Lekcja 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- No i wyobraź sobie. Wchodzę do apteki. Czekam godzinę w kolejce, okej. Wreszcie moja kolej, podłażę do okienka, a taka starsza babka do mnie, że czego potrzebuję. No to ja do niej ,,czegoś na oparzenia". Ona kiwa głową, już chce mi coś dawać, a ja dodaję, że ,,chemiczne". Patrzy na mnie, po czym pyta: ,,Czym pan się poparzył?", a ja jej na to: ,,Trotylem".

Po odgłosach po drugiej stronie słuchawki poznałem, że Hidan już wstrzymywał śmiech. Postanowiłem kontynuować, tak samo zmieniając ton głosu i imitując starszą aptekarkę.

- ,,Co pan zrobił?" powiedziała. A potem najpierw na jej czole pojawiło się kółko ładowania strony, a potem babka podrwała się i podejrzanie na mnie zerkając odwróciła się i zaczęła grzebać w szafkach.

- Boże. I co dalej? - ponaglił mnie rozmówca.

- I co dalej? Dała mi tę maść, świdrując mnie wzrokiem jak jakiegoś młodocianego piromana, a jak wyszedłem poleciała do współpracownic mnie obgadać. Cieszę się, że mogłem być sensacją i urozmaicić jej nudny dzień pracy - podsumowałem.

- Dei, ty jesteś młodocianym piromanem - wydusił Hidan przez śmiech. - W ogóle twoja matka wie, że zgrillowałeś sobie łapy?

Zacisnąłem wargi.

- Emm... unikam jej od kilku dni - przyznałem.

- To Akasuna nie wygadał?

- Najwyraźniej.

Zapadła cisza przez dosłownie ułamek sekundy, bo nagle siwus znów ryknął śmiechem. Uniosłem brwi, zdezorientowany.

- A ty z czego znów rżysz? Jeszcze nic nie powiedziałem.

- Przypomniało... przypomniało mi się... - próbował wydusić z marnym skutkiem. - Boże, znów zostałeś zmacany, tylko tym razem na przytomnie.

Jako, że samo wspomnienie wywołało we mnie falę wstydu, zagryzłem mocno zęby.

- Może lepsze było na nieprzytomnie.

- Taaa. I co tam Dei, jak wrażenia? Ja pierdole, niesamowite, nikt nie oprze się tej twojej anielskiej gębie i peruce.

- Ja ci kurwa dam perukę - zacząłem, ale nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Prawie upuściłem telefon, szybko zmieniając pozycję tak, by moje dłonie były mniej widoczne. Na całe szczęście, bo w drzwiach ukazała się moja rodzicielka.

- Mamo, pukaj - ofuknąłem ją, równocześnie naciągając na dłonie rękawy za dużej wytartej bluzy. Swoją drogą, chyba kiedyś należącej do chłopaka po drugiej stronie linii, z którym wciąż się nie rozłączyłem.

A matka, jak to ona, nic sobie nie zrobiła ani z mojej wypowiedzi, ani z faktu, że prowadzę rozmowę telefoniczną; oparła się biodrem o drzwi i spojrzała na mnie pytająco.

- No co? - powiedziałem, nie wiedząc zbytnio jak zareagować na jej dziwny wyraz twarzy.

- Nie masz zamiaru wziąć kasy na korki? Powinieneś mieć zajęcia już trzy razy od kiedy skończyły się pieniądze, które dałam Sasoriemu.

Z zażenowania przygryzłem wargę.

Od ostatnich wydarzeń Akasuna się do mnie nie odezwał. A minął już ponad tydzień.

Rany na rękach, wcześniej utrudniające mi pisanie już przestawały mi tak dokuczać, ale inne skutki feralnej lekcji praktycznej wciąż pozostawały. Między innymi to, że nie miałem pojęcia, kiedy wrócimy do wspólnej nauki. Lub może, czy w ogóle do niej wrócimy. Jak potem wytłumaczę to wszystko matce...?

- Co tak na mnie patrzysz? - Kobieta wreszcie przerwała niezręczną ciszę, składając ramiona na piersi i unosząc podbródek do góry. Już samo to by wystarczyło bym poczuł się niekomfortowo, ale jej następne słowa doprowadziły mnie niemalże do paniki. - Przecież ja o wszystkim wiem.

Zanim mój zlagowany mózg zmusił usta do wyplucia potoku wymówek i wytłumaczeń, na całe szczęście rodzicielka przewróciła oczami i dodała:

- Rozmawiałam z panem Akasuną, spokojnie. Chciałam, żebyś mu płacił byś był świadom, ile nas to kosztuje i jaka to jest inwestycja... ale więcej z tym kłopotów niż pożytku. Będę mu przelewać na konto, a ty się kasą nie przejmuj tylko skup na nauce.

Usłyszałem we wciąż przyłożonej do ucha słuchawce, jak Hidan wypuszcza wstrzymywane powietrze. Najwyraźniej zmroziło go tak samo, jak mnie.

Rodzicielka na szczęście zamknęła oczy, więc chyba nie dostrzegła malującej się na mojej gębie podejrzanie wielkiej ulgi.

- A ponieważ wydatek jest to duży - kontynuowała - to od dziś przejmujesz obowiązki ojca odnośnie sprzątania łazienki. Wiesz, że teraz więcej czasu spędza w pracy, trzeba go trochę odciążyć.

Wydąłem usta, średnio zadowolony.

- Pracoholik - skwitowałem. - Powinni go przynajmniej awansem nagrodzić za to, ile bierze nadgodzin.

- Powinni - przyznała moja rodzicielka, po czym nagle jakby zauważyła, że wciąż ,,rozmawiam" przez telefon. - Dobra, nie przeszkadzam dalej. - Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Twoja mamuśka jest jednak jedyna w swoim rodzaju - skomentował Hidan. - Ma wyjebane w życie, ale ciebie traktuje jakbyś miał się nie wiem, stłuc.

- Myślisz? - mruknąłem.

- Ta. Grzecznie cię poinformowała o konieczności szorowania kibla; moja cisnęłaby mi szmatę w twarz i kazała się zabierać do roboty.

Zaśmiałem się w rękaw bluzy.

- Chyba wolę moją mamę.

- Ja również. Aczkolwiek twoja nie robi domowych alkoholi. Wielka strata.

- Może twoja by w niej zaszczepiła nieco rosyjskich tradycji - zasugerowałem. Z pewnością nie pogardziłbym posiadaniem większej ilości procentów w domu. Zwłaszcza, że nikt mi ich w okolicznych sklepach nie chciał sprzedawać. Ciężki jest żywot młodocianego alkoholika.

- Gdzie tam. Ta delikatna Japoneczka upiłaby się od samego przebywania w kuchni mojej matki. Masz tam takie stężenie etanolu w powietrzu, że naprawdę potrafi zwalić z nóg. To nie dla niedoświadczonych.

Uśmiechnąłem się. ,,Etanol" i nazwy narkotyków były jedyną częścią chemii, którą siwus ogarniał.

- Ja nie wiem, jakie mutacje zaszły, że powstałeś ty. Może nie jesteś z kamienia, ale łeb masz całkiem twardy jak na Japońca.

- I ,,ta blond czupryna" - podsunąłem mu. Żarty odnośnie mojej morfologii były u Hidana powszechne i lubiane.

- Dokładnie! Ten blond łeb i jasne oczy. Poszperaj w papierach to przyrzekam, że znajdziesz dokumenty adopcyjne - zapewnił mnie.

Przez mój umysł przebiegła myśl, że telefon do siwusa był dobrym pomysłem. Wcześniej miałem podły humor, ale takie durne żarty i rozmowa o duperelach zdecydowanie poprawiła mi nastrój. Zawtórowałem mu więc:

- No tak. Potrzymaj mi kakałko, a ja idę szukać. - Oczywiście nie ruszyłem dupska z łóżka.

- Idź, idź. Mówię ci. Przyniósł cię bocian, bo tak naprawdę pochodzisz z matuszki Rosji. Ja to wiem! Jeśli masz takie doświadczenie życiowe jak ja, to wystarczy wspólnie wypić jedną butelkę wódki by być o tym przekonanym.

Położyłem się na brzuchu i wlepiłem wzrok w ramę łóżka.

W sumie kiedyś się nad tym sporo zastanawiałem. Moja mama, o typowej Japońskiej urodzie w postaci jasnej cery, czarnych włosów i oczu jak dwa obsydiany oraz ojciec, z włosami ciemnymi, z nutą chłodnego brązu i wąskimi oczami, które przy rzadko u niego widywanym uśmiechu zmieniały się w wąskie kreski. Rzeczywiście, byłem blond owcą na tle ciemnej rodziny. Aczkolwiek podobno babcia ojca miała jasne włosy. Nie widziałem zdjęć, ale matka mi opowiadała. Jakoś tam recesywnie musiały się te geny ujawnić. Gdy w trzeciej klasie będę miał genetykę, chętnie spróbuję wykminić, jak do tego doszło.

- W ogóle... - Hidan nagle dziwnie spoważniał. A u niego było to tak nietypowe, że natychmiast skupiłem na nim swoją uwagę. - Kurde, cisnę bekę z ciebie i rudego, a sam chyba lepszy nie jestem.

- Co masz na myśli? - zmarszczyłem brwi, aż siadając, by bardziej skupić się na tej sprawie.

- Kurwa... - Odpowiedź przyjaciela świadczyła o jednym: był zawstydzony. A to zafascynowało mnie jeszcze bardziej.

- Hidan - ponagliłem delikatnie.

- Ja pierdole, pamiętasz jak się srałem, że ten wyjazd to będzie absolutny koszmar? Odwyk i tak dalej?

- No.

- Wczoraj przelizałem się z tym gościem po pijaku.

Gdybym coś spożywał, z pewnością bym się w tamtym momencie zakrztusił. A tak to po prostu się zapowietrzyłem, wygiąłem ciało jakoś dziwnie (przez co boleśnie przyrżnąłem kostką w łóżko) i znokautowałem kołdrę, zadając jej kilka ciosów pięścią. Wszystkiemu towarzyszył odgłos konającego dinozaura i pełna zażenowania cisza po drugiej stronie słuchawki.

- Hidan, o kurwa... - wydusiłem w końcu, sięgając w dół by rozmasować sobie nogę. - Nie można się tak upić, by zmienić orientację.

Siwus również obdarował mnie dziwnym dźwiękiem, zapewne zawstydzenia.

- Najwyraźniej nie do końca jestem hetero... - przyznał w końcu, po czym od obrony natychmiast przeszedł do ofensywy: - Ale ty nie jesteś lepszy! Kryptogeju jebaniutki, ja przynajmniej miałem jaja wyjechać z inicjatywą a ty na razie dajesz się obmacywać!

W jednej sekundzie łeb zapłonął mi ognistym rumieńcem wstydu.

- Nie daję się obmacywać i nie- zaraz! To ty wyjechałeś z inicjatywą?!

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza, mogąca oznaczać tylko jedno.

- Jest z tobą gorzej, niż myślałem. - Przyznałem ze śmiechem.

No, przecież mówimy o Hidanie! Samozwańczym zdobywcu kobiecych serc, baronie podrywu, heteroseksualnym byczku pochodzącym z homofobicznej rodziny! Kto by się spodziewał, że macho deklarujący się jako miłośnik krótkich spódniczek i dużych biustów w mniej niż miesiąc rzuci się w ramiona starszego od niego chłopa.

- Gdybyś go kurwa zobaczył, to też byś powitał tęczę z otwartymi ramionami. - Zawyrokował mój od wczoraj bi przyjaciel.

- Wyślij fotę bo nie wierzę.

- Tylko gdy ty pokażesz swojego rudego kochasia. Nie zapamiętałem dobrze jego twarzy, nie sądziłem, że stanie się tak ważną częścią twego życia, mój drogi przyjacielu...

- Och, przymknij się. W ogóle to skąd niby miałbym wziąć zdjęcie Akasuny?!

- Nie wiem, wystalkuj go, albo coś. Lub upij, też działa.

- Dzięki za bezcenne rady - mruknąłem. Już widziałem siebie, skitranego w krzakach lub za drzewem, próbującego uchwycić delikatny profil Akasuny na fotografii. Zostanie wykrytym kosztowałoby mnie pewnie utratę paru narządów, godności i jakichkolwiek szans na jego pomoc w zdaniu egzaminów.

- Zawsze do usług - odparł Hidan.

Mimo wszystko na moich wargach błąkał się uśmiech.

- Dobra, gejuchu. Zawsze z przyjemnością usłyszę twój seksowny głosik ale teraz muszę kończyć. Zadzwoń, gdy będziesz miał fotę rudego. A teraz nara.

- Heja. Powodzenia z twoim nowym boyem - wyszczerzyłem się.

- Uważaj, bo przez tę ekscytację cudzą męsko-męską relacją gaci nie dopierzesz. I nara.

- No, hej. - Rozłączyłem się, wciąż rozbawiony.

Cokolwiek brał świat w ostatnim czasie, zdecydowanie powinien to odstawić.

Perypetie mojego życia zaczynały się robić coraz bardziej nieprawdopodobne. Nie wiedziałem, dokąd to wszystko zmierza, ale jak przystało na typowego licealistę - postanowiłem mieć to w dupie. Odłożyłem telefon na biurko i poszedłem do kuchni zrobić sobie kolację, zupełnie nie przejmując się ani tym, że w tym krótkim czasie Hidan włączył penisy do swoich upodobań, ani słowami matki sugerującymi, że Akasuna jeszcze nie wykopał mnie całkowicie z lekcji, ani nawet nieuchronnie nadciągającym sprawdzianem z durnej historii, która nie wiedzieć czamu wciąż była nauczana na zajebiście wysokim poziomie w klasach biolchemicznych.


***

Witam Was Kochani moi.

Przerwa była w pizdu długa, wiem. Przyjmijcie mój pokłon skruchy, bo naprawdę zdaję sobie sprawę, że niektórzy czekali.

A jeszcze po takim czasie przychodzę z czymś nie najdłuższym. I know, shame on me.

Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko, że ten czas był mi naprawdę niezbędny. Niedługo zresztą dostanę wyniki matur i zobaczymy, czy ta przerwa, o której bez wyrzutów sumienia mogę powiedzieć, że została wykorzystana na naukę, przyniosła rezultaty. Jeśli chcecie, trzymajcie kciuki za moje zostanie med studentem. Chyba mi się to przyda XD

Oki, to tyle z mojej strony.

Trzymajcie się Kochani. Naprawdę miło mi do Was powrócić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro