Duet doskonały (cz. 4)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nico podszedł do stolika, na którym stały butelki i szklane kieliszki. Sięgnął po szampana i starannie go otworzyłe z głośnym trzaskiem, ulewając jednak. Nalał do pełna do tych  wąskich i długich kieliszków, jeden wziął dla siebie, drugi oddał Will'owi.

   — Na prawdę cię to cieszy? — blondyn spojrzał na niego z wyrzutem jednak przyjął trunek. Di Angelo nic nie odpowiedział. Takie życie sobie wybrał i takie sukcesy go cieszą. Nikt nigdy nie dowie się co właściwie zaszło. Zagubieni mężczyźni, których wynajął pewnie jeszcze krążą po korytarzach i to oni zostaną złapani. I nawet jak go wydadzą to nic im to nie da bo każdy zna inne nazwisko.

Ciemnowłosy nie wiedział jednak, że nieznajomy nie pojawił się bez powodu ani przypadkiem. Chciał go uspokoić i ściągnąć na dobrą stronę. Bez względu na środki, do których będzie musiał się posunąć by osiągnąć cel.

Tym właśnie był Will. Cichym aniołem stróżem w ludzkiej skórze. Nie prawdziwym, sam miał na koncie sporo wyskoków ale dostał drugą szansę i nie zamierzał jej zmarnować. Tą drugą szansą był Nico, gdyby go uratował sam również byłby czysty. Ta świadomość powodowała, że blondyn miał wątpliwości dlaczego to robi. Czy dla własnej korzyści, czy dla di Angelo.

Podświadomie jednak bardzo się cieszył, że mu się udało, nie mógł jednak tego okazać. Nie miał pojęcia dlaczego ciemnowłosy wziął go ze sobą zamiast zabić na miejscu. Nie wiedział też czego sam się spodziewał. Zrobił jednak duży krok do przodu, a fakt, że jeszcze żył sprawiał, że był jeszcze bliżej swojego celu.

Tylko co teraz? Co miał zrobić dalej. Stali razem w hotelowym pokoju, z kieliszkami szampana w dłoniach mając właśnie opić sukces, który właściwie nie miał z Williamem nic wspólnego.

Była też opcja, że mniejszy nie zabił go zaraz po spotkaniu tylko po to by zrobić to później i mieć łatwiej po sobie posprzątać. Z drugiej strony jednak, w takiej sytuacji nie brałby go do drogiego hotelu tylko wywiózł do jakiegoś lasu a tam nikt nie usłyszałby strzału w jego głowę lub klatke piersiową.

Nico za to dokładnie wiedział co dalej. Nic nie dosypał do napoju blondyna. Nie to był jego plan. Miał też nadzieję, że nie będzie musiał pozbawiać go życia, tylko co najwyżej wyczyścić mu pamięć i wypuścić dopiero po ucichnięciu afery, która rozpęta się z samego rana, gdy ktoś otworzy sejf bo o dziwo, tej nocy miasto było wyjątkowo spokojne.

   — Nie narzekaj, tylko ciesz się ze mną — Nico stuknął swoim kieliszkiem o ten Willa i powoli zaczął pić jego zawartość. Nieznajomy poszedł w jego ślady na chwile zapominając, że nie o to chodziło.

Po godzinie wyszło na wierzch jak bardzo słabe mają głowy. Butelka z winem była opróżniona niemal do dna a ta z szampanem stała tknięta tylko na początku. Oboje niezbyt przepadali za tyn trunkiem, jednak będąc już tak upojonym było im wszystko jedno.

Di Angelo siedział na kolanach Solace'a i opowiadał mu o swoim dzieciństwie. Nigdy wcześniej tego nie robił. Nigdy wcześniej nie był tak pijany by zacząć wyrzucać z siebie wszystko co go bolało. Blondyn współczująco głaskał go po plecach i to on zrobił pierwszy krok.

Ciemnooki wstał chwiejnie, drugi mężczyzna zauważając jak niestabilnie stoi również wstał i popchnął towarzysza na łóżko, na którym siedzieli. Pochylił się nad nim i wpił w smakujące winem usta. Tylko one zaprzątały mu głowę odkąd wpadł w stan upojenia alkoholowego. One i wyobrażanie sobie nagiego ciała właściciela.

Blondyn bezmyślnie wsunął dłonie pod koszulkę towarzysza i zaczął nimi błądzić po torsie młodego mężczyzny. Ciemnowłosy leżał w bezruchu całkowicie poddając się pieszczocie. Alkohol sprawił, że dotyk ciepłych dłoni nowego znajomego był jeszcze bardziej odczuwalny. Jeszcze bardziej przyjemny. Jeszcze bardziej namiętny.

Zabarwione winem wargi jasnookiego powędrowały na szczękę drugiego składając na niej delikatne i niezgrabne pocałunki by po chwili przenieść się na jego szyję i naznaczyć ją czerwonym znamieniem. Chłopak odsunął się by przyjrzeć się swojemu dziełu. Był z siebie dumny, mimo że to poczucie zapewne zniknie gdy obaj odzyskają świadomość.

Wtedy jednak nie liczyło się to co będzie, tylko to jak bardzo obaj byli spragnieni. Spragnieni przyjemności. Spragnieni spełnienia. I podświadomie spragnieni uczucia. Właśnie tym była dla nich ta noc.

~~

Will obudził się w dużym łóżku. Otworzył oczy i widząc sufit, którego nie zna spróbował przypomnieć sobie co tam robił. Wspomnienia wracały bardzo szybko, niektóre jednak jak we mgle. Odwrócił głowę w poszukiwaniu chłopaka, który zapewnił mu wrażenia minionej nocy.

Ale go tam nie było. Blondyn nie zdąrzył nawet zastanowić się nad tym jak zawołać młodego mężczyznę bo był to koniec.

~~

Nico stał przy dużym oknie w swoim apartamencie i z założonymi na klatce piersiowej rękami spoglądał na panoramę miasta tonącą w świetle wschodzącego słońca. Jego wzrok utkwiony był w budynku hotelu, w którym spędził część nocy. W myślach zaczął odliczać.

3...

2...

1...

Wybuch zakłócił spokój poranka, a błysk wybuchających ładunków rozświetlił niebi zamiast słońca. Nico patrzył na dym unoszący się nad ruinami hotelu, którego właśnie się pozbył z myślą, że gdzieś tam odchodzą dusze osób, które zginęły przy okazji.

   — Wybacz Will — mruknął Nico di Angelo. — Nie byłeś pierwszy.

————————————

Wreszcie to skończyłam :-) zadowoleni takim zakończeniem? :-)

gdyby ktoś był zainteresowany opowiadaniem o tematyce EXO to ostatnio zaczęło się pojawiać u mnie jedno i zamierzam umieścić też kolejne :-) miłego wieczoru!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro