Lekcja 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ależ wymiętolone te zadania. Jakbyś je psu z gardła wyjął.

Zacisnąłem wargi w kreskę.

No co miałem poradzić? Pogięły się w torbie. Ale przynajmniej wszystko zrobiłem!

Sasori chyba już czuł się tutaj jak u siebie. Rozsiadł się wygodniej w fotelu, a palce zaplótł wokół stojącej na stoliku wysokiej szklanki. Tym razem nie pił kawy, lecz herbatę z goździkami i pomarańczą; pogoda z każdym dniem się pogarszała, zima nadchodziła dużymi krokami.

Obserwując go dyskretnie, znów uderzyło we mnie to, jak bardzo te jego rude włosy kontrastują z otoczeniem. Mój salon, w którym właśnie się znajdowaliśmy był utrzymany w delikatnych barwach, więc może dlatego ten płomienny kolor tak bardzo się wyróżniał.

- Miałeś jakieś problemy? - spytał student, wodząc wzrokiem po kserówkach. Dziś znów miał na nosie okulary.

- W... pięciu zadaniach - przyznałem.

Orzechowe oczy przeniosły się z kartki na moją twarz.

- Tylko?

Skinąłem łbem. Nie skomentował.

- Pokaż których.

Pozwoliłem sobie nachylić się w jego stronę i wskazać paluchem nieuzupełnione luki.

- Ta ropa naftowa jest jakaś trudniejsza - spróbowałem się wytłumaczyć.

- Nie jest, po prostu nie uważałeś, gdy to tłumaczyłem. - Akasuna zabrał mi kartkę sprzed nosa, po czym przejrzał wzrokiem. - Dobrze, sprawdzę ci to na jutrzejsze zajęcia. A dzisiaj biologia.

  
 
 
 
***


 
- No co ty gadasz. Nieźle!

Przekręciłem się na drugi bok i wlepiłem wzrok w ścianę. Nie chciało mi się trzymać telefonu, więc położyłem go pod uchem i częściowo na nim położyłem.

- No raczej. I wyobraź sobie, że chyba nawet coś będzie z tej naszej współpracy.

- Ciekawe kiedy dojdziecie do działu o anatomii-

- Hidan, no błagam.

Siwus po drugiej stronie połączenia niemalże zaczął się dusić od własnego rechotu.

Dlaczego wciąż uparcie trzymał się tych wydarzeń i nie chciał zrezygnować z wypominania mi tamtej sytuacji? Cóż, odpowiedź była prosta.

Był idiotą.

- No ale serio, Dei! - wydusił w końcu chłopak, gdy już cierpliwie zaczekałem, aż jego napad rozbawienia minie. - Nie sądzisz, że to nieco podejrzane?

- Nie. Po prostu mi pomaga w nauce, za to mu matka płaci. - Przewróciłem oczami.

Wbrew opinii mojego przyjaciela, którą można było ująć jako: ,,z takim wyglądem nie możesz mieć innej orientacji", wcale nie definiowałem się jako gej. Właściwie, w ogóle się nie definiowałem jako osoba o jakiejkolwiek orientacji... bo chociaż zaliczyłem już masę naiwnych, gówniarskich zauroczeń, a część z nich zakończyła się nawet związkami, które już od samego początku krótkiego istnienia nie miały racji bytu, to nigdy nie przeżyłem niczego poważniejszego.

Właściwie, wiedziałem nawet czemu. Jedynym powodem, dla którego godziłem się na takie krótkoterminowe relacje był wygląd danego chłopaka lub dziewczyny.

Płytkie? Może. Ale od samego początku zawsze byłem szczery i wyznawałem drugiej stronie, czemu mi się podoba. Po prostu przebywanie z kimś, kto zaspokajał mój zmysł artystyczny było dla mnie jak kupienie sobie czegoś ładnego. Ot, zwykła przyjemna świadomość, że przebywam w otoczeniu kogoś pięknego. A czasem miły wieczór, w towarzystwie płacącego za moje jedzenie przystojniaka. Nic więcej.

Nie przeszkadzał mi taki stan rzeczy. Nie przywiązywałem się do nikogo, po zerwaniu nie czułem potrzeby uleczenia złamanego serca alkoholem. Żyć nie umierać.

Dlaczego nie chciało mi się nawet myśleć o tym, jakiej dokładnie orientacji byłem? Cóż, czy można było to określić, jeśli nigdy naprawdę nie byłem zakochany? Nie mówiąc już o tym, że na ludzi patrzyłem jak na rzeźby czy obrazy, zwyczajnie oceniając ich aparycję i decydując, czy mam ochotę podziwiać ją trochę dłużej, czy przejść już dalej. Nie było w tym nic z miłości czy zakochania.

- Jasne - mruknął Hidan w słuchawkę. - Na kilometr śmierdzi to gejostwem. Mów co chcesz, ale po samym tonie twojego głosu gdy o nim opowiadałeś czuję, że ci się podoba.

Teraz z kolei ja prychnąłem.

Akasuna Sasori... cóż, był atrakcyjny. Był zajebiście atrakcyjny, to musiałem mu przyznać. Ale czy mi się podobał? W jakiś sposób tak, z pewnością. Jednak to było zupełnie coś innego niż w przypadku moich poprzednich ,,zauroczeń". W końcu nikt dotychczas nie budził we mnie tak skrajnych emocji samą swoją egzystencją.

Zresztą, nie było sensu się zastanawiać, co tak naprawdę czułem względem niego. Hidan mógł mówić co chciał, ale przepaść, która znajdowała się między mną a tą cholerną chodzącą perfekcją była nie do przeskoczenia i doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Byliśmy tylko uczniem i nauczycielem, ze sporą różnicą wieku i jeszcze większą w poglądach na świat. Nic więcej.

- Myśl se co chcesz. Ja kończę. - Ziewnąłem Hidanowi wprost do słuchawki, przecierając klejące się już powieki ręką.

- DeiDei, nie uciekniesz przed tęczową stroną-

- Ta. Branoc.

Rozłączyłem się, po czym na oślep odłożyłem telefon na biurko. Przekręciłem się na drugi bok z zamiarem odejścia do krainy snów. Gdy po chwili wreszcie udało mi się znaleźć najwygodniejszą pozycję, cholerne urządzenie znów zaczęło wibrować jak szalone. Z jękiem niezadowolenia wygiąłem się więc w jakiejś nienaturalnej pozycji, próbując do niego dosięgnąć. Zirytowany, że siwus wciąż truje mi dupę, odebrałem nawet nie otwierając oczu, by jasność ekranu nie wypaliła mi dziur w soczewce.

- Co znowu? - mruknąłem niezadowolony.

- Dobry wieczór, Deidara.

Serce mi stanęło i odruchowo poderwałem się do siadu. Skok adrenaliny momentalnie odegnał całe zmęczenie.

- Sa-sori...?! - wydusiłem przez ściśnięte gardło.

- W rzeczy samej - odpowiedział melodyjny głos po drugiej stronie połączenia. - Zrozumiałbym to oburzenie związane z dzwonieniem o tej godzinie gdybyś był siedemdziesięcioletnią emerytką, ale-

- P-przepraszam! - zawołałem nieco spanikowany. - Nie wiedziałem, że to ty dzwonisz i-

- Dobra, nie w tym rzecz. Chciałem cię poinformować, że udało mi się na środę zorganizować zajęcia praktyczne, jeśli jesteś zainteresowany.

Moje wcześniej zatrzymane serce znów zaczęło bić.

Nie wiedziałem, czy bardziej cieszył mnie fakt, że nie skończę jako materiał na preparaty mikroskopowe, czy to, że zabierze mnie na zajęcia praktyczne.

- Mówisz poważnie?!

- Tak. - Przewrócenie oczami było niemalże słyszalne w jego głosie. - Przyjadę do ciebie, przerobimy jeszcze trochę teorii i pójdziemy na miejsce. Radzę ci być przygotowanym.

- Ta jes! - zawołałem, w przypływie endorfin nieco za bardzo unosząc głos. - Dziękuję! I do środy!

Akasuna jednak naprawdę musiał być w dobrym nastroju, bo nawet tego nie skomentował. Usłyszałem tylko, jak bierze nieco głębszy wdech, a potem moje uszy połaskotało najbardziej miękko wypowiedziane słowo, jakie w życiu usłyszałem z jego ust.

- Dobranoc.

Z zaskoczenia zamarłem z telefonem w dłoni. Siedziałem tak i nie byłem w stanie się ruszyć nawet wtedy, gdy student się rozłączył. Dopiero po dłuższej chwili trawienia, co się właśnie wydarzyło odłożyłem urządzenie i opadłem na poduszkę.

Zdezorientowany własnymi odczuciami, wlepiłem wzrok w przysłonięty półmrokiem sufit i leżałem tak kolejną godzinę, bezskutecznie próbując doprowadzić do porządku podejrzanie mocno obijające się o żebra serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro