Rozdział 9 - "Zachowanie"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dawno nie było, ale proszę bardzo.

Miłej lektury!



Przeciągnęłam się obolała, kiedy to w końcu ostatnia lekcja się zakończyła. Przez większość dnia zapoznawałam się z Julie i Oscarem, którzy jakby mnie przygarnęli do swojej – dwuosobowej – grupy znajomych. Jules zmieniła specjalnie miejsce, żeby usiąść ze mną, Oscar zajął miejsce przed nami. Praktycznie każdą lekcję przegadaliśmy szeptem. Tematy nam się nie kończyły. Mi i Julie szczególnie, kiedy się okazało, że słuchamy tych samych zespołów. Chodzili ze mną nawet na papierosa, a dzięki temu unikałam ponownej rozmowy z Basilem. Nie chciałam z nim gadać po tamtej sytuacji z rana, gdy się kłóciliśmy. Powiedziałam i tak za dużo, więc tyle wystarczało.

Podczas jednej tej schadzki, dowiedziałam się, że oboje należeli do szkolnego klubu tanecznego. Gdy wspomniałam im, że zastanawiałam się nad dołączeniem, zaproponowali mi pomoc. Podziękowałam i powiedziałam, że nie tańczę od wczoraj.

Moja przygoda z nim zaczęła się jakoś pół roku po tym jak znalazłam się w Norwegii – już po poznaniu Miszy, który mnie przyjął pod swój dach. Potem dołączyła do mojego zamiłowania Ingrid, którą uczyłam początkowo ruchów. Zmuszałam ją do tego, żeby nie bała się ruszyć biodrami czy przesunąć ręką po swojej talii – co i tak nie należało do czegoś bardzo trudnego i, jak to kiedyś nazwała Ingrid, „niestosownego".

— Masz zajebistą figurę! — odezwała się Julie, kiedy to chciałam założyć swoją koszulę po wychowaniu fizycznym.

Czemu nawet strój na ten przedmiot musi być odgórnie ustalony? pomyślałam, przyglądając się szarek koszulce i brązowym, dresowym spodniom.

— Cóż, dzięki — rzuciłam, wkładając ręce do rękawów.

— Becca, dlaczego tak bardzo unikasz swojego brata?

— Bo jest wkurwiający? — rzuciłam szybko.

— A tak serio?

Spojrzałam na nią zaskoczona.

Znam ją jeden dzień, a już jest w stanie zauważyć, że mam jakiś konkretny powód, by nienawidzić Basila.

Opuściłam wzrok, przybierając przy tym mimikę bez jakichkolwiek emocji.

— To długa historia... — powiedziałam mniej entuzjastycznie, kiedy do mojej głowy powróciło kilka obrazów z tamtego dnia.

Schowek w ogrodzie naszego rodzinnego domu...

Wyjątkowo ciepły dzień...

Basil, który chciał mi coś pokazać...

Pozostała dwójka, która się wzięła znikąd...

Trzask drzwi...

W tym momencie uświadomiłam sobie to, że przez kilka sekund stałam i wpatrywałam się w przestrzeń. Jules mnie delikatnie pchnęła w ramię, a ja na nią spojrzałam.

— Coś się stało? — dopytała zaniepokojona.

— Nie, jest okej. Po prostu coś sobie przypomniałam. — Kontynuowałam przebieranie się, by w końcu ponownie założyć ten wstrętny mundurek.

Wychowanie fizyczne było dzisiaj naszym ostatnim przedmiotem. Julie wspomniała, że spotkanie klubowe odbywa się co drugi dzień do końca tego miesiąca, bo później zaczynają się przygotowywać do konkursu. Od razu się jej wcześniej zapytałam, czy może odbywają się dzisiaj te zajęcia, ale niestety. Szybko zgasiła mój zapał. W tym dniu zostały odwołane przez nagłe złe samopoczucie opiekuna, który się tym wszystkim zajmował. Kolejne spotkanie ma się dopiero odbyć w środę, więc przez te dwa dni musiałam przeboleć, a to znaczyło jedno.

Musiałam siedzieć w domu z Basilem i tamtą dwójką...

Poprawiłam sweter bez rękawów, złapałam za torbę. Odwróciłam się do dziewczyny, która właśnie skończyła wiązać swoje buty. Złapała za swoje ubrania, schowała je do worka. Złapała za swój różowy plecak z miliardem naszywek i uroczych breloczków.

Już w kolejnej chwili ruszyłyśmy do drzwi, jednak na drodze stanęła nam dziewczyna, której wcześniej nagadałam. Przytrzymała ręką powłokę, jakby nie chciała nas wypuścić z pomieszczenia. Zmarszczyłam na ten widok brwi, jednak nie unosiłam na nią jeszcze wzrok. Wolałam narobić nieco klimatu.

— Ojej, chciałyście wyjść? — zakpiła.

— Susan, odczep się. Za mało miałaś wstydu wcześniej, gdy...

Przerwałam jej, podnosząc rękę. Zatrzymała swój wywód.

— Ledwo pierwszy dzień i już cię wytresowała, chihuahuo? — zadrwiła, a ja dalej nie powiedziałam ani słowa. — Co, nagle straciłaś język w gębie? Wcześniej byłaś taka chętna do grożenia, a teraz to co? Nagle się wystraszy...

Podniosłam na nią wzrok, przyglądając jej się spod przymrużonych powiek. Wzdrygnęła się przerażona. Przełknęła ślinę, opuściła rękę, którą przytrzymywała drzwi.

— Ojej, wybacz, że nie zamierzam odpowiadać na twoje gówniane zaczepki. Są na tak niskim poziomie, że nawet poziom nawodnienia gruntu je przewyższa.

Jules parsknęła śmiechem na moje słowa. Przy tym zakryła sobie usta, widząc minę Susan.

— Pozwól, że coś ci powiem. Takim zachowaniem, chcąc się postawić na wyższej pozycji, staczasz się na samo dno. Nikt cię nie będzie brał na serio, jeśli będziesz jedynie mówiła. Słowami co najwyżej osiągniesz coś w polityce, ale nie w normalnym życiu. Użyj do czegoś tego mózgu wielkości bakterii, chyba że chemia w produktach do makijażu już ci go całkiem wyżarła. W takim wypadku to już nic ci nie pomoże.

Złapałam za klamkę, wyszłam z szatni, a zaraz za mną Julie, która pokazała dziewczynie język i wydała z siebie głupi dźwięk, żeby bardziej zirytować szkolną gwiazdeczkę. Szturchnęłam jej bok, kiedy to robiła głupie miny, próbując sparodiować mimikę Susan. Przez to niemal non stop chichrałam się pod nosem.

— To co ja mam niby zrobić, żeby w końcu ze mną normalnie porozmawiała?

Usłyszałam nagle zza drzwi męskiej szatni. W tej samej sekundzie zza nich wyszedł mój brat, wraz z dwójką swoich przyjaciół. Za nimi kroczył Oscar, zaciskając swoje wargi. Skrzywiłam się okropnie, kiedy moim oczom ukazał się Basil, Benji i Doug.

Zatrzymali się gwałtownie, kiedy to mnie ujrzeli.

— Becky...

Poczułam, jak nagle wzdrygnęła mi się brew.

— B. E. C. C. A. — Narysowałam każdą literkę w powietrzu. — Czy to jest takie, kurwa, trudne do zapamiętania?

Warknęłam pod nosem, po czym ruszyłam dalej korytarzem. W ciągu kilku sekund dogoniła mnie Julie. Moment później Oscar. Dziewczyna poklepała mnie po ramieniu, chcąc mnie uspokoić. Chłopak w tym czasie wyjął zeszyt z torby i zaczął mnie nim wachlować, żebym ochłonęła.

Zatrzymałam się dopiero przy swojej szafce, do której schowałam strój na wychowanie fizyczne i niepotrzebne mi książki – czyli wszystkie, poza tą do matmy. Wciąż nie wierzyłam, że rodzice dali radę wszystko tak szybko załatwić.

Julie oparła się o drzwiczki obok ramieniem, Oscar podparł się na prostej ręce o te po drugiej stronie.

— Wątpię, że nienawidzisz go dlatego, bo nazywa cię dziecięcym skrótem twojego imienia — zaczęła ponownie Jules.

— Nie chcę o tym rozmawiać. — Rozpuściłam włosy peruki.

Delikatnie, żeby przypadkiem nie zerwać jej z głowy, przeczesałam kosmyki pod spodem i końcówki, które lekko się splątały podczas ostatnich zajęć. Mimo wszystko, porządnie się spociłam.

— Nie wiem, co ci zrobił, ale nie uważasz, że powinnaś z nim porozmawiać? W sensie, on wygląda, jakby naprawdę przez coś cierpiał — odezwał się tym razem Oscar.

— Bawicie się w moje osobiste głosy sumienia czy co? — Poprawiłam akurat włosy za uszy, po czym je złapałam w niskiego kucyka. — Już się z nim dzisiaj kłóciłam. Dwa razy. Z czego raz to był opierdol ode mnie dla niego, bo mnie wyciągnął z łóżka.

— Dobrze wiedzieć, żeby cię nie wyciągać siłą z wyra. Jak kiedyś byśmy pojechali na wycieczkę, to dobrze wiedzieć takie rzeczy — zaśmiała się Julie.

„Dobrze wiedzieć takie rzeczy", tak... Dobrze by było, żeby Sokolov do tego czasu mnie nie znalazł i nie zabił... – pomyślałam.

— Ta... — Zamknęłam szafkę. — Za dziesięć minut mam autobus.

— Nie jeździsz razem z Basilem i chłopakami? — dopytał zaskoczony Oscar.

— Możemy, proszę, przestać rozmawiać o tej Trójcy Świętej z piekła rodem? Naprawdę mam dosyć myślenia o tym, że jak wrócę do domu, to pod dachem siedzą jeszcze oni i cholerny królik.

Oboje parsknęli śmiechem. Po tym objęli mnie ramionami, żebym się na nich nie złościła.

Nasza znajomość była dziwna. Znali mnie ledwo jeden dzień, a zachowywaliśmy się tak, jakby ta relacja trwała całe życie. Oboje przyjęli miło moje towarzystwo, pomimo moich różnych huśtawek nastroju. Wątpiłam, że długo wytrzymają, ale jeśli przetrwają to dostaną ode mnie babeczki. Identyczne, jakie zrobiłam Miszy na dwudzieste czwarte urodziny. Może je przypaliłam, ale i tak zjadł. Wspomnienie tego, jak potem zdychał przez ból brzucha i ostatecznie je zwrócił z nawiązką do sedesu wolałam wymazać z pamięci...

— Becca!

Usłyszałam nagle, gdy akurat znaleźliśmy się na parkingu. Zobaczyłam Basila, który czekał przy swoim aucie. Zamrugałam kilkukrotnie, nie dowierzając, że w końcu, drugi raz od kiedy byłam w Ameryce, nazwał mnie poprawnym skrótem mojego i imienia – a przynajmniej tym, na który reagowałam.

— No patrz, czyli umie się do ciebie zwracać w niedziecinny sposób — rzuciła Julie.

— Jak widać... — Zrobiłam krok w jego stronę. — Poczekajcie.

— Jasne.

Ruszyłam w stronę Basila. Stanęłam niedaleko niego, zakładając przy tym ręce na piersi. W samochodzie siedzieli już Benji i Doug, który robili coś na telefonach.

— Czego chcesz? — spytałam prosto z mostu.

— Jedziemy, dosłownie, w tym samym kierunku i do tego samego domu, więc nie musisz czekać na autobus. Przecież możemy jeździć razem. — Skrzyżował ręce na piersi.

— Żebym się wami męczyła jeszcze bardziej? Podziękuję... — Pokręciłam głową.

Przy tym machnęłam lekceważąco ręką.

— Ale właśnie uciekł ci autobus... — zauważył, spoglądając w stronę przystanku.

Odwróciłam się w tamtą stronę. Warknęłam pod nosem.

— Kurwa mać... — rzuciłam pod nosem. — Specjalnie mnie zawołałeś, żeby mi zwiał, prawda?

— Skąd niby miałem wiedzieć, że akurat będzie jechał?

— No, jak widać, nie wiedziałeś, czyli w sumie nic nowego. — Założyłam ręce na biodrach, uśmiechając się złośliwie. — Jak chcesz, to sobie jedźcie. Poczekam na następny albo pójdę z buta.

Już miałam odchodzić, kiedy Basil nagle złapał mnie za nadgarstek. Spojrzałam na niego z chęcią mordu – identycznie, jak wcześniej na Susan. Nic sobie z tego nie zrobił, czym, nie powiem, że nie, ale mnie zaskoczył. Nawet Misza nie był w stanie mi patrzeć w oczy, kiedy stałam przed nim z takim wzrokiem.

To coś nowego. Pierwszy raz spotkałam się z osobą, która wytrzymywała pod moim spojrzeniem, wypełnionym czystą nienawiścią. W tym momencie mi nieco zaimponował. Może i był to podziw wielkości bakterii, ale nadal.

— Muszę z tobą pogadać...

— Możesz to zrobić później.

Pokręcił głową.

— A będziesz miała później na to humor?

Przestałam go zabijać wzrokiem. Zamrugałam kilkukrotnie.

— Dobra, raz ci to przyznam. Słuszna uwaga. — Spojrzałam na auto Basila. Potem na Oscara i Jules, którzy stali kawałek dalej.

Odetchnęłam lekko. Przejechałam językiem po zębach.

Miałam dwie opcje. Wyrwać rękę z uścisku Basila i wracać piechotą drogą, której do końca nie znałam albo jechać z nim samochodem i wysłuchiwać jego pierdolenia. Ani jednej, ani drugiej nie chciałam. Byłam padnięta, dlatego za wszelką cenę chciałam złapać poprzedni autobus. Z drugiej strony autem Basila dojechalibyśmy szybciej, bo nie musiałby jechać wyznaczoną trasą...

Może jednak się skuszę?

Westchnęłam cicho.

Najwyżej się zdrzemnę i nie będę musiała go słuchać.

— Dobra, pojadę — rzuciłam, zanim Basil zdążył cokolwiek powiedzieć.

— Co?

— Już powiedziałam. Nie zamierzam się powtarzać.

Przytaknął lekko, puścił moją rękę. Odwróciłam się do Julie i Oscara.

— Zobaczymy się jutro.

Oboje przytaknęli, uważnie przyglądając się Basilowi i mnie. Po chwili ruszyli w swoich kierunkach – Julie na drugą stronę ulicy na drugi przystanek, Oscar podszedł do motoru, który stał niedaleko. Przeszłam do pojazdu na tylne miejsce. Kątem oka zauważyłam, jak Basil się lekko uśmiechnął, jednak nie zwróciłam mu na to większej uwagi. Benji i Doug spojrzeli na mnie nieco zaskoczeni, jednak nic nie powiedzieli.

Rozsiadłam się z założonymi nogami i rękami. Moment wcześniej włożyłam do swoich uszu słuchawki, żeby nie musieć ich słuchać. Przez to też mogli rozmawiać między sobą swobodnie.

To, że czasami wyciszałam muzykę, żeby ich podsłuchać, czy przypadkiem nie mówili czegoś o gangu, to szczegół...

Moje przeszpiegi zostały jednak przerwane przez dźwięk powiadomienia. Spojrzawszy na ekran, ujrzałam ikonkę ze zdjęciem Miszy. Weszłam w konwersację.

Ja cię naprawdę sprowadzę z powrotem...

Wzruszyłam się lekko od śmiechu.

Praca przytłacza?

Nie żeby coś, ale od wczoraj wypiłem z 12 kaw...

Nie moja wina
Sam nie bierzesz nikogo do pomocy
Tylko wpadasz w stos papierkowej roboty

Nie przypominaj mi...

Weź ty se odpocznij
Zamęczysz się

Plus taki
Została mi końcówka

To jak skończysz
To won do wyra
Bo przyjadę
Żeby cię gazetą poszczuć

Nadal twierdzę
Że groźniej byś wyglądała
Z pilniczkiem

...
Pierdol się

Zapomniałaś, że nie mam z kim?

A idź ty

Wygasiłam ekran, jednak nie miałam długo spokoju. Zaczął wibrować, a ja zobaczyłam, że Misza do mnie dzwonił. Pokręciłam głową. Zakończyłam jego próby połączenia się ze mną. Powtarzał to do skutku, aż w końcu się lekko wkurzyłam.

Czy ty nie rozumiesz aluzji?!
Nie mogę teraz rozmawiać

Dobra, dobra
Zadzwonię później
Muszę ci coś powiedzieć
A tego lepiej nie mówić przez wiadomości

Ponownie wygasiłam ekran. Wyjrzałam przez oko.

Słusznie wcześniej podejrzewałam, że w ten sposób szybciej dotrzemy do domu. Może jeszcze kawałek był, ale przynajmniej nie musiałam spędzać tej drogi w zatęchłym autobusie.

Wygodniej się usadowiłam. Oparłam policzkiem o miejsce przy szybie. Od przed ostatniej lekcji czułam, jak szczypały mnie oczy. Chciało mi się spać. W końcu zostałam brutalnie wyciągnięta z łóżka po godzinie wypoczynku. Nie mogłam za nic zasnąć. Całą noc padał deszcz, który uderzał w szyby i dachówki, które dość głośno hałasowały. Nie potrafiłam w takich warunkach spać.

Nie bez powodu w Oslo miałam wygłuszony pokój...

Przymknęłam powieki.

Gdy ponownie otworzyłam oczy, leżałam na łóżku. Podniosłam się zaspana. Podrapałam się po głowie, jednocześnie ziewając. Przetarłam oczy, przy okazji pozbywając się jakiejś części mojego makijażu. Rozejrzałam się. Byłam u siebie, ale kiedy ja się tu przetransportowałam?

Ostatnie co pamiętałam, to jazda samochodem z tamtą trójką. Potem wydzwanianie Miszy. A później?

Wstałam z posłania. Nadal miałam na sobie mundurek w stanie nienaruszonym. Ruszyłam w stronę szafy, jednak zatrzymałam się w połowie drogi, widząc swoje odbicie. Peruka mi się lekko przekrzywiła. Miałam ochotę ją zedrzeć ze swojej głowy, jednak widziałam, że nie powinnam. W każdej chwili drzwi do pomieszczenia mogły się otworzyć. Poprawiłam włosy, po czym wyjęłam z garderoby ubrania na zmianę.

Przeszłam do łazienki. Szybko zdjęłam z siebie ten okropny mundurek. Wciągnęłam na tyłek dresowe spodnie. Założyłam luźną koszulkę, którą kiedyś ukradłam Miszy. Zdjęłam z głowy perukę, przeczesałam ją.

Z powrotem zarzuciłam ją na głowę, dokładnie ją przy tym nakładając, Ponownie je związałam, jednak tym razem w warkocz, który dość mocno zacisnęłam. Wyszłam z pomieszczenia, zostawiając wszystko porozrzucane na podłodze.

Podeszłam do telefonu. Zobaczyłam, że miałam powiadomienie od Miszy. Weszłam w wiadomości.

Zadzwoń do mnie jak się obudzisz
I nie dawaj Basilowi odbierać swojego telefonu

Zamrugałam kilkukrotnie.

Co się odwaliło? Kiedy niby on odebrał mój telefon?

Przymknęłam powieki, złapałam za kąciki oczu, starając sobie coś przypomnieć. Westchnęłam cicho. Włożyłam komórkę do kieszeni.

Jebać to...

Ruszyłam do drzwi. Nie słyszałam nikogo w domu – poza piszczeniem królika z pokoju Douga. Czyżby zostawili mnie samą? Jeszcze z tamtym gryzoniem.

Zeszłam po schodach, przeszłam przez salon, by kolejno znaleźć się w kuchni. Na blacie zauważyłam karteczkę. Wzięłam ją do ręki. Zmarszczyłam brwi, starając się do czegokolwiek doczytać.

Ktokolwiek to pisał, powinien popracować nad kaligrafią...

Pochyliłam się nad blatem, oparłam o niego łokciami. Przy tym próbowałam rozszyfrować każdą literkę po kolei, bo inaczej się nie dało. Po może dziesięciu minutach w końcu udało mi się dojść, co tu zostało spisane.

Pojehaliśmy na zakupy. Niedługo wrócimy."

Teraz bardzo ważna kwestia. Który dostanie ode mnie przez łeb za ten błąd ortograficzny? Uczyli się w jednej z najbardziej prestiżowych szkół w kraju, a popełniali takie błędy? A później się Basil dziwił, że nazywałam go debilem!

Wypuściłam liścik na blat. Podeszłam do lodówki. Spojrzałam na zawartość, szczególnie na wegańskie produkty, których naprawdę miałam dość. Zostały mi dwa jogurty. Powinnam zrobić zakupy, ale z drugiej strony w cholerę nie chciało mi się wychodzić. Tym bardziej teraz.

Odwróciłam głowę w stronę okna. Znowu padało...

Westchnęłam cicho, wzięłam jedno opakowanie jogurtu. Średni obiad, ale na chwilę obecną i tak nie miałam z czego zrobić sobie nic innego. Usiadłam na blacie, odkręciłam butelkę, napiłam się. Przy tym wyjęłam z kieszeni komórkę, która zaczęła wibrować. Nie wyciszałam jej, a przynajmniej nic takiego nie pamiętałam.

Spojrzałam na wyświetlacz. Zobaczyłam zdjęcie Ingrid, na co niemal od razu się uśmiechnęłam. Dawno z nią nie rozmawiałam. Obiecałam jej, że dzisiaj może będę miała dla niej nieco czasu, więc przydałoby się dotrzymać słowa. Przesunęłam palcem zieloną słuchawkę, przyłożyłam urządzenie do ucha.

— Dawno cię nie słyszałam, Ingrid — rzuciłam po norwesku, a co się zaśmiała.

I vice versa, cholerna babo, która nigdy nie ma czasu — odpowiedziała niemal od razu.

Parsknęłam cicho.

— Chciałaś pogadać.

Bardziej poplotkować jak to robiłyśmy, zanim wyjechałaś dwa cztery na dobę.

— Jasne, jasne. I tak jestem sama, nie mam co robić. Misza coś ode mnie chciał, wiesz może co?

Nie, ale mogę zapytać. Moment.

Usłyszałam jakiś hałas, jakby sprężyn, więc pewnie siedziała w swoim pokoju na łóżku.

Michaił! — wydarła się.

Musiałam aż odsunąć komórkę od ucha, które zabolało.

Czego się drzesz, Ingrid? — usłyszałam Miszę. — Co? Becca? Halo?

— Ajajaj, moje ucho. Cześć, Misza. Chciałeś pogadać.

No tak, ale spałaś. A przynajmniej tak mówił Basil, kiedy odebrał twój telefon.

— Yhm — wymruczałam cicho. — Co by mu tu odciąć w nocy?

Masz zakaz na odcinanie mu czegokolwiek.

— Ale mi się nudzi...

To znajdź sobie jakieś inne zajęcie poza okaleczaniem ludzi — powiedział stanowczo.

Cicho warknęłam.

Nie baw się w wilka.

— A kto mi zabroni? — Uśmiechnęłam się zadziornie, podnosząc butelkę z jogurtem, żeby ponownie zrobić łyka.

Kroszka, wiem, że się nudzisz, bo nie masz co ze sobą zrobić. Nie wiem, pograj na gitarze, pograj w gry na laptopie, odrób pracę domową, rozbierz się i ciuchów pilnuj, ale nie waż się nikogo okaleczać.

— Ale czemu? Ostatnia opcja brzmi najbardziej zachęcająco.

Kroszka...

— No dobrze, dobrze, staruszku.

Ja ci, kurwa, dam „staruszka".

— Starsi mnie nie kręcą.

Tobie się naprawdę nudzi...

— Dopiero zauważyłeś? — Zaczęłam machać nogami. — Żarty żartami. Pisałeś, że musisz ze mną pogadać. Co jest?

— Dwie rzeczy. Jedna odnośnie Sokolova. Druga odnośnie twojego zakładu z Milo.

— Zacznij od pierwszej — poprosiłam, odkładając pustą butelkę na blat.

•••Basil•••

Zatrzymałem się pod domem. Założyłem na głowę kaptur, widząc obecną pogodę. Znowu zaczęło padać i chwilowo się nie zapowiadało, żeby szybko miało przestać. Spojrzałem a chłopaków, którzy także zarzucili coś na głowy. Zwróciłem się ponownie na dom. Do głowy od razu wrócił mi moment, gdy wcześniej wróciliśmy ze szkoły.

Jak musiałem przenieść Becky do pokoju, bo zasnęła...

Odgoniłem od siebie na moment to wszystko, co powiedziała w szkole. Że zamierzała mi zgotować piekło w życiu. Nie chciałem w to wierzyć. Nie, raczej nie umiałem. Rozumiałem wszystko. Lata nieobecności ją zmieniły, co także powiedziała, gdy opowiadała tamtą „historię" o rodzeństwie. Musiała się sobą zająć sama, nie miała przez jakiś czas żadnego wsparcia, a przez to, co jej kiedyś zrobiliśmy, mało komu była w stanie zaufać.

Dziwnym trafem udało jej się zaznajomić z Julie i Oscarem, co już mnie całkowicie zbiło z tropu. Miała ciągłe huśtawki nastrojów, a ta dwójka jakoś do niej dotarła. Wolałem pominąć fakt, że Oscar należał do gangu. Nie chciałem, żeby ta znajomość się pogłębiła. Becky mogła przez to wpaść tarapaty. Już jej coś zagrażało, biorąc pod uwagę, dlaczego wróciła do Ameryki, ale to był kompletnie inny kaliber. Nawet ja sam ją narażałem...

Nawet przy mnie nie jest bezpieczna... – pomyślałem, otwierając drzwi.

Każdy z nas wziął rzeczy z bagażnika. Mimo faktu, że zrobiliśmy zakupy, żaden z nas nie wiedział, co zrobić do jedzenia. Braliśmy niezbędne składniki, których wymagała dieta. No i kupiłem kilka rzeczy dla Becky, choć o to nie prosiła. Widziałem, że zostały jej tylko dwa jogurty, a tym się za bardzo nie nasyci.

Ruszyliśmy do domu. Już od wejścia słyszałem swoją siostrę, ale mówiła w jakimś innym języku. Zmarszczyłem minimalnie brwi, zastanawiając się, w jakim tym razem postanowiła się porozumiewać.

— Ile ona zna języków? — odezwał się skonsternowany Benji.

— W sumie to wiem. Wiem tylko tyle, że wyzywała mnie od debili po rosyjsku — rzuciłem, zrzucając swoje buty.

Nieco wolniejszym krokiem ruszyłem do przejścia. Stanąłem przy krawędzi. Wiedziałem, że nie powinienem podsłuchiwać, zresztą nawet za dużo bym nie zrozumiał, ale miałem choćby minimalną nadzieję, że coś skumam.

— Det ville bety at vi har en føflekk...

Moja nadzieja właśnie poszła się jebać...

— Ok, "mamma", jeg skal være forsiktig og bære en pistol... — rzuciła nieco głośniej. — Jeg vet at de ikke slipper meg inn på skolen med dette. Jeg er ingen idiot.

Spojrzałem na chłopaków. Doug właśnie włączał tłumacza na telefonie, jednak wątpiłem w poprawne tłumaczenie tej aplikacji.

— Da du endret emne, nevnte du noe om innsatsen min med Milo. Hva var det om? — zacięła się na moment, jednak po chwili się znacznie podekscytowała. — Du tuller!? Endelig!

Z powrotem zwróciłem wzrok na Douga, jednak pokręcił jedynie głową. Tłumacz nie nadążał.

— Jeg ringer i morgen. Ja, ja, jeg hedrer meg selv for å vinne. Du legger deg. — Odsunęła telefon od ucha.

Westchnęła cicho, powoli zwróciła w stronę wejścia do kuchni, na co ja od razu się schowałem.

— Wy się bawicie we włamywaczy czy co odpierdalacie? — rzuciła od niechcenia.

Szerzej uchyliłem powieki, kiedy okazało się, że wiedziała od początku, że tu staliśmy. Westchnęliśmy, po czym weszliśmy niepewnie. Nie wiedziałem, czego powinienem się spodziewać. Ostatnim razem, gdy rozmawiała przez telefon, a ja nie chciałem jej przeszkadzać, stwierdziła, że ją podsłuchiwałem. Tym razem zrobiłem to jakby z premedytacją, ale i tak kompletnie nic nie rozumiałem.

Przyjrzałem się jej. Dziwnym trafem, wydawała się dość spokojna. Można nawet powiedzieć, że podekscytowana, czego nie dało się zauważyć na pierwszy rzut oka, ale oczu nie przekłamiesz. Wydawała się zadowolona, ale nie byłem w stanie się domyślić, dlaczego.

— Okej, ciebie się nieczęsto spotyka w dobrym humorze — rzuciłem, choć od razu tego pożałowałem.

Przecież od razu stwierdzi, że jej dokuczam.

— Zdrzemnęłam się, porozmawiałam z przyjaciółmi. Od razu lepiej. — Wzruszyła ramionami.

Zamrugałem kilkukrotnie, odkładając zakupy na blat. Spojrzałem na nią zaskoczony.

Ktoś mi podmienił siostrę?

— Ty masz naprawdę dobry humor — odezwali się jednocześnie Doug i Benji.

— Niespotykane — wyszeptał sarkastycznie drugi.

— Normalnie bym ci coś zrobiła za ten sarkazm, ale mam za dobry humor. — Oparła się łokciami o kolana.

— Coś się wydarzyło? — dopytałem zaciekawiony.

— Wygrałam z kumplem zakład. — Wzruszyłam ramionami.

— Jaki zakład?

— Kto dłużej wytrzyma ma weganizmie. — Podniosła swoją komórkę z blatu.

— Myślałem, że jesteś weganką z własnej woli.

— Nie jestem masochistką — odpowiedziała krótko.

— Co było nagrodą? — spytał zaciekawiony Doug.

— Pięć koła.

— Ile?! — odezwaliśmy się jednocześnie.

— Pięć tysięcy, ale wiedziałam, że wygram. Jestem zbyt uparta, żeby tyle kasy mi przeleciało koło nosa. — Zeskoczyła z blatu.

Ruszyła do wyjścia, ale jeszcze na moment zatrzymała się przy łuku.

— Może zamówimy pizzę na obiad? — zaproponowała. — Sądząc po waszych minach, nie macie pojęcia co zjeść, a to będzie najszybciej.

Zerknąłem na chłopaków. Wzruszyli ramionami.

— Możemy... — powiedziałem, nie dowierzając własnym oczom i uszom.

Ją naprawdę ktoś podmienił...

— Nigdy więcej weganizmu — wymamrotała pod nosem.

Zniknęła za rogiem. Benji i Doug pociągnęli za moją bluzę, żebym się bardziej pochylił. Spojrzałem na nich zaskoczony tym posunięciem.

— Co jej się, kurwa, stało? Kosmici ją podmienili? — spytał pospiesznie Benji.

— Wywaliło nas do innego wymiaru, gdzie ona jest miła? — zaproponował Doug.

— Wytłumaczycie mi, skąd wy macie takie durne pomysły? — Uniosłem brew.

Odwróciłem wzrok na wejście.

— Nie mam pojęcia, co tu się przed chwilą stało...

Becky była miła.

Świat się kończy? 


Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
Dajcie znać koniecznie i do następnego!



Tłumaczenie rozmowy:

 To by znaczyło, że mamy kreta...

Dobrze, „mamusiu", będę nosiła przy sobie pistolet...

Wiem, że mnie nie wpuszczą z tym do szkoły. Nie jestem idiotką.

Zmieniając temat, coś wspominałeś o moim zakładzie z Milo. O co chodziło?

Żartujesz!? Nareszcie!

Zadzwonię jutro. Tak, tak, uczczę sobie wygraną. Idźcie wy spać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro