simple three

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim wyszliśmy na postój, stwierdziłam, że muszę wrócić do dziewczyn. Miałam  poszukać tylko kogoś z przenośną ładowarką,a skończyło się na tym, że zostałam na dłużej. Nie wiedziałam jeszcze, czy resztę drogi spędzę także z Bradem i chociaż jego towarzystwo było o wiele lepsze, nie chciałam się narzucać ani nic w tym rodzaju.

-Widzę, że zaprzyjaźniłaś się z kimś- stwierdziła Caitlyn, gdy wzięłam swoją torbę i skierowałyśmy się do wyjścia

-Tak, to Brad, jest całkiem spoko- kiwnęłam głową, nie wiedząc co mam o nim powiedzieć

-To dziwne, bo nikt z nim do tej pory nie gadał- podchwyciła Lily, kiedy wyszłyśmy już na zewnątrz.

Świeżość poranka tak we mnie uderzyła, że w pierwszej chwili nie zareagowałam na jej słowa. Po prostu stałam w miejscu, wyglądając na pomyloną i oddychając głęboko.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, o czym mówiła Lily i tym razem, "znając" osobę, którą sobie upodobała za cel, musiałam zaprotestować.

-Ja gadałam- odparłam niewzruszona- I James, I Tristan...

-Tristan Evans?- nagle do rozmowy włączyła się i Leigh

-Nie wiem- zmarszczyłam brwi

Raczej w klasach nikt nie przedstawia się pełnym imieniem i nazwiskiem, prawda? Brzmiało by dziwnie, gdyby ten sarkastyczny "drapacz chmur" odwrócił się w naszą stronę z poważną miną i powiedziałby: Evans, Tristan Evans. 

Załamałam się chyba...

-Bo ten jest świetnym perkusistą- stwierdziła- I jak wygląda...

-To dobrze- odpowiedziałam i odeszłam szybciej, bo było za wcześnie na to

Udało mi się jakoś przedostać do środka McDonalda, chociaż drugi autobus właśnie zajechał i wszyscy zaczęli się pchać, jakby naprawdę byli wygłodzeni. 

Podeszłam bliżej kas i zastanowiłam się, co mogę zamówić zważywszy na to, że w dalszym ciągu była oferta śniadaniowa. Przeważnie nie bywałam tu o tej porze i kompletnie nie wiedziałam co wziąć. Pewnie skończy się na kawie...

-Holly!

Usłyszałam gdzieś między tłumem ludzi moje imię i odwróciłam się, próbując zlokalizować tą osobę, między wygłodniałymi nastolatkami napadającymi na biednych pracowników. 

Wkrótce dostrzegłam brązowe, kręcone włosy Brada, który z trudem przecisnął się między innymi. Obserwowanie go wywołało u mnie uśmiech, bo o mało się nie wywalił, gdy próbował minąć grupkę wyższych od niego chłopaków. 

W końcu udało mu się dotrzeć do mnie, a ja starałam się ukryć uśmiech, nie powinnam śmiać się z osoby, którą dopiero co poznałam. Wydawało mi się, że może to źle odczytać.

-Przecież widzę, że się śmiejesz- skwitował i rzucił mi spojrzenie

-Nie, skąd taki pomysł- spytałam przygryzając wargi

-Nie wiem, tak jakoś sobie pomyślałem, co nie?-  nagle udał, że nie wie skąd mu to przyszło do głowy- Zostawiłaś telefon...

Podniósł rękę z moją komórką, a ja miałam ochotę sobie pogratulować. Jak mogłam zostawić telefon? Ta wycieczka ledwo się zaczęła, a ja już zdążyłam zostać Królową Nieogarnięcia.

-Oh, dzięki- uśmiechnęłam się i chciałam go zabrać, ale wtedy Bradley szybko cofnął rękę- Co?- spojrzałam na niego

-Następnym razem nie będziesz się śmiać- zastrzegł z wielkim uśmiechem na twarzy

Pokręciłam głową. Zupełnie jak dziecko, coś za coś.

-Dobra, dobra- kiwnęłam głową i wzięłam telefon

-Czy dalej trwa oferta śniadaniowa?- spytał patrząc na menu

-Taa, chyba zostanę przy kawie

Brad chwilę obserwował oferty, a potem spojrzał na mnie z ciężkim westchnięciem.

-Idziemy na kawę- stwierdził- Możemy iść na stacje, tam będzie mniejsza kolejka- zaproponował

Kiwnęłam głową i chociaż wydawało mi się to dziwne, że Bradley w dalszym ciągu nie ma dosyć mojego towarzystwa, nie miałam nic przeciw temu. Był całkiem przyjazny, a ja potrzebowałam kogoś, przy kim nie muszę gadać o kaloriach i tego typu rzeczach. Muzyka natomiast była jednym z moich ulubionych tematów i to mi pasowało.

Zdążyliśmy ledwo wyjść z McDonalda i przejść przez parking stacji benzynowej, gdy naprzeciw nas wypadła jak burza dość wysoka dziewczyna w mocno poskręcanych jasnobrązowych włosach i wyglądała na mocno wkurzoną.

-Ta idiotka nie umie chodzić, ciekawe jak mam się teraz dostać do walizki?!- zaczęła krzyczeć, a my oboje spojrzeliśmy po sobie

-Jakaś drama?- spytałam Brada, ale dziewczyna widocznie to usłyszała, bo podeszła bliżej.

Przez chwilę myślałam, że zaraz zacznie też krzyczeć na mnie, albo powie coś w stylu: "nie twój pieprzony interes" i pożałowałam, że to powiedziałam. 

Szybko zauważyłam, że jej biała bluzka ma sporej wielkości plamę i powoli zaczęłam się domyślać, co się mogło wydarzyć.

-Ta idiotka Lily wylała na mnie swoją zieloną kawę- mruknęła i wywróciła oczami, ale jej krzykliwy ton nieco opadł- Nie masz może jakieś bluzki pod ręką?- zapytała patrząc na mnie, ale pokręciłam głową- Ty zresztą też- przeniosła wzrok na Brada- W sumie chodzi mi tylko o to, żeby to zmienić

-Niestety nie, ale możemy kogoś popytać- odparł spokojnie

Brad byl bardzo kontaktowy, jakby nie patrzec.

-Naprawdę? Byłoby miło, bo w sumie nikogo tu nie znam- powtórzyła stały slogan każdego wokół- Jestem Carrie.

Dziewczyna uśmiechnęła się i nagle myśl, że w pierwszej chwili wydawała mi się nieco straszna całkowicie się ulotniła. Miała duże jasnobrązowe oczy i szeroki uśmiech. W jednym z policzków pojawił się mały dołeczek i wyglądało to dość uroczo.

-Holly- kiwnęłam głową

-Bradley. Okej, to może chodźmy kogoś zapytać...

Już zaczęliśmy się rozglądać wokół, gdy dostrzegliśmy, że w naszą stronę zmierza James. Trzymał ręce w kieszeniach jeansów i wzrok utkwiony w ziemi i dopiero, gdy go podniósł, jego mina uległa zmianie.

-Jednak nie McDonald?- zapytałam delikatnie się uśmiechając i w sumie nie wierząc, że sama zaczęłam rozmowę

-Za wcześnie- stwierdził- Nie mówcie nic o czekoladzie- pokręcił głową, a potem przeniósł wzrok na Carrie i jakby na chwilę się zawahał.

Szybko wymieniliśmy z Bradem i porozumiewawcze spojrzenie i postanowiliśmy go wybudzić.

-Carrie, to jest James- przemówił i tym samym wyrwał chłopaka z zapatrzenia.

W życiu nie byłam świadkiem dziwniejszej, zabawniejszej i bardziej uroczej sceny. Niemal poczułam jak małe iskierki przeskakują między tą dwójką.

-Miło cie poznać- powiedział w końcu blondyn

-Ciebie też- przyznała Carrie, ale po chwili spojrzała na swoją bluzkę i nieco się skrzywiła- Ale wolałabym nie mieć kawy na swojej bluzce w tym momencie. Może ty masz jakąś koszulkę na wierzchu? 

-Właściwie to powinienem mieć jedną w plecaku w autokarze- oznajmił wskazując ręką parking- Mogę iść sprawdzić

-Byłabym wdzięczna- kiwnęła głową i uśmiechnęła się nieco nieśmiało- Dzięki wam- rzuciła w naszym kierunku, a ja kiwnęłam głową- Spotkamy się potem?

-Jasne- odpowiedziałam i potem przez chwilę obserwowałam jak odchodzi z Jamesem w kierunku autokaru

Ta wycieczka staje się coraz bardziej integracyjna.

--------------------------
I mamy Carrie 😊 następny w weekend

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro