1 - Ten durny Mori

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pobyt w szpitalu sprawiał, że Osamu miał zbyt wiele czasu i nie wiedział, jak go zagospodarować. Kiedyś wcale się tym nie martwił, ponieważ miał kogoś, z kim mógłby zabić nieubłaganie długie minuty.

Ale odkąd Odasaku został przeniesiony na oddział otwarty, Dazai po prostu nie potrafił uporać się z czasem. Wydawało mu się, że ma go tak dużo, zdecydowanie zbyt dużo, aby nic nie robić i aby jakoś połączyć jedną czynność z drugą.

Dni ciągnęły mu się niemiłosiernie, każda sekunda w pustym pokoju była jak uderzenie biczem w plecy. Dlatego Osamu chwytał się każdego durnowatego towarzystwa, żeby choć na chwilę zapomnieć o tym, że tak naprawdę jest sam i że już nie ma nikogo, z kim mógłby szczerze porozmawiać.

Z Kunikidą zadawał się tylko dlatego, że ów mężczyzna naprawdę potrafił go rozbawić tym, jak to wszystlo zapisuje w swoim niezwykle cennym notesiku. Dazai'a na ogół śmieszyło to, że większość zamkniętych tutaj ludzi pisze pamiętniki. Nie potrafił tego zrozumieć.

On sam wolałby raczej nie pamiętać żadnej spędzonej tutaj chwili.

Usłyszał, jak jego towarzysz znów mruczy coś pod nosem i rozpoczyna kolejną długą notatkę w swym idealnym dzienniku. Westchnął ciężko i przeczesał zabandażowaną dłonią swoje kasztanowe włosy, na powrót wbijając wzrok w las, rozciągający się za zakratowanym oknem.

Jeszcze zaledwie dwa lata temu nie zwróciłby uwagi na nic w otaczającym go świecie, bowiem to wszystko wydawało mu się bezwartościowe. Zresztą, jeszcze wtedy był zbyt zabiegany i nie miał na to czasu. Poza tym, czuł się, jakby nie należał do tego świata. Miał wrażenie, że jest on w jakiś sposób dla niego nieosiągalny, że on sam jest przecież tylko jedną z wielu jednostek, które chodzą po tej ziemi.

Ale teraz cały ten świat zewnętrzny wydawał mu się z wyglądu całkiem znośny, jednak jeszcze bardziej odległy niż wcześniej. Już całkowicie nie wiedział, co się w nim dzieje. Nie miał do niego dostępu, jego świat kończył się wraz z rozpoczynającym się lasem tuż za terenem szpitala.

Drzwi pokoju Osamu, w którym akurat przebywali, otworzyły się.

- Dazai-san.

Dazai odwrócił się. Jego oczom ukazała się młoda pielęgniarka, Naomi. Jej czarne włosy były związane w warkocz. Osamu dostrzegł również na jej fartuchu małe, prawie niewidoczne, krwiste plamki.

Szybko wciągnął na twarz promienny uśmiech. Taki, jaki Naomi powinna zawsze u niego widzieć.

- Słucham, Naomi-chan? Coś się stało?

Kobieta odwzajemniła jego łagodny uśmiech.

- Mam zabrać pana do gabinetu Mori'ego-sensei.

Osamu nie pozwolił, aby uśmiech uciekł z jego ust, mimo że w środku poczuł się jeszcze bardziej martwy, niż zazwyczaj.

Nie znosił Mori'ego. Sam jego sposób bycia był niezwykle irytujący. W dodatku ów psychiatra nigdy mu nie pomógł i zapewne nigdy nie pomoże. Zawsze gadał głupoty, machając przy tym rękami, jakby sam był chory na umyśle.

Dazai zdecydowanie wolał lekarza Fukuzawę, który często zastępował Mori'ego na oddziale i przynajmniej miał jakiś szacunek do pacjentów.

Powolnym krokiem udał się za Naomi, nie zwracając uwagi na Kunikidę, którego właśnie zostawił samego w swoim pokoju. Większość osób w takiej sytuacji zapewne wyprosiłaby go, bojąc się, że to może być jakiś cichy kleptoman lub ktoś gorszy.

Ale Dazai wiedział, że Kunikida nawet nie ruszy się ze swojego miejsca przy oknie, zbyt zajęty zapisywaniem w swoim ,,Ideale" każdego pierdnięcia, jakie usłyszy.

Aby znaleźć się w gabinecie Mori'ego, musieli opuścić mieszkalną, pilnie strzeżoną część oddziału i wejść na kolejne piętro. Choć wielu takie wyjście bardzo by podekscytowało, Dazai już wiedział, że w całym tym przejściu nie było nic ciekawego. Nigdy nie mijali żadnych miejsc, które w miarę nadawałyby się do popełnienia samobójstwa.

Naomi wyjęła klucze do przeszkolonych drzwi na początku korytarza. Kiedy już wyszli, pielęgniarka na powrót zamknęła je szczelnie.

Bez sensu, przecież i tak zaraz tu wrócimy - myślał Osamu ilekroć był świadkiem całego tego rytuału wchodzenia i wychodzenia.

Dopiero po chwili zorientował się, że podążają za nim dwaj sanitariusze. Przewrócił oczami.

Te wszystkie procedury bezpieczeństwa...

Potulnie szedł za Naomi. Przebyli krótki odcinek, łączący wejście do korytarza ze schodami. Wdrapali się na kolejne piętro. Tutaj nie było już żadnych drzwi i specjalnych zabezpieczeń. W korytarzu nie było nikogo, nie to co na dole, gdzie zawsze ktoś siedział przy którejś ze ścian na podłodze, albo gdzie krzątały się pielęgniarki. Tutaj panowała kompletna cisza, tylko od czasu do czasu słychać było stukot butów któregoś z lekarzy.

Skręcili w lewo i zatrzymali się przy trzecich drzwiach po prawej stronie. Naomi kazała Dazai'owi zaczekać, a mężczyzna zauważył, że sanitariusze nieco zbliżają się do niego.

Kobieta zapukała do gabinetu i za zgodą Mori'ego weszła do środka. Wymieniła z psychiatrą parę słów, których Dazai nie dosłyszał, albo wcale nie chciał słyszeć, bo go nie obchodziły. Potem wyszła, kiwnęła głową w stronę sanitariuszy, a Osamu, chcąc uniknąć nieprzyjemnego wepchnięcia do gabinetu przez dwóch mężczyzn, sam szybko wkroczył do środka. Sanitariusze oczywiście tuż za nim.

Mori, siedzący prosto na swoim kręcącym się krześle, z którego jakaś część na pewno pomogłaby Dazai'owi w popełnieniu samobojstwa, uśmiechał się. Ten uśmiech zapewne w zamyśle miał imitować uśmiech poczciwego starca, który był mądrzejszy od wszystkich, bowiem przeżył tysiąc pięćset sto dziewięćset lat na tym ponurym świecie, jednak Dazai'owi mówił on tylko: ,,Jestem debilem".

No i zaczęło się. Cholernie długi wywód na temat zachowania Osamu w ostatnim czasie, błahe pytania, na które Mori wcale nie chciał odpowiedzi i jakaś wzmianka o Kouyou, lekarce, która pracowała w szpitalu od niedawna.

Dazai nie słuchał, dopóki nie usłyszał nazwiska doktor Ozaki. Był to dla niego wyraźny sygnał, że coś się kroi - i tu wcale nie chodzi o jego ręce, które ostatnio próbował dosłownie pokroić plastikowym widelcem na obiedzie - bowiem Mori rzadko mówił o kimkolwiek innym niż o samym sobie. A już na pewno nie o kimś z pracy.

Dlatego Dazai dyskretnie nadstawił ucha, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek w ich pseudo rozmowie go zaciekawiło.

- Rozmawiałem z Ozaki-san i oboje stwierdziliśmy, że jesteś na to gotowy.

Mimo że nie padło jeszcze słowo, które potwierdziłoby domysły Osamu, mężczyzna był już pewny, o co chodzi.

Jakie to durne. Jak Kouyou mogła stwierdzić, że Osamu jest na to gotowy, skoro nawet słowa z nim nigdy nie zamieniła?

- Rozumiem, że jest ci trudno od kiedy Oda Sakunosuke został przeniesiony na oddział otwarty, ale...

- Nie, nie rozumiesz.

Czuł, jak sanitariusze spinają się za nim, gotowi go zaraz powalić na ziemię w razie potrzeby.

Mori uniósł brwi, a po chwili na jego twarzy znów zagościł ten głupi uśmieszek.

- Wierz mi, Dazai-kun, rozumiem więcej niż myślisz.

Osamu powstrzymał się, aby nie prychnąć pogardliwie pod nosem.
Sam wiedział, czuł, że nie jest gotowy. Żaden psychiatra nie wmówi mu czegoś innego.

Nie mógł zrobić czegoś takiego. Jeszcze nie zdążył do końca pogodzić się z myślą, że będąc na oddziale zamkniętym, już raczej nigdy nie zobaczy Ody. Nie potrafiłby nagle wpuścić do swojego pokoju jakiegoś kolejnego wariata, nie mówiąc już o zaprzyjaźnianiu się z nim.

- W każdym razie, jeszcze nawet nie powiedziałem, co chcę ci zaproponować - zauważył Mori, spalatając palce swoich rąk przy brodzie.

Ale Osamu był już absolutnie pewny, co lekarz chce powiedzieć.

Na chwilę rozbawiło go to, że Mori powiedział: ,,zaproponować". Ponieważ prawda była taka, że Dazai nie miał tu nic do gadania.

- Nowy pacjent Ozaki-san przebywa obecnie w izolatce, ale już wkrótce ma dołączyć do was.

Choć Dazai już wiedział, o co chodzi, to te słowa podziałały na niego, jak kubeł zimnej wody - i to wcale nie z tej rzeki, w której próbował się niegdyś utopić - ponieważ w głębi duszy liczył, że to będzie coś innego.

- Dlatego ustaliliśmy już, że Nakahara Chuuya zamieszka z tobą w pokoju. Cieszysz się, Dazai-kun?

Witam Was w moim nowym opowiadaniu (miejmy nadzieję, że tym razem coś z tego wyjdzie...)! Co sądzicie o 1 rozdziale? Wyszedł w miarę znośnie?
Powiem szczerze, że ja jestem całkiem zadowolona, chociaż z lekkim oporem szło mi pisanie o Dazai'u, bo jestem przyzwyczajona raczej do opisywania głębszych uczuć u Chuuyi. Ale mam nadzieję, że nie spartaczyłam tego za bardzo.

Btw, może chciałby ktoś zrobić mi jakąś ładną okładkę do tego ff? :3 Grafika to zupełnie nie mój świat XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro