wskakujemy do tego jeziora obok hotelu. — W oczach chłopaka, można było ujrzeć niewielkie błyśniecie.

     – Niech będzie, zakład? — wystawił do niego wolna rękę.

     — Zakład. — Constantin ją uścisnął.

     Przez ten cały czas, nie zorientowali się, że ktoś ich obserwuje.

       Oczywiście, że wszystko musiało być przeciwko młodemu Słoweńcowi. Chociaż nie stłukł tego dnia ani jednego lustra, to wszystko runęło wraz z jego finałowym skokiem. Był pierwszy po pierwszej serii, skoczył wyśmienicie, na rozmiar skoczni. Znajdował się tuż nad Danielem, który zajmował miejsce nad Kamilem Stochem. Siadając na belce, zapomniał nawet o zakładzie, myślał tylko o tym by wygrać. Gdy odbił się z progu, już wiedział że przegrał. Walczył o kolejne metry, skoczył cztery metry za punktem K, nie zauważył nawet gdy znalazła się przy nim cała drużyna. Przy jego nazwisku pojawiła się niewielka trójka, poczuł się słabo. Kilka osób go wyściskało, usłyszał znajome głosy, lecz najważniejsza opinia przemówiła na koniec.

     — Nie przejmuj się Domen, następnym razem wygrasz — usłyszał od najstarszego brata. Wziął narty i zszedł z płyty skoczni. Minął Daniela który chciał mu pogratulować. Trzymał usta zaciśnięte w kreskę. Wszystko ciągnęło się w nieskończoność, gdy wychodził na najniższe stopnień podium, przełknął ślinę wiedząc, że pierwszy raz od tamtych wydarzeń, będzie musiał spojrzeć w oczy Danielowi.

    — Gratulacje, byłeś świetny — usłyszał od blondyna, kiedy ten delikatnie uścisnął jego dłoń, pokiwał głową i rzekł bezgłośne ty też.

     Zerkał ukradkiem na Norwega gdy odśpiewał swój hymn, nie mógł oderwać wzroku od skupionej i jednocześnie szczęśliwej miny Daniela. Próbował powstrzymać mimowolny uśmiech, bo gdy spoglądał w nieskazitelnie czyste tęczówki Norwega widział świat, swój Świat.

    Na szczęście Daniel uszanował jego niechęć do rozmowy. Norweg doskonale wiedział, że Słoweniec pojawi się na dachu, bo przecież Domen się nie zmienia.

💐

     — Jeden, dwa, trzy... — Prevc liczył schodki, chcąc odciągnąć się od stresu związanego z rozmową, która miała już za chwilę nastąpić. Wziął głęboki wdech, położył dłoń na klamce. Przeszło mu przez myśl by zawrócić, ale to już na pewno przyniosłoby mu pecha. Wypuszczając powietrze otworzył drzwi.

    — Daniel? — powiedział cicho, rozglądając się dookoła. Poczuł gule w gardle, a oczy zaszły mu łzami. Zjebał. Czuł że zjebał, nie było nigdzie Tandego. Poczuł się tak pusto, jakby ktoś zabrał mu wszystko co kocha. Usiadł na zimnej ziemi, unikając wszelkich ostrzeżeń Cene by tego nie robił. Spojrzał w niebo, pozwolił łzą popłynąć. Były one rzeką a on specjalnie przygotowanym gruntem.

    Po kilku samotnych, ciągnących się minutach, czuł że traci nadzieję, ostatni jej promyczek miał już za chwilę zgasnąć. Wtem, usłyszał piśnięcie drzwi i od razu odwrócił w tamtą stronę głowę. Zrobił to tak szybko, że mógł nawet nadwyrężyć sobie mięsień.

    — Przepraszam, że tak późno — usłyszał zdyszany głos i zamrugał by upewnić się, czy nie śni — Złapali mnie pod hotelem i zmusili do wywiadu, ale mam koc! I ciastka — podszedł do Prevca — Wstań położę nam kocyk...— wtedy też twarz Domena oświetliło światło księżyca, a Daniel zatrzymał się w swoim chaotycznym monologu — Domen? Hej, Domen... jestem tutaj, nie płacz — kucnął naprzeciw niego i delikatnie otarł jego poliki — Przepraszam, naprawdę przepraszam.

    — N-nie, to ja przepraszam — Prevc chwycił jego rękę w okolicach łokcia — Po pijaku mówię rzeczy, które powinny zostać w środku — Nie zaprzeczył swoim słowom, które wypowiedział po alkoholu, chciał by Daniel znał prawdę.

     — Domen, przestań — westchnął Tande – To nie twoja wina — Słoweńców już miał odpowiedzieć, lecz Norweg przyłożył dłoń do jego ust — Bez żadnych ale — Prevc pokręcił głową i położył się na kocyku.

     — Przekonałem się dziś, że zakłady nie są dla mnie – westchnął i spojrzał na niego

    — Przegrałeś? — zaśmiał się cicho Daniel, spoglądając na niego.

    — Tak i to wszystko z twojej winy! — mruknął Prevc, czuł na sobie jego wzrok ale się nie odwrócił, bo wiedział że będzie wtedy zbyt blisko twarzy Norwega.

     — Hm? Z jakiej to niby racji mojej? — rozbawiony głos Tande rozbrzmiewał w głowie Domena, jak melodia której mógłby słuchać cały czas.

    — Bo wygrałeś, a założyłem się z Constantinem o to kto wygra i wskazał Ciebie — Prevc się naburmuszył, wyglądał jak dziecko, któremu ktoś zabrał lizaka.

    — Constantin to ten chłopak z którym się włóczyłeś cały dzień? Wtedy co nie poszedłeś na trening? — Daniel chciał się upewnić, by nie popełnić błędów w rozumowaniu całej historii.

     — Oh... skąd o tym wiesz? — Domen spojrzał na niego, podnosząc się do siadu.

     — Przez przypadek was widziałem i nie mogłem Cię znaleźć wtedy nigdzie, więc później połączyłem fakty — westchnął Tande. Patrzył na niego z pozycji leżącej — Wiesz, smutno mi gdy mnie unikasz.

     — Ja...— Domen nie potrafił nic powiedzieć, czuł się zaskoczony, nie spodziewał się tak prostolinijnego tonu że strony Daniela.

     — Domen, też chcę się w Tobie zakochać — powiedział Norweg, a po policzku Słoweńca po raz kolejny spłynęła pojedyncza łza — Rozkochaj mnie w Sobie, Domen.

💐

     Domen całkowicie oczarowany wrócił do pokoju o trzeciej na ranem. Siedzieliby pewnie do rana i rozmawialiby o komiksie, który czytali, gdyby nie silny wiatr i burza, która przegoniła ich z dachu. Norweg odprowadził Słoweńca pod pokój, pierwszy raz. Prevc czuł, że wszystko naprawdę może się ułożyć i po tak wielu latach, Tande naprawdę odwzajemni jego uczucia.

     — Dobranoc, Domen — rzekł cicho Norweg.

     — Dobranoc, Daniel — posłał mu delikatny uśmiech. Pożegnali się jak prawdziwi kochankowie. W środku nocy, bez żadnych światków - tak przynajmniej myślał Prevc, gdy otworzył drzwi, po wejściu. Oparł się o nie i przymknął oczy rozmarzony.

     — No witam, słodki książę — usłyszał znajomy głos, który na pewno nie należał do Timiego, otworzył oczy. Przed nim stał Peter, w swojej beżowej piżamce, ręce miał założone na klatce piersiowej.

      — Gdzie jest Timi? — mruknął Domen, poprawiając się poprzez przybranie obojętnego wyrazu twarzy.

     — Gra z Anze i Cene na Nintendo. — starszy podszedł do niego — A ja przyszedłem po Ciebie. Ale jak na złość, Ciebie nie było. Znowu się z nim spotkasz? Myślałem że z tego wyrośniesz.

      — Przykro mi Peter, kocham go — Domen poczuł uścisk na dłoni — Puść mnie.

     — Domen, on nie jest osobą dla Ciebie. Nie przekonałeś się nadal o tym? Gdzie był, kiedy ty byłeś na dnie? Miał cię gdzieś — W pokoju panowała ciemność, jedyne co oświetlało pokój, to pojedyncze błyski piorunów.

      — Nie rozumiesz tego, nie zrozumiesz tego — odsunął się od niego — Przestań udawać że wiesz wszystko, przestań mi do cholery matkować!

       — Nie matkuje ci Domen, po prostu próbuje Cię chronić, nie chce żebyś skończył ze złamanym sercem — młodszy prychnął i odwrócił się w jego stronę.

        — Nie Peter, ty po prostu nie chcesz mojego szczęścia.

        — Oczywiście że chcę, przecież jestem twoim bratem — Peter położył mu rękę na ramieniu, ale Domen ją zepchnął.

       — Jeśli taki ma być mój brat, to ja podziękuję. Nie łączy nas nic Peter, nic prócz tego jebanego nazwiska — powiedział podchodząc do okna balkonowego. Po chwili zdał sobie sprawę co powiedział, zacisnął wargi. Wiedział, że wyrzekł głupotę, przecież przeżyli razem tak dużo. Serce mu pękło gdy usłyszał jak głos brata się załamuje.

     — Domen...— starszy stanął obok niego I obaj patrzyli na burze, która tak bardzo opisywała to jak się teraz czują.

      — Najlepiej będzie jak stąd wyjdziesz — szepnął cicho Domen, a gdy tylko usłyszał trzask drzwiami upadł na kolana z bezwładności. A tuż za nim, z szafki spadło lustro, rozpadając się na miliony kawałków.

🐸

  Witam, witam.

   Jak minął weekendzik?

   Bo u mnie, było dosc zabawnie można by
rzec.

   Prócz tego że jest mi strasznie przykro że Rysiek odchodzi.

~Patiś.
20.03.2022r.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro