simply sixteen

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Dobra, jestem prawie pewien, że na każdym piętrze musi być automat- powiedział w końcu Brad, kiedy już miałam wrócić do pokoju.

Przez chwilę znowu poczułam się dziwnie niezręcznie kiedy uświadomiłam sobie, że zostałam całkiem sama z Bradleyem, ale po chwili zaczął się śmiać i od razu rozwiał to uczucie.

Westchnęłam cicho.

-Przysięgam, że dzisiaj nie jestem Holly Sparks

-Musimy wymyślić ci jakieś alter ego, wiesz, żebyś nie czuła się dziwnie

-Wtedy będę się czuła megadziwnie. Serio. Przez cale swoje życie nie miałam tylu atrakcji co dzisiaj

-Nie musisz dziękować- uśmiechnął się, a potem oboje pogrążyliśmy się w ciszy i zaczelismy wchodzic po schodach.

Mialam wrazenie, ze kazde skrzypniecie slyszalne jest we wszystkich mozliwych pomieszczeniach. Brad jednak calkowicie sie tym nie przejal i z gracja tornada znalazl sie na gorze.

-Czy widzisz to swiatelko na koncu tunelu?- zapytal wskazujac reka do przodu

-Ta... Jestem pewna, ze to automat, a my wcale nie znajdujemy sie w tunelu

-Czy ty i Tristan nie jestescie przypadkiem rodzenstwem? Jakby nie patrzec, jestescie calkiem podobni...

-O co wam dzisiaj chodzi z tym Tristanem?- pokrecilam glowa- I nic mi o tym nie wiadomo.

Jak do tej pory wydawalo mi sie, ze Tristan jest moim calkowitym przeciwienstwem, ale moze bylo inaczej?

Stwierdzilam jednak, ze zastanawianie sie nad tym teraz nie ma sensu i zaczelismy kierowac sie w strone "swiatelka w tunelu".

-To co bierzemy?- zapytalam spogladajac na automat

Nie byl idealnie zaopatrzony, ale z czterech polek ze slodyczami, dwiema z napojami i jedna z chipsami, cos mozna bylo wybrac.

-Wszystko- odpowiedzial szybko Brad

Spojrzalam na niego. Swiatelka z automatu oswietlaly jego twarz i nie bylam pewna czy to one mienily sie w jego oczach czy cos innego.

Nie zdazylam jednak go o to zapytac, bo zaczal cos bardzo szybko wciskac na panelu, a ja tylko patrzylam na niego zdziwiona.

-Hej, co ty robisz?

-Oh, Holly nie mow, ze nigdy nie marnowalas nocy na ogladanie filmikow w ktorych ludzie hakuja automaty- spojrzal na mnie jakby nie wierzyl.

Co prawda raz czy dwa wystwielily mi sie takie filmy, ale jakos nigdy nie chcialo mi sie spedzic 10 minut na ogladaniu jak ktos wlamuje sie do automatow. Za to moglam trzeci raz zobaczyc wpadki slawnych piosenkarek na scenie... Tak, to byl moj sposob dowartosciowania sie i przypomnienia, ze nie tylko ja popelniam bledy.

-A teraz patrz, magia!

Bradley wcisnal ostatni guzik i nagle w jednym momencie wszystkie pierwsze pozycje nagle spadly, robiac przy tym niemaly halas.

Skrzywilam sie na sekunde, ale potem uswiadomilam sobie co sie wlasnie wydarzylo.

-Ty na serio zhakowales automat?

-Nie musisz klaskac- odparl- A teraz wezmy to, zanim ktos sie rzuci na darmowe jedzenie.

Wysunal szuflade, w ktora spadly wszystkie slodycze, napoje i inne rzeczy i oboje zaczelismy je wyciagac.

-To teraz miejmy nadzieje, ze nic nie upuszcze- mruknelam

Zawsze to ja mialam takie szczescie, ze cos upuscilam, albo sama upadlam. Najczesciej pod sam koniec. Kiedys schodzac z gor, upadlam na ostatnim metrze i skrecilam sobie kostke. Lubilam sobie mowic, ze jestem najwiekszym pechowcem wsrod szczesciarzy.

Tym razem jednak bylo inaczej.

Zdazylismy dojsc do schodow, a butelki z cola, ktora trzymal Brad, wypadly mu z rak i sturlaly sie na sam dol.

-Bardzo dobrze Brad- usmiechnelam sie- Przybilabym piatke, ale ja nie ide na latwizne jak ty

-A idz ty, damska wersjo Evansa...- mruknal i szybko zszedl.

-Kto tam jest?

Oboje szybko odwrocilismy nasze glowy, ale dalo nam to tez motywacji do pospieszenia sie.
Szybko rozpoznalam glos jednej z nauczycielek, ktora jak juz zdazylam zauwazyc, ze nie byla zbyt uprzejma. Miala dlugie rude wlosy i wiecznie niezadowolony wyraz twarzy. Troche mnie przerazala.

Staralam sie wiec zignorowac wizje polamanych nog i zbieglam najszybciej jak sie da na dol, gdzie Bradley juz zdazyl pozbierac upuszczone butelki, a potem pedem skierowalismy sie do naszego pokoju.

-Wredne dzieciaki!- glos stawal sie coraz glosniejszy, a my spojrzelismy po sobie, bo znalezlismy sie przed drzwiami, ale mielismy zajete obie rece.

-Łokciem- powiedzial Brad

-Ty juz zostaw swoje łokcie w spokoju. Kiedys umialam zrobic szpagat...

-To swietnie, ale w czym ma to nam pomoc... A moze zebami...

-Wiesz ile osob dotyka ta klamke? Chwila, asekuruj mnie-polecilam i odchylilam sie lekko, opierajac na jego ramieniu i podnioslam noge, tak zeby mogla dostac do klamki.

Jednak w tym samym momencie, zalal nas snop swiatla, ktory nas oslepil na moment i dopiero po chwili zrozumialam, ze byla to tylko Carrie, ktora otworzyla drzwi.

-Mozecie mi powiedziec, co wy odpierdalacie?- spytala Carrie- Raz do srodka... Slychac was w promieniu 5 kilometrow.

Nie zastanawialismy sie juz ani sekundy, tylko wpadlismy do pokoju i zrzucilismy z naszych rak caly ciezar.

-Obrabowaliscie automat?- zapytal James

-O Moj Boze, Brazolek i Holly kupili Twixy- wrzasnal Tristan

-A mnie zastanawia dlaczego postanowili odstawiac balet przed drzwiami- dodala Carrie

-W ogole nie ogarniam co sie z nimi dzieje- stwierdzil Connor patrzac na pozostala trojke

-Mysle, ze wygralismy, w kazdym razie

Brad usmiechnal sie dumnie i wskoczyl na lozko, jakby byl superbohaterem, ktory wlasnie uratowal miasto.

-I teraz wy, zwykli, poczciwi ludzie- powiedzial patrzac na Jamesa, Tristana i Connora- Mozecie dzieki mnie, Bradley'owi Willowi Simpsonowi, i mojej wiernej asystentce Holly Sparks, napelnic wasze chciwe zoladki. Nie musicie dziekowac...

-Nie wiem czemu wydawalo mi sie, ze jestes normalny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro