one shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Początek lata na twojej farmie zwiastowiał jedynie masę pracy w ogrodzie. Kupno nowych nasion, poszerzanie grządek, sadzenie kolejnych drzew owocowych. Wszelkie aktywności dotyczące farmy pochłaniały dużo czasu, nie wspominając już o potrzebie odwiedzania kopalni oraz utrzymywania kontaktu z sąsiadami z Pelican Town. Bardzo łatwo było zgubić rachubę czasu, a co gorsza, zapomnieć o sobie. Własne potrzeby odchodziły na bok, spychane przez pracę, co w pewnym momencie zaczęło się na tobie odbijać. Coraz wyraźniej podkrążone oczy, mniejsza ilość energii. Starannie starałaś się ukryć oznaki przemęczenia. I chociaż udało ci się naciągnąć znajomych, tak absolutnie nic nie umknęło twojemu mężowi, który już od dłuższego czasu martwił się twoim stanem zdrowia i sprawnością psychiczną.

Niedługo musiałaś czekać na rozmowę na ten temat. Elliott w zasadzie już od paru dni wyrażał swe zaniepokojenie, wypytując, czy na pewno wszystko w porządku, czy potrzebujesz dodatkowej pomocy, czy ma częściej zajmować się obrządkiem zwierząt i roślin. Nie zatajaliście przed sobą gryzących wasz myśli, odbywając zdrowe i spokojne rozmowy, dlatego też powiedziałaś mu szczerze i solennie, że czujesz narastające zmęczenie i chciałabyś odpocząć. Odpowiedź usłyszałaś niemal natychmiast.

- Zechciałabyś zatem towarzyszyć mi w pikniku?

Przemyślałaś to szybko. Piknik na łonie natury z mężem u boku na pewno dobrze by ci zrobił.

- O niczym innym w tym momencie nie marzę.

Wybrałaś najlepszą możliwą odpowiedź. Promienny uśmiech Elliotta niemal oślepił cię blaskiem, a pocałunek, chociaż nie pierwszy i nie ostatni, omal nie zwalił z nóg.

Zaplanowaliście randkę na jutro, ale gdyby nie późna godzina, Elliott z chęcią wyciągnąłby cię jeszcze tego samego dnia, w którym złożył propozycję. Zazwyczaj spokojny i zrównoważony w chwili usłyszenia twojej zgody wydawał się nad wyraz podekscytowany, zarażając także i ciebie. Nie mogliście się doczekać. Dawno nigdzie razem nie wychodziliście; ostatni raz tańcząc wspólnie do utraty tchu na Flower Dance.

Następnego dnia, po paru-godzinnych obrządkach nareszcie nadeszła pora na piknik.

- Gdzie chciałabyś się udać? - zapytał, pakując przekąski do wiklinowego kosza.

- Nie wierzę, że nie masz już wybranego miejsca - droczyłaś się.

- Hm, preferowałbym jednak gdybyś to ty dokonała wyboru, najdroższa - uśmiechnął się delikatnie - Dzisiaj skupiamy się głównie na twoim komforcie i preferencjach.

- No dobrze. W takim razie poproszę o piknik w lesie Cindersap.

- Świetny wybór, jak zawsze zresztą - cmoknął cię w usta.

Szybko uporaliście się ze spakowaniem wszystkich kanapek, przekąsek i napojów. Nie zwlekaliście więc dłużej, nie chcąc marnować więcej czasu. Pożegnaliście się z waszym kotkiem, awansując go również na posadę ochroniarza posiadłości, po czym ruszyliście do celu.

Próbowałaś namówić Elliotta do wyboru ostatecznego miejsca pikniku, ale był nieugięty, mocno trzymając się swoich przesłanek odnośnie do twojego komfortu. Czarujący i szarmancki. Jak zwykle zresztą. Twój wybór padł zatem na niewielką łąkę znajdującą się naprzeciwko mostu prowadzącego do polany, gdzie zawsze odbywał się Flower Dance. Mieliście blisko do rzeki, gdyby temperatura za bardzo wam dokuczała, ale starałaś się wybrać miejsce w cieniu, pod wysoką sosną (której jeszcze nie zdążyłaś ściąć). Spośród czubków drzew wystawał szpiczasty dach wieży czarodzieja.

- Nie sądzisz, że to dziwne, że ten most jest naprawiany tylko na Flower Dance? - zapytałaś, spoglądając na niepełną kładkę.

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odpowiedział - Rzeczywiście dziwne. Zakładam jednak, że major ma swoje powody.

- Pewnie tak - westchnęłaś.

Wtuliłaś się mocniej w swojego męża, a on w zamian objął cię ramieniem. Czułaś się wybornie. Bezpiecznie, bez ciągłego uczucia strachu, że padniesz u progu drzwi o drugiej w nocy, bo nie wyrobiłaś się z wszystkimi obowiązkami lub za długo zasiedziałaś się w kopalnii. Oczywiście całkowite porzucenie takiego stylu życia nie będzie łatwe i zapewne doprowadzisz się do takiej sytuacji nie jeden jeszcze raz (rel), ale beształaś się w myślach, że nie pozwalałaś sobie częściej na chwile takie jak te - w towarzystwie partnera i natury.

- Czy jesteś szczęśliwa, najdroższa? - zapytał Elliott.

- Tak - odpowiedziałaś krótko. Nie satysfakcjonowała cię ta odpowiedź. - Dziękuję, że mnie wyciągnąłeś. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebuję przerwy.

- Bardzo chciałem to usłyszeć. Twoje szczęście jest dla mnie najważniejszą wartością, a także powodem mojego spokoju ducha. - nachylił się mocniej nad tobą, parę marchewkowych kosmyków wydostało się zza jego uszu, łaskocząc twoje policzki - Czy uczynisz mnie jeszcze szczęśliwszym i pozwolisz ukraść pocałunek?

- Oczywiście - odpowiedziałaś, już podnosząc się do rozkosznej pieszczoty. Elliott często pytał cię o zgodę, co czasami wystarczyło, aby wzniecić twoje uczucia na nowo. Mężczyzna doskonały. - Jesteś niesamowity - sprawiłaś komplement, nie chcąc trzymać tych myśli tylko dla siebie.

- Dziękuję, najdroższa - uśmiechnął się, ale jego twarz szybko spoważniała - Czy jest jeszcze coś, co mógłbym dla ciebie zrobić?

- Na razie nie - odparłaś. Szybko jednak przyszedł ci do głowy pomysł, jak odreagować pokłady stresu - Chociaż, jest jedna rzecz, jaką możemy zrobić wspólnie.

- Czego sobie życzysz, kochanie?

Ożywił się nieco, co całkowicie cię rozczuliło. Jego podekscytowanie było przeurocze.

- Chciałabym popleść wianki z kwiatów, od bardzo dawna nie miałam okazji.

- Nie ma najmniejszego problemu. Jednakże muszę cię zmartwić, obawiam się, że nigdy nie opanowałem tej sztuki. Nie chciałbym stawać ci na przeszkodzie w twej odskoczni.

- Oj tam, gadasz głupoty. Nie będę o tobie myśleć w ten sposób. Poza tym, ja też nie jestem w tym mistrzem.

Patrzyłaś z ulgą, jak jego twarz z zatroskanej przeistacza się w uśmiechniętą, przepełnioną entuzjazmem. Dla zapewnienia większego komfortu ścisnęłaś mocniej jego dłoń, zapewniając, że wszystko jest w porządku.

- Chodź, zauważyłam w pobliżu duże skupiska stokrotek i koniczyny. Będą idealne na proste wianki.

Poderwałaś się do pionu, ciągnąc za sobą ukochanego. Nie odchodziliście daleko, rozety stokrotek i kępy białej koniczyny rozciągały się na dalszej połowie łączki, na której stacjonowaliście.

Poinstruowałaś Elliotta jak należy zrywać rośliny, aby dało się zrobić z nich wianek, co jakiś czas podpatrując, czy nie skubie ich za krótko. Nie umknęło twojej uwadze, że wybiera najpiękniejsze okazy, dokładnie oglądając czy nie posiadają żadnych skaz, czy ubytków.

Z racji tego, że planowałaś upleść dwa spore wianki, musieliście zerwać pokaźne garści kwiatów, z czym dosyć szybko się uporaliście z uwagi na prostotę czynności. W pewnym momencie oznajmiłaś, że wystarczy i czas zabrać się za gwóźdź programu, więc trzymając uzbierane rośliny przenieśliście się z powrotem na koc. Usiedliście naprzeciwko siebie, a ty ułożyłaś kwiaty w luce między waszymi nogami. Eliott uczynił to samo.

Wyjaśniłaś mu dokładnie zasady wicia wianków, jednocześnie sterując jego rękami, aby łatwej mógł opanować tę sztukę, co udało mu się zresztą w nadzwyczaj szybkim tempie, choć jego ruchy były flegmatyczne, lecz wykalkulowane. Tobie szło szybciej, ale widząc jak radzi sobie Elliott, zwolniłaś nieco tempo, nie chcąc za mocno go wyprzedzić i siedzieć później z założonymi rękami nic nie robiąc.

- Czy na pewno dobrze mi idzie? - zapytał. Spojrzał dodatkowo na ciebie, szukając aprobaty.

- Idzie ci świetnie, masz talent.

Promień bijący od uśmiechu, jakim cię obdarował, był mocniejszy nawet od blasku słońca.

Niestety pomimo zredukowania tempa i tak skończyłaś pierwsza. Sprawdziłaś jeszcze tylko, czy na pewno wianek jest odpowiednio usztywniony i czy nie ma niedociągnieć, ale na szczęście nie zauważyłaś żadnego feleru.

- Wyszło ci znakomicie, kochanie - pochwalił Elliott, wplatający już ostatnie sztuki kwiatów potrzebnych do sfinalizowania jego dzieła.

- Dziękuję. Mógłbyś nachylić głowę?

- Oczywiście.

Delikatnie umieściłaś wianek na czubku czerwonej czupryny i skorygowałaś jego ułożenie, aby nie zsunął się z głowy przy każdym najmniejszym ruchu. Przy okazji schowałaś parę jego kosmyków za ucho, chcąc poczuć miękkość jego włosów, która nigdy nie przestawała cię zadziwiać. W dotyku przypominały puch. Chciałaś zabrać rękę, ale Elliott okrył ją swoją własną, przenosząc twoją uwagę na jego oczy.

- Czym sobie zasłużyłem na taki piękny podarunek?

- To przecież nic takiego...

- Nonsens. Każdy prezent od ciebie jest dla mnie na wagę złota. Od samego początku naszej znajomości otrzymywałem od ciebie tylko cudowne prezenty.

- Oh, dziękuję - zarumieniłaś się delikatnie, na moment sięgając pamięcią do stania parę godzin przed jego chatką na plaży, czekając na podarowanie mu prezentu (rel) - Nie wiem, chciałam po prostu jakoś podziękować ci za to, że wyciągnąłeś mnie z rutyny. Zapomniałam już, jak dobrze jest po prostu nic nie robić, zamiast zapełniać dzień pracą. Także, dziękuję, raz jeszcze, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

- Wobec tego musimy wychodzić częściej. A jeżeli nie będziesz miała ochoty na opuszczanie farmy, możemy relaksować się nawet w domu. Wystarczy tylko powiedzieć, że potrzebujesz odprężenia, ja z wielką chęcią zrobię wszystko, aby ci pomóc.

Rozczuliły cię jego słowa. Nie mogłaś wyobrazić sobie lepszego męża, osoby o bardziej czułym charakterze, niż Elliott. W dwóch zdaniach sprawił, że poczułaś się lepiej, choć trochę głupio, że od momentu pojawienia się znużenia i wyczerpania nie poprosiłaś o pomoc. Przecież Elliott zrozumiałby od razu i natychmiast podjąłby działanie. Na razie nie chciałaś się tym jednak dodatkowo i niepotrzebnie zadręczać, teraz przyszedł czas na satysfakcję ze spędzania czasu z mężem na łonie natury.

- Nie wiem już który raz, ale dziękuję.

- Zawsze służę pomocą.

Pocałował twoją dłoń z dokładnie wyważoną delikatnością, muskając kilka razy ustami o knykcie i skórę grzbietu. Jego dotyk był elektryzujący, a jednocześnie romantyczny. Doprowadził cię nawet do rumieńców, które Elliott przyjął z subtelnym uśmiechem.

- Wybacz najdroższa, ale nie byłbym spełniony, gdybym nie dokończył pracy nad moim wiankiem.

- Oh, oczywiście - odchrząknęłaś, maskując zakłopotanie, które nagle cię owiało.

- Potem jednak muszę, ależ, muszę wziąć cię w swe ramiona.

Sfinalizowanie dzieła nie zajęło mu dużo czasu. Eliott musiał jedynie połączyć początek i koniec, a także wzmocnić konstrukcję, aby nie doszło do zniszczenia wianka. Ukończona twórczość zajęła miejsce na twojej głowie, gdzie została już do końca pikniku.

Elliott zbliżył się do ciebie i gestem pokazał, abyś oparła plecy o jego klatkę piersiową, abyście wspólnie zwróceni byli ku rzece. Zaraz potem jedno z jego ramion znalazło sobie miejsce pod twoją pachą, a dłoń ulokowała się na brzuchu, gdzie zaraz dołączyła do niej druga.

- Wygodnie? - zapytał miękko.

- Jest idealnie - odpowiedziałaś.

Biło od niego ciepłem, które pomimo letnich temperatur nie przeszkadzało ci w żadnym stopniu. Cieszyłaś się, że możesz go poczuć, że jest blisko ciebie, że razem jesteście w jednym z twoich ulubionych miejsc. Było to magiczne, wyjątkowe, nawet pomimo tego, że nie był to wasz pierwszy piknik.

- Kocham cię, Elliott - wyznałaś szeptem. Niedaleko zaszeleściły szuwary.

- Kocham cię, [Imię] - odpowiedział.

Nachylił się, aby pocałować twój policzek, znów łaskocząc cię zagubionymi lokami. Zaśmiałaś się cicho.

Na moment zapanowała między wami komfortowa cisza. Wsłuchiwałaś się w odległe stukanie dzięcioła, rechotanie żab. Udało ci się nawet wypatrzeć samotną czaplę przygotowującą się do lądowania na jeziorze. Życie nabrało prostoty i surowości, czego wbrew pozorom nie mogłaś doświadczyć na swojej farmie.

Przylgnęłaś mocniej do Elliotta i westchnęłaś szczęśliwa.

bonus:

- [Imię] - usłyszałaś szept, przerywający ludzką ciszę - Odwróć się bardzo powoli.

Zaciekawiona spełniłaś polecenie. Momentalnie twoje usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Musiałaś jednak bardzo szybko je zakryć, aby powstrzymać się od chichotu.

Na nosie Elliotta siedział bowiem motyl. Soczyście turkusowe skrzydła wznosiły się i opadały powoli, gdy żyjątko najpewniej zbierało siły przed dalszą podróżą. Owad był spory, gdy rozpościerał skrzydła spowijał trzy-czwarte twarzy twojego męża.

- Chyba spełniło się twoje marzenie - zaśmiałaś się.

Zapewne gdyby mógł, przyznałby ci rację, ale w obecnej sytuacji nie był nawet w stanie kiwnąć luźno głową.

- Nie ruszaj się, muszę zrobić zdjęcie.

Szybko wyciągnęłaś telefon, chcąc uchwycić ten moment, co na szczęście udało ci się zrobić. Zyskałaś tym sposobem nową tapetę. Krótko po tym motylek odleciał, a twarz Elliotta przeszył szeroki uśmiech.

- To było wręcz wyborne. Trochę drapiące, ale zjawiskowe. Oh, szkoda, że czas naszej znajomości był tak skąpy.

- Znając ciebie i twoje naturalne zdolności przyciągania zwierząt, spotkasz jeszcze niejednego motyla. Może nawet jeden z nich zakoleguje się z tobą na dłuższy, tak samo jak krab z kieszeni.

- Właśnie rozerwałaś bliznę, kochanie. Czasami wciąż mam wrażenie, że coś porusza się w kieszeni mojej marynarki. Dlatego też jestem wdzięczny, że żyje razem z tobą na farmie.

- Nie wkręcaj mnie, przecież wiem, że tęsknisz za tym krabem.

- Aż nader.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro