𝑨𝒏𝒅 𝒅𝒐𝒏'𝒕 𝒚𝒐𝒖 𝒔𝒕𝒐𝒑 𝒕𝒉𝒆 𝒎𝒖𝒔𝒊𝒄, 𝒈𝒆𝒕 𝒊𝒏𝒕𝒐 𝒊𝒕

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce mocno grzało w kark Jungkooka gdy wraz z Jiminem powoli zjeżdżali po kamienistej dróżce. Jego lekki plecak uderzał go w plecy a żwir zrywał i tak już zdartą farbę z jego roweru. Dzień był piękny. Lekki wiatr poruszał gałęziami drzew a szum pobliskiego strumienia koił zmysły. Rama roweru jęknęła boleśnie gdy wykonali gwałtowny zakręt i wyjechali na gładką taflę asfaltu. Minęli niszczejącą wieżę małego kościółka i popedałowali dalej pustą ulicą. Przez chwilę różowowłosy pomyślał, że z każdym kolejnym obrotem pedałów przeżywają scenę niczym z 'Stranger Things' lub 'IT' Stephena Kinga. Przez jego ciało przebiegł chłodny dreszcz i z cudem powstrzymał się przed obejrzeniem się za siebie. Przecież to oczywiste, tłumaczył sobie, że nikogo nie zauważyli. Właśnie minęło piętnaście minut od momentu gdy dzwony kaplicy wybiły trzynastą. Ludzie byli w pracy a dzieci w szkole.

Jednak mimo tego jak logiczne było to wyjaśnienie, i jak pięknie południowe słońce oświetlało wioskę, opustoszała ulice Hoam-ri wciąż pachniały niepokojem. Na pierwszy, rzut oka nie było go nigdzie widać. Minęli mały kolorowy plac zabaw i starsze tradycjonalne zabudowania, przed budynkiem urzędowym powiewała flaga regionu. Ale podskórnie.. z każdym przyśpieszonym uderzeniem serca Jimin czuł ten niepokój. Był on niczym strażnik. To napięcie było strażnikiem instynktownego lęku, który niczym żmija zapadł w sen zimowy i teraz spał gdzieś, ukryty, czekając na odpowiedni moment by wypełznąć i kogoś ukąsić. A niepokój nie spał, czuwając nad nim i szepcząc wszystkim do ucha, że nie wiadomo kiedy żmija znów się zbudzi.

Koła ich rowerów zostawiły po sobie błotnisty ślad gdy zatrzymali się przed małym sklepikiem. Bracia zeskoczyli z rowerów i Park był wdzięczny, gdy podeszwy jego zużytych butów uderzyły o gruz. Świat na moment przestał być groźny i jego istotą okazał się maleńki sklepik, zapach papierosów i włosy równie płomieniste co końcówka używki. Chłopak siedzący na ławce, wstał z głośnym jękiem ulgi starego drewna i wygasił peta butem, podchodząc z szerokim uśmiechem do młodszej dwójki.

Trudno było nie zauważyć wdzięku z jakim poruszał się sklepikarz. Z każdym kolejnym krokiem zdawał się sunąć po gruzie jakim usypany był podjazd. Jimin przygotował na twarzy mały uśmiech.

— Siema JK! — chłopcy przybili sobie piątkę. Tak jakby znali się od lat a nie od paru dni. Ale kim był Jimin by uważać to za dziwne. Jeszcze poprzedniej nocy zaprzyjaźnił się z demonem. Urocze dołeczki przyzdobiły oblicze starszego od nich mężczyzny kiedy ten obrócił się do różowowłosego. — Ty musisz być Jimin, tak? Możesz mi mówić Hobi!

Po zostawieniu rowerów u wujka Hoseoka i zjedzeniu drożdżówek jakie Hoseok dla nich przygotował (co było strasznie kochane, zdaniem Jungkooka, jednak Jimin był sceptyczny. Ten cały Hoseok był o wiele za miły), najstarszy zabrał ich nad pobliską rzekę gdzie w ciszy usiedli w cieniu. Jungkook otworzył plecak i wyjął z niego swój zeszyt otworzył go na stronie gdzie wczoraj zapisali wszystko co wiedzieli o obecnej sytuacji i podał go koledze.

Hoseok uważnie zaczął czytać bazgroły okularnika. Jego brązowe oczy tańczyły po brudnych kartkach, czasem zatrzymując się na dłuższą chwile by odszyfrować jakiś mniej zrozumiały bohomaz. W końcu westchnął i oddał zeszyt w ręce najmłodszego, który z wyczekiwaniem wbijał w niego swoje wielkie oczy.

Gdzieś w oddali zaskrzeczała sroka*.

— Nieprzyjemna historia — westchnął cicho i wyciągnął sobie kolejnego papierosa. Włożył filtr do ust i różową zapalniczką odpalił końcówkę. — Mogę wam opowiedzieć wszystko to co dowiedziałem się od swojej babci.

Jimin przysunął się bliżej palącego. Hoseok zaciągnął się porządnie używką po czym powoli wypuścił dym.

— Babcia mówiła, że jej matka zawsze opowiadał o tym enigmatycznym białym mężczyźnie, który pojawił się w Hoam-ri znikąd. Pojawił się nagle i nawet nie umiał mówić po koreańsku. W tamtych czasach Hoam-ri to tak właściwie były trzy domy i mała kapliczka. Dzieci wysyłano do szkoły do Gupyeong-ri, które jest tak z... dziesięć kilometrów stąd? W każdym razie gdy tylko pojawiła się opcja pracy u białego bogacza wszyscy mężczyźni rzucili się do roboty. Nawet z pobliskich wiosek przychodzili na nogach do Gwanmong-sup. W sumie to dlatego Hoam-ri dalej istnieje. Masa rodzin przeniosła się tutaj ze ze wględu na pracę u generała.

Hoseok sam do siebie pokiwał głową i wziął kolejną dawkę dymu do płuc. Przez chwilę panowała cisza i jedynie dźwięk ołówka Jungkooka wybrzmiewał w harmonii wraz z szumem wody. Gguk skończył pisać i poprawił zsuwające mu się z nosa okulary.

— To nie dobrze — westchnął cicho i Hobi uniósł pytająco brew.

— Co? Czemu? — Jimin brzmiał na równie skonfundowanego co jego starszy, nowo poznany, kolega.

— Skoro tyle osób było zamieszana w budowę, to mamy masę podejrzanych... — stwierdził najmłodszy i Jimin zmarszczył brwi. Jungkook miał sporo racji. Trudno będzie przeprowadzić jakiekolwiek śledztwo w momencie gdy wszyscy podejrzani już nie żyją. Nie będzie żadnych alibi ani śladów. Pewnie setki osób budowało, dekorowało i dokańczało ten dom. Zamordować małego Willa i ich demona mógł stolarz, budowniczy a nawet zupełnie randomowa osoba. Park jeszcze bardziej się zmarszczył. To takie głupie. Dzień śledztwa i już wyglądało na to, że sprawa była nierozwiązywalna.

— Niekoniecznie — rozmyślania różowowłosego przerwał lekki głos. Hoseok uśmiechnął się nikle. Znów zaciągnął się swoją używką.

— Jak to?

— Jakbyście posłuchali mnie do końca to nie mielibyście aż tak smętnych min — rudowłosy zachichotał a Parkowi nie uciekł gorący rumieniec jaki pojawił się na policzkach jego młodszego brata. — Podobno budowę nadzorowała para architektów. Koreańskich architektów, sprowadzonych specjalnie z Seulu na tę okazję. Mój wuj, brat mojej prababci pracował z nimi. Podobnie strasznie dziwnie się zachowywali. Nie rozmawiali z nikim innym poza generałem i jego żoną. Podobno wszędzie chodzili razem, nikt nigdy nie widział jednego bez tego drugiego. Ale to jeszcze nie koniec. Po tym jak chłopak został zamordowany, nikt już nigdy nie widział tej dwójki. Wszędzie ich szukano. Po całym Hoam-ri. Policja szukała ich w Seulu. Zapadli się pod ziemię.

_____

rozdział krótki bo krótki, ale mam nadzieję, że wam się spodoba ;)

v.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro