𝑫𝒐𝒘𝒏𝒕𝒐𝒘𝒏 𝒘𝒆 𝒍𝒆𝒕 𝒊𝒕 𝒈𝒐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

𝕷𝖊𝖛𝖊𝖑 𝖔𝖓𝖊: 𝖋𝖎𝖌𝖍𝖙 𝖜𝖎𝖙𝖍 𝖄𝖔𝖚𝖗 𝖇𝖗𝖔𝖙𝖍𝖊𝖗
𝔏𝔬𝔞𝔡𝔦𝔫𝔤 𝔠𝔬𝔫𝔱𝔢𝔫𝔱...

𝖕𝖑𝖆𝖞

- Trzydzieści pięć! Wygrałem! - krzyknął różowowłosy i aż podskoczył na swoim siedzeniu z ekscytacji. Chłopak siedzący po jego prawej stronie jedynie jęknął z rezygnacją, nie zdziwiony tym, że jego starszy brat znów wygrał. Sięgnął do portfela i wyjął parę  dziesięciotysięcznych banknotów. Wcisnął je do ręki swojego towarzysza, robiąc zniesmaczoną minę, gdy ten wystawił mu język.

- No nie ciesz się tak - burknął tylko i z ustami wykrzywionymi w podkówkę oparł się o siedzenie.

- Czymś się muszę cieszyć - odpyskował drobniejszy. - Szczególnie po tym, jak z dnia na dzień dowiedziałem się, że z Busan przeprowadzamy się do jakiejś meliny w górach. Prawda, mamo? - przesłodzony głos Jimina wręcz ociekał jadem, gdy zwrócił się do drobnej brunetki siedzącej za kierownicą. Ta jedynie prychnęła głośno, wcale nie przejmując się wywodem swojego starszego syna.

- Powinieneś się cieszyć, że możesz spędzić czas ze swoją kochaną mamusią i rozkosznym braciszkiem - Jimin przewrócił oczami na to określenie. Jungkook na pewno do rozkosznych nie należał. - Z resztą to tylko pół roku. Powietrze bez smogu i cisza nie zaszkodzą ci aż tak - mruknęła, zaciągając się w między czasie papierosem i wypuszczając dym za okno samochodu.

- Ale zaszkodzi moim relacjom towarzyskim! - jęknął Park i po złożeniu rąk na piersi wbił się głębiej w fotel. - Żaden z moich kumpli nie będzie o mnie pamiętał po pół roku. Z kim będę grał w CS'a? Z tym czymś obok mnie?

Wzrok różowowłosego wymownie spoczął na młodszym.

- Och, dziękuję ci bardzo, kochany braciszku - Gguk obtarł nieistniejącą łzę z kącika oka.

- Po powrocie do Busan zostanę zupełnym outcastem, nikt nie będzie ze mną rozmawiał, a moi starzy koledzy będą udawać, że mnie nie znają i...

- I może to najlepszy czas na poszukanie prawdziwych przyjaciół? - wtrącił się Jungkook, za co po raz kolejny oberwał po głowie. Bolało, ale Gguk uzyskał to, na co liczył. Rozdrażnił bestię.

- Ja przynajmniej nie otaczam się nerdo-pedałami w starych sweterkach.

- Taehyung-hyung i NamJoonie-hyung nie są nerdami, to bardzo inteligentni młodzi ludzie, którzy najzwyczajniej w świecie gardzą konformizmem. Powiedz mi hyung, czy ty w ogóle wiesz, czym jest konformizm?

- Nie, i nie czuję potrzeby, by to wiedzieć - Jimin poprawił pukle swoich różowych włosów nerwowym ruchem dłoni. - A ty, JeongGuk, wiesz, jak to jest mieć życie?

- Nie wydaje mi się byś i ty posiadał takową wiedzę, Jimin-ssi. Od kiedy się znamy, przynosisz mi tylko wstyd.

- Ja tobie przynoszę wstyd - krótki histeryczny śmiech rozniósł się po samochodzie. - Wiesz ile potencjalnych partnerów straciłem przez twoje zjebane poczucie humoru? Czasem nawet sam twój ryj wystarczał, by odstraszyć ode mnie moich crushów. Szczególnie, gdy znajdował się w postaci naklejek poprzyklejanych po całym pokoju!

- Widzę, że nie rozumiesz moich motywacji. Nie dziwi mnie to zbytnio, w końcu twoja inteligencja, powiedzmy sobie szczerze, nie jest zbyt wysoka. Ale to wszystko z czystej miłości, braciszku! A co, gdyby któryś z nich roznosił HIV czy jakieś inne paskudztwo? Chciałbyś mieć wszy łonowe, hyung? Nie uważasz, że te na twojej głowie już wystarczą?

Jimin właśnie miał znaleźć jakąś ciętą ripostę na temat tego, że Jungkook na pewno nigdy nawet nie będzie miał szansy zarazić się jakąś chorobą weneryczną, bo zostanie prawiczkiem do końca życia, jednak mama Park była szybsza.

- Jimin, JeongGuk. Błagam was - warknęła pod nosem, zaciskając palce na kierownicy. - Uspokójcie się, zostało nam czterdzieści pięć kilometrów. Zajmijcie się czymś innym niż kłóceniem się niczym chłopcy z piaskownicy.

Po tych słowach Miyoung podgłośniła radio i głos Caleba Followilla rozniósł się po samochodzie podobnie jak Use Somebody.

𝕷𝖊𝖛𝖊𝖑 𝖙𝖜𝖔: 𝖔𝖕𝖊𝖓 𝖞𝖔𝖚𝖗 𝖊𝖞𝖊𝖘
𝔏𝔬𝔞𝔡𝔦𝔫𝔤 𝔠𝔬𝔫𝔱𝔢𝔫𝔱...

𝖕𝖑𝖆𝖞

Srebrny Ford Park Miyoung wjechał w wąską kamienistą uliczkę, podskakując na wybojach. Najmłodszy w samochodzie syknął, gdy pod wpływem kolejnego szarpnięcia ołówek mu się osunął i na łbie narysowanego kotka pojawiła się ciemna kreska. Jednak Jimin nie przejmował się ani cichymi przekleństwami brata, ani marudzeniem matki o tym, że lada moment zahaczą o coś podwoziem i tyle będzie z tej przeprowadzki. Jego uwaga w zupełności skupiła się na widoku za oknem auta.

Sześć kilometrów wcześniej zjechali z asfaltowej drogi i wjechali w las, pokonując pozostałą trasę leśnymi ścieżkami, którymi jeździły maszyny do wycinki drzew. Nawigacja szalała, co chwila zrywał się sygnał, jednak i tak GPS do niczego się nie przydawał. Przez bór prowadziła jedynie jedna dróżka.

Jednak w końcu, w końcu dotarli do rozwidlenia. Po lewej biegła droga zniszczona głębokimi koleinami. Najprawdopodobniej to właśnie tędy jeździły maszyny. Dalej, na wprost, (tak, jak było napisane na starej, ledwo trzymającej się na swoim miejscu tabliczce) prowadziła droga do Hoam-ri, malusieńkiego miasteczka, położonego u podnóż gór, składającego się z paru domostw na krzyż, jednego sklepu spożywczego, lumpeksu, stacji benzynowej i wielkich pól, na których rosły ryż i zborze.

Był też szlak w prawo. Na brudnej tabliczce napisano: „Do Gwanmog- sup", i właśnie w tamtą uliczkę skręciła jego matka. Dróżka pięła się w górę i w górę. Stary Ford warczał, gdy Miyoung przyciskała mocniej pedał gazu. Nie miała zamiaru tachać walizek pod samą górę. Jungkook już dawno porzucił swój szkicownik, skupiając się bardziej na niezwymiotowaniu, a Jimin uspokajająco poklepał go po kolanie. Mu również powoli zaczynało kręcić się w głowie, jednak w tym momencie zdrowie młodszego wydało mu się ważniejsze. W końcu to właśnie pod nogami Jungkooka znajdowała się część jego rzeczy i gdyby brunet na nie zwymiotował, to chyba nie byłby w stanie odratować swojego Nintendo Switch.

Naraz samochód szarpnął mocniej, chłopcy czołami niemal uderzyli o fotele przed nimi, a różowowłosy poczuł jak o jego plecy uderza pudło z podręcznikami. Park jęknął głucho i zamknął oczy, wiedząc, że na pewno w tamtym miejscu powstanie brzydki siniak. Dwie zgrabne dłonie zdjęły z jego kręgosłupa karton i pogładziły kojąco obite plecy starszego. Jimin uchylił jedną powiekę i spotkał współczujące spojrzenie Jungkooka, na które uśmiechnął się słabo, chcąc przekazać, że nie boli go to aż tak.

- No, dobra chłopcy - rzuciła najstarsza z ich grona, odpinając pasy. - Jesteśmy na miejscu.

Jimin zupełnie już otworzył oczy i wygramolił się z auta. Znajdowali się na małym płaskowyżu, na którym zbudowana była posiadłość, w której od teraz mieli zamieszkać. Park nawet nie zauważył, gdy przejechali przez rozlatującą się bramę i rozległy sad, zatrzymując się tuż pod domostwem.

Dom, o ile można go nawet tak nazwać, wyglądał jak pałacyk. Widać, że architekt garściami czerpał z europejskiego neorenesansu. A może wręcz wywodził się z XIX-wiecznej Europy? Potężna, murowana budowla była piękna, ale zarazem dziwnie wyniosła i chłodna.

JeongGuk zagwizdał.

Zapowiadało się bardzo kolorowe pół roku.

_________
Witam witam i o opinie pytam?
V. + beta

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro