Rozdział 2 - Kawiarnia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przecisnęliśmy się przez grupki reszty członków spotkania, próbując dotrzeć do drzwi.
W końcu nam się to udało.

Chwyciłem w dłoń swój płaszcz, który przed spotkaniem zostawiłem na wieszaku przed salą.
Założyłem go na siebie, po czym poprawiłem kapelusz na głowie.

- Długo się będziesz jeszcze stroił? - zaczął Dazai.

- Cicho być - warknąłem - ja przynajmniej w porównaniu do ciebie nie wyglądam jak mumia.

- Aj Chuuya Chuuya, coś ty taki nerwowy? - zapytał z lekkim śmiechem.

- Daj mi spokój - prychnąłem - i chodźmy wreszcie na to wino - zarządałem.

- Jak sobie życzysz - uśmiechnął się i otworzył drzwi wyjściowe - panie przodem.

- Ja cię zaraz uduszę! I oddam twoje zabandażowane zwłoki Moriemu na pamiątkę.

- Weź już odpuść - westchnął zrezygnowany - co ja ci takiego zrobiłem, co?

- I ty się jeszcze debilu pytasz?! - wybuchłem - z dnia na dzień zabrałeś się i przepadłeś jak kamień w wodę bez ani jednego słowa. Cała Portówka zachodziła w głowę gdzie cię wcięło. Potem Mori dostał tylko list anonim, że odszedłeś z Mafii. Wszyscy pomimo tego martwili się, gdzie jesteś i co się z tobą dzieje. Ja się martwiłem idioto!

I po wykrzyczeniu ostatniego zdania zdałem sobie sprawę, co ja powiedziałem...

- Ty się o mnie martwiłeś? - zaskoczył się Dazai - aww, jak słodko Chuu.

- Zgłupiałeś czy jak? Nie w takim znaczeniu... To była tylko ciekawość, gdzie cię wcięło, wieszaku na bandaże.

Przez naszą sprzeczkę nie zwróciłem uwagi, że zza rogu przyglądają nam się zmieszany Atsushi wraz z Kyouką.

- Dobra, porozmawiamy później. Chodź już, Makrelo. A wy, nie podsłuchujcie na przyszłość, dzieciaki.

Białowłosy i ciemnowłosa dziewczynka wyszli pośpiesznie speszeni i przestraszeni jednocześnie.

- Chuu, straszysz mi dzieci.

- Za to ty uczysz ich głupot i się nimi wysługujesz, samemu obijając się w robocie! Że cię jeszcze Prezes z roboty nie wyrzucił to ja się nadal dziwię...

- Daj już spokój, Chuu. Chodźmy - zaśmiał się brunet.

Oboje wyszliśmy z siedziby Zbrojnej Agencji Detektywistycznej.

- To dokąd idziemy? Masz jakieś propozycje? - zapytałem się Dazaia.

- Znam miejsce, gdzie mają dobre wina. Jestem pewien, że z całą pewnością ci się spodoba - odparł.

Po jego słowach ruszyliśmy.
Po kilku minutach dotarliśmy do lokalu przypominającego kawiarnię.

- To jest kawiarnia, ciołku... - ochrzaniłem go.

- Nie narzekaj. Pomimo tego, że to jest kawiarnia, to nie jest to byle jaka, i mają tam też różnego kalibru alkohole.

- Kumam - kąciki ust mimowolnie lekko mi się uniosły - chodźmy zatem.

Weszliśmy do lokalu.
Był nieduży i całkiem przytulny.
Wnętrze kawiarenki było w ciepłych odcieniach beżu, bieli oraz w kolorze kawy z mlekiem.

Wybraliśmy stolik w rogu pomieszczenia, dla spokoju, pomimo niedużego ruchu.
Jedna ze ścian była po prostu ogromną szybą, przez którą można było wyglądać i obserwować wszystko co się dzieje na zewnątrz.

Po krótkiej chwili podeszła do nas młoda kobieta - była to kelnerka.
Miała na sobie schludną białą koszulę z logo kawiarni oraz czarną spódnicę.
Niezbyt długie, brązowe włosy miała związane w krótki kucyk.

- Co podać? - zapytała.

- Popr- Dazai przerwał mi, mówiąc: "prosimy o dwie lampki czerwonego wina"

- Oczywiście, zaraz przyniosę - uśmiechnęła się delikatnie kelnerka.

- A ty to od kiedy to gustujesz w winach? Myślałem, że wolisz whisky. Niemożliwe, że aż tak się zmieniłeś przez te lata.

- Pamięć masz dobrą, Chuuya. Wolę whisky - uśmiechnął się.

- Więc czemu zamawiasz sobie wino?

- Po co tyle zbędnych pytań? Haha, mogę robi co chcę, tak dla twej wiadomości.

- Aha, czyli że odchodzić bez słowa też? - syknąłem, a twarz Dazaia wyraźnie straciła radosną ekspresję.

- Przestań już - nie zdążył powiedzieć nic więcej, gdyż nasze zamówienie właśnie zostało podane.

Kobieta podała po kieliszku szkarłatnego trunku mnie i jemu.

"Szybko" - pomyślałem.

Dazai wyciągnął rękę, chwycił szkliwo w dłoń, po czym wziął łyka.

- Nawet nie takie złe - stwierdził - ale nadal wolę whisky.

- Przestań marudzić. Nie znasz się i tyle. Zresztą to ty sam sobie wybrałeś, że chcesz wino - warknąłem, biorąc łyk czerwonego trunku - poza tym jesteśmy tu w innym celu - dodałem.

- Racja - potwierdził, lekko kiwając głową na znak aprobaty - jakieś pomysły?

- niespecjalnie. Właśnie miałem się ciebie zapytać o to samo heh.

Chciałem coś dodać, ale brunet uciszył mnie, machając mi palcem przed twarzą.

- Czego-? - zacząłem, ale on skinął głową, wskazując na stojący nieopodal stolik.

Przy stoliku siedział jakiś mężczyzna.
Miał długie białe włosy, i eleganckie ubranie.
Rozmawiał z kimś przez telefon.

Zaczęliśmy przysłuchiwać się rozmowie.

"Tak"
"Jak najbardziej"
"Wszystko idzie zgodnie z planem"
"Oczywiście"
"Jesteśmy w kontakcie"

To były zdania, które udało nam się usłyszeć.

Chcieliśmy usłyszeć więcej, ale przerwał nam dzwoniący telefon Dazaia.
On jednak pośpiesznie rozłączył się.

- Kto to? - zapytałem.

- Atsushi, nie ważne - odparł - mamy teraz ważniejszą sprawę do ogarnięcia.
Odwrócił głowę w kierunku tamtego mężczyzny, i ku naszemu zdziwieniu zaczął on powoli wstawać ze stołka.
Prawdopodobnie chciał opuścić lokal.

- Myślisz o tym co ja? - zapytałem.

- Jak zawsze - spojrzał na mnie pewny siebie z tym swoim uśmieszkiem.

- Idziemy za nim? - zapytałem szeptem.

- Owszem - odpowiedział cicho, będąc równie blisko mojej twarzy - sprawdźmy, dokąd idzie.

W momencie, gdy białowłosy mężczyzna wychodził przez drzwi, my dokończyliśmy nasze wino, i również powoli kierowaliśmy się ku wyjściu, starając się nie stwarzać przy tym w miarę naszych możliwości żadnych podejrzeń.

Wyszliśmy z kawiarni, zdając sobie sprawę, że straciliśmy go z oczu.
Zakląłem cicho pod nosem, rozglądając się pośpiesznie mając nadzieję, że nadal jest gdzieś tutaj w okolicy.

- No gdzie go wcięło? - zdenerwowałem się.

Dazai nadal był cicho.
Nic nie mówił, nawet szeptem.
Po prostu milczał w skupieniu.
Chyba tryb skupienia za dawnych czasów mu się załączył.

- Czego nic nie mówisz, mumio? Czyżby wino wypaliło ci język? - zadrwiłem z niego.

On na to nie zareagował zbytnio, tylko podniósł rękę w moją stronę.

Ja tylko przechyliłem głowę i rzuciłem krótkie "Huh?"

"Cholera" to było jedyne, co wyrzucił z siebie, zanim zaciągnął nas oboje za róg ściany budynku.

Chciałem go zbesztać, co on odwala, ale serce mi waliło jak oszalałe.
Stał bardzo blisko mnie, a jego wzrost wcale nie pomagał.
Wręcz odwrotnie.

- Zostaw mnie mumio! - chciałem go zdzielić z liścia, ale on był szybszy i uciszył mnie, kładąc mi dłoń na usta, a drugą przytrzymując moja dłoń, uważając, żebym mu nie przywalił.

- On tam jest - wyszeptał cicho - musimy być cicho.

Zdziwiłem się, i odepchnąłem jego dłonie z siebie.
Niech sobie nie pozwala na zbyt wiele, łajza jedna.

Lecz, gdy oboje chcieliśmy się wychylić zza rogu, żeby spróbować cokolwiek dostrzec, dazai'owi znowu zadzwonił ten chrzaniony telefon.

Dazai westchnął głęboko, przyłożył telefon do ucha i odebrał go.

- Słucham - w jego głosie można było wyczuć lekkie, stłumione zdenerwowanie.

- Dazai-San? - zapytał niepewnie Atsushi. Tylko on go tak nazywa, za wyjątkiem Akutagawy.

- O, cześć Atsushi-kun. W jakiej sprawie dzwonisz?

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Prezes zarządził drugie spotkanie. Podobno są nowe fakty w aktualnej sprawie.

- Rozumiem, niedługo tam będziemy - rzucił szybko po czym rozłączył się i  schował telefon do kieszeni płaszczu.

- Wychodzi na to, że mamy kolejne spotkanie - westchnął.

- No na to wychodzi - odparłem niechętnie - ciekawe co tym razem ustalili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro