Lekcja 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Głośne klaśnięcie w dłonie przebiło się przez grającą w tle muzykę.

- Oto nadeszła chwila, na którą wszyscy czekali! - zawył Hidan, wlewając w to zdanie tyle entuzjazmu, dramatyzmu i patosu, ile tylko się dało. - Drogie panie i panowie! Ale głównie śliczne panie!

- Doigra się chłop kiedyś - mruknąłem pod nosem, z rozbawieniem unosząc kieliszek w górę. Siedzący obok nieznajomy zachichotał z mojego niezbyt śmiesznego komentarza.

- A więc, wznoszę pierwszy dzisiejszej nocy toast za gospodarza, dzięki któremu mogliśmy się tu spotkać!

Mężczyzna siedzący obok Hidana wstał, I choć widziałem Kakuzu już wcześniej, musiałem przyznać, że tym razem zrobił na mnie dużo większe wrażenie.

Nienaganny garnitur i maska zakrywały większość blizn, które pokrywały jego ciało. Był wysoki, potężny, onieśmielający. Ciemniejsza karnacja i włosy, czarny materiał opinający jego dobrze zbudowaną klatkę piersiową, poważne spojrzenie - wszystko tworzyło kontrast dla jasnowłosego Hidana, który z tym swoim głupim uśmiechem i jasnoszarym garniakiem właśnie wznosił swój kielon w górę.

- Toast!

- Toast! - podchwycili goście, zgromadzeni przy długim stole. Z przyjemnością do nich dołączyłem.

Przymknąłem oczy, pozytywnie zaskoczony smakiem wina. Czuć było, że to nie tani alkohol, do których przywykły moje kubki smakowe.

Wokół nas szybko podniosły się rozmowy, a ja z zadowoleniem zauważyłem, że Hidan nie wytrzymał długo i podleciał do mojego miejsca. Nie żeby miał daleko - dzieliło nas zaledwie parę osób, co do których Kakuzu uparł się, że muszą zasiąść u góry stołu.

- Ach, Dei, Dei - zawołał siwus, wieszając się na moim krześle. - Dawaj przesuń dupsko, lezę tu do ciebie.

Nasze małe ,,friends reunion" trwało już od paru godzin, lecz musiałem przyznać, że chyba oboje nie mogliśmy się nacieszyć swoją obecnością. Nie było szans, byśmy upchnęli oba tyłki na jednym krześle, lecz wiedziałem, że przyjaciel i tak spróbuje to zrobić. Posłusznie przesunąłem się na skraj siedzenia.

- I co myślisz? - spytał chłopak, gdy tylko wkitrał się na do niedawna moje miejsce. - Kuzu ma rozmach, co?

Zaśmiałem się.

- Nigdy bym nie przypuszczał, że polecisz akurat na biznesmana. Od kiedy kręcą cię takie... wieczorowe klimaty?

Hidan parsknął, jak na zawołanie rozluźniając zawiązany na szyi fioletowy krawat.

- Przecież wiesz, że nie kręcą. Ale jest to ciekawa odmiana od życia w mojej codziennej komfortowej patoli - przyznał, chwytając butelkę wina, stojącą nieopodal w kubełku z lodem. - Zresztą, to party i tak jest dla niego i jego firmy inwestycją. Jest tu jakiś gość, coś tam, tra la la, mają jakieś układy mniej lub bardziej szemrane, a w ogóle to jest to pokazówa mająca mu podwyższyć status w oczach kogoś, kto potem podwyższy mu zarobki. Zresztą, po części jest sponsorowana przez kogoś z jeszcze wyższej góry. - Przewrócił oczami. - Już chyba zdążyłeś zauważyć, że ta sknera nie wydałaby złamanego grosza, jeśli nie zwróciłby się przynajmniej dwukrotnie.

Musiałem mu przyznać rację. Znałem Takiharę zaledwie parę godzin a już zasłużył sobie na status najbardziej oszczędnej osoby, jaką kiedykolwiek spotkałem.

- Czyli co? Za garniaczek zapłaciłeś męskim dziewictwem?

Siwus parsknął z oburzeniem.

- Oj Deiś, podpierdalasz mi żarciki. Nieładnie.

Wyszczerzyłem się, obserwując, jak napełnia mój kieliszek tylko po to, by w swej bezczelności samemu z niego upić.

Nie będę kłamał: brakowało mi tego przygłupa.

- Hmmm... zmiana tematu oznacza, że coś jest na rzeczy.

- Ta, na rzeczy. Rudy powinien cię nauczyć lepszych manier.

- Skąd wiesz, czego mnie uczy - odparowałem, podbarwiając głos odpowiednią dozą sugestii natury erotycznej.

- Ho, ho, a skąd ta nagła zmiana podejścia. - Chłopak spojrzał na mnie znad szkła, z uśmieszkiem sugerującym, że moja insynuacja została przez niego w pełni wychwycona. - Czyżby udało ci się wprowadzić w życie to, o czym rozmawialiśmy jeszcze przed świętami?

Parsknąłem lekko, wyjmując mu alkohol z dłoni i upijając łyka.

- Proszę cię, chłopie. Przypominam, że nie widzieliśmy się od czasu tamtego feralnego obiadu.

- Aa, pamiętam. Co mu babka prawie zeszła.

- Ta. - Złota zawartość kieliszka zawirowała pod wpływem ruchu mojego nadgarstka. - Wiesz, nie chcę się wpierdalać. Wychodząc wyglądał, jakby to bardziej poczucie obowiązku nim kierowało niż realna troska, ale potem zniknął na dłuższy czas, więc pewnie nie było mu to całkiem obojętne. No a potem święta i w zasadzie pierwszy raz go zobaczę teraz, w styczniu.

- Czaję. No, a co ze świętami? - dopytał siwus, wyjmując wino z mojej dłoni. Całkiem bawiła mnie ta nasza wymiana trunkiem, lecz jego słowa przywołały jeszcze weselsze wspomnienie.

- A właśnie! - zawołałem. - Nie widzieliśmy się, ale zgadnij co!

- No nie wiem, stary. Wysyłał ci nudesy na odlegość.

- Naprawdę widać, że go nie znasz - skwitowałem. - Przysłał mi coś, owszem. Książki.

Chłopak parsknął.

- Książki?!

- No wyobraź sobie, że tak. Możesz nie kojarzyć, to takie kartki spięte w blok papieru, często z jakimiś mądrymi rzeczami zapisanymi w środku...

Siwus bezczelnie zepchnął mnie z krzesła, lecz zdążyłem złapać równowagę. Skorzystał z braku mojego dupska na siedzeniu i zajął tę jego część, nie pozostawiając mi wyboru. Niewiele myśląc usadowiłem to dupsko na jego udzie.

- Kretynie, wylejesz. - Uniósł kielon wyżej, jakby to miało jakkolwiek uratować jego zawartość.

- To co odwalasz, idioto - odparowałem, wyciągając rękę i przejmując resztkę wina. - W każdym razie, wyobraź sobie, że unoszę ten prezent, a przynajmniej próbuję... i aż mnie w kręgosłupie strzela. To była cała seria paru zbiorów zadań. Razem ważyły parę kilo jak nic!

Z racji naszego bliskiego fizycznego kontaktu, bekę przyjaciela odczułem całym ciałem.

- No to jakże hojnie z jego strony!

- Zamknij mordę, przynajmniej jest to praktyczny prezent - zaśmiałem się.

Szczerze powiedziawszy, cokolwiek by Hidan na ten temat nie myślał, to ja miło odebrałem ten gest. Zwłaszcza, że kompletnie niczego się nie spodziewałem z jego strony. Musiałem mu się jakoś odpłacić po powrocie na zajęcia.

- To wdzianko było moim prezentem - pochwalił się nagle siwowłosy, poprawiając poły szarej marynarki. Prześlizgnąłem wzrokiem po jego aparycji, nie mogąc ukryć uśmieszku.

Przyjaciel zazwyczaj prezentował się raczej jak rasowy żul, więc różnica była porażająca. Jego włosy w nietypowym, szarym odcieniu blondu były zaczesane do tyłu, odsłaniając twarz. Idealnie dobrany krój podkreślał umięśnioną sylwetkę znacznie lepiej niż dresy, a jasne barwy pasowały do karnacji i wydobywały ciemniejszy kolor oczu. Cóż, nie mogłem być obojętnym na artystyczną estetykę, nawet jeśli dotyczyła ona tego palanta. Najwyraźniej wystarczyło, by trafił w odpowiednie ręce, by wyciągnąć na wierzch jego lepszą, a na pewno lepiej wyglądającą stronę.

I cóż, jeśli to Kakuzu dobrał mu tę kreację, to czapki z głów.

- Hehe, co tak patrzysz? Dobrze leży, nie? - Zadowolony siwus przybliżył się, zapewne w jego mniemaniu mając przez to wyglądać jeszcze lepiej. Zaśmiałem się, odpychając jego gębę.

- Jesteś jak brzydkie kaczątko - skwitowałem.

- To w ogóle komplement?

Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo poczułem czyjąś przytłaczającą obecność, która wyrosła jak spod ziemi zaraz za moimi plecami. Odchyliłem łeb do tyłu, by posłać Kakuzu nieśmiały uśmiech.

- Hidan. - Sądząc po tonie głosu mężczyzna nie był zadowolony, w przeciwieństwie do chłopaka, którego imię wymówił.

- Kuzu, skarbie! - wypalił siwowłosy przygłup. Najwyraźniej nie znał strachu, bo chwycił talię wyższego mężczyzny, przysuwając go do siebie i tym samym, do mnie. - Doskonale. Teraz mam moich dwóch ukochanych chłopów na raz. Czego więcej chcieć od życia?

Przewróciłem oczami, nie mogąc uwierzyć. Nieco bromantyczne zachowanie było nieodłączną częścią naszej relacji, więc tak, jak Hidan pewnie nawet nie zwrócił na to uwagi, tak Takihara mógł nie rozumieć, że wcale mu jego debila nie podrywam. W zasadzie nie wiedziałem, czy już oficjalnie są parą, lecz miałem przeczucie, że to i tak ze zwykłą zazdrością miałem teraz do czynienia. I było to szczerze powiedziawszy całkiem śmieszne nieporozumienie, lecz miałem nadzieję, że przyjaciel szybko je wyjaśni; Kakuzu nie wyglądał na kogoś, w kim chciałbym mieć wroga.

Jak można było przewidzieć, tamta odpowiedź niezbyt usatysfakcjonowała biznesmana. Mężczyzna odkleił dłoń siwusa od swojego ciała.

- O czym rozmawialiśmy?

- Ech, wiem. Mam dziś zakaz robienia przypałów, przynajmniej do czasu, gdy grube ryby się schleją. - Mój przyjaciel przewrócił oczami. - W tym tych homoseksualnych przypałów.

- Dokładnie. - Ton mężczyzny był poważny. - Zachowuj się przyzwoicie, zwłaszcza przed gośćmi spoza Japonii. Widzisz tamtą kobietę? Mamy szansę na współpracę z amerykańskim bankiem, która zależy od tego, czy wypadniemy przed nią na kompetentnych.

Wzrokiem odnalazłem biznesmankę, o której mówił. Była odwrócona, więc w oczy rzuciły mi się tylko jej plecy, częściowo przysłonięte przez materiał granatowej sukni i długi złoty warkocz.

W zasadzie, całe wydarzenie było ciekawym miksem Shogatsu i tego, jak Nowy Rok jest obchodzony w Europie i Stanach. Salę dekorowały japońskie czerwono-złote lampiony, lecz sama idea zasiadania do wspólnego stołu i rezygnacja z odwiedzenia świątyni nie były naszą tradycją.

Miks kulturowy miał swoje odbicie nawet w strojach. Chociaż przeważały kreacje wieczorowe, to widać było też azjatyckie motywy: parę osób założyło yukaty, kobieta siedząca po drugiej stronie stołu miała na sobie przepiękne czerwone cheongsam. Gospodarz dzisiejszego wieczoru pod marynarkę założył kamizelkę w motyw azjatyckich smoków, co czyniło go ucieleśnieniem przenikających się na tej uroczystości kultur.

- Przypominam ci, Hidan, że jak przez ciebie dostanę kontrakt na sumę niższą o chociaż jen, to szukasz innego lokum.

Uniosłem brwi. Nie mogłem nie skojarzyć tego wymagającego tonu z pewnym przyszłym lekarzem, na wspomnienie którego gdzieś w środku moje serce lekko podskoczyło.

Dopiłem wciąż trzymane w dłoni wino. Jeszcze parę miesięcy temu w życiu bym nie pomyślał o tym, że za nim zatęsknię.

- Oj, Kuzu... przecież wiem - jęknął wiadomy dekiel, układając usta w podkówkę. - Ale musisz mi to potem wynagrodzić - dodał sugestywnie.

Wcześniej złożone na potężnej piersi równie potężne ramiona opadły luźno. Najwyraźniej niczym niezmącony humor Hidana potrafił jakoś udobruchać nawet Takiharę.

Swoją drogą wciąż byłem pod wrażeniem postury mężczyzny; mój przyjaciel, który sam w sobie wyglądał, jakby przynajmniej skończył służbę wojskową, przy Kakuzu prezentował się jak gimnazjalista.

- Wróć ze mną na miejsce - polecił siwusowi starszy mężczyzna, zerkając na zegarek. Prawdopodobnie drogi. - Zaraz podadzą pierwsze danie.

Mój mózg miał już wyrobiony odruch pawłowa, jeśli chodziło o posiłki.

- Przepraszam, czy mogę poznać skład? Muszę mieć pewność, że nie zaw-

- Zluzuj gaty, Dei - przerwał mi Hidan ze śmiechem. - Wszystko jest dogadane, przypilnowałem twojej sprawy. Na wszelki wypadek jedyną pochodzącą z morza rzeczą są ryby, więc twoja analaksja musi się obejść smakiem.

- Anafilaksja - poprawiłem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Chłopak może był przygłupem i ignorantem jakich mało, ale jeśli chodziło o ważne sprawy, zawsze mogłem na niego liczyć.

- Jeden pies. Dobra, rusz zad księżniczko - polecił, a ja posłusznie zwlekłem mu się z kolan. - Do zobaczonka potem, nie zatęsknij za bardzo.

- Jeszcze czego - odparowałem, patrząc, jak kumpel i jego partner wracają na swoje miejsca.

Poprawiłem koszulę, zajmując swoje zwolnione krzesło.

Szczerze powiedziawszy, rzadko chodziłem elegancko ubrany, więc pomimo wcześniejszych zapewnień przyjaciela, że prezentuję się ,,do schrupania", wciąż miałem poczucie, że coś jest nie tak. Z racji tego, że materiał w ciemnomorskim kolorze był dość gruby, na ten wieczór postanowiłem zrezygnować z górnej części garniaka. Nie miałem również niczego na szyi, więc chyba po prostu czułem, że zbyt mało się postarałem. Zwłaszcza, że wszyscy wokół byli zdecydowanie bardziej odstawieni.

Szczerze powiedziawszy, tamten napad anafilaktyczny naprawdę padł mi na mózg, jeśli chodziło o niektóre sprawy. Tak, jak sprawdzanie jadłospisów nie było niczym szkodliwym, to napady paniki, w które czasami wpadałem już nie należały do przyjemnych i zdrowych doświadczeń.

W zasadzie to nie byłem w stanie nosić niczego na szyi, zwłaszcza ściśle do niej przylegającego. Było to idiotyczne. Przecież zdawałem sobie sprawę z tego, że nic się nie dzieje, a jednak perspektywa założenia czegokolwiek, co mogłoby się zacisnąć wokół niej przerażała mnie. Jakiekolwiek przedmioty typu muszka, krawat, czy chociażby wisiorek lub szalik natychmiast przypominały mi chwilę, gdy nie mogłem wziąć oddechu przez ściśnięte gardło. Wszystkie wspomnienia wracały, zalewając mnie falą paniki.

Bałem się duszności, bałem się znów stracić oddech. Dlatego na wszelki wypadek zacząłem również biegać i ćwiczyć, w nadziei, że zwiększę objętość płuc i w razie czegoś lepiej sobie poradzę w takiej sytuacji. Pewnie nic by to realnie nie zmieniło, ale przynajmniej czułem, że coś robię, jakoś przeciwdziałam powtórce z tamtego dnia.

- Jedzonko podobno ma być pyszniutkie! - skomentował chłopak siedzący po mojej lewej stronie. Ten, który wcześniej zaśmiał się z moich podśmiechujek z Hidana. Zniknął gdzieś na chwilę, lecz najwyraźniej posiłek był wystarczającą zachętą, by powrócił do stołu. Swoją drogą, po głosie zorientowałem się, że prawdopodobnie był mniej więcej w moim wieku. Wcześniej ciężko było to ocenić - jego twarz była niemalże całkowicie zasłonięta, tak samo zresztą jak reszta ciała.

Byłem ciekaw, dlaczego nosi ciemne okulary w zamkniętym pomieszczeniu, w środku zimy. A ta maska? Jeśli był jakimś gangsterem i nie chciał ujawniać twarzy, czemu wybrał tak oczojebnie pomarańczowy kolor?

Postanowiłem ukradkiem go obserwować. Skoro chciał jeść, musiał kiedyś odsłonić twarz, prawda?

Z drugiej strony, jak mogło nie być mu gorąco? Golf podciągnięty pod samą żuchwę, nawet dłonie krył pod rękawiczkami. Dziwny chłop.

Moja uwaga została skutecznie odwrócona przez pojawienie się całkiem uroczej kelnerki, sprawnie trzymającej aż sześć talerzyków z potrawami. Dziewczyna wprawnymi ruchami ustawiła zastawę na stole, po czym zniknęła, prawdopodobnie w celu przyniesienia kolejnych porcji. Reszta kelnerów otrzymała to samo zadanie, a ich miłe aparycje i wyraźnie widoczne doświadczenie znów mi uświadomiło, na jak ekskluzywne przyjęcie trafiłem. Każdy szczegół był dopięty na ostatni guzik.

Nie musiałem chyba wspominać, jak odwalone były potrawy.

Oczywiście widziałem gryczany makaron, który zawsze jada się w czasie Shogatsu, ale o niektórych rarytasach słyszałem tylko legendy - jak na przykład o kwadratowych arbuzach, które aż trzy zostały rozstawione wzdłuż stołu i najwyraźniej czekały na pokrojenie w ramach deseru. Wielu dań nawet zbytnio nie kojarzyłem, zwłaszcza, że ich różnorodność naprawdę była przebogata.

Przyciągnąłem do siebie jeden z talerzy gdy tylko Kakuzu wzniósł kolejny toast i każdy podziękował za posiłek. Tempura sama w sobie może nie była jakoś bardzo wyszukaną potrawą, lecz ta wyglądała i - jak się po chwili przekonałem - smakowała obłędnie. Miałem zamiar spróbować tylu potraw, ile byłem w stanie zmieścić.

Z ustami napchanymi najlepszym tuńczykiem, jakiego w życiu jadłem, zerknąłem na siedzącego obok chłopaka. Gęba mu się nie zamykała, lecz nie było mi dane zobaczyć, czy zdjął maskę - trajkotał do kogoś po jego lewej stronie, odwracając się przy tym do mnie plecami. W zasadzie to jego głos był dość irytujący.

Prześlizgnąłem się wzrokiem po reszcie gości. Wydawało mi się, że jak na stereotypowych biznesmenów i biznesmenki przystało, ich rozmowy będą raczej sztywne. Nic bardziej mylnego - najwyraźniej większość z nich znała się nawzajem, bo chociaż do moich uszu docierały również dyskusje o finansach, kontraktach, umowach i innych takich firmowych rzeczach, to większość była raczej miłymi codziennymi konwersacjami, ewentualnie przyjacielskimi docinkami. Nie wiedziałem, co to za towarzystwo, ale śmiałem wysnuć teorię, że to nie jest ich pierwsza taka wspólna impreza.

- Co tak patrzysz, hee?

Zamrugałem, nerwowo oglądając się na siedzącego po mojej prawej stronie młodego mężczyznę. Bezczelnie nachylał się w moją stronę, zmuszając mnie do zwiększenia dystansu między naszymi twarzami.

- Aaa, pierwszy raz pewnie jesteś u Kakuzu, coo? - Jego blada twarz rozciągnęła się w krzywym uśmiechu, odsłaniając nieco nierówne, niewielkie zęby. - Robi wrażenie, niee?

- Yyy... tak? - mruknąłem, nie wiedząc zbytnio co odpowiedzieć. Nieznajomy przymknął zielone oczy, śmiejąc się lekko.

- Nie gadaj z nim - warknął nieprzyjemny głos zza jego prawego ramienia.

- Oj weźź!

Zerknąłem na gburliwego towarzysza zaczepiającego mnie gościa i musiałem zamrugać by upewnić się, że dobrze widzę.

Mężczyźni byli niemalże identyczni. Najprawdopodobniej bliźniacy jednojajowi, wyglądali niezwykle ciekawie. Łączyły ich zielone tęczówki i pasujące do nich barwą muszki, lecz każdy z nich najwyraźniej wolał inny kolor: ten drażliwy miał na sobie czarny garnitur i włosy takiego samego koloru, za to outfit, krótka czupryna, brwi a nawet rzęsy mężczyzny siedzącego bliżej mnie były całkowicie białe.

Cóż. Najwyraźniej dostałem miejsce obok największych cudaków przy stole. W zasadzie chciałem, by biały bliźniak posłuchał brata, bo kontynuacja rozmowy byłaby dla mnie niezręczna. Zerknąłem rozpaczliwie na Hidana, lecz ten był zbyt zajęty simpowaniem do Takihary, by mnie dostrzec.

- Przepraszam na chwilę - wypaliłem, postanawiając osobiście pofatygować się do siwego głąba.

Dopadłem do chłopaka, gdy akurat wybuchł śmiechem z jakiegoś żartu. Oparłem ręce na o szerokie, trzęsące się bary i nachylilem nad jego uchem.

- Hidan, ratuj - syknąłem. - Siedzę z dziwakami.

- Czyli tam, gdzie jest twoje miejsce - odparował matoł, a jego rechot z każdą sekundą zwiększał moją ochotę na przywalenie mu w tę wyszczerzoną gębę. - Ale słuchaj, bosko, że przylazłeś. No dawaj, zgaduj. Kogo okazało się, że Kuzu zna?

- Skąd mam wiedzieć? - prychnąłem. - Łatwiej byłoby powiedzieć, kogo on nie zna.

- Hyhyhy. Ale to pewna specjalna osoba.

Wytrzeszczyłem oczy. W przeciągu ostatnich paru miesięcy chłopak używał tego tonu w trakcie rozmowy o tylko jednej osobistości, więc serce podeszło mi do gardła.

- Akasuna tu jest?! - wymsknęło mi się. Przeleciałem wzrokiem po sali, szukając znajomego odcienia rudości. - Ty zakuty łbie. Mówisz mi dopiero teraz?!

Kumpel nawet się nie hamował - ryknął głośnym śmiechem, a Takihara parsknął w maseczkę.

- Widziałeś? - Hidan rąbnął swojego partnera w ramię.

- To nie jest zabawne! - wściekłem się. - O co chodzi? Nabijasz się ze mnie, czy Sasori naprawdę też tu przyjdzie?

W zasadzie, z jednej strony całkiem chciałbym, by tak było. Jak by nie patrzeć, nie widzieliśmy się dłuższą chwilę, więc sam przed sobą mogłem przyznać, że trochę mi go brakowało. Z drugiej strony kompletnie nie byłem na to psychicznie gotowy. Jak niby miałbym naturalnie zareagować na jego pojawienie się?

Akasuna w tym dresscodzie byłby ucieleśnieniem powiedzenia ,,devil is a handsome man". Naprawdę nie miałem problemu z wyobrażeniem sobie tej przystojnej twarzy, złotych świateł lampionów tańczących na metalowych oprawkach. Bez względu na to, czy wybrałby azjatyckie motywy wijące się po czerwonej yukacie, czy zachodnią kreację, mój zmysł artystyczny rozpłynąłby się w rozkoszy. Nawet na całkowicie trzeźwo nie umiałbym zachować obojętnej twarzy.

- Weź się nie podniecaj. - Siwus objął mój kark swoim wielkim bicem, przyciągając mnie do klaty. - Znają się, ale rudzielca tu nie ma i z tego co wiem, nie będzie.

Nawet nie wiedziałem, jak zareagować. Akasuna nie musiał się już pojawiać; jego wizja i tak prawdopodobnie będzie mi towarzyszyć do końca dzisiejszego wieczoru.

- Zajmijcie się sobą - oznajmił nagle Kakuzu, wstając ze swojego miejsca.

- Opuszczasz mnie, ukochany? - jęknął Hidan sarkastycznie, a ja miałem wrażenie, że tylko cudem starszy mężczyzna mu nie strzelił w łeb. Opuścił nas, rzucając swojemu partnerowi ostrzegawcze spojrzenie.

- Można powiedzieć, że po części jest w pracy, nie? - Podjąłem próbę wyrwania się z ramion przyjaciela, lecz średnio udaną. - Ciesz się, że w ogóle z tobą rozmawia. Nie mówiąc nic o tym, że rozpocząłeś całe to spotkanie!

- Oficjalnie to jestem zatrudnionym prowadzącym - zaśmiał się Hidan. - Na jego polecenie będę zapowiadał kiedy przyniosą żarcie, kiedy deser, by się zebrać na odliczanie do północy i takie różne. Mój głos ma większą siłę przebicia, Kuzu nie lubi nikogo przekrzykiwać.

Przez myśl mi przeszło, że pewnie nawet by nie musiał. Biła od niego taka charyzma, że bez trudu zmusiłby całą salę do zamilknięcia zwyczajnie wstając.

- Na przykład teraz za jakieś dziesięć minut mają podgłośnić muzykę i włączyć dodatkowe światła na parkiecie. No i to ja mam zaprosić wszystkich do tańca! - pochwalił się, najwyraźniej zadowolony ze swojej roli.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.

Pewnie nikt z boku by tego nie dostrzegł, lecz znałem mojego przyjaciela od dawna i wiedziałem, skąd wynika jego zadowolenie.

Jak by nie patrzeć, większość osób z góry go przekreślała. Lecz Takihara? Nie wnikałem w ich seksualno-romantyczną relację, lecz niezależnie od niej mężczyzna dawał Hidanowi szansę na to, by ten mógł się wykazać. Oboje byli świadomi, że zadanie może nie było trudne, lecz wymagało zaufania - zaufania, którym przez głupie uprzedzenia wielu by tego przytępego mięśniaka nie obdarzyło.

Fakt, nie znałem Kakuzu zbyt dobrze. Nie wiedziałem, czy robił to świadomie, lecz byłem mu wdzięczny. Sądząc po zadowolonym ryju mój przyjaciel wreszcie nie czuł się pomijany przez otoczenie. Kto wie, może ta relacja uleczy część patologii, których nauczyło go dorastanie w spaczonych warunkach?

- Dawaj, siadaj. - Siwus wreszcie uwolnił mnie ze swojego uścisku, bym mógł zająć zwolnione miejsce. Kakuzu i tak stał i rozmawiał z tą ,,najważniejszą" częścią gości, więc mogłem zaryzykować i trochę go podsiąść. - To co? Żarło? Czy chlejemy?

- Tak. - Kiwnąłem łbem. - Lezę po kielon i talerz.

Ach tak, rozbudzanie na nowo naszego małego uzależnienia alkoholowego. Co mogło pójść nie tak?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro