sicut et nos dimittimus debitoribus nostris

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jan Bytnar umarł, w wieku dziewiętnastu lat oddał swoje ostatnie tchnienie, jego powieki miały już nigdy się nie unieść, usta pozostały w przerażającym uśmiechu, skóra zrobiła się blada jak kartka papieru. Tadeusz nie chciał go takiego pamiętać, pragnął wymazać ze swojej głowy ich ostatnie chwile, starając się przywołać obraz Janka, który się uśmiecha szeroko, gładzi go po policzku i całuje delikatnie, niestety wizje te były niejasne i odległe, a on sam nie wiedział, co ma zrobić po jego śmierci. Najgorszy był dzień pogrzebu, kiedy już faktycznie uświadomił sobie, że to koniec, już nigdy nie będą razem, nie na ziemi, to był właśnie dzień, kiedy coś w nim pękło. Pamiętał, że zabrał ze sobą pistolet i nie zważając na nic strzelał do przypadkowych i jednocześnie zaskoczonych Niemców, on już nie miał nic do stracenia, chciał po prostu się zemścić, poczuć ból innych, skoro sam tak mocno cierpiał. Najwięcej pretensji miał do swojego ojca, który nawet nie przejął się śmiercią Rudego, chociaż przed odkryciem ich związku traktował Bytnara jak swojego drugiego syna, co nawet często powtarzał. Po śmierci Janka, Tadeusz się zmienił, zgasł. Całkowicie wycofał się ze spotkań towarzyskich, przygotowywał jakieś plany, płakał po nocach i tak naprawdę nikt nie potrafił mu pomóc. Alek próbował kilka razy się do niego zbliżyć, porozmawiać. Wiedział, że między tą dwójką wydarzyło się coś niezwykłego, coś czego on nie miał nigdy, ale nie umiał tego z nich wydusić, miał wrażenie, że Janek kilka razy starał mu się powiedzieć coś ważnego, ale niestety, jego już nie było na tym świecie i to również zabolało Alka, należy pamiętać, że to nie był jedynie ból Tadeusza.

- Możesz mi powiedzieć, co się z tobą dzieje? - zapytał, kiedy Zośka już piąty dzień z rzędu nie wychodził ze swojego pokoju.

- Wyobraź sobie, że ktoś właśnie łamie ci serce i zabiera część ciebie, że tracisz najważniejszą osobę w swoim życiu, że...

- On dla mnie też był ważny. Zośka, ale trzeba nauczyć się żyć dalej, on na pewno nie chciałby, żebyś tak leżał i płakał, to w niczym nie pomoże, musisz się pogodzić z jego stratą - Alek przysunął się do niego i pogładził go po plecach, Tadeusz pokręcił głową, jego przyjaciel chyba nie domyślił się, jak w rzeczywistości wyglądała ich relacja.

- Powiedział mi kiedyś, że zawsze będziemy razem, bez niego czuję się samotny, jak na morzu....

- Wiem, że go kochałeś i to nie w taki sposób jak ja, że to było inne i niepowtarzalne, ale Tadeusz... trzeba wyjść z tej żałoby....

- A wiesz, że to moja wina? Że gdyby nie mój ojciec nie schwytaliby go tej nocy? Że nie potrafię z nim rozmawiać, że w moim sercu jest dziura, której nie potrafię niczym zapełnić? Że mam ochotę umrzeć? - Tadeusz zaczął łkać, a Alek przytulił go do siebie, pozwalając mu się prawdziwie rozsypać, w końcu po to byli przyjaciele; mieli się wspierać nawet w najgorszym czasie.

- Jeśli chcesz to możesz powiedzieć mi wszystko, może to ci przyniesie ulgę? - zaproponował, a Tadeusz kiwnął głową, jakaś część jego duszy, chciała zapomnieć ten rozdział raz na zawsze, on po prostu nie chciał tyle bólu w swojej osobie. I powiedział mu o wszystkim, nie pominął jakiekolwiek szczegółu, nawet nie zauważył, kiedy Alek się rozpłakał, słuchając o pięknej relacji jaka ich łączyła.
Po kilku godzinach wspólnego pocieszania się nawzajem oraz bolesnych opowieści, Dawidowski doszedł do jednej prawdziwej konkluzji.

- Powinieneś wybaczyć ojcu, nie możesz chować urazy tak głęboko, to cię zniszczy - oznajmił i popchnął go w stronę drzwi, a Tadeusz przyznał mu rację. Nie potrafił wybaczyć szkopom, ponieważ oni zrobili to z premedytacją i go zniszczyli, natomiast jego ojciec, on działał pod wpływem emocji i Tadeusz zaczął się modlić, aby Bóg pozwolił mu wybaczyć przypadkowemu winowajcy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro