Simply Six

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jezu- jęknęłam, gdy upiłam pierwszy łyk kawy, którą kupił Brad- to jest na serio dobre...

-Wystarczy Brad... Może być Bradley, okazjonalnie Wybawca

Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, ale ten wcale się tym nie przejął.

Chwilę po tym, jak zapoznałam Connora, którego sama co dopiero poznałam, z Bradem, nawiązała się między nimi zawzięta rozmowa na temat instrumentów, sposobów gry i oczywiście, jak by mogło być inaczej, ulubionych zespołów. Oboje tak zaczęli nawijać, że w końcu musiałam ich uspokoić, bo zaczęli krzyczeć do siebie swoje ulubione piosenki do grania. Ludzie odwracali się i posyłali w ich stronę niezrozumiałe spojrzenia. Utożsamiałam się z nimi...

-To będzie bardzo dziwne, gdy spytam czy jesteście parą?- wtrącił Connor obserwując naszą reakcje.

-Skądże...- zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Brad przejął zadanie- To była miłość od pierwszego wejrzenia.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam najpierw na niego, a potem swój wzrok przeniosłam na Connora.

-Znam go pięć godzin- oznajmiłam z całkowitą powagą na twarzy.

Sprzeczność naszych odpowiedzi wprawiła Connora w śmiech, a i po chwili my do niego dołączyliśmy. 

Czułam się tak swobodnie, jakbym rozmawiała z moimi starymi przyjaciółmi. Żadnego nieporozumienia, za to trochę dystansu.

-Więc wy też nikogo tu nie znacie?

-Nie bardzo- odparł Brad i tym razem brzmiało to nieco poważniej- Holly pojawiła się niespodziewanie pytając o jakąś pierdołę, ale tak naprawdę szukała sposobu, żeby mnie zagadać... Potem James zaproponował nam czekoladę, a Tristan, który z nim siedział co chwilę rzucał mu komentarze odnośnie wpychania nam jedzenia. I jeszcze poznaliśmy Carrie, na którą ktoś wylał kawę i James jej pożyczył koszulkę. I to by było na tyle...

-Zaczynam rozumieć pojęcie wycieczka integracyjna- rzuciłam, a potem zauważyłam, że wysoki blondyn zmierza ku naszemu stolikowi.

Znajdował się tuż za Bradem i przyłożył palec do ust, nakazując abym była cicho. Udałam więc, że nic nie widzę i niby przeniosłam wzrok na kogos innego.

-CO PIJESZ BRAZOLKU?

Tristan nagle wrzasnął na cały Starbucks chwytając biednego Brada za ramiona, a ten nie spodziewając się ataku od tyłu, niemal wyskoczył ze swojego krzesła. 

Wszyscy zwrócili swoje głowy w naszą stronę, ale nie przejęliśmy się tym, bo byliśmy zbytnio zajęci śmianiem się z reakcji Brada. Dosłownie był takim małym misiem, którego trzeba było bronić przed światem...

-Evans! Prawie dostałem zawału

-Zauważyłem- uśmiechnął się dumnie i szybko przysunął sobie krzesło- To co porabiacie dzieciaki?- zapytał patrząc to na Brada, to na mnie, ale potem zauważył, że obok nas siedzi ktoś jeszcze i dodał- Jestem Tristan

-Connor- chłopak kiwnął głową

-To wy tak krzyczeliście chwilę temu?- zapytał i oparł się na krześle lustrując tę dwójkę- Słyszałem dobre tytuły

-Ta, to oni- kiwnęłam głową, wiedząc, że żaden z nich się nie przyzna

Wiedziałam też, że to wywoła kolejną niekończącą się rozmowę na temat muzyki i instrumentów, bo jak się okazało Leigh miała racje i Tristan grał na perkusji.

Czułam się taka mała w stosunku do nich i zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem wylądowałam w Starbucksie w otoczeniu trzech w sumie nieznajomych mi chłopaków rozprawiających się o muzyce. Na pewno nie tego się spodziewałam, gdy tego ranka wsiadałam do autokaru. 

Może mi się to śniło?

Moje rozmyślania i rozmowę chłopaków przerwał długi, wysoki pisk, który pochodził gdzieś z okolicy kas. 

Wszyscy zgodnie odwróciliśmy głowy w tamtą stronę, żeby zobaczyć całkiem ciekawą scenę.

Carrie i Lily stały naprzeciw siebie i nigdy nie mogły się bardziej różnić. 

Ta pierwsza miała burzę brązowych włosów i pewny siebie uśmiech na twarzy, w przeciwieństwie do Lily, która jedną ręką trzymała swoje długie blond włosy i zszokowana spoglądała w dół na koszulkę. Szybko zauważyłam, że znajduje się na niej spora brązowa plama i trochę bitej śmietany.

Widocznie Carrie postanowiła się odwdzięczyć za dzisiejszy poranek. 

-Woho- krzyknął Tristan i klasnął w ręce- Teraz wiem, czemu McVey poszedł szukać tej dziewczyny

-Carrie jest trochę wybuchowa, ale też całkiem miła- stwierdziłam patrząc na dalszy rozwój wydarzeń.

Nie mogłam powiedzieć, że jej zemsta nie przyniosła mi jakiegoś dziwnego uczucia satysfakcji. Ktoś w końcu powinien pokazać tej grupce, że nie są najważniejsze na świecie.

Nie zdecydowałam się jednak na oficjalny komentarz, bo mogło się wydarzyć, że znajdę z nimi w pokoju. A ja nie miałabym tyle odwagi na odwet co Carrie. 

-Ty małpo!- krzyknęła Lily i obrzuciła dziewczynę morderczym spojrzeniem.

-Oddałam ci twoją poranną kawę- Carrie cmoknęła i w dalszym ciągu uśmiechała się pewnie.

Lily nie mogła już widocznie znieść sekundy dłużej upokorzenia i szybko wybiegła z kawiarni, trzaskając za sobą drzwiami. 

Carrie potarła ręce jakby chciała sobie pogratulować spełnienia dobrej roboty, a potem rozejrzała się wokoło i zauważyła, że wszyscy jej się przyglądają. 

-No co? Należało jej się- stwierdziła i uśmiechnęła się uroczo

Większość klientów, którzy znajdowali się w środku była uczniami naszej szkoły, to też nikt nie zgłosił sprzeciwu. Zdziwiło mnie jedynie to, że nikt z pracowników nie zareagował, ale widocznie byli zajęci obsługą.

Nagle obok niej pojawił się James, który szepnął jej coś do ucha i wydawało mi się, że próbuje wyciągnąć ich z tej niezręcznej sytuacji.

-McVey!- gwizdnął Tristan i tym samym zaprosił ich do naszego stolika

A ja zaczęłam się zastanawiać, czy starczy nam krzeseł, jeśli sprawa dalej będzie się tak rozwijać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro