Witaj Nieznajomy, pytanie do Ciebie mam...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pojawił się w obozie niedawo. Jackson go przyprowadził. Miał siostrę. Umarła. To był jeszcze dzieciak, całkiem fajny. Nie znałem go jednak. Nigdy z nim nie rozmawiałem. Bałem się tego.

Kilka lat później....

Dziś skończył 13 lat a ja nadal nie wiem jak ma na imię. Obserwuję go ukradkiem podczas treningów. Ma coś w sobie, coś co onieśmiela mnie i przyciąga zarazem. Jest synem Hadesa, w większości budzi grozę i respekt. Jednak nie we mnie.

Rok później....

   — Cześć — wyciągnąłem rękę do chłopaka, który przed chwilą upadł. Oczywiście przypadkiem byłem niedaleko.

   — Cze — wstał olewając chęć mojej pomocy i chciał wrócić do wspinaczki.

   — Jesteś tu od dawna a chyba nadal się nie znamy — zagadałem przytrzymując go za ramię by nie odszedł.

   — Nie dotykaj mnie — warknął i szybko odskoczył ode mnie a tym samym od ścianki.

   —Jestem Will, Will Solace syn Apollina — uśmiechnąłem się do niego. On jednak zachował swoją ponurość w całej okazałości.

   — Nico — wyszeptał i podciągnął spodnie, które nieziemsko na nim wisiały. Mój instynkt lekarza automatycznie się włączył.

   — Wszystko dobrze Nico? — zapytałem nieco zmartwiony.

   — A czy w życiu herosa kiedykolwiek było dobrze? — odpowiedział pytaniem na pytanie i spojrzał na mnie z poker face'em, jednak w jego oczach widziałem niemożliwy ból.

   — Mam na myśli czy dobrze się czujesz — westchnąłem, jego smutek nieco mi się udzielił.

   — Tja — wcisnął ręce do kieszeni.

   — Cieszę się — nie uwierzyłem mu. Widziałem, że kłamał. Nie potrafił tego robić mimo, że nie okazywał żadnych uczuć i wszystkie schował głęboko w sobie. Zmartwiłem się jeszcze bardziej.

   — Nie wierzysz mi — westchnął i odwrócił głowę. — Nie ważne.

Odwrócił się i odszedł. Nie próbowałem go zatrzymać. Nie miało to sensu.

Następnego dnia...

   — Obudź się — starałem się jak potrafiłem by Nico się ocknął. Moje wysiłki jednak były na marne. Zacząłem płakać. Może z bezsilności, a może dla tego, że nie chciałem go stracić. Nic mnie z nim nie łączyło, jednak miałem do niego dziwne uczucia. Martwiłem się o niego, chciałem mu pomagać, gdy przechodził obok serce biło mi mocniej... To chyba coś znaczy.

   — Egemh — wymruczał leżący w łóżku chłopak. Momentalnie usiadłem przy nim i przyłożyłem lód do jego czoła.

   — Słyszysz mnie? — mówiłem głośno.

   — Ciężko nie słyszeć jak się drzesz — wymruczał i otworzył powoli oczy od razu przybierając ponurą mine. No i czar prysł. Już nie wyglądał jak uroczy, niegroźny aniołek.

   — Jak się czujesz? — zapytałem nieco spokojniejszy jednak z gorszym humorem.

   — Dobrze — warknął i podniósł się do siadu.

    — Leż — popchnąłem go lekko by się położył. — Zalecenie lekarza.

Niechętnie zrobił to co chciałem. Wpatrywał się w sufit z nieszczęsną miną.

   — Zostaniesz tu na noc — poinformowałem obrażonego.

   —Nie ma takiej potrzeby — założył ręce na piersi. Przyjżałem się mu. Był całkiem ładny, miał ciemne, rozczochrane włosy, brązowe, duże oczy, delikatną, oliwkową* cere i dziecinne rysy twarzy, które były oszpecone nieprzyjemną miną. Był też drobny. Wyglądał na zmęczonego i smutnego. Miałem ochotę go przytulić.

   — Co się gapisz? —warknął wyrywając mnie z zamyślenia.

   —Dlaczego jesteś tak źle do mnie nastawiony? — spuściłem głowę. Chciałem go do siebie przekonać, jednak on wyraźnie nie chciał dać mi szansy. Uniosłem wzrok by kątem oka go dostrzec i to co zobaczyłem złamało mi serce.
Ciężkie łzy spływały po jego zapadniętych policzkach. Zaciskał oczy i trząsł się delikatnie.

   — Ej, co jest? — podniosłem głowę, ująłem jego twarz w dłonie i kciukiem otarłem jego łzy.

   — Przepraszam — westchnął spoglądając na mnie zaczerwienionymi oczami. — Nie powinienem tak robić, przecież nic mi nie zrobiłeś.

   — I nie mam zamiaru — uśmiechnąłem się do niego pocieszająco. Rozchylił lekko wargi by złapać głębszy oddech. Jednak ja się nie powstrzymałem i skradłem jeden, mały i delikatny pocałunek, który mimo niewielkiej wagi obmienił całe moje i jego życie. Teraz już nasze wspólne.

......

*zdecydowalam się tu użyć określenia jakim Riordan opisał cere Nica bo nie wiem jak miałabym to opisać. Jednak nie rozumiem co to ma znaczyć. Czyżby Nico był zielony? Miło będzie jeśli ktos mi to wytlumaczy w kom ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro