Lekcja 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Może on ma rację.

- Przed chwilą mówiłeś coś zupełnie odwrotnego - zauważył Hidan, przechylając kufel. Poczułem, jak moje zęby zgrzytają o siebie z nerwów.

- No bo już sam nie wiem! Nie wiem, co o tym myśleć, okay?! - wydarłem się, kompletnie nie zważając na to, co pomyślą inni klienci baru. Beznadziejność sytuacji mnie przytłaczała. - Nie dość, że nie rozumiem jego, to nie rozumiem również samego siebie!

- Hej, hej, wyluzuj. Pamiętaj, że brakuje ci czterech miechów by dostać dowodzik. - Przyjaciel położył wielką łapę na moim ramieniu i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę że lekko się uniosłem ze stołka. Opadłem na niego ponownie, czując niezmiernie ciężką do odparcia chęć przyjebania czołem w blat przede mną.

- Dobrze. Wiesz, nie chcemy zwracać na siebie więcej uwagi, niż to konieczne. - Wyjątkowo mówił coś w miarę odpowiedzialnego.

- Hidan, nie rozumiem tego po prostu. I jestem wkurwiony. Na niego. Na siebie. Na swój łeb, że w ogóle nie mogę sobie tego wszystkiego w nim ułożyć-

- Wiem. - Jasnowłosy wziął kolejnego łyka, po czym odstawił do połowy pustą szklankę obok paru moich pustych, obróconych dnem do góry kieliszków. - Nie dzwoniłbyś do mnie, gdyby tak nie było.

- Dawno nie czułem się tak chujowo.

- Zrozumiałe.

Zapadła między nami względna cisza, wypełniona tylko dźwiękami tła - szumem ulicy, muzyką, głosami nieznajomych, którzy prowadzili swoje życia na około nas, trafiając tu z różnych, własnych przyczyn. Oparłem głupi łeb na złożonych dłoniach, wgapiając się w malinoworóżową zawartość ostatniego stojącego przede mną shota.

- Ma rację, że jestem gówniarzem, że nie umiem sobie radzić z uczuciami. To moje zauroczenie nim jest absurdalne. Nawet nie ma w nim specjalnie romantycznych uczuć! Zwyczajnie nie wiem, co mnie trafiło, a oczywiście musiałem się pośpieszyć z wnioskami i-

- O nie, nie, nie. Jak masz tak pierdolić to lepiej nie pierdol wcale. - Hidan zmarszczył brwi, serio brzmiąc na wnerwionego. - Dei, jak zwykle o wszystko obwinisz siebie. To ten nadęty rudas myśli, że jak za dzieciaka miał spięcie w inkubatorze, to mu wszystko wolno.

Parsknąłem cicho pod nosem.

- Co się śmiejesz? Niby taki dorosły, kurwa jego mać, a skoro wiedział, że nic z tego, to na jaką cholerę wtedy dzwonił?

Wzruszyłem ramionami.

- Rzeczywiście jest okropny, dobrze, że mu to wprost powiedziałeś. Co on, na jakiś sexcall liczył? I że po tym będziecie kontynuować swoją wesołą zabawę w szkołę?

- A ja wiem? ,,Droczył się" tylko, jak to wdzięcznie ujął.

- Jak ja się z nim podroczę, to nie będzie potrzebował tylko psychiatry, ale i chirurga plastycznego.

- Psychiatra już by mu się przydał - westchnąłem, obserwując, jak powoli pękają bąbelki piwnej piany w szklance Hidana. Mój gniew powoli opadał, ustępując miejsca zwykłej beznadziei i zmęczeniu. - Nawet nie chodzi mi o tamtą akcję. Bo wiadomo, że przegówniane zachowanie, ale jestem w stanie zrozumieć bycie debilem i kierowanie się chujem, zwłaszcza po alkoholu. Tylko wiesz, wtedy się przyznajesz że byłeś imbecylem i życie toczy się dalej.

- No ale w takim razie jego nazywanie ciebie ,,niedojrzałym" to zwykła hipokryzja. Tym bardziej, jeśli przerastają go zwykłe przeprosiny za zjebanie sprawy. - Szarowłosy chłopak wziął potężnego łyka, połykając prawie całą pianę i zmuszając mnie do znalezienia innego obiektu, na którym mógłbym zawiesić wzrok.

- Powiem więcej. - Obrałem sobie swój kielon na cel. - Wygląda to tak, jakby jego perfekcjonizm osiągnął już na tyle patologiczny poziom, że chłop najchętniej w ogóle przestałby być człowiekiem. Wiesz, wyzbył się wszystkich ludzkich słabości, zostawił tylko to co wymuszenie idealne, sztuczne. Może dlatego tak obsesyjnie nie chce się przyznać do błędu? Chociaż sam już nie jestem pewien.

- Myślisz, że to tego kwestia, panie psycholog?

- A ja wiem, co mu w tym rudym łbie siedzi? Ale tak to wygląda. - Odgarnąłem włosy z karku, bo było mi nieco zbyt ciepło. - Może dlatego doznał takiego zwarcia, gdy zauważyłem, że o kurwa! ma normalne ludzkie odruchy. Bo wiesz, to nawet nie tak, że mu stanął, czy cokolwiek! Jemu kurwa puls przyspieszył. Mnie przyspiesza puls, jak muszę się umówić telefonicznie do fryzjera, wcale nie dlatego, że na tego fryzjera lecę.

- Może potraktował to jako przyznanie się do uczuć i dlatego mu odjebało.

- No to rzeczywiście. Przyznanie się do tego, że mogę mu się podobać, cóż za hańba. Bo rozumiem, że jestem tak wstrętnym głupim gówniarzem, że lubienie mnie jest skrajnie upokarzające.

Uznałem, że nie ma co dłużej czekać. Chwyciłem kieliszek w dłoni i pochłonąłem słodkokwaśną zawartość, specjalnie pozostawiając odrobinę alkoholu na języku, by jego smak dłużej ze mną pozostał. Szkło stuknęło w drewnianą ladę.

Hidan milczał chwilę, zanim podrapał się po łbie i uznał pewnym tonem:

- To chyba faktycznie wina leży w tym, że chłop ma nierówno pod kopułą.

- To już ustaliliśmy. Co tym razem masz na myśli?

- Pytanie się kogokolwiek czy na ciebie leci jest jak pytanie dzika czy sra w lesie. Jeśli zaprzecza, to albo oszukuje innych albo sam siebie.

- Bez przesady. - Zaśmiałem się lekko. Tylko dlatego, że z racji długich włosów prezentowałem się dość androgynicznie, siwus zawsze zakładał, że lecą na mnie wszyscy bez względu na orientację, kompletnie ignorując fakt, że każdy ma swoje indywidualne preferencje, w które wcale się aż tak często nie wpasowuję. Jego system wartości był jednak na tyle prosty, że ciężko było do chłopa dotrzeć. Z racji tego, że wystarczała mu symetryczna twarz by uznać kogoś za atrakcyjnego, nie pojmował, że niektórzy mogą potrzebować czegoś więcej.

W zasadzie, chociażby mnie samemu bardzo ciężko było określić, co dokładnie uważam za pociągające. Patrzyłem na ludzi jak na rzeźby, obrazy - niektóre mnie urzekały, niektóre nie. Nie umiałem jednoznacznie podać argumentów, dlaczego dokładnie tak było... lecz z pewnością coś więcej niż ładna buźka.

Sasori również zachwycał mnie w ten niezdefiniowany, trudny do ujęcia w słowa sposób. Patrząc z boku, obiektywnie daleko mu było do wykreowanego w moim mózgu ideału. Owszem, ciężko było odmówić mu charyzmy, lecz równocześnie był złośliwy i nieprzystępny. Odnosiło się wrażenie, że patrzy przez ciebie na wylot, zna każdą myśl, a równocześnie kompletnie cię nie rozumie. A wygląd? Był szczupły i zadbany, lecz niektórzy uznaliby, że zbyt niski, może niezbyt męski. Skąd do cholery się brało w nim to niesamowite piękno, jakby był sztucznie stworzoną lalką? Bo faktycznie, twarz miał wyjątkowo ujmującą, zwłaszcza z tymi długimi rzęsami i dużymi oczami, lecz nie chciało mi się wierzyć, że to wystarczyło, by aż tak przykuć moją uwagę. Znałem wiele pięknych osób, które jednak nie wzbudzały we mnie aż tylu emocji.

I w ogóle, czym było to uczucie? Wielokrotnie doświadczyłem już tego dziwnego zachwytu... lecz czy mogłem go nazwać zauroczeniem, skoro jego obiektem nie byli tylko ludzie? Nie mogłem wyrzucić z glowy porównania, że bardziej przypominał fascynację dziełami sztuki, zwykłym docenianiem walorów estetycznych.

Ostatnie dni uświadomiły mi jednak, że do cholernego Sasoriego Akasuny chyba jednak czułem coś więcej. Wciąż nie było w tym specjalnie romantycznych uczuć, bardziej...

Bardziej było to swego rodzaju pożądanie.

A to... była diabelnie zawstydzająca myśl. Lecz znów, nie dało się tego inaczej określić.

Co czyniło go tak wyjątkowym na tyle innych?! Czemu nie mogłem traktować go tak, jak reszty osób, z którymi dotychczas chodziłem? Dlaczego w ogóle zaczęło mi bardziej zależeć?

- Poproszę jeszcze kolejkę - rzuciłem do ciemnowłosej barmanki.

- Nie starczy ci? I wcale nie pytam o ilość alkoholu tylko stan portfela.

- Cholera - mruknąłem. - Nie, dobra, nie! Dziękuję już jednak. - Ponownie zwróciłem się do przyjaciela. - Chodź do monopolowego.

- To propozycja, której jeszcze nigdy nie odrzuciłem - wyszczerzył się chłopak, jednym haustem dopijając resztkę piwa.
 
 

***

 
 
Wyjście z ciepłego, dusznego pomieszczenia na rześkie powietrze zawsze było przyjemnym doznaniem. Wziąłem głęboki oddech, czując, jak chłód lekko osiada na moich podrażnionych etanolem śluzówkach.

Głośne syknięcie zapowiedziało otworzenie przez Hidana jednej z dwóch puszek. Jako, że nie miałem dziś ochoty na słabsze alkohole, to odkręciłem tylko korek malinówki, by stuknąć się napojem z przyjacielem, w prowizorycznym toaście.

- O chłopie - mruknąłem, czując, że pochłonięty łyk był minimalnie większy, niż się spodziewałem.

- Hehe - potwierdził siwus, wyraźnie zadowolony. Nie potrzebowaliśmy słów - obraliśmy dobrze sobie znany kierunek, tak, jak zawsze. Spokojne spacery, będące okazją do rozmów lub komfortowego pomilczenia i nacieszenia się swoim towarzystwem były naszą tradycją. Tym razem jednak nie chciałem maszerować w ciszy, nawet tej przyjemnej.

- Dobra, porozmawiajmy dla odmiany o tobie - zacząłem. - O co chodzi z tobą i Kakuzu?

W odpowiedzi dostałem tylko zduszony śmiech, więc kontynuowałem:

- Głąbie, pytam serio. Zawsze byłeś szybki ale tym razem naprawdę mnie zaskoczyłeś. Też pierwszy raz... no, nie jesteś z dziewczyną. Na pewno czujesz się z tym wszystkim oks?

- Raczej tak. - Wzruszył ramionami. - Chociaż to coś nowego.

- No właśnie.

- Ale może dlatego mnie jara - wyznał. - Relacja z chłopem jest trochę inna. Nie masz z góry zapewnionej dominującej pozycji, więc-

- Dureń z ciebie. Płeć nijak nie ma nic do dominacji, znam laski które by cię wgniotły obcasem w ziemię, gdyby przyszło do ,,walki o pozycję".

- Nigdy mi się taka nie trafiła.

- Bo nie lecą na takich idiotów jak ty.

- Ojoj, no już, nie gryź tak, królewno.

Jebłem go w ramię, co skomentował śmiechem. Uznałem, że trzeba naprowadzić jego płytki umysł na właściwe tory rozmowy.

- Jak w ogóle to wszystko się zaczęło?

- Cóż... - Siwus podrapał się po brodzie. - Pobiliśmy się.

Tym razem to mi wyrwał się rechot.

- W chuj romantycznie.

- Bardziej niż te twoje lekcje chemii.

- Ouch.

- W każdym razie, Kuzu jest pojebany jeśli chodzi o pieniądze, jak już wiesz. - Zapatrzył się w zasnute chmurami nocne niebo, zapewne skupiając się na przywołaniu wspomnień. - No i parę dni po tym, jak mnie do siebie przyjął, piliśmy razem. No i nie trafiłem łabskiem w kieliszek, tylko butelkę wina. Dobrego wina, w jakiejś fancy butelce, takiej wiesz, wyglądającej jak rzeźba. Wywróciła się, sturlała ze stołu spadła na jakiś próg i się stłukła. Cholerna szkoda. Szczerze żałowałem, przeprosiłem, ale jemu oczywiście i tak odbiło. A że już wtedy mnie wkurzał swoim podejściem, to się... poszarpaliśmy trochę. I o wino, i dziurę w panelach i zalany fragment jakiegoś zapewne drogiego dywanu.

- Skoro się pobiliście... cóż, dobrze, że jeszcze możemy ze sobą rozmawiać.

- Co nie? Kurwa, ja nie wiem, co on żarł za gówniarza, ale powaliłby niedźwiedzia gołymi rękami. No i mnie też powalił, przygniótł do ziemi, wprost w tę kałużę wina, aż mi się wbiło szkło butelki w plecy. No i wtedy...

Wydął usta patrząc w bok, lecz ja już domyśliłem się reszty.

- Pocałowałeś go?! - parsknąłem.

- No nie śmiej się, kurwa. Chciałem go jakoś nie wiem, zdezorientować! Serio, pomyślałem, że tego się nie spodziewa, a średnio mogłem zrobić cokolwiek innego... Unieruchomił mnie całym ciężarem swojego ciała, trzymał nadgarstki, ale nasze twarze były zaraz obok siebie-

- Ta, tłumacz się dalej.

- Tobie też jebnę, Deidara - rzucił, lecz wiedziałem, że ten agresywny ton jest zwykłą formą obrony. Nawet w półmroku widziałem czerwony kolor, którego nabrały jego uszy.

- Nie wiedziałem, że lubisz agresywnie - żartowałem dalej.

- Żebyś się zaraz nie przekonał, jak bardzo agresywnie lubię.

- Oj, Hidan. - Wziąłem kolejnego łyka. - Uważaj, bo jeszcze się skuszę. Opatrzyłeś chociaż te dziury po szkle na plecach?

- Kuzu poczuł się winny i mi pomógł. Myślisz, że jak zmienisz temat to ci się upiecze?

I nagle mnie olśniło.

Jego reakcja. Atak jako forma obrony. Zupełnie jak... jak Sasori.

Mój umysł zawiesił się na wspomnieniu jego oburzonej twarzy. Tym samym nerwowym, zawstydzonym tonie. A skoro siwus reagował tak dlatego, że coś było na rzeczy...

Mój przyjaciel nie kontynuował historii, skupiając się na gwałtownym zerowaniu piwa. Ja obserwowałem go, przeżywając swego rodzaju breakdown.

Bo co jeśli reakcja rudowłosego wcale nie oznaczała, że to naprawdę musi być koniec?

Natychmiast się zdzieliłem w głupi łeb.

Akasuna wyraźnie dał mi do zrozumienia, że fizyczna atrakcyjność to nie wszystko. W tym miał rację - jeśli oboje lecimy tylko na swój wygląd, to rzeczywiście relacja nie miała specjalnie sensu. Zdecydowanie za dużo nas dzieliło i za mało łączyło.

Z drugiej strony łatwo było to powiedzieć... a dużo ciężej wyrzucić z pamięci to uskrzydlające uczucie, rozpalające moją skórę za każdym razem, gdy orzechowe tęczówki kierowały się w moją stronę.

Kolejne syknięcie oznaczało, że Hidan otworzył drugą puszkę. Podał mi tę pustą, by wypełnić jeden z naszych tradycjnych rytuałów.

Chwyciłem aluminium tą samą ręką, co wódkę, a drugą odgiąłem parokrotnie fragment używany do jej otwierania, dopóki się nie urwał. Pokazałem Hidanowi efekt swoich działań, wywołując jego cichy śmiech.

- Szkoda, że nie jestem rudzielcem, miałbyś gorącą noc. Ja wyrwałem z dynksem. Wisisz mi całusa.

- Możemy uznać, że wyleciał mi przytulas. Pasuje?

- Dobry z ciebie negocjator. Jasne, że pasuje.

Gra była prosta. Metal pękał w różnych miejscach - jeśli oderwana przez ciebie część zawierała sam tak zwany przez siwusa ,,dynks", druga osoba musiała cię pocałować. Jeśli wyrwałoby się również małe metalowe kółeczko, teoretycznie oznaczałoby to seks; oczywiście ta opcja w naszym przypadku pozostawała tylko pretekstem do żarcików. Za to ,,czysty", bez dynksa i kółeczka symbolizował właśnie przytulasa.

Silne ramiona zacisnęły się wokół mnie, przyciskając do twardej klaty. W jednej ręce trzymałem alkohol, więc tylko drugą, wolną, oparłem na jego łopatce odwzajemniając uścisk. Pozwoliłem na to, by obejmował mnie tak długo, jak chciał. Trochę przez zabawną chemiczną molekułę, która sprawiała, że fizyczny kontakt był znacznie przyjemniejszy, a trochę przez to, że kumpel zapewniał mi wsparcie, którego mimo wszystko chwilowo naprawdę potrzebowałem.

Hidan nie był najlepszy w pocieszaniu, więc może dobrze się składało, że nigdy pocieszania czy rad tak naprawdę nie potrzebowałem. Wychodził ze mną przysłowiowe piwo, wysłuchiwał. Rzucał komentarzami, z reguły umiarkowanie mądrymi. A ja, w trakcie monologu nie tylko wyzbywałem się nadmiaru emocji, ale i zazwyczaj sam dochodziłem do tego, jak rozwiązać swoje problemy. Wystarczało, że ze mną był. Tylko tyle, lub aż tyle.

Wypuścił mnie z objęć, w odpowiedzi nadstawiając policzek. Zaśmiałem się lekko, pozostawiając na pokrytej jednodniową szczecinką skórze soczyste cmoknięcie.

- Zadowolony?

- Jeszcze jak. Powinienem teraz zmienić się w królewicza, jak żaba z bajki.

Zarechotałem głupio, zupełnie jakbym sam był takim zmiennocieplnym pre-królewiczem i popiłem etanolem. Wszedł gładko, aż zaszumiało mi w głowie.

- Bajkowe całusy liczą się tylko, jeśli są w usta.

- Cóż, nie trafiłaś w nie, księżniczko.

Przewróciłem oczami, wolną ręką przyciągając go za kark. Ruch był spontaniczny, nieprzemyślany - w moim stylu.

Oddech Hidana pachniał piwem. Gdy się odsunąłem, zaskoczony chłopak odruchowo przejechał czubkiem języka po dolnej wardze, na której zapewne pozostał smak malinówki.

- Ty też mnie ostatnio zaskakujesz, Dei - oznajmił tylko.

Mój własny śmiech zdawał się dobiegać z boku, jakby został puszczony z nagrania. Uwiesiłem się barku przyjaciela, czując, że zaczyna mnie prowadzić w znajomym kierunku. Czułem, że patrzy nie tylko na prowadzącą do mojego domu drogę ale i na mnie, jakby poszukiwał odpowiedzi na niezadane pytania. Byłem ciekaw czy je znajdzie.
 
 


 
***


 
 
- Dei? Czekaj, ty-

- Nie.

Zakryłem rozpaloną gębę rękami, by ukryć gorące strugi, które nagle, jakby znikąd, potoczyły się w dół moich policzków.

- Przecież głupi nie jestem.

- Jesteś. - Otarłem skórę, z przerażeniem zauważając, że reakcja mego organizmu na nagromadzoby stres wcale nie ma zamiaru się tak szybko skończyć. - Ale ja chyba bardziej.

Widok leżących na biurku zbiorów zadań - prezentu świątecznego od mego rudego korepetytora, z jakiegoś powodu zadziałał na mnie jak trigger w zespole stresu pourazowego. Tym razem to ptsd nie było jednak związane z nauką; przez ostatnią awanturę na zajęciach w końcu nie dałem mu mojego prezentu. A ostatnia awantura na zajęciach... cóż. Mogła spokojnie podchodzić pod traumę.

- Trochę nie rozumiem-

- Ja też nie rozumiem, Hidan. - Zacisnąłem wargi, bo kwaśna irytacja w mym głosie zaskoczyła nawet mnie samego. Chłopak nie zasługiwał na to, bym na niego warczał, więc włożyłem cały swój wysiłek w zmianę tonu. - Nie rozumiem i sytuacji i samego siebie. A to... jest zaskakująco frustrujące. Nieprzyjemne.

- Dei, połóż się już.

- Nie chcę. Hidan, ja...

- Nie ma ,,nie chcę". Kładź się - mruknął, dość stanowczo podprowadzając mnie do łóżka i sadzając na nim. W ramach protestu chwyciłem mocniej materiał jego bluzy, nie pozwalając mu się wyprostować lub cofnąć.

- Nie miałem pojęcia, że nie rozumienie samego siebie może boleć - wydusiłem.

Co z tego, że był dupkiem? Że manipulował moimi uczuciami?

Przypomniałem sobie jego minę. On sam był zdezorientowany, zaskoczony moimi słowami, jakby naprawdę nie spodziewał się, że tak zareaguję. Nawet, jeśli chciałem być na niego wściekły, to czułem, że nie byłem w stanie się na to zdobyć. Zresztą, ja sam też do specjalnie rozważnych osób nie należałem, gdy w grę wchodziły emocje. Gdzieś w głębi serca rozumiałem jego wahanie przed wchodzeniem w zbyt głęboką relację, zwłaszcza tak gwałtownie.

Szorstkimi słowami próbował się bronić, bo wlazłem ze swoimi glanami do jego strefy uczuciowego komfortu, zapewne brutalnie ją depcząc. Gdy tylko opuścił gardę, ja to natychmiast wykorzystałem, by zbliżyć się tak bardzo, jak mogłem, nie przejmując się niczym, oprócz własnych, niejasnych nawet dla mnie zachcianek.

Byłem egoistą. To, że Akasuna się zachowywał jakby nic nie było go w stanie poruszyć to nie znaczyło to, ze jest to prawda. A ja kompletnie nie wziąłem pod uwagę tego, jak on się z tym wszystkim poczuje...

Cóż. Najwyraźniej jak to zwykle w kłótniach bywało, wina leżała po środku. Oboje zachowaliśmy się jak gówniarze.

Tylko co z tego? Teraz i tak czekała mnie konieczność podjęcia decyzji.

Następna nasza lekcja miała się według planu odbyć już jutro. Oczywiście, odwróciłem swoją uwagę szkołą i zorganizowanymi treningami na siłowni, na które zacząłem ostatnio regularnie uczęszczać, odwlekając nieuchronnie zbliżającą się konfrontację z własnymi uczuciami. Nadszedł jednak deadline, a ja wcale nie czułem się gotów na ponowne stanięcie twarzą w twarz z Akasuną.

Mimo wszystko, nie miałem wyjścia. Musiałem zadecydować, jak jutro się zachowam.

Normalnie, chociaż okazjonalnie lubiłem analizować sytuacje, to na codzień kierowałem się głównie intuicją. Impulsem, spontanicznymi wyładowaniami między neuronami, wiedząc, że to i tak fart lub pech pokieruje moim losem, a ja będę mógł tylko obserwować, co przyniesie mi życie.

Lecz tym razem nie mogłem podjąć decyzji w ten sposób. Ostatnio tak postąpiłem i co? Do czego to doprowadziło?

Gdybym chociaż wiedział, co czuję, byłoby łatwiej. Zazwyczaj słuchałem mego wewnętrznego egoisty, wybierając to, czego bardziej pragnąłem. Tylko... tym razem nie byłem pewien, co to jest. Ani czy chcę znów się kierować własnymi zachciankami.

A Sasori nie był typem na tyle cierpliwym, by dać mi czas na to, bym sobie powoli odkrywał, czego naprawdę pragnę.

Bo czy to naprawdę chodziło o zwykłe, nastoletnie pożądanie?

Zacisnąłem powieki, czując, jak od natłoku myśli kręci mi się w głowie.

- Hidan, myślisz, że ja... no, wiesz?

- Dei, o cokolwiek chodzi, to ty musisz to wiedzieć, nie ja. Idź już spać, książę. Hej, co rob-

Pociągnąłem go mocniej do siebie, sprawiając, że stracił równowagę. Musiał oprzeć się dłońmi o łóżko, po obu stronach moich bioder.

- Oj, ty. Przestań, pijany jesteś w dupy nie trzy, tylko przynajmniej z pięć - mruknął, chwytając mój nadgarstek i próbując oswobodzić swoją bluzę z mego uścisku. Zamarł dopiero, gdy znów poczuł mój dotyk na swoim karku.

Nawet w półmroku widziałem, jak jego policzki nabierają ciemniejszej barwy, a oczy, z szerokimi jak monety źrenicami jeszcze bardziej się otwierają. Zupełnie jakby mnie pytały: chwila, to tego chcesz się o sobie dowiedzieć? Chociaż może tylko mi się zdawało.

Pozwolił, bym zjechał dłonią z karku na jego obojczyk. Czy może po prostu był zbyt zaskoczony, by się sprzeciwić? Widziałem przecież, że się waha. Nie chciał, bo był moim przyjacielem, czy wiedział, że właśnie dlatego to jego proszę? Przeszkadzało mu bycie wykorzystanym w ten sposób, czy cieszył się, że pytam jego, bo ktoś inny mógłby wykorzystać mnie? Bardziej martwiło go, jak to się odbije na naszej relacji, czy jego związku z Kakuzu? A może złościło go, że jestem takim egoistą, że wymuszam na nim decyzję po to, by być w stanie podjąć własną?

Jasne oczy z szerokimi od mroku źrenicami zamknęły się.

- Jeśli chcesz wiedzieć, czy lecisz tylko na Sasoriego, czy po prostu kogokolwiek, kto da ci trochę bliskości, to wystarczało spytać, wiesz? Nie musisz od razu uwodzić mnie tymi szafirowymi patrzałami.

Przygryzłem wargę. Ze wstydu. Odwróciłem wzrok.

- Skąd miałbyś wiedzieć-

- Deklu, znam cię już trochę, nie? - Chłopak delikatnie wyswobodził się z mojego uścisku, lecz nie cofnął. - Gdyby było ci wszystko jedno, już dawno byś o tym wiedział.

Zmarszczyłem czoło. Może nie kumałem, bo byłem pijany?

- Jak to?

- Debilu. Miałeś wiele okazji, każda osoba, z którą chodziłeś chętnie by się do ciebie zbliżyła. Emocjonalnie, w łóżku, jakkolwiek. Pozwoliłbyś na to już dawno temu, gdyby nie miało znaczenia, kim ta osoba jest. Czaisz?

Mruknąłem, potwierdzając. Mój umysł zawiesił się na jego słowach.

Miał rację, lecz wciąż czułem się zagubiony. I zażenowany.

Chyba ani do Hidana, ani Akasuny nie czułem uczuć romantycznych. Chociaż fakt, oboje byli atrakcyjni. Siwusa znałem lepiej niż samego siebie, dawał mi ogromny komfort. Był moim prawdziwym przyjacielem. Sasori był totalnym przeciwieństwem tego komfortu, nieznanymi wodami, lecz wzbudzał we mnie dogłębny zachwyt, sprawiał, że chciałem te wody zbadać, poznać każdą kroplę.

Chyba to przez to zaufanie do Hidana właśnie odjebałem to, co odjebałem. Wstyd mnie zżerał, lecz kumpel nie zdawał się przejęty moim zachowaniem. Może też wiedział, że po prostu nie ufałem nikomu innemu na tyle, by powierzyć mu samego siebie... lub piwo zaburzało mu ocenę sytuacji.

- No dobra. Puść mnie i idź spać, opijusie głupi.

- Jeny, Hidan. Ja... przepraszam, to było durne jak ja pierdole-

- Wyluzuj. Koniec tematu, albo naprawdę się dziś na ciebie wścieknę. - Chłopak wyprostował się, korzystając z faktu, że wreszcie przestałem ściskać w pięściach jego bluzę. Spojrzał na mnie z góry, a ja, przytłoczony wstydem, byłem w stanie tylko odwrócić wzrok. Zapadła niekomfortowa cisza, więc siwus odchrząknął.

- Dei, jeśli potrzebujesz czasu, to przełóż zajęcia z rudym i zamiast tego spotkaj się z jego koleżanką.

Zamrugałem, zaskoczony.

- ... Z Konan?

- No. Lub najlepiej, psychologiem. Bo znając ciebie, będziesz to wszystko dalej rozkminiał, a to tylko pogorszy sprawę. Ja cię mogę zabrać na piwo lub strzelić w pysk gdy będziesz coś odwalał, ale terapii nie poprowadzę.

- Hidan... nie, masz rację. W ogóle to dziękuję. Za wszystko.

- Te, co to za ton? - Chłopak machnął łapą, jakby moje słowa były muchą, którą mógłby tym ruchem odgonić. - Dajże spokój, bo naprawdę dostaniesz na do widzenia w gębę. Jesteśmy kumple, czy nie?

- Jesteśmy. Ale jeśli mam się widzieć z Konan to oszczędź mi mordobicia. Musiałbym się jej tłumaczyć...

- Dobra, przekonujacy argument. Upiecze ci się dziś. To... dobranoc, Dei.

- Branoc. Nie wyjeb się na chodniku, tak jak wcześniej.

- Jakby był odśnieżony, to bym się nie wyjebał. Weź się lepiej jutro do czegoś przydaj i to zrób.

- Nie mogę, jestem stworzony do wyższych celów - odparowałem przekonany, że jutro zostanę przez matkę poproszony o wykonanie tego właśnie obowiązku, nie odmówię jej i zejdzie mi na to odśnieżanie pół popołudnia.

- Ta, jak wkuwanie jak się rozmnażają meduzy. Czaję - rzucił, podchodząc do drzwi. - Do zobaczenia, debilu od wyższych celów.

- Dobranoc, Hidan.

 
 
 

 
***
 
 
 

Hellou, chyba wreszcie pora na krótkie słówko od autora, co?

Ogólnie trochę mi się w żyćku pozmieniało, więc jeśli ktoś jest ciekawy, może zajrzeć na mój profil. Do pisania jednak wracam raczej na stałe, także jeśli potowarzyszycie mi jeszcze trochę to z pewnością będę przeszczęśliwy C:

Życzę wszystkim miłej przerwy świątecznej! I jeszcze raz dziękuję za tak ciepłe przyjęcie pomimo tego nagłego zniknięcia <33

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro