14 - Dziwny plan

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chuuya czuł, jak jego policzki znienacka odrzucają stonowaną, mlecznobiałą barwę i zostają pochłonięte przez żywe, okazałe płomienie szkarłatnych rumieńców zażenowania. Szafirowe oczy miał szeroko otwarte, choć w rzeczywistości nie chciał wcale obserwować wydarzeń dnia wczorajszego, które w owym momencie były przed nim na pokaz odgrywane na potężnym monitorze komputera.

- To wszystko twoja wina, c-cwelu - bąknął głosem nieco rozjuszonym, zaciskając zęby i nerwowo odwracając ukradkiem wzrok od ekranu, ukazującego jego niemoralne zachowanie w pełnej okazałości.

Dazai parsknął perlistym śmiechem, swym wymownym rozbawieniem mając na celu jedynie wpędzić Nakaharę w jeszcze większe onieśmielenie i poczucie dyshonoru.

- Nagranie mówi coś innego - Jego słowa były, niefortunnie dla rudowłosego, bezsprzecznie zgodne z prawdą. - Spójrz, jak śmiesznie na mnie siadasz - ostentacyjnie wskazał palcem na niewielki zarys postaci Chuuyi, który był ukazany na monitorze i w następującym momencie filmu robił dokładnie to, o czym mówił roześmiany Osamu.

Ku wewnętrznej uciesze oraz uldze Nakahary, w tej samej chwili smukły palec, opleciony białym materiałem rękawiczki, stuknął pospiesznie w spację na klawiaturze urządzenia. Wideo z kamery w pokoju Dazai'a i Chuuyi urwało się nagle, perfekcyjnie ujmując w bezruchu sekundę, w której Nakahara pochylił się nad Osamu z zamiarem skosztowania jego ust.

- Reszty...wam oszczędzę - stwierdził, jak zwykle dobroduszny i poczciwy, dbający o psychikę pacjentów, doktor Mori, jednocześnie próbując zamaskować znaczący półuśmieszek, rozciągający niepowstrzymanie jego wargi - daremnie. Objął dłońmi monitor i odwrócił go powrotnie prawidłowo w swoją stronę, a upokarzający dwójkę pacjentów obraz zniknął z ich pola widzenia. - W końcu i tak wszyscy wiemy, co się dzieje dalej - odchrząknął sugestywnie.

Ciche prychnięcie było jedyną ekspresją, na jaką Chuuya mógł się obecnie zdobyć w swym zażenowaniu. Jego policzki nieustannie piekły, iskrząc się zabójczą czerwienią, a sylwetka skuliła się bardziej, wciśnięta w twarde krzesło. Dazai uśmiechnął się zawadiacko półgębkiem, spostrzegając owe w zamyśle ukradkowe ruchy.

Ozaki, usadowiona prosto na wygodnym, obrotowym fotelu tuż obok Ougai'a, naprzeciw dwóch sprowadzonych tu niezwłocznie po ujawnieniu doprawdy szokującego nagrania dewiantów, zastukała długopisem w czystą stronę otwartego notesu w nieco nerwowym geście. Klarowny wyraz jej twarzy oraz cała nieświadoma mowa ciała wyrażała napięcie i częściowe zakłopotanie przedstawiającym się całokształtem zaistniałej sytuacji.

- Dazai-kun, Chu...Nakahara-kun... - odezwała się niepewnym, słyszalnie nieprofesjonalnym tonem, już na wstępie głupio potykając się w zwrotach. - Wiecie, iż nie ma absolutnie nic złego w tym, że...okazujecie sobie uczucia, ale...czy naprawdę musicie to robić tak na widoku? - Końcówka jej wypowiedzi rozbrzmiała w gabinecie niemalże jak onieśmielony szept.

Osamu przewrócił oczami na jej słowa. W końcu było doskonale wiadomo, iż jej nagłe przejęcie nie wynika z rzeczywistej troski o wrażliwe nerwy i wyczulone na takie widoki oczy osób pilnujących kamer. Chodziło jej tylko o to, że całe owe zajście stawia Chuuyę w doprawdy niezbyt dogodnym świetle, a ich wiedza o tym wszystkim była na to dodatkowym dowodem. Nagranie ukazywało haniebny dla Nakahary ciąg wydarzeń, który bez wątpienia mógłby doszczętnie zniszczyć jego reputację - a co za tym idzie - dołożyć mu nieco krytycznych opinii, których nawet Ozaki, jego psychiatra, nie potrafiłaby zatuszować, gdyby dotarły do większej części personelu szpitala. Niefortunnie, ruchome obrazy na ekranie komputera nie mogły kłamać, Chuuya nie był w stanie pozostać całkowicie niewinny - a właśnie owa możliwa nieskazitelność jego wizerunku obchodziła Ozaki. Czyjakolwiek świadomość, dotycząca tak niechwalebnych czynów Chuuyi, w żaden sposób nie sprzyjała wypełnieniu powierzonej jej, nieodgadnionej misji.

Dazai wzruszył ostentacyjnie ramionami, wznosząc ręce ku niebu w geście teatralnej bezradności.

- Więc gdzie? Jedynym miejscem, gdzie nie ma kamer, jest łazienka - odparł.

- No właśnie... - zgodził się nieco bezmyślnie Nakahara, w chwili wypowiadania tych słów najwyraźniej zbyt głęboko zatopiony w zamyśleniu, bowiem zaraz po ich wylocie opamiętał się. - Chwila, po pierwsze, nie zamierzam z tobą już nigdy więcej odpierdalać czegoś takiego, a po drugie, wcale nie okazujemy sobie uczuć!

Kouyou uniosła wzrok znad zeszytu, stale niezapisanego, na Dazai'a i Chuuyę. Jej lśniące od różanego błyszczyku wargi rozchyliły się, by wypuścić ciężkie westchnienie o subtelnym brzmieniu, zupełnie zobojętniałym, nie wykazującym do końca jej obecnej postawy.

- Nakahara-kun - odezwała się nagle tonem niesłychanie spokojnym tonem, niezachwianym pod każdym względem. Nader poważną nutą swego głosu, wręcz niepokojąco niewzruszoną, przerwała następujące okrzyki i wyzwiska, bez skrupułów ulatujące z ust Chuuyi w stronę Osamu oraz skutecznie ściągnęła na siebie spojrzenia dwójki pacjentów, a także Ougai'a. - Złap Dazai'a-kun za rękę, proszę.

Mori wydał nieokreślony odgłos, w zamyśle zapewne mający wyrazić jego zaskoczenie, i zwrócił pełen niezrozumienia wzrok na Ozaki. Lekarka jedynie z nieustannym stoickim spokojem kiwnęła do niego głową na znak, iż może jej zaufać, bowiem jej działania są dość skrupulatnie przemyślane.

Głośny zgrzyt zębów Chuuyi był kolejnym zduszonym aktem następującego napadu wściekłości. Mężczyzna rzucił Kouyou wyzywające, wręcz bezczelne spojrzenie. Lód jego tęczówek płonął.

- Słuchaj - zacharczał z rozjuszeniem, nie mogąc powstrzymać rozeźlonego ślinotoku. - To, że ty dajesz tak sobą pomiatać, nie znaczy, że...

Jego kąśliwe, nienawistne, mówiąc jak najdelikatniej, słowa nie zostały, na szczęście, dokończone, gdyż ich potok przerwał ponownie rozbrzmiewający głos Kouyou, tym razem tnący, jak brzytwa, pełen podzielanych przez Nakaharę emocji.

- Nakahara-kun.

Wymamrotawszy jeszcze coś nieprzyjaznego pod nosem, rudowłosy zamilkł, jednakże jego ekspresja wciąż pozostawała niezmienna. Śnieżnobiałe uzębienie stale tworzyło niesympatyczny grymas, a smukłe palce nerwowo oplotły podłokietniki krzesła, zaciskając się na nich tak mocno, że aż pod materiałem czarnych rękawiczek dało się dostrzec zarys ściąganych żył i wydatnych kości.

Być może poddał się przy okrzykach i ulegle opanował swoje negatywne emocje, choć miał ogromną ochotę roznieść cały gabinet, jednak w ostatecznej kwestii jego zdanie było nieustannie takie samo. Pod żadną prośbą, czy nawet groźbą nie zamierzał robić tego, czego chciała jego psychiatra.

Toteż w tym niezwykle trudnym, nieustępliwym przypadku, postanowił zrobić to Dazai, ot, dla zabawy.

I nie zrobił tego wcale w głupawy, niepoważny i w tym wszystkim również narcystyczny sposób, na przykład dosłownie chwytając jedną ręką swoją drugą dłonią. O dziwo, zwyczajnie, z wolna uniósł rękę, owiniętą poszarzałym materiałem bandaży, i wyciągnął ją w stronę Nakahary. Palcem wskazującyn posunął lekko po pobladłej skórze nadgarstka Chuuyi, od zakończenia materiału podciągniętego rękawa białej koszuli do linii rękawiczki. Z cynicznym uśmiechem, przyozdabiającym usta, spostrzegł, iż mięśnie raz po raz rozluźniają mimowolnie się pod jego subtelnym dotykiem, a drobna dłoń, jeszcze chwilę temu kurczowo ściskająca oparcie krzesła, rozprostowała się nieznacznie.

Rudowłosy spiorunował go wzrokiem, nieustannie przesyconym żądzą mordu i negatywnie płomienistą aurą, jakiego wyraz zupełnie nie współgrał poprawnie z jego dziwnie potulnymi, zdradzieckimi reakcjami cielesnymi.

- Co robisz, gnoju...? - mruknął nieco niemrawo pod nosem.

Już miał się opamiętać, odsunąć jak najprędzej i nie pozwolić się omamić przez odurzające, wręcz uzależniające muśnięcia aksamitnych opuszków palców drugiego mężczyzny, lecz Osamu, wyraźnie wyczuwszy jego nadchodzący obronny ruch, w korzystnej chwili splótł ich dłonie razem, szybko, zgrabnie i na swój sposób zaborczo, nie znosząc sprzeciwu.

Chwilowa, nagła martwota w gabinecie nabrała zdecydowanie większej wymowności, niż by jakkolwiek wypadało. Czar buntowniczej aury Nakahary w mig prysł, lecz w rzeczywistości prawdziwe zaklęcie dopiero rozpoczęło swe osobliwe działanie, jakie teraz mogła zauważyć jedynie Kouyou, która na wstępie je rzuciła.

Chuuya warknął z przekąsem coś niezrozumiałego pod nosem i był to jego ostatni ruch zdenerwowania. Później zdawał się w zupełności rozluźnić, wewnętrznie jakoś godząc się z porażką, a jego chuda dłoń poddała się uściskowi Dazai'a. Całe napięcie, jakim nasycony był uprzednio każdy mięsień jego ciała, uleciało gdzieś w zupełnie nieznaną stronę.

Osamu w duszy musiał cicho przyznać, iż zniżenie się do wykonania tak żałośnej prośby Ozaki było, tak właściwie, niewielką ceną za możność podziwiania ze śmiechem płomiennych, nerwowych rumieńców, soczyście wykwitających na policzkach Chuuyi. Już tylko one wyrażały obecne zażenowanie zaistniałą sytuacją oraz - cóż, na ten moment już jedynie śladową - niechęć do trwania tej onieśmielającej chwili oraz owego zbytecznego fizycznego kontaktu. Jednakże zarazem ich żarliwa barwa była oznaką poddaństwa, nagłej uległości, będącej skutkiem całego zajścia...

Kouyou zmarszczyła podejrzliwie brwi, w skupieniu i zastanowieniu bezwiednie przygryzając czubek firmowego długopisu. Prędko zanotowała coś na kartce jednym wyćwiczonym ruchem ręki.

- Co dalej, Ozaki-sensei? - zapytał Dazai w nieskrywanie ironicznym tonie. - Mam położyć Chuuyę na stole, rozszerzyć mu nogi i...

Agresywny zgrzyt zębów rudowłosego, zwiastujący kolejny stłumiony wybuch, a także dobitne chrząknięcie doktora Mori'ego w porę zatrzymało wyciek kolejnych słów, kończących nieprzyzwoite wypowiedzenie.

Lecz Ozaki, słysząc jego niedokończoną wypowiedź, jakiej pełna treść jednak już sama się nasuwała, posłała mu uśmiech. I wcale nie miał on złośliwego, nienawistnego wyrazu - gdyby taki się okazał, Osamu z pewnością byłby mniej zaskoczony. W rzeczywistości był to najprostszy uśmiech, jaki Dazai kiedykolwiek widział, życzliwy, przyjazny, ciepły, być może wręcz radosny - i to właśnie wzbudzało niepokój.

Znienacka kobieta odwróciła się w stronę doktora Mori'ego, wciąż uśmiechając się przedziwnie sympatycznie.

- Mori-san, mogłabym przez chwilę porozmawiać z moim pacjentem na osobności?

Ougai, choć wielce ciekaw rozmowy Kouyou i Chuuyi, według panujących zasad nie mógł jej odmówić tajnej wymiany zdań z jej pacjentem. Podniósł się z wolna z krzesła, jakby z nieznacznym wahaniem. Gestem ręki nakazał zrobić to samo Dazai'owi. Osamu delikatnie wysunął dłoń z uścisku Nakahary, jaki nagle zdał się dziwnie zacieśnić, i wstał. Z ociąganiem i niechęcią skierował się za Mori'm do wyjścia. Tuż przed drzwiami obejrzał się jeszcze za siebie.

I dostrzegł nieodgadniony blask w rubinowych oczach Ozaki.

Gdy drzwi trzasnęły o framugę z dobitnym hukiem, oznajmiając, iż na pewno nikt nie będzie podsłuchiwał, Kouyou ostrożnie sięgnęła do szuflady. Wydobyła z niej, spod stosów różnorakich dokumentów swój własny, prywatny telefon komórkowy. W tejże sytuacji nie mogła użyć tego stacjonarnego na swoim biurku, bowiem z pewnością był na pewnym podsłuchu. Wybrała pospiesznie numer, a Chuuya prychnął głośno, nie kryjąc pogardy, rozpoznając ową kombinację cyfr już po samej hulance jej palców po klawiaturze.

Ozaki przyłożyła komórkę do ucha, a napięcie stało się niemalże namacalne. Ciszę przerywały jedynie sygnały łączenia. Kobieta nie musiała długo czekać na odpowiedź z drugiej strony. Charakterystyczny dźwięk rozległ się trzy razy, nim odezwała się spokojnym tonem:

- Znalazłam sposób, kochanie.

Nakahara znów prychnął niepowstrzymanie ze wstrętem, wywołanym zwłaszcza przez ostatni zwrot.

Słyszał tylko niezrozumiałe pomruki z drugiej strony połączenia. Słowa rozmówcy Kouyou zlewały się w jedność, tworząc nieodgadniony ciąg, lecz ton, w jakim były zachowane, jednoznacznie wskazywał na wzburzenie drugiej osoby. 

Ozaki skrzywiła się nieznacznie. Jej usta zacisnęły się w wąską linię, a powieki zostały zmrużone, jak gdyby pod wpływem zmęczenia lub rezygnacji. Lekarka westchnęła niemalże niesłyszalnie. 

- Tak - odparła na niewiadome Chuuyi pytanie. - Tak, wiem. Mhm... Postaram...zrobię to. Do zobaczenia.

Rozłączyła się, jakby z niesłychanym pośpiechem. Nerwowo, wręcz w popłochu nacisnęła czerwoną słuchawkę na ekranie. Odłożyła telefon powrotnie do szuflady.

- To mój ojciec?

Wypowiedzenie Nakahary było raczej zwykłym stwierdzeniem niż pytaniem, lecz Kouyou i tak kiwnęła głową.

- Niedługo stąd wyjdziesz, dokładnie tak, jak chciał, jeśli Dazai-kun zgodzi się na moje warunki...

Rozdział jest strasznie shitty. Wybaczcie, że tak długo musieliście na niego czekać. Znowu mam nawał roboty, eh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro