Marzenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   — Nico, chodź — zawołał Will. Beznamiętnie ruszyłem za nim garbiąc się bo okropnie marzłem. Ciągnął mnie za sobą aż do lasu. Kiedy zagłębiliśmy się miedzy stare drzewa przeszedł mnie dreszcz. Patrzyłem za wysportowanym ciałem blondyna. Bałem się przyznać przed samym sobą, że najbardziej interesują mnie jego poruszające się pod wpływem kroków pośladki. Zwykle nie patrze po ludziach w ten sposób ale jego powierzchowność nie ułatwiała mi olewania kształtów wypracowanego przez Apollina ciała kolegi. Bóg sztuki rzeczywiście miał talent do swoich dzieci, w szczególności dał z siebie wszystko przy tworzeniu Will'a Solace, który właśnie przede mną przeskakiwał kłode złamanego i delikatnie zwęglonego drzewa.

   — Gdzie my wogóle idziemy? — schyliłem się i podparłem ręce o swoje uda bo zrobiło mi się słabo.

   — Nie zatrzymuj się — chłopak podszedł w moją stronę i objął mnie w pasie by pomóc mi iść. — Lepiej?

Pokiwałem tylko głową i nieco wolniej pozwoliłem mu się prowadzić. Co jakiś czas potykałem się o coś bo z złego samopoczucia ledwo widziałem.

   — Jesteśmy — powiedział Will zatrzymując się, po czasie, który dla mnie był wiecznością. Uniosłem lekko głowę i rozejrzałem się po pustej, ogrodzonej lasem polanie. Było tu całkiem ładnie. Blondas nadal mnie podtrzymywał. Nie przepadam za cudzym dotykiem dla tego z myślą, że utrzymam równowage uwolniłem się z jego uścisku. Przeliczyłem się jednak bo zaraz gdy stanąłem o własnych nogach zachwiałem się i gdyby nie piegowaty kolega stojący obok pewnie runąłbym na ziemie.

   — Uważaj — zaśmiał się Solace.

   — To nie śmieszne — warknąłem. — Po co mnie tu przyprowadziłeś?

   — Chciałem z tobą powalczyć, ale z racji, że nie wyglądasz za dobrze posiedzimy razem.

Zaprowadził mnie na koc, który w magiczny sposób był już przygotowany. Usiedliśmy na nim. Dopiero wtedy zauważyłem kosz stojący tuż obok. Will wyciągnął z niego pudełko z truskawkami w czekoladzie. Popatrzyłem na niego przechylając głowę w bok.

   — No co? — zachichotał i oparł ręce o moje uda. Nie wiedziałem do czego zmierza więc tylko przechyliłem się do tyłu i oparłem ręce o koc. Will zawisnął nade mną z spokojnym uśmiechem zaledwie o cal od mojej twarzy.

   — Ym... Will? — powiedziałem uginając łokcie by oddalić się jeszcze bardziej. Chłopak jednak zbliżał się do mnie za każdym razem. Nie wydawał się zły, że uciekam przed jego bliskością. Raczej rozbawiony.

W końcu byłem zmuszony położyć się na kocu bez szans na ucieczkę. Solace musnął wierzchem palców mój policzek i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie odwzajemniłem. Byłem w zbyt dużym szoku. Co on do cholery wyprawiał? Odwróciłem głowę w bok by uniknąć kolejnego "ataku" ze strony blondyna.

   — Czemu uciekasz? — zapytał Will, kątem oka zauważyłem jak uśmiech znika z jego twarzy. O dziwo, poczułem wyrzuty sumienia, że sprawiłem iż te wiecznie radosne Dziecko Słońca przestało szczerzyć proste, białe zęby.

   — Zaskoczyłeś mnie — przyznałem.

   — Od dawna nie byliśmy razem sami, pomyślałem, że sprawię ci tym przyjemność, ale ty chyba przestałeś mnie już lubić — spuścił głowę i usiadł na mnie okrakiem oddalając się od mojej twarzy. Podniosłem się do siadu i objąłem syna Apollina w pasie.

   — Wybacz, źle cię zrozumiałem i standardowo wszystko popsułem — również spuściłem głowę z poczuciem winy.

   — Jeszcze nie wszystko stracone — uśmiechnął się chłopak i zszedł ze mnie. Co on znów kombinował?

Położył się obok mnie i pociągnął mnie bym ułożył się na jego klatce piersiowej. Tak też zrobiłem wtulając się w ciało chłopaka. Kiedy ostatnio pozwoliliśmy sobie na taki spokój? Will Solace był moim chłopakiem od ponad roku, cały czas bardzo nam zależało na sobie wzajemnie jednak coraz rzadziej dochodziło między nami do jakichkolwiek zbliżeń przez co odzwyczailiśmy się od czułości nadużywanej na początku naszego związku.

Byłem wdzięczny Will'owi, że pozwolił mi tak poprostu zasnąć w jego ramionach pierwszy raz od dawna. Zimno już mi nie doskwierało ponieważ wewnątrz czułem ogromną miłość, która rozgrzewała mnie od środka. Oczywiście fakt, że ciało Solace'a było zawsze gorące nie miał z tym nic wspólnego.

...............................
Słodko, c'nie? Jest to 3 1s, który zaczęłam pisać w tej "książce" jednak skończyłam go pisać dopiero przed chwilą xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro