in caelo et in terra

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Myślałeś kiedyś o tym, co stanie się z nami po śmierci? - zapytał Janek podczas jednej z tych nocy, kiedy zostawał u niego w mieszkaniu. Zośka pamiętał te krople deszczu, które uderzały o szybę, chłód, panujący w sypialni oraz atmosferę śmierci oraz strachu.

- Tak, w sumie to tak - oznajmił i niespodziewanie chwycił go za biodra, i uniósł tak, by Rudy usiadł mu na kolanach, gest ten wywołał rumieńce na twarzy Bytnara, który mimo kilku lat ich wspólnego związku, nadal czuł się zawstydzony pewnymi sytuacjami.

- I do jakiego wniosku doszedłeś? - zapytał, oplatając jego szyję.

- Że nie chcę o tym rozmawiać, ponieważ jedynie nas nakręcam - obrócił ich tak, że Janek teraz leżał pod nim, wyglądało to bardzo dwuznacznie i może przerodziłoby się to w coś więcej, gdyby nie ojciec Tadeusza, który niespodziewanie wkroczył do jego pokoju.

- Co wy wyprawiacie? - Niemalże wrzasnął, nie mając pojęcia, jaka relacja ich łączy. Oni jedynie patrzyli na niego w zszokowani, nie potrafiąc znaleźć słów, które mogłyby to wytłumaczyć.

- My.... tato, to nie tak - Tadek starał się ułożyć w głowie, jakieś słowa, które mogłyby opisać wszystko, co czuje, ale on jedynie drżał ze strachu jak osika.

- To jest dewiacja! Ty i on, naprawdę? To twoja wina! - Palcem wskazał na Janka, który miał ochotę zapaść się pod ziemię, nagle poczuł złość na Tadeusza, który nawet nie próbował przerwać tej tyrady - Wyjdź stąd i nigdy już się tutaj nie pojawiaj, nawet nie próbuj się do niego zbliżyć pederasto jeden! - Słowa mieszały się ze sobą, formułując się w ostre noże, przecinające jego duszę, on miał już dosyć wszystkiego, poczynając od wojny kończąc na miłości. Stwierdził, że łatwiej będzie wyjść, dać im ochłonąć i najwyżej nigdy nie wrócić.

- Nie wychodź, bo coś ci się stanie, jest późno. - Tadek zatrzymał go ruchem dłoni, bojąc się, że coś mu się stanie, niestety Janek już zdecydował, musiał odejść.

- I dobrze, niech idzie, może złapią go Niemcy i będę musiał się tym martwić - oznajmił Józef, a Zośka miał wrażenie, że jego serce łamie się na pół, nie wyobrażał sobie życia bez Rudego.

- Kiedy on umrze, umrę i ja. - Zawadzki właśnie przeciwstawił się ojcu, ale to nic nie dało, ponieważ Janek obrał sobie ten moment na opuszczenie mieszkania.

- Zrozum, że nie zamierzam tego tolerować, bo to chore i zupełnie niezgodne z naszą religią. Myślałeś o tym, co się stanie z tobą po śmierci za takie dewiacje?

- Jeśli stracę Rudego, który jest częścią mnie, nie chcę iść do nieba - warknął i odwrócił się do niego plecami, a Józef już wiedział, że rozmowa została skończona, zaskoczyła go to wyzwanie. Myślał, że to jedynie pierwsza miłość, która minie, ale niestety, chyba pomylił się, co do siły ich uczuć.

- Tadeusz, ja tak nie myślę... nikomu nie życzę aresztowania przez Niemców, oni tam robią straszne rzeczy, niezależnie od tego czy jesteś kobietą czy mężczyzną... Mam nadzieję, że wróci bez problemu do domu.

- Przez ciebie to graniczy z cudem, a teraz wyjdź! - krzyknął, zauważając, że życie bez Janka nie ma sensu, przymknął oczy i zaczął szeptać, aby ten wrócił bezpiecznie do domu.

- Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć cię imię twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi... - jego słowa były przepełnione bólem, a oczy pełne łez, niestety Bóg miał wobec nich inne plany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro