16 - Nienasyceni, zmuszeni poczekać

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dazai, stojąc nad łóżkiem swojego szpitalnego współlokatora i jednocześnie korzystając z wręcz gorącej kąpieli w promiennych smugach rażącego słońca, jakie radośnie prześlizgiwały się przez nieliczne szpary w surowo zakratowanych oknach, podczas całej ich znajomości po raz kolejny spostrzegł, jakże spokojnie i niewinnie wygląda Nakahara podczas snu. Za pierwszym razem rzeczywiście dał się na ten chwilowy urok nabrać, jednak obecnie w żadnym wypadku nie zamierzał poddawać się temu zdradzieckiemu wrażeniu.

Włosy Chuuyi, w jasnym świetle jak gdyby pochłaniane przez żywy ogień, były rozrzucone na całej powierzchni poszarzałej poduszki, tworząc rozmaite wzory z gęstych, żarzących się fali. Oczy nie drgnęły, nieustannie zamknięte w niezachwianym śnie. Policzki zostały subtelnie przysłonięte cieniem rzęs oraz oblane delikatnym, naturalnym rumieńcem. Usta rozchyliły się nieświadomie w równomiernym oddechu. Cały wyraz jego twarzy był niezwykle błogi - aż nie chciało się wybudzać Chuuyi ze snu i jakkolwiek go zmieniać.

Jednakże Osamu, znając prawdziwe oblicze rudowłosego, a także mając pewne dość istotne zadanie do wykonania, wziął silny zamach i bez uprzedzenia kopnął w skrzeczącą, metalową nogę szpitalnego posłania swojego współlokatora. W odpowiedzi usłyszał jedynie donośny szczęk łóżka, jaki nieco zagłuszył ospały pomruk niezadowolenia ze strony Nakahary. Chuuya poruszył się lekko niespokojnie przez sen, lecz jego oczy stale były zamknięte, a oddech wyrównany. Dazai nieustępiliwie ponowił swe działanie. Łóżko znów stęknęło nieznośnie i przesunęło się, z głuchym hukiem zderzając się z szafką nocną. Chuuya ponownie burknął coś niezrozumiałego pod nosem. Jego powieki podniosły się z delikatnym oporem, zaklejone mgłą nieświadomości.

- C-Co jest... - wymamrotał niemrawo tonem częściowo przesyconym irytacją, ale także beztroską, takim, jakim dziecko zwraca się do mamy, pospieszającej je do wstania do szkoły.

- Posuń się, Chuuya.

Usłyszawszy ów prośbę, przebijającą się do niego opornie przez ciągłe zmęczenie i zamroczenie, rudowłosy zamrugał kilka razy, przesadnie trzepocząc długimi rzęsami, chcąc odgonić przytrzymującą go w szponach senność. Przed jego oczami mętnie wyrysowała się postać Dazai'a, pochylającego się nad nim z nietęgą miną.

- Co jest, kurde, co...?

Ów dość spokojnie, jak na codzienne zachowanie Chuuyi, pytanie urwało się niespodziewanie, a jego dalsza część została zastąpiona przez donośny, zdenerwowany ryk zaskoczenia. Osamu nie raczył zaczekać na odzyskanie pełnej przytomności, czy też jakąkolwiek reakcję ze strony Chuuyi na swoją stanowczą prośbę. Sam, i bez jego pomocy, zręcznie chwycił skrawek szorstkiej kołdry, unosząc ją i zarazem wpuszczając pod pościel porażający chłód szpitalnego pokoju. Wślizgnął się prędko po szorstki materiał, swoim ciężarem wypierając drobne ciało Nakahary z jego miejsca i posuwając je na skraj posłania. Chuuya w ostatniej chwili gorączkowo złapał Dazai'a za kołnierz jego koszuli i zdołał utrzymać się na twardym materacu.

- Co ty, kurwa, robisz?!

Osamu ułożył się wygodnie, nie bacząc wcale na poczucie komfortu u Chuuyi i zajmując zdecydowanie więcej miejsca, niż by jego pozycja wymagała. Szpitalne łóżko, oczywiście, nie było przeznaczone do utrzymywania więcej niż jednej osoby, toteż Nakahara i Dazai musieli cisnąć się na jego małej powierzchni. Głowa zirytowanego rudowłosego stykała się z twardym bokiem nocnej szafki, całe jego ciało mogło w każdej chwili zsunąć się z łóżka i wylądować na zimnej posadzce. Osamu jednak nie zaprzątał sobie tym głowy nawet w najmniejszym stopniu, leżąc w jak najbardziej swobodnej pozycji blisko Chuuyi.

Ciemnowłosy odpowiedział jedynie nieodgadnionym uśmiechem na retoryczne pytanie ze strony Nakahary i przysunął się do niego jeszcze bardziej, choć w ich położeniu zdawało się być to niemalże niemożliwe. Leżeli teraz zdecydowanie zbyt blisko, podejrzanie blisko, nawet, jak na dwójkę mężczyzn, żyjących w czymś na rodzaj niepoprawnego romansu.

- Zagrajmy, Chuuya - szepnął.

Nakahara zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywiły się w grymasie pewnego niepokoju. Nie pojmował w pełni słów współlokatora, jednak zważywszy na ciasną bliskość ich ciał oraz nie do końca odgadniony, a na swój sposób także dziwnie uwodzicielski ton głosu, z pewnością było to coś...nieprzyzwoitego.

- O co ci chodzi, cwelu?

Dazai przyblizył się do Chuuyi jeszcze bardziej, będąc teraz wręcz absurdalnie blisko niego. Ciało rudowłosego ponownie zostało zepchnięte, przechylając się niebezpiecznie ku krawędzi łóżka. Niesamowicie rozgrzany oddech Osamu połaskotał przyjemnie jego nieznacznie odsłonięty obojczyk. 

- Zróbmy to, co chcieliby zobaczyć. - Osamu rzucił sugestywne spojrzenie w stronę kamery przy suficie w kącie pokoju, która od ostatnich wydarzeń zdawała się być z premedytacją perfekcyjnie skierowana wprost na łóżka pacjentów.

Nakahara prychnął pod nosem z oburzeniem i przewrócił oczami. Jednak było już nieco za późno na zatuszowanie płomiennych rumieńców na policzkach.

- Co ci znowu nagadali? - zapytał, starając się zabrzmieć choć w drobnym stopniu niechętnie.

Odpowiedział mu tylko tajemniczy uśmiech oraz iskrzące się w głębi oczu mikroskopijne lampeczki.

- Ja tylko proponuję ci...najprostsze rozwiązanie - odparł beztrosko Osamu. - Czy wolność nie brzmi dla ciebie kusząco?

Chuuya zmierzył go niesympatycznym spojrzeniem spode łba, usłyszawszy tak absurdalne i bezsensowne - według niego - słowa. Wolność w każdym aspekcie była dla niego obca. Z całą pewnością nie zaznałby jej głębiej, gdyby go wypuścili. Bycie kontrolowanym, nieustannie obserwowanym przez nieznajomą pielęgniarkę, czy sanitariusza nie przeszkadzało mu aż tak bardzo, jak bycie pod władzą własnego zaborczego ojca. Brak swobody podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym był zdecydowanie mniej okrutny i doskwierający niż na rzekomej wolności.

- Wolałbym nie wracać do domu... - bąknął niemrawo, a w jego głosie drgnęła nuta smutku.

Osamu westchnął ciężko, kołysząc ciepłym oddechem pukiel ognistych włosów, niczym subtelny wiatr delikatne gałęzie. Odwrócił twarz w stronę bladego sufitu, dzięki czemu rudowłosy mógł podziwiać jego profil - uniesioną kurtynę ciemnych rzęs, lekko zadarty nos i soczyste usta, zgrabnie układające myśli w słowa.

- No cóż, ja bym chciał - odpowiedział. - W końcu odwiedziłbym Odasaku, a potem skutecznie się zabił. - Na te słowa jego twarz rozświetlił tak niepoprawnie rozmarzony uśmiech.

Nakahara zmarszczył podejrzliwie brwi. Zmrużył powieki, a jego oczy poczęły sunąć po twarzy Dazai'a, jak gdyby doszukując się drobiazgów w jej wyrazie.

- Kto to Odasaku? - zapytał, starając się przybrać jak najbardziej obojętny ton, jednakże w jego głosie pobrzmiewała nieodgadniona nuta.

Osamu roześmiał się dźwięcznie pod nosem.

- Naprawdę tylko to odnotowałeś? - Ponownie odwróciwszy twarz w stronę rudowłosego, niemalże dotknął nosem jego delikatnie zarumienionego policzka. - Mieszkał tu ze mną przed tobą - przeszedł do zwięzłych wyjaśnień. - Był moim...przyjacielem. Przenieśli go na oddział otwarty krótko przed twoim przyjazdem. 

Nakahara zdał się śmielej przybliżyć do Dazai'a, utrzymując się stabilnie na materacu.

- Tylko przyjacielem? - Jego pytanie było ledwo słyszalne. W duchu Chuuya pragnął, aby Osamu jednak go nie usłyszał i nie zaszczycił go jakąkolwiek odpowiedzią, lecz dziwna zazdrość i jakby pretensja w jego głosie podsyciły brzmienie zapytania.

Osamu znów parsknął subtelnym śmiechem, jaki w tych okolicznościach niezmiernie irytował Nakaharę i ranił jego uszy.

- Tak. Spokojnie, nie musisz być zazdrosny - uśmiechnął się drapieżnie, spoglądając na Nakaharę spod przymrużonych powiek. - Jego nigdy nie macałem tak, jak ciebie, mały fiucie. 

Chuuya prychnął głośno na tę obelgę, wzburzony, i uderzył Osamu pięścią w nieco odkrytą pierś. Jego dłoń, skryta pod materiałem czarnej rękawiczki, spotkała się z wystającym materiałem szorstkiego bandaże, opinającego ciało Dazai'a.

- Wcale nie mam małego, ty kurwiu!

Dazai rzucił mu wyzywające spojrzenie, nieznacznie skryte za gęstą kurtyną ciemnych rzęs, okalających czekoladowe oczy, o niejednoznacznym wyrazie. Przysunął się do rudowłosego bliżej o kolejny milimetr, trącając go zaczepnie ramieniem.

- Znowu chcesz mi to jakoś udowodnić, maluszku?

Nakahara otworzył usta, na twarzy dorodnie już poczerwieniały, jakby chciał mu prędko odpyskować, czy też rzucić ciętą ripostę, lecz finalnie z tego zrezygnował. Zacisnął wargi w wąską linię. Wpełzł bardziej pod szorstką kołdrę i skulił się nieco. Jego głowa opadła bezsilnie, czoło przylgnęło do zabandażowanej klatki piersiowej Osamu.

- Masz rację, Dazai.

Dazai spojrzał w dół na swojego współlokatora, nieco zdziwiony, a niesforne kosmyki o najbardziej ognistym odcieniu marchwi połaskotały przyjemnie jego smukłe policzki.

- Zawsze mam, o którą kwestię dokładnie chodzi?

Ciężkie westchnienie, wydobywające się z ust Nakahary, pchnęło falę rozgrzanego powietrza wprost na pierś Osamu.

- Zróbmy dokładnie to, co chcieliby zobaczyć. - Wzniósł głowę i kątem oka zerknął na stale czujną kamerę, tylko czekającą, by uchwycić wyglądający choć trochę skandalicznie ruch - zważywszy na ich pozycję, takowe ujęcia z pewnością zapełniały już całe archiwum. - Mam cię dość, chcę już wypierdolić z tego pieprzonego wariatkowa - odwrócił się ponownie w stronę Osamu. Jego szafirowe oczy, znienacka specyficznie lśniące, posunęły po delikatnie rozchylonych w dziwnie ciężkim oddechu ustach Dazai'a. - Zróbmy to.

Osamu uśmiechnął się, nachylając się znacząco w stronę twarzy Nakahary.

- Poświęcisz nawet swoje dziewictwo, aby stąd wyjść? - mruknął niskim tonem tuż przy uchu rudowłosego, drażniąc je zarazem złośliwym chichotem.

Lecz jego wesołość nie była w stanie trwać wiecznie, wkrótce przerwana, zduszona przez żarliwe wargi Chuuyi.

Dazai, poczuwszy ciepło ust Nakahary, rażące zwyczajowy chłód jego ciała, momentalnie naparł na niego jeszcze mocniej, pogłębiając pocałunek. Nie zamierzał się hamować, nie teraz, kiedy nareszcie doszło do czegoś, co mogłoby być fragmentem ścieżki, jaka sprytnie poprowadziłaby go do wolności - śmierci. Nie teraz, gdy udało mu się obrócić przemyślany plan doktor Ozaki na swoją korzyść.

Nakahara ponownie niemalże zsunął się z materaca, będąc nieco nieuważnym przy rzuceniu się na Osamu tak znienacka. Ratując się przed bolesnym upadkiem - a także przed przerwaniem cielesnego kontaktu z Dazai'em, co byłoby zdecydowanie bardziej niefortunne - mocno chwycił materiał koszuli współlokatora. Przy okazji odruchowo oplótł go nogami w pasie, zapewniając sobie w miarę stabilne położenie. Roznamiętnionymi ramionami powędrował na chudy kark współlokatora, zaborczo przyciągając go jeszcze bliżej. Spod przymrużonych powiek, nieznacznie zakrywających lśniące, pożądliwe spojrzenie jego oczu, zerknął jeszcze na kamerę, bacznie ich obserwującą.

Idealne ujęcie, idealna sceneria, idealne ruchy. Tylko dla tej jednej idealnej scenki rozgrywali całe to przedstawienie.

Zimny dreszcz przebiegł niepostrzeżenie po skórze Chuuyi, kiedy dłonie Dazai'a wsunęły się pod jego przydużą koszulkę. Osamu wpił się agresywniej w jego rochylone wargi, silnie splatając ich rozgrzane, wilgotne języki, w dodatku bezczelnie i z przytupem kradnąc Nakaharze kilka oddechów.

Z premedytacją całowali się zjawiskowo. Podczas miłosnej szamotaniny i turalnia się po niewielkiej powierzchni posłania odrzucili niedbale kołdrę, gubiąc ją gdzieś na podłodze i ukazując położenie swoich ciał w pełnej okazałości. Perfekcyjnie przedstawili to, jak Chuuya leży na Osamu w dość intymnej pozycji, z nogami lekko podkurczonymi, jak subtelnie ujmuje jego oblaną szkarłatnym rumieńcem twarz, jak łaskocze gładkie policzki miękkim materiałem czarnych rękawiczek i przysysa się do jego ust z niesłychaną, płomienną lubością i żarem. Ostentacyjnie uwidocznili to, jak ich ciała splatają się namiętnie, wyraźnie pokazywali każdy intymny dotyk, każde muśnięcie, każde pociągnięcie jakiegokolwiek materiału.

Oderwali się od siebie dopiero, gdy ich płuca poczęły płonąć z niewyobrażalnego pragnienia pobrania nowej dawki powietrza.

- Hmmm, uznam to za ,,tak". - Dazai uśmiechnął się frywolnie.

Nakahara zaraz trzepnął go mocno w ramię, choć jego złość została stanowczo przyćmiona przez zawstydzenie, a jawna wścieklizna na twarzy przez soczysty rumieniec.

- Nie o to chodziło, głupku! - obruszył się. - Chciałem tylko...

Jego odpowiedź zawisła niepokojąco w powietrzu, jak gdyby utrzymywana na haczyku zażenowania, który w żadnym wypadku nie pragnął jej upuścić, wypuścić spomiędzy warg Chuuyi. Jednakże Dazai roześmiał się w głos, bowiem w głębi duszy doskonale ją znał.

- W takim razie twoja mamuśka będzie musiała jeszcze trochę poczekać.

Rudowłosy warknął coś agresywnie w jego stronę, niczym rozeźlone psisko. Podniósł się żwawo z jego ciała, jakby z jawnym obrzydzeniem, choć jeszcze zaledwie sekundę temu przylegał do niego i obcałowywał, rozpalony. Prędko zsunął się w dół i wylądował prosto na podłodze.

- Zaraz będzie obiad, chodź już - burknął nieprzyjaźnie, spoglądając spode łba na ciało Osamu w negliżu, z włosami niedbale splątanymi w miłosnym nieładzie, do jakiego doprowadziły je jego własne roznamiętnione palce, oraz płomienne rumieńce na twarzy, które także sam wywołał, obdarowując go pożądliwymi pocałunkami.

Dazai westchnął ciężko, choć jego usta były nieustannie rozciągnięte w filuternym uśmieszku, i z ociąganiem podniósł się z nagle przyjemnie ciepłego materaca.

Opuścili pokój już bez żadnej wymiany zdań, w milczeniu trawiąc to, co przed chwilą się wydarzyło, a także rozmyślając nad przyszłością tego, pożal się Boże, związku.

A niecierpliwi widzowie za kamerą, dotychczas bacznie obserwujący całe zajście, znów zostali niefortunnie porzuceni z niebywałym niedosytem.

Wesołego Sylwka i szczęśliwego Nowego Roku, moje skarbeczkiiiii~! 💗💗💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro