~18~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Deku..?

Chłopak nie odpowiedział. Dalej siedział na kolanach, pokryty dymem. Katsuki spróbował do niego podejść, i z trudem udało mu się wykonać jakikolwiek ruch.
Jego ciało pokrywał czarno-zielony dym, oczy świeciły się na zielono. Wyglądem przypominał Kurogiriego, jednak zamiast fioletowej poświaty, posiadał tą pasującą do jego oczu.

-Udało się?! Wstań.- Rozkazał zadowolony, na co Izuku posłusznie wykonał zadanie.- Kurwa mam to!

-Deku nie!

-Raczej Deku tak... Chociaż, ty już mi potrzebny nie będziesz...- Powiedział kierując wzrok na blondyna.- Zabij go.

-C-co? Po-pojebało cię?!

Jednak Izuku zaczął kierować powolne kroki w stronę zlęknionego szkarłatnookiego.

-Kurwa Deku! Chyba nie zamierzasz?! I-Izuku!

-On nic nie rozumie... Biedny Kacchan...-Powiedział rozbawiony, obserwując wyraźny strach w oczach blondyna. Gdy to jego ukochany, właśnie kierował się kroki by go zamordować.- Midoriya, szybciej.

Zielonooki przyśpieszył kroku głośno dysząc. Gdy już dzieliły go kilka kroków od blondyna Shigaraki głośno się zaśmiał.

-Może ostatnie słowa?

-I-izuku?- Zapytał, jednak zero reakcji że strony jego przyjaciela.- Ko-kocham cię...- Dodał cicho i w tym samym momencie Midoriya ruszył do ataku.

Blondyn zamknął oczy wyczekując najgorszego.

Jedna sekunda.

Druga sekunda..

Trzecia sekunda...

Bakugo nie został zaatakowany. Spanikowany, z ledwością otworzył oczy i skierował swój wzrok w stronę swojego oprawcy.

-Serum... Nie za-działało..?- Wychrypiał, gdy jego eksperyment, właśnie rozciął mu tętnicę, szponami.

-Z-za-za dzia-dział-działało...- Wydukał, po czym upadł na ziemię. Dosłownie obok blondyna.

W tym samym momencie niebieskowłosy osunął się po ścianie tracąc przytomność.

-Kurwa Deku?! Ży-żyjesz?!- Powiedział wciągając nastolatka na swoje kolana.- Kurwa nie odchodź! HALO DO CHUJA! POMOCY!

-Ka-ka-kacchan?

-T-tak to ja..

-Ko-kocham c-cię...- Po wypowiedzeniu tych słów jego powieki się zamknęły.

Katsuki zaczął głośno krzyczeć, jednocześnie prosząc przyjaciela, by ten się obudził. Żeby okazało się, że żarty sobie robi. Niemalże od razu przybiegło do nich czterech bohaterów, w tym Aizawa oraz Present Mic.

Szybko zabrali od niego, dalej dymiące się ciało nastolatka i biegiem zabrali go do pomocy medycznej. Katsukiego z resztą także, jednak pierw musieli go trochę uspokoić. Czyli podać leki i zaczekać kilka minut aż zadziałają.

Shigarakiego, nawet już nie obezwładnili. Endevor od razu powiedział, że ten nie żyje, gdy tylko sprawdził jego puls i zauważył ile krwi stracił.

///Skip Time///

Minął tydzień od akcji ratowniczej.

Katsuki zdążył zostać wypisany ze szpitala już po dwóch dniach, jednak do tej pory, rodzice nie chcieli go wypuścić z domu.
Po drodze, gdy zaszedł w głąb lasku, który znajdował się w pobliżu jego domu zobaczył małe urwisko z drewnianą kłodą, robiącą za most. Bardzo często tu bywał. Nie tylko za czasów dzieciństwa, gdy to razem z przyjaciółmi przechadzał się tędy w poszukiwaniu przygód. Ale także, gdy skończył już tę kilkanaście lat, przybywał tu by pobyć w samotności, uspokoić się i przemyśleć sobie wszystko. W tym momencie było dosłownie tak samo.

Stanął pod drzewem. Tym samym na którym widniał wydrapany napis "Deku i Kacchan". Przyjął się napisowi przywołując do siebie wspomnienia.

-Kacchan!

-Co Deku? No drzewo i co w związku z tym?

-Wyryłem na nim nasze imiona! Od teraz zawsze będziemy przyjaciółmi, do momentu kiedy zniknie ten napis!- Zawołał radośnie zielonowłosy czterolatek, wskazując na dwa imiona.

-Jak ty to zrobiłeś? To jest wysoko napisane...- Zauważył blondynek, gdy musiał stanąć na palcach by dotknąć napisu.

-Mama mi pomogła...

Bakugo, lekko uśmiechnął się na tę myśl. Wyjął nożyk z kieszeni, robiąc nowe zadrapania w korze.
Dokładniej wziął dwa imiona w serduszko, przy czym zrobił lekkie zadrapanie na swojej dłoni. Nie zwracając na to zbytniej uwagi dopisał na dole trzy daty.

Chwilę później, postawił pod drzewem krzesełko i złapał za wcześniej przygotowany sznur.

-Deku... Izuku... Dziękuję Ci za wszystko... W sumie za wszystko też przepraszam...- Zaczął cicho mówić a z jego oczu, zaczęły lecieć pojedyncze łzy.- Minął ledwie tydzień, a ja już nie wytrzymuję wiesz? Cholernie tęsknię...

Mówiąc tę słowa podniósł swój wzrok ku niebu, przekładając sznur przez głowę.

-Jednak jeszcze kilka minut... Zaraz znów się zobaczymy prawda? T-to nie będzie tak, że ja trafię do piekła i znów cię stracę..? Jestem pewien, że jesteś teraz aniołem... A-ale co do mnie to już inna sprawa...

Uśmiechnął się delikatnie, wolną ręką ścierając jedną z łez. Przed oczami ujrzał uśmiechniętego zielonowłosego Aniołka, który z każdą sekundą zaczął zanikać.

-Mówilem? Śliczny anioł z ciebie... Za dużo gadam co? Zaczekaj na mnie... Już do ciebie idę skarbie... Kocham cię.

Wraz z tymi słowami, krzesełko się przewróciło, pętla zacisnęła, a chwilę po tym było już po wszystkim...

Dosłownie po pięciu minutach na miejscu znaleźli się rodzice chłopaka razem z Aizawą. Spanikowani zaraz po zniknięciu syna z domu rozpoczęli poszukiwania, jednak znaleźli go o sześć minut za późno.

Blondynka widząc wiszące ciało swojego syna załamała się. Jej mąż siłą odciągnął ją z miejsca zdarzenia, gdy czarnowłosy zdejmował zimne ciało ze sznura.

Długo czekać nie musiał na przybycie policji i pogotowania.

-Zgon nastąpił kilkanaście minut temu...- Przyznał jeden z Policjantów.

-Spóźniliśmy się o jakieś pięć pieprzonych minut?- Westchnął brunet.

-Na to wychodzi...

Nauczyciel, nie dając dokończyć zdania swojemu rozmówcy podszedł do drzewa, zwracając uwagę na wyryte napisy.

-O co chodzi?- Zapytał zdezorientowany policjant.

-Wyryte napisy... Imiona są tu od dawna jednak reszta... Zrobił to niedawno...

-Są tu dwie daty? Dzisiejsza i sprzed tygodnia?- Dopowiedział funkcjonariusz.

-Data jego samobójstwa oraz data śmierci Midoriy... A ta trzecia..? Rozpoczęliśmy wtedy obóz...

-Zabił się nie wytrzymując utraty bliskiej osoby?

-Na to wychodzi...

~~The End~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro