6. Gdy spuściłem go z oczu..

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Idziemy... - mruknąłem.

Shiro bacznie mnie obserwował swoimi dwukolorowymi tęczówkami. Chociaż bardziej skupiał się na smyczy z obrożą, którą radośnie machałem. 

Chłopak nie ruszył się z pudła ani na krok. A przynajmniej nie opuszcza go tylko wtedy, gdy jestem w domu. Co jest w tym złego? No chyba aż tak się mnie nie boi. Nie jestem taki straszny.. 

- Nie. - powiedział i szybko pokiwał głową na boki. Ponownie skulił się w kartonie tak, że było widać tylko jego oczy, kawałek czupryny i dwie mocno zaciśnięte dłonie na jego krawędzi. 

- Chociaż wystaw głowę przez okno! - warknąłem pokazując wściekle na jasne niebo.

- Jak ten pies?! - krzyknął oburzony. - Wypraszam sobie!

- Ja pierdziele Parcel... - przejechałem sobie dłonią po twarzy. - Co mam zrobić byś w końcu wylazł z tego pudełka i zaczął żyć jak normalny dzieciak?

- Jak wyjdę na zewnątrz to mnie oddasz do tej organizacji! - wrzasnął. 

- To o to Ci chodzi? - zapytałem zdziwiony. Ja już myślałem, że ty jesteś jakimś wampirem. Nie odpowiedział. Za to delikatnie się zarumienił. Westchnąłem. - Nie oddam Cię.

- N-naprawdę?! - przecież nawet nie wiem skąd ty jesteś... - A-ale smycz...

- Jak będziesz się stawiał to Ci ja założę. - zmrużyłem oczy. Kremowowłosy natychmiast podniósł się z zamiarem wyjścia ze swojego małego więzienia. Niestety nawet nie wiem jak on to zrobił, ale wyrąbał się wraz z tym pudłem.

- Ał.. - jęknął z głową zanurzoną w panelach.

- Boże czym ty mnie pokarałeś? - westchnąłem w stronę sufitu.

- Niezdarną żoną.

Spojrzałem na Shiro w zdziwieniu. Co ty teraz właściwie powiedziałeś? 

Odrzuciłem smycz z obrożą. Wybacz jeszcze nie jest dla Ciebie pora... Kucnąłem przed chłopakiem i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń. Spojrzał na mnie niepewnie, powoli wyciągając rękę w moją stronę. Jego uścisk był bardzo delikatny jakby bał się, że zaraz cofnę dłoń, a on ponownie wyląduje na podłodze. Ta wizja była bardzo kusząca, ale zostawię ją na inną okazję.

- Wstajesz czy jednak idziemy na spacerek?

- W-wstaje... - zająknął się.

Parcel wstał z ziemi za moja pomocą. Jednak, gdy chciał zrobić krok ponownie potknął się o nic i tym razem wraz ze mną upadł na panele.

- Ty w ogóle potrafisz chodzić? - westchnąłem.

- P-p-prze...

Jego twarz była bardzo blisko mojej. Dzieliło nas może tylko kilka milimetrów. Poprawiłem jego kosmyki włosów zakładając je za ucho. Zarumienił się. Jest tak cholernie uroczy, niewinny... Co się ze mną dzieje?

- Nie ruszaj się. - mruknąłem zbliżając się do niego jeszcze bardziej.

- C-co ty..

- Cii.. - szepnąłem przymykając oczy.

Miałem wielką ochotę go pocałować. Chciałem skosztować jaki mają smak jego cudowne, różowe usteczka, które wiecznie mnie przepraszają. Wiele razy już miałem okazję, by to zrobić. Nawet teraz, gdy mam szansę powstrzymuje mnie mój zdrowy rozsądek. Niechętnie oddaliłem się od niego i spojrzałem na jego twarz. Oczy miał zamknięte, tak jakby tylko na to czekał. Uśmiechnąłem się do siebie i dałem mu szybkiego całusa w czoło. Chłopak otworzył szeroko oczy, a dłonią przejechał po moim mokrym śladzie.

- Wstawaj. - powiedziałem tylko podnosząc się.




Szedłem przodem. Za mną biegł Shiro, który nie mógł dorównać mi kroku. Co chwila podbiegał zrównując się ze mną, po czym znikał gdzieś za moimi plecami na kilka minut. Przystanąłem na chwilę. Jasnowłosy zrównał się ze mną ciężko przy tym dysząc. Westchnąłem po raz kolejny tego dnia. Rozejrzałem się dookoła za jakąś ławką. Wszystkie jak na złość były zajęte przez zakochane pary. Dlaczego akurat teraz i o tej porze?

- Zaczekaj tutaj. - powiedziałem, a sam skierowałem się do sklepu po wodę. 

- A-ale..!

- Po prostu czekaj! - warknąłem, gdy ten chciał iść za mną. Chłopak posłusznie się skulił.

Przekręciłem oczami i jak najszybciej wszedłem do sklepu by kupić napój. Kiedy opuszczałem go z nowym nabytkiem - wodą, doszło do mnie, że nigdzie w pobliżu nie było chłopaka.

- Parcel? - rozejrzałem się dookoła. - Nie ukrywaj się i wyłaź!

Żadnego odzewu. Czy ty naprawdę mógłbyś uciec? To tak jakby mój problem sam się rozwiązał... Ale dlaczego tak nagle, skoro bałeś się ruszyć z domu. Bałeś się mnie opuścić, więc co dopiero taka ucieczka... Chyba, że.. 

- Parcel! - krzyknąłem za nim. Cholera... Żeby tylko nic Ci się nie stało...



***

Hey!

Jak tam, co tam? :D

A jednak na wakacjach nie mam aż tyle czasu ;d heh.. dziwne.. Wychodzi na to, że podczas szkoly jest go zawsze więcej xD

Dziękuje Wam za wszystko :D

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro