10 - Powrót w pasy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak się czujesz, Dazai-san?

Dazai zdecydował się zupełnie ominąć tak zwyczajowe zapytanie, na które odpowiedź w owej konwersacji byłaby zupełnie zbędna - bądź też, na które odpowiedzi po prostu nie znał, bowiem samopoczucie szaleńca bywało wieczną zagadką - i posunąć się prędko dalej, do tematu, jaki, o zgrozo!, rzeczywiście go w tej chwili nader interesował.

Westchnął gorzko, nie dowierzając, iż kiedykolwiek zada to pytanie, mówiąc o kimś zupełnie innym, niż Odasaku, i wbił swój, tak niecodziennie zaniepokojony, jednak wciąż przenikliwy, wzrok w naturalnie uśmiechniętą twarz pielęgniarki.

- Kiedy on wróci?

Usta Naomi ledwo zauważalnie, nieznacznie skrzywiły się w odwrotną stronę do tej, w jaką pozostały uprzednio. Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć - i nie chodziło tu o to, że najzwyczajniej w świecie nie znała odpowiedzi, albowiem, będąc jedynie pielęgniarką, nie miała dostępu do głębszych informacji o pacjentach szpitala; szło o to, iż absolutnie nikt z zewnątrz nie miał pojęcia, jak długo potrwa pobyt Nakahary w szpitalnej izolatce. Jego szaleńczy stan, który był tą burzą po ciszy, nastąpiwszy zaraz po złudnym spokoju, jaki zdawał się tak zdradziecko utworzyć na krótki moment tylko pod wpływem jednego, całkowicie absurdalnego pocałunku, wciąż nie ustabilizował się przez te kilka godzin przebywania w odseparowanym pomieszczeniu i nic nie wskazywało na to, iż po owej burzy nastąpi bliska cisza. Jedynie sam Chuuya, obecnie do reszty niezrównoważony, którego organizmowi, o ironio, przynosiły ulgę tylko psychotropy, chwilowo wyciszające rozkołysany umysł i tym samym dające odpocząć zmordowanemu ciału, jakie przez większość czasu było zwykłym narzędziem do dawania upustu niezrozumiałym emocjom, być może mógł pojąć swe położenie i kontrolowanym znormalizowaniem swojego zachowania sprawić, iż te dni w zupełnym zamknięciu nie staną się jego wiecznością.

- Na pewno niedługo - odparła krótko i mało konkretnie Naomi. - Jak ręka?

Tak prędka zmiana tematu w zamyśle i intencji zapewne nie miała być niczym nieuprzejmym, jednak Osamu właśnie w taki sposób ją przyjął. Zmrużył lekko powieki w wyrazie nieprzychylności.

- W porządku - odparł zdawkowo. - To kiedy? - ponowił z naciskiem pytanie, unosząc brwi w wyczekiwaniu i napływającej irytacji, wręcz domagając się odpowiedzi tym ponaglającym spojrzeniem.

Chwilowy uśmiech, wyrysowany na twarzy Naomi, ponownie został szybko zastąpiony przez grymas. Pielęgniarka naprawdę pragnęła w tym momencie posiadać jakiekolwiek znaczące informacje, które mogłaby przysłowiowym szeptem wyjawić Osamu, choć w istocie byłoby to naruszeniem pewnych zasad. A od ostatniego incydentu z Dazai'em, Naomi była dokładniej obserwowana - natarczywe spojrzenia osób za kamerami były niemalże namacalne - tym razem, chociażby dzieląc się z niezrównoważonym pacjentem najmniejszą skrytą informacją, z pewnością wyleciałaby ze szpitala. Jednak nie było sensu się nad tym rozwodzić w obecnej sytuacji - nie była w stanie zbytnio nikomu podpaść i stracić momentalnie pracy, lecz z drugiej strony nie potrafiła również choćby minimalnie poprawić Osamu humoru przez zwykły brak posiadania wiedzy o Chuuyi. Doprawdy, szczęście w nieszczęściu.

- Nie wiem, Dazai-san - odpowiedziała prosto. Puste, owiane obłudą słowa, tworzące splątane, bezsensowne wyjaśnienia były zupełnie zbędne. Szczerość, która pod żadnym względem nie naruszała przepisów, choć niezbyt pocieszająca, była najlepszą opcją.

Ciało Dazai'a ze zgrzytem łóżka wgniotło się głębiej w materac w wyrazie rezygnacji. Wzrok ciemnych oczu mężczyzny przeniósł się z twarzy lekko zatroskanej pielęgniarki na poszarzałą pościel na posłaniu jego współlokatora.

Kobieta westchnęła ciężko i odwróciła się w stronę metalowego wózka. Chwyciła w dłoń jedynie plastikowy pojemniczek z lekami. Nie pofatygowała się nawet, aby wziąć także kubek z wodą, wiedząc, iż Osamu również nie wysili się, aby popić nią pigułki. Postawiła pudełeczko na szafce nocnej Dazai'a, po czym, pchając szczękający wózek, opuściła pokój.

Tym razem nie zostawiła Dazai'owi żadnych leków innego pacjenta.

Osamu leniwym i niechętnym ruchem przewrócił się na bok na skrzypiącym, twardym łóżku. Wyciągnął rękę w stronę pojemnika z - w większości po prostu otumaniającymi - psychotropami, jednakże jego dłoń zawisła nieoczekiwanie nad pudełkiem w bezruchu. Całe ciało mężczyzny zastygło, jedynie przenikliwy wzrok zdawał się żywo obserwować pigułki, spoczywające w plastikowym pojemniku, a w umyśle kotłować popaprane myśli.

Po kilku sekundach trwania w niepewności - i przetrzymywania w tym poczuciu zapewne osób za kamerą - cofnął się. Jego obandażowana szorstkim materiałem ręka uniosła się powrotnie i wróciła do swojego uprzedniego położenia, wzdłuż leżącego ciała Osamu. Dziś, o dziwo, nie miał ochoty zatruwać swojego organizmu. Miał epizod dziwacznego lenistwa, w obecnej chwili nie zechciał nawet przełknąć kilku tabletek. Jego gardło w pewien sposób odmówiło posłuszeństwa.

Jednakże zarazem był to mały bunt Osamu.

Zwrócił się w stronę kamery, która stale obserowała każdy jego ruch, i bezczelnie wyszczerzył zęby w teatralnym, perfidnie drwiącym uśmiechu. Następnie w zupełnej beztrosce obrócił się na drugi bok, w stronę łóżka Nakahary oraz okna. Jego ciemne oczy przez chwilę ospale wpatrywały się w czubki drzew, jakie składały się na gęsto rozciągający się las wokół terenu szpitala, nim, niby od niechcenia i braku lepszej czynności, która mogłaby posłużyć do zabicia czasu, rzeczy tak zwyczajnej w nudnym domu wariatów, zmorzył go sen. W obecnym momencie nie trzeba było jakichkolwiek psychotropów, leków uspokajających, czy nasennych do wywołania mieszanki czystego lenistwa i zmęczenia. Powieki, doprawdy nie mając nic innego do roboty, opadły powoli, a oddech unormował się błyskawicznie.

Z lekkiego stanu spokoju i krótkotrwałej nieświadomości wyrwało go tak rzadko dokładnie odczuwalne na ciele ciepło. Mężczyzna zamrugał kilka razy, by odgonić z oczu mgiełkę, jaka sennie spowijała jego widoczność. Czuł, jak jakieś chude, wątłe ramiona oplatają go bezwładnie od tyłu. Uniósł niemrawo rękę, wciąż jeszcze zamroczony uprzednim błogim snem, i odwrócił ją ostrożnie w stronę, w jaką prowadziły owe smukłe ramiona, których dłonie okryte były ciemnym materiałem.

- Co, do... - wymamrotał niewyraźnie pod nosem, marszcząc brwi w geście niezrozumienia i niemałego zaskoczenia.

Wbił swój zbłąkany wzrok o niesamowicie zwężonych w zdumieniu źrenicach w pobladłą twarz swojego łóżkowego kompana. Zamarł momentalnie, a szok wywołany samą obecnością Nakahary u jego boku, zastąpiło nadludzkie zmartwienie, bowiem uwagę Dazai'a od razu przykuł również inny istotny szczegół, znajdujący się tuż za głową Chuuyi.

Pojemnik z lekami Osamu był całkowicie opróżniony.

W umyśle Dazai'a wszystko poczęło klarownie układać się w całą teorię. Nakahara miał zamknięte oczy, zaś wargi, w których kąciku zbierała się ślina, beztrosko rozchylone w głęboko śpiącym wyrazie. Jego mizerne ciało spoczywało w łóżku Dazai'a - a żeby ułożyć się akurat tutaj, w tej sytuacji Nakahara musiał być dość otumaniony. Bądź też pijany. Opcja, iż ktokolwiek inny mógł połknąć pigułki, w takowym położeniu była naprawdę mało prawdopodobna.

Osamu przygryzł mocno wargę ze zdenerwowania. Rzucił oskarżycielskie spojrzenie w stronę szczelnie zamkniętych drzwi pokoju, następnie po raz kolejny zwrócił się w stronę zdradzieckiej pod każdym względem kamery, która akurat w tym momencie powinna była ich uważnie doglądać.

Co ten personel ma tam takiego do roboty?

Już w pełni przytomny i zaalarmowany, z łatwością uwolnił się z luźnego uścisku kościstych ramion Chuuyi. Podniósł się z twardego szpitalnego łóżka. Oczywistym dla niego było, iż jak najprędzej należy kogoś powiadomić o całym zajściu. Być może nie było jeszcze za późno.

Dazai dotarł do drzwi. I zatrzymał się niespodziewanie i gwałtownie, spostrzegając kolejny przejmujący szczegół następującej sytuacji.

Nakahara wziął jego leki. Dokładnie te psychotropy, które na pełnym widoku, nieostrożnie zostawiła tu Naomi.

Dazai dał się ponieść nieodpartej chęci uderzenia się otwartą dłonią w czoło pod wpływem częściowego poczucia głupoty swojej ulubionej pielęgniarki.

Jednakże co miał teraz zrobić? Mógł szybkim krokiem opuścić pomieszczenie i udać się do dyżurki, takowym działaniem jednocześnie do reszty wpienić Naomi oraz tego, kto przyprowadził Chuuyę do pokoju z izolatki i nie raczył się upewnić, że plastikowe pudełko jest puste, czy też nieco dłużej przypilnować rudowłosego, a zarazem, być może, przyczynić się do straty pracy osób, które w owym czasie rzekomo czuwały nad kamerami - co swoiście mogło być mu na rękę. Dodatkowo miał też drugą opcję, niezwykłą okazję - z pozoru zupełnie nieumyślnie i kosztem innych osób uśmiercić Nakaharę, który zdawał się być najbardziej wrogo nastawioną do niego postacią na oddziale.

I, kto wie, może po tym wszystkim Odasaku znowu by zwariował i wrócił...i potrzebował łóżka...

Osamu uśmiechnął się szeroko z rozmarzeniem na wspomnienie swego przyjaciela. Doprawdy, jakie marne życie którejkolwiek z istot było w jakikolwiek sposób znaczące, gdy w grę być może wchodził Oda? Myśli Dazai'a, z zewnątrz tak niedorzeczne, w jednej chwili skupiły się wokół wspaniałych wspomnień z Sakunosuke, a tym samym dokoła płytkiej, samolubnej troski o swoje własne poczucie wygody.

Zresztą, niby co takiego był Nakaharze winien? Ów rudowłosy mężczyzna chciał go zabić już kilka razy, mimo, iż w szpitalu przebywał od całkiem niedawna, a i nie zdołał Dazai'a zbytnio poznać. I jeden intymny gest, jakiego obaj stali się w jakimś stopniu ofiarą, nie odgrywał w tejże sytuacji żadnej roli...

Obraz Odasaku spłynął niespodziewanie z popapranego umysłu Dazai'a. Mężczyzna znów przygryzł mocno dolną wargę, znienacka czując, jak spoczywa na nich owy dziwny posmak, który uprzednio pozostawiły tam drobne usta drugiej osoby. Z wolna odwrócił się niepewnie w tył, z wahaniem spoglądając na stale nieruchomą sylwetkę Chuuyi.

Z ust Osamu wydostało się przeciągłe, ciężkie, gorzkie westchnienie.

Być może owy pocałunek istotnie nic nie znaczył, być może cała ich znajomość miała być wroga do samego końca, lecz być może teraz chodziło również o uratowanie Chuuyi życia. A ta chęć pomocy, jaka nagle się gdzieś w duszy Dazai'a obudziła, płynęła ze zwykłej, ludzkiej, wszczepionej dawno temu, jednak pozostającej dotychczas w chłodnym uśpieniu, normalnej potrzeby, a nie żadnego głębszego pragnienia rzeczywistego przywrócenia Nakahary do normalnego funkcjonowania.

Chociaż...

Kto wie, może po tym Mori stwierdzi, że już nie jestem aż tak szalony i przeniosą mnie na oddział otwarty... I wtedy znów spotkam Odasaku...

Dazai uśmiechnął się pod nosem w ironiczny sposób i zwrócił się powrotnie do drzwi. Nie powinien zwlekać, musiał się w końcu zebrać i wyjść na korytarz.

Myśl o absolutnie niewinnej nieuwadze Naomi umknęła mu gdzieś w dal. Jednakże, jakkolwiek by nie podejść do tej sprawy, Chuuya wciąż był pod każdym względem ważniejszy niż utrata pracy przez Naomi - czy też może jedynie zwykłe upomnienie, jeśli z całej sytuacji znów wynikłaby zupełnie inna, abstrakcyjna historia - i to krótkie przekonanie, jakie zatrzymało się w umyśle Osamu, ostatecznie pchnęło mężczyznę do złapania klamki.

Strzepując z głowy ostatki dziwnych, obłudnych, jakkolwiek niemożliwych do spełnienia i dość samolubnych marzeń - o ile można było je tak nazwać - otworzył drzwi.

Uśmiechnął się sprytnie.

Przynajmniej Chuuya zobaczy, co to płukanie żołądka.

Wystarczyło krótkie, treściwe objaśnienie sytuacji w dyżurce, aby do biegu zerwały się dwie pielęgniarki oraz jeden sanitariusz w pogotowiu, pędem kierując się w głąb korytarza i w pośpiechu potykając się o siedzącego samotnie pod ścianą holu Akutagawę. Dazai również nieco przyspieszonym krokiem poczłapał powrotnie do swojego pokoju. I to wcale nie z troski o Chuuyę, aby sprawdzić, czy personel nie wyrządza mu jeszcze większej krzywdy, niż sam już sobie wyrządził; po prostu chciał dokończyć swoją drzemkę, gdy już zabiorą Nakaharę na okropne płukanie żołądka.

Lecz zostało mu to momentalnie uniemożliwione, bowiem po wejściu do pomieszczenia spotkał się z doprawdy zaskakującym widokiem, jaki odrzucił mu sen z powiek. Rudowłosy, najwyraźniej w pełni na siłach do takiego wyczynu, stał wyprostowany na łóżku Osamu, a jego wargi wykrzywione były w idealnie niewzruszonym całym zajściem, kpiącym uśmiechu. Ciemnowłosy mężczyzna dołączył do personelu, spoglądając na Nakaharę z czystym, nieskrytym zdezorientowaniem.

- Ale cię nabrałem, kutasiarzu! - Chuuya roześmiał się drwiąco i donośnie, jak gdyby dumny z siebie.

Odbił się gwałtownie od skamieniałego materaca, który pod wpływem niemiłosiernego wstrząsu wydał znaczące stęknięcie, i wylądował z gracją na podłodze tuż przed Dazai'em. Delikatnie prychnął pod nosem z rozbawieniem, po czym otworzył szeroko usta i uniósł język.

A pod nim uchowały się barwne pigułki, które rzekomo powinny już być w jego żołądku.

Nie minęła sekunda, a personel na ten widok błyskawicznie zareagował. Cała trójka z mocą pochwyciła Nakaharę, który jednak, zamiast należycie się opierać, wciąż uśmiechał się głupkowato i irytująco w stronę Osamu, dopóki jedna z pielęgniarek nie dobrała mu się do gardła. Dopiero w kolejnych sekundach Chuuya, zrozumiawszy, co go czeka, począł niepohamowanie wierzgać i się szarpać, choć było już zdecydowanie za późno, nawet dla niego. Rozciągniete pasy zacisnęły swoje szpony na jego rękach i nogach, unieruchamiając go już po tak krótkiej chwili złudnej wolności.

Dojechaliśmy do 10 rozdziału, woah. Taka piękna, okrągła liczba, hihi <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro