Lekcja 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czy ja wiem? Nie starczy ci wrażeń?

- No dawaj, Deidarka. Będzie ciekawiej!

- Ja również jestem za - wtrąciła Konan, wcześniej na tyle zajęta rozmową z Nagato, że nie sądziłem, że przysłuchuje się naszej wymianie zdań. - To pomoże w integracji. No, i doda odrobinę wrażeń do rozgrywki. Kakuzu przysypia.

- Nic osobistego - rzucił motocyklista, przecierając oczy ręką. - Musiałem pojawić się wcześniej w robocie, by móc wygospodarować ten wieczór na nasze spotkanie. Mało spałem.

- Tym bardziej! - zachęcił Hidan. - Trzeba cię trochę ożywić, staruszku.

- Ale co? - wtrącił się Kisame, który wcześniej średnio się przysłuchiwał naszej rozmowie. - Co proponujecie?

- Połączyć daifugo z ,,pytanie czy wyzwanie" - wyjaśniła studentka. - Niegłupie. Bilioner będzie wymyślał pytanie dla biedaka.

- Wo, podoba mi się! - zaangażował się mężczyzna. - Jest nas sporo, więc może dla dwóch ostatnich przegranych?

- Albo - zasugerował Nagato. - By nie było pewności kto zostanie ostatecznym biedakiem, możemy zrobić coś w stylu losowania na koniec. Pytanie trzeba będzie zadać przed dowiedzeniem się, kto ma na nie odpowiedzieć.

- Najprościej chyba losować z talii. - Sasori, który akurat zajmował się tasowaniem dołączył do dyskusji. - Osoba z kartą o niższej wartości będzie ,,biedakiem ostatecznym".

- No i elegancko. Zacznijmy od tej rundy! - Kisame dopił swoje piwo jednym haustem, ewidentnie podekscytowany.

Mimo dobrej atmosfery i spożytych procentów doświadczenie mi mówiło, że tego typu rozgrywki są ryzykowne, zwłaszcza z Hidanem biorącym w nich udział. Biorąc jednak pod uwagę entuzjazm ekipy wątpiłem, bym miał jeszcze jakąś możliwość wycofania się z gry.

Zresztą, gdybym jako bilioner akurat trafił na Sasoriego... cóż. W moich myślach kłębiło się przynajmniej kilka wyzwań, które chętnie bym zobaczył w wykonaniu rudowłosego studenta. Taka szansa nie pojawiała się codziennie.

- Dobra! - przystałem na warunki. - Ale bez żadnych chamskich. Dzbanie, to szczególnie się tyczy ciebie - rzuciłem do Hidana, który wyszczerzył się głupio na moje słowa.

- Ależ ja jestem najgrzeczniejszy z was wszystkich! - zaoponował siwus, z uśmiechem wskazującym na coś zupełnie przeciwnego.

- Yhm, jasne.

- Dobra, rozdaję karty - zapowiedział Akasuna, przechodząc od słów do czynów.

Musiałem przyznać, że faktycznie uwaga grupy trochę bardziej skupiła się na grze. Konan, gdy przestała się rozpraszać rozmową z Nagato, już w drugiej kolejce pozbyła się większości swojej talii.

- Nie tak szybko, cwaniaku - zaoponował Hoshigaki, zaskakując wszystkich jokerem w swojej ręce i odkładając aż pięć kart na stos.

- Ja pasuję - oznajmiłem, widząc ich wartość. - Nie ma szans by to przebić.

- To patrz teraz. - Humor Sasoriego momentalnie się poprawił, gdy rzeczywiście, wyłożył na stół większą wartość.

- Co jestttt - mruknął Hidan, niezadowolony z takiego obrotu spraw. - Musimy zmienić tasującego. Rudy oszukuje.

- Przegrani nie mają prawa głosu - skomentował Kakuzu, zanim Akasuna zdążył otworzyć usta by uraczyć siwusa zapewne znacznie bardziej jadowitą odpowiedzią.

- Czyżbyś nagle zaczął żałować swojej propozycji gry z wyzwaniami? - uśmiechnął się lekko Nagato.

- Jeszcze nic nie jest przesądzone - mruknął mój przyjaciel, z niezadowoleniem gapiąc się w swoją talię, jakby obraziła mu matkę, babkę i jeszcze trzy pokolenia wstecz.

W gruncie rzeczy jednak było przesądzone.

- No to... - Kisame zatarł ręce, nie ukrywając satysfakcji. - Hidan i Kakuzu, huh? Ale parka nam się wylosowała, hehe.

- Może pozwólmy im się pobić o pozycję biedaka? - zasugerowałem. - Będzie ciekawiej niż losowanie.

- Jeśli mi potem odkupisz meble i wniesiesz na górę, to proszę bardzo - rzucił Akasuna, niekoniecznie oczarowany moją sugestią.

- Załatam nawet ewentualne dziury w ścianach - zaproponowałem.

- Dobra, to jakie to pytanie? - spytał Kakuzu, starając się brzmieć obojętnie, co średnio mu wyszło.

Konan, która o włos ograła Hoshigakiego, nie musiała się długo namyślać.

- Jaka była wasza pierwsza myśl o swoim aktualnym partnerze?

- Wohou, ciekawie - przyznał Kisame. - Lepiej bym nie wymyślił.

- O ja pierdole - wymsknęło się Hidanowi, wzbudzając ogólną wesołość.

- Zapraszam do losowania. - Sasori chyba też był szczerze ciekaw odpowiedzi, bo zgarnąwszy karty z blatu podsunął je siedzącemu bliżej motocykliście niemalże pod sam nos.

Ciężko było nie zauważyć, że wcześniej wypite trzy piwa ewidentnie go rozluźniły. Przestał chociażby zwracać uwagę na to, by po jego zwyczajowym przeczesaniu dłonią włosów zostały one w nienagannym ułożeniu, więc na jego rudą czuprynę wkradł się rozkoszny nieład. Do mnie też chyba zaczynały przemawiać procenty, bo miałem niesamowitą ochotę, by je poprawić. Zwłaszcza, że wciąż siedziałem zaraz obok, mając jego niesforne kosmyki dosłownie na wyciagnięcie ręki.

- Szóstka kier - Kakuzu pokazał wszystkim swoją kartę.

- Dość nisko - skomentował Nagato. - Może się Hidanowi upiecze.

Musiałem przyznać, że mina, którą zrobił siwus po wyciągnieciu swojego losu wprawiła mnie niemalże w euforię.

- Co masz?! - wykrzyknąłem ze śmiechem, podrywając się z kanapy.

- Więcej! - Bezczelnie skłamał chłopak, ukrywając wartość karty. - Większą liczbę, serio!

Absolutnie nie dałem temu wiary, podskakując do przyjaciela i obierając mu kartonik. Nie mogłem powstrzymać rechotu, pokazując go reszcie stołu. Jak nic była to jaskrawa, czerwona i wyraźna czwórka karo.

- No to, słuchamy. - Nagato złożył ręce na blacie ruchem wprawnego polityka. - Cóż takiego pojawiło się w twojej głowie, gdy pierwszy raz zobaczyłeś Kakuzu? I niech ci do głowy nie przyjdzie znów oszukiwać.

Policzki zaczynały mnie boleć od wyszczerzu. To, że odpowiedź mogła się wahać w spektrum od ,,ależ hotówa, fuck me daddy" do ,,co za skurwiel" bawiło mnie jeszcze bardziej.

Siwus najpierw niepewnie łypnął na swojego partnera. Potem na mnie, z miną kogoś paskudnie zdradzonego, lecz wciaż mającego nadzieję na jakiś ratunek. Oczywiście, mój uśmiech jawnie wskazywał na to, że nie ma na co liczyć. Wreszcie chłopak westchnął, poddając się. Chwycił swoje piwsko, opróżnił pół butelki po czym wyjawił:

- ,,Dlaczego najseksowniejszy chłop którego w życiu spotkałem to taki sknera i skurwysyn".

Fakt, że absolutnie się nie pomyliłem w swoich domysłach tylko jeszcze bardziej mnie uradowało.

- Wasza relacja jest... naprawdę wyjątkowa - rzuciła tylko Konan, z rozbawieniem kręcąc głową.

- Co ty na to, Kakuzu?

- Domyślałem się czegoś w tym stylu. - Mężczyzna rzeczywiście nie wydawał się pod wrażeniem.

- Jaka była twoja pierwsza myśl o mnie? - spytał siwus, ewidentnie pocieszony faktem, że jego druga połówka nie wzięła do siebie jego wyznania.

- Składała się z dość długiej listy synonimów słowa ,,półgłówek".

- I tak mnie lubisz, co? Hehe. - Chłopak powrócił na swoje miejsce z początku imprezy, znów wjebując się na kolana motocyklisty.

Otrzymał w odpowiedzi ciche parsknięcie.

- Cóż, to chyba robi ze mnie kogoś równie głupiego.

- Jak romantycznie - rzucił z przekąsem Kisame. - Dobra, to co? Runda druga?

To był ten moment, gdy czułem się idealnie podpity i rozbawiony społecznymi interakcjami. Przestałem się aż tak martwić ewentualnym wynikiem gry.

- A powiedz, Deidara. - Rzuciła Konan, mimo tego, że rozgrywka wciąż trwała. - Byłeś w końcu na urodzinach Kankurou? Wiesz, tego chłopaka z twoich urodzin.

- A byłem. - Przyznałem, równocześnie rozkminiając w myślach z którymi kartami bardziej będzie mi się opłacało wyłożyć dziesiątkę. - Bardzo w porządku gość. Jego siostra również. Też wydawaliście się dogadywać.

- Prawda - potwierdziła studentka, również wracając wzrokiem do swojej talii. - Byłam ciekawa co u niej. Jak z tą jej kontuzją?

- Kontuzją? - spytałem, nie potrafiąc sobie przypomnieć tego wątku. - Nie mam pojęcia, nic mi nie mówiła. Ale nie wydawała się mieć z czymkolwiek problem. - Nagle wróciło do mnie kontkretne wspomnienie. - A! To o tym gadaliście, gdy Sasori ją macał po nodze?

Hidan parsknął, za to siedzący obok Akasuna zmarszczył nos z niezadowoleniem.

- Jeśli mówiąc o ,,macaniu" masz na myśli moje wytyczne odnośnie sposobu rehabilitacji zespołu pasma biodrowo-piszczelowego, to tak. O tym rozmawialiśmy - skomentował.

- Sorry, sorry - rzuciłem by jakoś go udobruchać. - Nie widziałem za wiele i nie wnikałem w szczegóły.

- Cóż, to nie było nic poważnego, zwykłe przeciążenie. To dość częste u siatkarzy - uznała Konan. - Jeśli trochę odpoczęła od treningów i zastosowała się do wskazówek Sasoriego, zapewne wróciła do formy.

Chociaż podejrzewałem, że tamta sytuacja miała charakter medycznych porad, ukłucie lekkiej zazdrości z tamtego czasu powróciło.

- Często ci się zdarza... ,,radzić" koleżankom w kwestii stanu ich nóg? - zażartowałem, szturchając lekko rudowłosego łokciem.

Jego odpowiedź nadeszła dopiero po chwili, gdy zagrał swoją kolejkę.

- Wyczuwam dziwne zainteresowanie z twojej strony tym, co robię z ,,koleżankami". - Odbił piłeczkę.

- Naturalnie. To pasjonujacy temat.

- Rzekłbym, że przyszły lekarz dzielący się swoją wiedzą z osobami jej potrzebującymi nie jest aż tak pasjonującym i nietypowym widokiem.

- Skoro tak twierdzisz... - Zagrałem wreszcie swoją turę, decydując się ostatecznie by pozostawic dziesiatkę na ręce.

- W zasadzie, Deidara ma trochę racji. - Zauważyła Konan. - To nie jest u ciebie aż tak częste, Sasori. Nieźle się wtedy rozgadałeś.

Student wzruszył ramionami.

- Jej problem faktycznie dotyczył jednej z gałęzi medycyny, która mnie wyjątkowo interesuje.

Przypomniała mi się rozmowa, którą kiedyś odbyliśmy na jednych z zajęć. Ta, na której opowiadał mi o budowie anatomicznej ręki i przebiegu naczyń krwionośnych.

- Fakt, wspominałeś kiedyś, że mechanika działania mięśni i ścięgien jest dla ciebie wyjątkowo ciekawa.

- To duże uproszczenie - skwitował. - Ale tak. To, jak zbudowany jest nasz organizm by dzięki relatywnie prostym mechanizmom uzyskać taką ruchomość i funkcjonalność jest całkiem imponujące. Swoją drogą, bądź tak miły i nie gap mi się w karty, Deidara.

- Nie gapię - zapewniłem. Nie było to kłamstwo; jeśli mój wzrok wędrował w jego stronę to po to, by spocząć na jego przystojnej aparycji, wisiorku z ciekawym symbolem lub zmierzwionych włosach, niezmiennie kuszących fakturą i lekkim zapachem drzewa sandałowego. Swoją drogą byłem ciekaw, czy miał dopasowany szampon do perfum. Znając jego wrażliwość na różne bodźce, było to możliwe, że odmiennie pachnące kosmetyki go irytowały, więc dobierał te z jednej linii.

- Ha! Odbiłem swoją pozycję bilionera! - oznajmił Kisame po wyłożeniu ostatnich swoich kart, przeciągając się tak, jakby wykonał kawał dobrej roboty. - No, to dawajcie. Chcę wiedzieć, dla których przegrywów będę wymyślać wyzwanie!

W zasadzie, nie trwało zbyt długo, zanim przegrywi zostali wyłonieni.

- Kakuzu i Nagato, huh? - skomentowała Konan. - Kolejne ciekawe duo.

- I chyba nawet wiem, co ich łączy... - rzucił Kisame, drapiąc się po pokrytym jednodniowym zarostem podbródku. - A więc, moim zadaniem będzie: dostaniesz po dwieście jen za każdą osobę w tym pokoju, która zgodziłaby się cię pocałować. Jestem gotów przeznaczyć na to część wypłaty.

- To perfidne wykorzystanie faktu, że większość moich wydatków idzie na leczenie - rzucił czerwonowłosy. Wydawał się jednak bardziej zawstydzony niż obrażony. Odniosłem wrażenie, że jego blade policzki nabrały nieco koloru.

- Nonsens! Masz szansę zarobić całe sto dwadzieścia jen za głupie całusy. Widzisz, jaki hojny jestem?

- W sumie... - mruknął Nagato, drapiąc się po głowie. - To całkiem w porządku wartość za kilka sekund roboty.

- Możecie próbować kogoś przekonać, jeśli nie zgodzi się od razu - kontynuował Hoshigaki. - Wszystkie chwyty dozwolone, ale druga osoba ma na to przystać z własnej woli.

Zerknąłem na Kakuzu. Niemalże widziałem ścierające się w nim dwa wilki: jeden chciał zachować względną ludzką godność, drugi nie mógł sobie odpuścić zarobienia nawet jednego dodatkowego jena. Nawet jeśli były to śmieszne pieniądze w porównaniu z jego wypłatą.

Aż nie wiedziałem na kogo liczyć, że wyciągnie niższą kartę. Z jednej strony Nagato zdawał się znacznie bardziej potrzebować paru dodatkowych monet i byłem gotów pozwolić mu zarobić to głupie dwieście jen bez specjalnych przekonań z jego strony. Z kolei widok Kakuzu postawionego przed tym wyzwaniem miał tak ogromny potencjał, że nie chciałem tego przegapić.

Los jednak postanowił dać szansę temu, który realnie potrzebował gotówki.

Mina Kakuzu wskazywała na to, że sam nie wie, czy się cieszy, czy raczej żałuje takiego obrotu spraw.

- Skoro w ostatnim zadaniu obaj biedacy i tak wykonali wyzwanie, to może i tym razem też dajmy szansę obojgu? - zasugerował nagle Sasori, posyłając zaskakująco złośliwy uśmieszek swojemu koledze z liceum. - Przegrana osoba będzie musiała wykonywać zadania, druga będzie miała wybór.

Ewidentnie rozterka Kakuzu była dla niego wspaniałym widowiskiem.

- Myślę, że moja kieszeń to udźwignie - zgodził się Hoshigaki. - Ale ostateczny przegrany ma pierwszeństwo. To co, Nagato?

- Może po kolei... - Teraz było oczywiste, że policzki chłopaka nabrały żywszej barwy. - Deidara? Masz coś przeciwko?

- Nie - przyznałem. - Spoko, nie wstawaj. - Samemu zeskoczyłem z podłokietnika i podszedłem do chłopaka. Było to faktycznie mocno zawstydzające, gdy cała grupa wlepiała we mnie wzrok, przy czym doskonale potrafiłem rozróżnić ten należący do Sasoriego, wpijający mi się w plecy z siłą mota pneumatycznego.

- Powinieneś najpierw spytać, czy twojemu chłopakowi to nie przeszkadza! - wypalił Hidan, za co gdyby nie fakt, że znajdował się poza zasięgiem moich ramion, zdecydowanie dostałby w mordę.

- Spytałbym, czy myślisz zanim się odezwiesz, ale wątpię, byś kiedykolwiek to robił. - Zgromiłem go wzrokiem. Idiocie i tak udało się osiągnąć zamierzony efekt, bo moje policzki zapłonęły czerwienią, a Nagato wyraźnie się zmieszał.

- Nie wiedziałem, że masz partnera - wypalił. - To ktoś z nas?

Oddgadnięcie, kogo kretyn, który niestety był moim najlepszym przyjacielem, miał na myśli nie należało do rzeczy trudnych. Wszystkie oczy przy stole były skierowane na Akasunę.

- Och. Zrozumiem, jeśli to namieszałoby w waszej relacji - oznajmił wyrozumiale Nagato.

- Nie ma żadnej relacji. - Rudowłosy student był ewidentnie zażenowany obrotem spraw.

- Hidan pierdoli głupoty - dodałem, równie zawstydzony. Chcąc mieć to za sobą, szybko cmoknąłem nieco popękane, blade wargi siedzącego przede mną chłopaka. - Proszę. Wydaj na głupoty.

Odpowiedział mi zastydzonym uśmiechem.

- Nie omieszkam.

- W zasadzie chodziło mi o samą zgodę, niekoniecznie z wykonaniem... - rzucił Kisame, a ja zawstydziłem się jeszcze bardziej.

- I mówisz to teraz?! - wypaliłem, zanim zdałem sobie sprawę, że tak, oczywiście, że mówił to dopiero po fakcie. O to zapewne mu od samego początku chodziło. Cwaniak.

- Hehe - wzruszył niewinnie ramionami mężczyzna. - Małe nieporozumienie, jak głupio z mojej strony. Ale skoro zacząłeś, to chyba jeszcze mogę zmienić zasady?

- Prawo nie działa wstecz - zbuntował się natychmiast Kakuzu, ale niespecjalnie wywarł tym na kimkolwiek wrażenie.

- Biedacy głosu nie mają. Zawsze możesz zrezygnować z zadania.

- Swoją drogą, Kisame, aż tak ci się podobają całujący się faceci? - burknąłem, wracając na swoje miejsce. - Są inne sposoby na spełnianie tych zachcianek.

- Zapewne nie są ci obce, co? - zarechotał mężczyzna. - Wybacz, wybacz. Bardziej mnie ujmuje całe przedstawienie, niż sam fakt, co tam dokładnie robicie.

- Jestem gotów zostać przy tych zasadach, jeśli będą one również obowiązywać Kakuzu - rzucił Akasuna, mijając mnie i również bez przedłużania lekko cmokając Nagato w kącik ust. I choć mój korepetytor zdawał się tym zajściem kompletnie nie przejmować, ja czułem, że puls mi przyspiesza.

Czy gdybym to ja był biedakiem w tej rundzie... Czy Sasori zgodziłby się mnie pocałować? Nawet jeśli to było tylko w ramach głupiej gry, sama wizja sprawiła, że po plecach przeszedł mi dreszczyk ekscytacji. Może kazałby mi na przykład wymienić wszystkie typy nabłonków wraz z przykładowymi lokalizacjami i przystał na pocałunek dopiero, gdybym udzielił prawidłowej odpowiedzi? A może tak jak teraz, po prostu złożyłby krótkiego całusa w kąciku moich ust, nie zadając pytań? Czy by to było dla niego bez znaczenia, ot, element rozgrywki?

I czy ja potrafiłbym zachować pokerową twarz, gdyby to on był przegranym? W to akurat szczerze wątpiłem. Siedział zaraz obok, tak blisko, że czułem ten cholerny zapach drzewa sandałowego. Miałbym się nachylić nad nim i...

Pokręciłem głową, odpędzając te myśli zanim mój umysł zdążył się rozpędzić. To nie był czas na bezdurne marzenia.

Wróciłem myślami do przebiegu gry. Konan, po której spodziewałem się, że również wykona wyzwanie bez zbędnego przedłużania sprawy, dziwo zawahała się.

Sądząc po minie Nagato, nagle przez myśl mi przeszło, że ta ich przyjaźń od dzieciństwa w zasadzie nieco pachniała czymś więcej. Z tego, czego zdążyłem się dowiedzieć, byli ze sobą blisko od wielu lat. Nagato wspominał wcześniej, że przestał wynajmować mieszkanie gdy na dłuższy czas przeniósł się do szpitala, więc teraz tymczasowo pomieszkiwał u niej. Nie chciał zdradzić na co dokładnie choruje, lecz sądząc po tym, że dużo czasu spędzał na wózku, zapewne w wielu życiowych aspektach potrzebował jej pomocy. Wszystkie te elementy, wraz z mieszającą się na jego twarzy słabo ukrywaną nadzieją, dość mocno sugerowały, że coś może być na rzeczy.

- W porządku jeśli nie-

- Nonsens - rzuciła dziewczyna, pochylając się nad jego fotelem. - Nie mam problemu z pocałowaniem cię, głupolu.

Gdy odgarnęła mu włosy z twarzy, chłopak wydawał się wyglądać jeszcze słabiej niż na początku imprezy. Chyba jednak w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

- Ja nie jestem pewien, w końcu to moja forsa... - założył ramię na ramię Kisame.

- Dajże spokój - ofuknął go Sasori. - To ty ustalałeś zasady.

- Fakt. Ale nie wiem, czy z kolei sam Nagato chce buziaka od takiego paskudy jak ja - wzruszył potężnymi barkami mężczyzna.

- Jak wolisz. Wszystkich was traktuję po przyjacielsku.

Musiałem przyznać, że naprawdę zaczynałem chłopaka lubić. Z wcześniej zasłyszanych o nim historii sądziłem, że będzie raczej poważnym, za wszelką cenę dążącym do celu gościem. Kto wie, może i taki kiedyś był. Niezależnie od tego, czy to zwalczenie choroby go odmieniło, czy wsparcie otoczenia - zdecydowanie wolałem go w tej serdecznej odsłonie.

W zasadzie reszta osób też nie miała oporów przed wykonanien zadania. Hidan oczywiście nie byłby sobą, gdyby trochę nie pośmieszkował, lecz ostatecznie Kisame wręczył czerwonowłosemu pełną kwotę.

Obserwowanie z kolei jak Kakuzu próbuje się zabrać za to wyzwanie od samego początku było komedią.

- Wiesz ile razy się już całowaliśmy?! - warczał na swojego chłopaka motocyklista, lecz Hidan uparcie kręcił głową.

- Ha! Nie ma tak łatwo - odparł, obracając twarz w przeciwną stronę. Było to o tyle zabawne, że wciąż siedział na kolanach mężczyzny.

- Hidan, do kurwy nędzy, co ci szkodzi-

- Nie starasz się wystarczająco.

- Żebym zaraz nie zaczął się starać na poważnie. Nie wiem, czy tego chcesz.

Gdy już myślałem, że przewidziałem przyszłość sugerując wcześniej, by się potłukli, Hidan w końcu spasował. Argument z tym, że będzie biegł za motorem, nie na nim jechał, okazał się wystarczająco mocny. Zdążył jednak na tyle mężczyznę wnerwić, że myślałem, że Kakuzu odryzie mu pół twarzy, zamiast go pocałować.

Generalnie Takihara miał zadanie znacznie trudniejsze niż Nagato. Oprócz drugiego przegranego tej tury, opór stawiał mu absolutnie każdy, przy czym Konan tak go zagięła, że ciemnowłosy przestał na nią naciskać, akceptując porażkę. Jego starcie charakterów z Sasorim również było niczego sobie.

- Rudy gnoju, od początku się świetnie bawiłeś moim kosztem - wyrzucił mu Kakuzu, dźgając palcem pierś studenta. Z boku całe zajście wyglądało niesamowicie groteskowo, biorąc pod uwagę ich różnicę w masie i wzroście. Motocyklista wyglądał jakby mógł zmieść drugiego mężczyznę z planszy jednym machnięciem potężnego łapska.

- Wciąż się bawię wybornie. - Akasuna uraczył go swym złośliwym uśmieszkiem.

- Spróbuj go przekupić! - podsunął Hidan.

- Mam mu za to upokorzenie jeszcze zapłacić?! - oburzył się Takihara. - Masz gąbkę zamiast mózgu? Chcę zyskać pieniądze, nie je stracić!

- I tak nie byłoby cię stać. - Od razu podchwycił obiekt jego wyzwania. Przez moment naprawdę myślałem, że dostanie za to po swojej porcelanowo delikatnej gębie.

Musiałem przyznać, że ostatecznie rzucone przez Kisame wyzwanie nie było aż tak głupie. Obserwując ich konfrontację na myśl nasuwała mi się rzymska arena i widownia, obstawiająca czy tygrys zagryzie nosorożca, czy jednak zostanie staranowany pod jego ciężarem. Emocje były nie tylko przednie, ale i bez realnej krzywdy. Sasori był nieugięty, do tego stopnia, że w końcu musiała się wtrącić Konan.

- Kakuzu, odpuść, bo nigdy nie zagramy kolejnej rundy.

Ostatecznie ciemnowłosy mężczyzna wylądował z sumą jedynie czterystu jen od Nagato i Hidana.

W kolejnej turze karcianki znów zwyciężyła Konan. Trochę się obawiałem jakie pytanie zada, biorąc pod uwagę to, że przegranymi tej tury byłem ja i Sasori, lecz postanowiła potraktować nas łagodnie.

- Czy oszukujesz na egzaminach? Jeśli tak, to w jaki sposób i czy kiedyś wpadłeś?

- Trzeba było im dać coś ostrzejszegooo - marudził już mocniej podchmielony Hidan, lecz studentka niezbyt się nim przejęła.

- Wygraj, to będziesz mieć pełne prawo zadawania pytań.

Ku mojemu zachwytowi, wyciągnąłem z talii czarnego jokera. Uniosłem go tuż przed twarz Akasuny, szczerząc się z satysfakcją. To była jedna z dwóch kart o najwyższej wartości.

Nie ważne jak bardzo Sasori pragnął mnie przebić, miał po prostu za małe szanse.

- Dobrze więc - westchnął, odkładając swoją damę pik na stół. Wziął łyka swojego piwa, jakby na odwagę. - To mało wychowawcze, ale niech będzie. Na większość egzaminów uczyłem się z baz pytań z poprzednich lat, mając nadzieję, że przynajmniej część się powtórzy.

- Ej, bazunia się nie liczy - zbuntowała się Konan. - Zwłaszcza, że nie należałeś do osób, które zapamiętywały pierwsze dwa słowa polecenia i numer odpowiedzi, tylko całe pytanie, rozumiejąc też, dlaczego odpowiedź jest taka, a nie inna. To uczciwa metoda nauki.

- Za często zmieniają kolejność odpowiedzi lub część treści polecenia. Trzeba być wyjątkowo naiwnym, by wkuwać w sposób, który opisujesz. - Gospodarz imprezy złożył ramiona na piersi, opadając plecami na miękkie poduchy kanapy. Nie byłem w stanie zignorować faktu, że przez to jego ramię minimalnie dotykało mojego boku. - Zresztą, wówczas absolutnie nic nie wynosisz z przerabianego materiału.

- Dobra tam, uczki - parsknął Kisame. - To ściągałeś kiedyś, czy nie?

- Tak, parokrotnie. Najbliżej wpadki byłem na historii medycyny. - To wspomnienie chyba go bawiło. - Nawet nie próbowałem się uczyć tego przedmiotu. Nikt chyba nie próbował. Siedzącej obok na egzaminie, również ściągającej dziewczynie wysunął się telefon z kieszeni i narobił hałasu, spadając na podłogę. Wystraszył mnie na tyle, że prawie upuściłem swój.

Uśmiechnąłem się na tę wizję. Lubiłem sytuacje, gdy pokazywał się z nieco bardziej ludzkiej strony.

- Miała jakieś problemy? - dopytał Kakuzu.

- Wyproszono ją z sali i uwaliła tamten termin. Ale wciąż widuję ją na uczelni, czyli zdała w którymś z kolejnych.

- Czyli można zjebać, a i tak zostać doktorem - podsumował Hidan.

- Jeszcze jak - potwierdziła Konan.

- Dobra, to ja potasuję, a ty Sasori kopsnąłbyś jeszcze jakieś piwko, co?

Rude brwi zmarszczyły się ostrzegawczo. Mój przyjaciel chyba też się skapnął, że jest zbyt bezczelny dla swojego własnego dobra bo się, o dziwo, zreflektował.

- Proszę. Proszę ślicznie, panie gospodarzu złoty. Najwspanialszy, niezastąpiony.

- Ja pójdę - zaoferowałem. - Chociaż... Hidan, a może ty byś zrobił użytek z zawartości plecaka?

- Oooo! - odpalił się chłopak, który ewidentnie zapomniał o tym, że sam przyniósł swój wkład w imprezę. - Naleweczka! No jasne!

Niezgrabnie zgramolił się z kolan Kakuzu i poleciał w kierunku korytarza. Wrócił chwilę później z dwiema szklanymi butelkami, które jednak spotkały się ze sceptycznym spojrzeniem Akasuny.

- Czy to metanol?

- Czy to co?

- W porządku, jeśli ten dzban wyniósł coś ze swojego domu rodzinnego oprócz patologicznych wzorców to umiejętność robienia alkoholi - uspokoiłem studenta. - To zalane wódką owoce. Względnie bezpieczne, przynajmniej w umiarkowanej ilości.

Sasori nie zdawał się w pełni przekonany, lecz najwyraźniej nie miał ochoty do sprzeczki.

- Chodź ze mną po kieliszki. - Klepnął mnie w bark zachęcająco, po czym wstał, oczekując, że pójdę w jego ślady. To też uczyniłem, aczkolwiek dopiero po sekundzie, której potrzebowałem, by uspokoić mózg i serce po tym nagłym kontakcie fizycznym.

Miałem wrażenie, że niespecjalnie potrzebował mojej pomocy - tylko cztery osoby piły. Bardziej chyba chodziło o możliwość rozmowy, nawet jeśli nie była zbyt prywatna - w końcu kuchnia znajdowała się zaraz obok salonu.

- Ten twój kumpel to niezłe ziółko, że tak to ujmę - zaczął Sasori po chwili, otwierając jedną z szafek.

Spróbowałem się domyślić, o czym chce pogadać.

- Ma sporo wad - przyznałem. - Ale to równy gość. Jeśli martwisz się o to, że mógłby mieć na mnie zły wpływ, czy coś w tym stylu, to już chyba by go wywarł po tylu latach znajomości.

Student parsknął, wciskając mi w dłonie dwa niewielkie szklane naczynka. Mimo wszystko całkiem spore jak na kieliszki.

- Co ja, twoja matka jestem, by się tym przejmować? - rzucił. - Chciałem cię gorąco zachęcić do tego, byś go po prostu pilnował. Nie chcę mieć zarzyganego salonu.

- W porządku, Kakuzu go ogarnie - zapewniłem.

- Mam nadzieję.

- Tylko tyle chciałeś mi powiedzieć?

- A co jeszcze chciałbyś usłyszeć? - spytał. Czystość jednego z naczyń najwyraźniej go nie zadowoliła, bo postanowił je przepłukać w zlewie.

- W sumie, chciałem zadać pytanie - zacząłem ostrożnie, opierając się biodrem o kuchenny blat. - Mógłbym zostać na noc? Ojciec mnie dziś nie odbierze, bo pracuje. A wolę uniknąć tłuczenia się autobusami nocnymi, jeśli mam możliwość.

Prychnął, podirytowany.

- Trzeba było dać znać wcześniej. Nie przygotowałem pokóju gościnnego.

- Spoko, kanapa też mi wystarczy. Ba, masz tak zajebisty dywan w salonie, że i na nim bym spał jak aniołek - zapewniłem.

Zmierzył mnie dość oceniającym spojrzeniem.

- Zdążyłem zauważyć, że gdy się upijesz to i środek ulicy jest dla ciebie wygodnym posłaniem.

- Hej, ostatnio się pilnuję.

- Bo jeszcze na stole nie było niczego wysokoprocentowego.

- Sasori. To przed tobą na stole stoją cztery puste butelki. - zauważyłem.

Ten przytyk najwyraźniej nieco go rozbawił.

- Nie jesteś daleko za mną w tej kwestii.

- Chłopaki! - Z salonu dobiegł nas głos Kisame. - Wracajcie, tęsknimy!

Poczłapaliśmy z powrotem do ekipy, lecz to nie odciągnęło mojej uwagi od rozmowy.

- A więc jak? Mogę zostać? - dopytałem, usadawiając się na swoim podłokietniku.

- A se zostań - przywolił Akasuna, odbierając ode mnie naczynia i podając je Hidanowi. - Co mi szkodzi.

W myślach podziękowałem wypitym przez niego procentom.

- Truskawka i rabarbar - poinformował siwus, podając mi wypełnione prawie po brzeg naczynko. Tylko cudem nie rozlał po drodze zawartości. - Sezonowy, pyszny syropek. Na witalność. Pij, synku, a będziesz sto lat żył.

- To co? Kolejny toast za spotkanie? - podsunąłem. - I za nowe znajomości.

Grupa podchwyciła wątek, popijając tym, co miała pod ręką.

Tym uroczym akcentem przeszliśmy do dalszej części gry. W międzyczasie ułyszałem, jak o okno zaczynają obijać się zapowiadane na dziś pierwsze krople majowej burzy. Lubiłem taką pogodę, zwłaszcza mogąc siedzieć w ciepłym mieszkaniu i obserwować pioruny zza okna, więc tylko jeszcze bardziej poprawiła mi nastrój.

- Moim wyzwaniem będzie... - Kakuzu, który wygrał tę turę raczej dzięki fartowi nie strategii, podążył wzrokiem między mną a Hidanem, czyli dwójką osób, która najpóźniej wyłożyła swoje karty na stół. - Udawanie przez siebie wybraną osobę przez całą następną turę. Ton głosu, wypowiedzi, gesty - wszystko. A reszta zgaduje, kogo naśladuje biedak.

- Aż chcę przegrać - wypalił Hidan.

- W zasadzie, możemy nie robić losowania - wyszczerzyłem się. - Też się chętnie powydurniam.

- Sądząc po doborze słów, już wiem, kogo planowałeś udawać. - Uśmiechnęła się Konan.

- Hej, nie spoileruj - ofuknąłem ją.

Akasuna rozpoczął tasowanie kart, a Hidan przybrał na twarz dramatycznie przesadzoną rozanieloną minę, opierając podbródek na dłoni i wgapiając się w jego poczynania.

- Och, Sasori - wyćwierkał, przekręcając łeb na bok. - Jesteś takim chujem. Jak dobrze, że chuje są u mnie mile widziane...

Oplułem się właśnie popijanym piwskiem.

- To niby mam być ja?! - Uniosłem się nad stołem tak gwałtownie, że siwus z zaskoczenia podskoczył na kolanach swojego chłopaka.

- Ach, nie krzycz na mnie! - zaszczebiotał. - Stres szkodzi mojej urodzie. - Odgarnął swoje bujne, nieistniejące loki, po czym udał, że je układa. - Wiesz, jak się muszę starać, by każdego dnia prezentować się jak najpiękniej dla swojego ukochanego?

Czułem, że moja gęba nabiera odcieni purpury. Jego żałosny teatrzyk tak mnie wybił z rytmu, że musiałem włożyć naprawdę wiele starań, by samemu wcielić się w rolę.

- Uga buga - zadudniłem, po czym dodałem jeszcze kilka odgłosów przypominających podekscytowanego orangutana. W próbie oddania fryzury chyba już nie przyjaciela, odgarnąłem grzywkę do tyłu tak mocno, że aż naciągnęła mi skórę na czole. - Widziałeś moje bicki, Kuziu? W ogóle to ależ bym poszedł zachlać. Ej, Deidarka! Chodź na piwsko!

- Bardzo chętnie, uwielbiam z tobą chlać! - zapiszczał w odpowiedzi szarowłosy. - Ale nie aż tak jak obciągać-

- Dobra, to za szybko wymknęło się spod kontroli - przerwała mu stanowczo Konan, z trudnością ukrywając rozbawienie.

Zerknąłem ukradkiem na Akasunę. Wydawał się być na skraju stracenia cierpliwości i rozgryzienia tętnicy szyjnej najpierw Hidana, potem z rozpędu mojej i Kakuzu, który wyznaczył nam to zadanie.

- Ej, ja bym im nie przerywał. - Twarz Kisame była czerwona od śmiechu.

- Powstrzymuj się, Hidan - ostrzegł go Akasuna tak zimnym tonem, że poczułem przechodzący po plecach dreszcz. Perspektywa skończenia jako preparat anatomiczny naprawdę nie była daleka od ziszczenia się.

- Skoro to ty mnie prosisz... - kontynuował swoją szopkę chłopak, wciąż używając tego wkurwiającego, trzy tony za wysokiego głosu. Miałem szczerą nadzieję, że przesadza i nie brzmię tak idiotycznie. - Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko...

Kakuzu chwycił go za nadgarstki zanim zdążył wykonać planowany dwuznaczny gest.

- Błagam, kurwa, przestań. - Przetarłem twarz dłonią, naprawdę nie będąc pewien, czy nasza znajomość przetrwa tę rundę gry.

- Wyszedłeś z roli - zauważył Takihara. - Ten przygłup nie zna takiego słowa jak ,,błagam".

Wyczułem w tym okazję, by na powrót się w nią wcielić. Przed wypowiedzeniem czegoś konkretnego znów wydałem kilka małpich odgłosów.

- Ależ Kuzu... - Wydąłem wargi, naśladując podekscytowany ton, którego Hidan często używał, mówiąc o swoim chłopaku. - Przecież jeszcze wczoraj w łóżku błagałem cię o-

- Oboje powinniście wyluzować - parsknęła Konan. - Czy dziewięćdziesiąt procent waszej osobowości dotyczy seksu?

- Gdyby tylko Sasori zgodził się mnie w ogóle dotknąć i ulżyć mej frustracji! - zawył siwus, jeszcze pogarszając sprawę.

- Dobra, starczy tego. - Akasuna uniósł się z miejsca. - Hidan, zabieraj ten swój syropek i won z mojego mieszkania.

Uspokojenie go zajęło Konan i Takiharze dłuższą chwilę. Chociaż musiałem przyznać, że byłem w szczerym szoku, że w ogóle zdołali tego dokonać. Nie mniej jednak nasze wyzwanie dobiegło końca jeszcze zanim ktokolwiek zdążył rozdać do końca karty.

- To może, by trochę, ekhm... - Nagato, który ostatecznie wygrał kolejną rundę, z wciąż krążącym na ustach wywołanym naszym cyrkiem uśmiechem dolał sobie soku do szklanki. - Zmniejszyć emocje, zadam pytanie: gdybyście mogli zamienić się życiem z dowolną osobą w tym pomieszczeniu, kogo byście wybrali i dlaczego?

Konan, której w tej rundzie wyjątkowo zabrakło szczęścia uśmiechnęła się lekko. Ja byłem drugim przegranym, lecz dobrany później król kier mnie wybronił. I dobrze, bo naprawdę nie byłbym pewien, jakiej odpowiedzi udzielić.

Z jednej strony Konan i Sasori znajdowali się na studiach, na które cholernie chciałem się dostać. Co więcej, potrafili się na nich odnaleźć. Mieszkali samodzielnie, radzili sobie naprawdę dobrze jak na młodych dorosłych i tym samym budzili szacunek zapewne nie tylko u mnie, ale i większości innych osób, które ich znały.

Z drugiej strony, coś mi mówiło, że musieli za to zapłacić dużą cenę. Zwyczajnie nie wiedziałem jaką i dlatego wszystko wydawało mi się tak kolorowe.

Kisame i Kakuzu również mieli stabilne prace i zapewne poukładaną większość życiowych spraw. Nie znałem ich jednak tak dobrze. Chociaż musiałem przyznać, że samo posiadanie prawka na motor tak jak Takihara było kuszącą perspektywą.

Z kolei Hidan był w ogóle poza równaniem. Tak samo jak Nagato, ze swoimi zdrowotnymi problemami.

- Wybrałabym Kisame - odpowiedziała Konan, ku mojemu szczeremu zaciekawieniu.

- Co? Czemu? - Hoshigaki chyba również był zaskoczony, bo z wrażenia aż odstawił swoje właśnie popijane piwo.

- Masz pasję, której oddajesz się już od wielu lat - wyjaśniła Konan. - Udało ci się znaleźć dobrą pracę, która pozwala na rozwijanie tego zainteresowania. Spędzisz życie robiąc to, co kochasz. Brzmi całkiem dobrze, jak na mój gust.

Jej słowa wprawiły mężczyznę w zamyślenie. Sądząc po jego minie, sam nigdy nie patrzył na swoje życie przez ten pryzmat.

- Medycyna nie jest twoim wymarzonym zawodem? - spytałem dziewczyny.

- Cóż, jest - wzruszyła ramionami. - Ale to trudna, bardzo odpowiedzialna praca. Pomaganie innym jest i zawsze było moim celem, lecz im bliżej zostania lekarzem jestem, tym więcej widzę elementów z których sobie nie zdawałam sprawy idąc na te studia.

- Nie wszystko jest tak idealne, jak wygląda - przyznał Akasuna. - Ba, jest więcej elemntów ,,nieidealnych", niż ,,idealnych". Też powinieneś to rozważyć. Na pierwszym roku każdy widzi się w białym kitlu i wydaje mu się, że jeśli wkuje na pamięć wszystkie podręczniki, to poradzi sobie z każdą sytuacją. A świat nie jest taki prosty.

- Nie mniej jednak, moje życie jest moje i nie chciałabym go zamieniać. - Konan uśmiechnęła się do swojej szklanki z sokiem, stukając w nią pomalowanym na pomarańczowo paznokciem. - Ciebie też kiedyś to czeka, Deidara. Nawet jeśli również będziesz musiał obchodzić tonę szpitalnych norm z którymi się niekoniecznie będziesz się zgadzać, męczyć z toną często zbędnej biurokracji, mieć problem ze znajdywaniem wiarygodnych źródeł wiedzy i przechodzić przez wszystkie trudności wpisane w pracę z ludźmi, do których ani studia ani nic innego nie mogło cię przygotować. Gdzieś na koniec uratujesz czyjeś życie i może tak jak ja dojdziesz do wniosku, że było warto.

Uśmiechnąłem się lekko na tę wizję. Z pewnością bez względu na to, jak się wszystko potoczy byłem ciekaw, co mnie w przyszłości czeka.

- Zresztą, mam w swoim życiu ludzi, których bym nie zastąpiła za nic innego - dodała dziewczyna, posyłając lekki uśmiech zgromadzonym przy stole osobom.

Nagle odgłos deszczu wzmocnił się parokrotnie. Burza musiała się zbliżać, bo odgłos grzmotów nabrał mocy, a mżawka przerodziła się w oberwanie chmury. Zalane wodą okno wcześniej pokazujące panoramę osiedla teraz było całkowicie nieprzezierne.

- Niby chciałem się już zbierać, ale właśnie zmieniłem plany - skomentował Takihara.

- Nigdzie się stąd... stąd teraz nie ruszam - poparł Hidan, któremu chyba intensywnie popijana nalewka zaczęła wchodzić. Gdyby mnie wcześniej tak nie wkurwił, może nawet bym się zaczął przejmować jego stanem.

- To co, kolejna runda? - zaproponowałem, przejmując inicjatywę i chwytając za talię.

- Jeszcze jak! - Wypalił mój ,,były" przyjaciel.

Mimo entuzjazmu gra szła mu kiepsko. Gdy drugi raz wyłożył nieprawidłową kombinację kart, Kakuzu trzepnął go w łeb.

- Weź go pilnuj. - Cierpliwość Sasoriego na dzień dzisiejszy została już nie tylko wykorzystana, ale i wzięta na kredyt.

Z drobną pomocą swojego partnera szarowłosemu udało się dociągnąć do końca gry. I to nawet nie jako przegrany.

- Dobra, Sasori i Kisame - mruknęła Konan, najwyraźniej zastanawiając się nad odpowiednim zadaniem. Jej twarz rozjaśniła się po chwili w przebłysku inspiracji.

- Trochę się boję, na co wpadłaś - mruknął niezadowolony Akasuna. Przypadkowo wcześniej zobaczyłem z jakiej talii wychodził i musiałem przyznać, że żadna ilość geniuszu nie wybroniłaby go w tej rundzie.

- Bardzo słusznie. - Dziewczyna zaczęła grzebać w swojej torebce, wyciągając na stół część jej zawartości. Jeśli dobrze mi się wydawało, były to akcesoria do makijażu.

Sasori wyglądał, jakby był gotów złożyć ręce do modlitwy, byle tylko wyciągnąć ze stosu kart tę o wyższej wartości niż drugi biedak.

- Waszym zadaniem będzie umalowanie się na oślep, po wyzerowaniu tego, co macie w kieliszkach - poinformowała. Zerknąłem na naczynia obojga mężczyzn, z rozbawieniem zauważając, że są prawie całkowicie pełne. - Nie muszę chyba wspominać, że make-up zostaje do końca spotkania.

- Cudnie. - Rudowłosy przewrócił oczami. - Żaden z nas nie ma pojęcia, jak to się robi, zdajesz sobie z tego sprawę?

- Improwizujcie. - Wzruszyła ramionami, nieprzejęta. - Właśnie o to chodzi.

Chociaż miałem cichą nadzieję że zobaczę Sasoriego w akcji, tym razem szczęście w postaci asa się do niego uśmiechnęło. Hoshigaki przysunął do siebie jasną szminkę, cienie do powiek i coś co chyba było tuszem do rzęs, ewidentnie próbując rozkminić, jak użyć każdego z artykułów.

- Najpierw kielon! Ej, oddaj! - zachęcił Hidan, samemu również sięgając po swoje szkło, lecz Kakuzu zdążył odsunąć je poza jego zasięg.

Wyzwanie było o tyle zabawne, że Kisame naprawdę nie potrafił się do niego zabrać. Sam nie byłem ekspertem, ale rozsmarowany wokół powiek mężczyzny cień był z pewnością za ciemny, nadając jego oczom jeszcze bardziej rybiego wyglądu. Nie pomogło też, że gdy źle wycelował szczoteczką do tuszu i zadrasnął nią sobie rogówkę, odruchowo potarł oko, jeszcze bardziej go rozsmarowując.

- To jest niebezpieczne! - skomentował, wpatrując się w kosmetyk jakby był to wytwór samego diabła.

- Dobrze ci idzie - zachęciła Konan z niewinnym uśmiechem.

Gdy krótkowłosy skończył, wyszczerzył się w swój charakterystyczny sposób, prezentując wszystkim swoje dzieło.

Hidan niemalże się opluł.

- Czym są te skrzela?! - wydusił ze śmiechem, pokazując palcem jego policzki.

- Co? A dziewczyny nie podkreślają kości policzkowych? - spytał zdezorientowany Hoshigaki.

- Nie ma czegoś takiego, jak ,,kość policzkowa" - skomentował niemalże odruchowo Akasuna.

- Ale nie niebieskim! - wydusił siwus, wciąż cisnąc bekę z trzech lekko roztartych linii, znajdujących się pod każdym okiem Hoshigakiego.

- Jestem daltonistą, kretynie - rzucił na swoją obronę mężczyzna. - Zresztą, sam spróbuj, jak jesteś taki dobry. - Kisame podał mu kosmetyki, które chłopak o dziwo przyjął.

Efektów jego działań nie dało się nawet skomentować. Użyte do ,,cieniowania" twarzy kolory były za ciemne, z kolei części które chyba chciał rozjaśnić przez kontrast wydały się trupio blade. Dodatkowo, usmarowanym w czarnym cieciu paluchem przypadkowo zaczepił o czoło, zostawiając na nim głupio wyglądającą, okrągłą plamę. Jednym słowem wyglądał, ku mojej szczerej uciesze, koszmarnie.

- Umm... inspirowałeś makijażem heavy metalowych muzyków? - spytała Konan, rozbawiona rozwojem sytuacji.

- Nie, dziewczyn chodzących po ulicach - wyszczerzył się chłopak, prezentując się przy tym iście diabelsko. - A co? Aż tak dobrze wyszło?

- Powiedzmy - wymigała się od odpowiedzi.

W kolejnej rundzie, przyjemnie urozmaiconej absurdalnymi malunkami na twarzach części uczestników, od samego początku szło mi tragicznie.

- Trzeba było wyłożyć tę damę... - przekląłem sam siebie, tłukąc się pięścią w czoło.

Sasori nawet bez tych komentarzy czytał we mnie jak otwartej książce, więc z racji osoby zaraz przede mną w kolejce, perfidnie korzystał z okazji, kładąc kombinacje których nie byłem w stanie przebić.

- Pasuję - mruknąłem z niezadowoleniem po raz trzeci pod rząd, wysyłając mu zirytowane spojrzenie.

Koszmarny malunek na twarzy zadziałał na Hidana jak bonus w grze, bo chociaż chłopak ledwo był w stanie utrzymać swoje karty, to całkiem skutecznie się ich pozbywał. Na tyle skutecznie, że skończył grę dosłownie jeden ruch przed goniącym go Kisame.

Oczywiście, wylądowałem na pozycji biedaka. W myślach zaapelowałem do wszystkich sobie znanych bóstw by powstrzymały siwusa przed czymś skrajnie durnym, bo drugim biedakiem w tej turze okazał się nikt inny, jak Sasori.

- Pocałujcie się!

Bóstwa nie wysłuchały moich modlitw.

- Nie takie są zasady gry, kretynie - upomniał go Kakuzu, zanim Sasori zdążył otworzyć usta by wypluć z siebie zapewne znacznie bardziej wulgarną wypowiedź.

- Kurde... - wymamrotał siwus. Najwyraźniej jego neurony były już w stanie na tyle zdezintegrowanym, że przynajmniej nie był w stanie wymyślić niczego bardziej cwanego. - W takim razie, jaki jest wasz typ. Czy coś. Kurde, po co ja gram, jak nie mogę im kazać by się wreszcie przelizali...

Mina Sasoriego znów wskazywała na chęć wyrzucenia siwusa z mieszkania, więc w przypływie dobroci serca postanowiłem odwrócić jego uwagę od szarowłosego głąba i jego głupoty.

- Losuj pierwszy. - Zebrałem karty i rozwinąłem przed nim utworzony z nich wachlarz.

Wyciągnął króla karo.

Ja pomodliłem się raz jeszcze, lecz i tym razem bogowie mnie zawiedli. Chyba wyczuwali, że tak naprawdę jestem ateistą.

Moja marna szóstka nie mogła się mierzyć z jego kartą.

- Słuchamy więc. - Uśmiechnął się lekko Kisame, przez co ,,skrzela" na jego twarzy zabawnie rozciągnęły się na boki. - Jaki jest twój typ, Deidara?

- Ołówki wolę HB, za to długopisy-

- Te, patrzcie go, cwaniaczka. - Hidan pogroził mi wciąż usmarowanym w kosmetykach Konan paluchem. - Wiesz, o jaki typ chodziło.

Westchnąłem cicho, szczerze nie będąc pewnym, co odpowiedzieć.

- Kiedy ja naprawdę nie mam określonego typu. - Wzruszyłem ramionami, sięgając po swój kieliszek. - Chodziłem z wieloma osobami; wbrew pozorom nie tylko chłopakami, jak to Hidan często przedstawia. Często się zastanawiałem, co mnie urzeka w ludziach i do tej pory nie widzę jednego wzoru.

- Ja widzę - wypalił nagle Akasuna, skupiając na sobie uwagę wszystkich przy stole. Trzymając nas w napięciu, niespiesznie napił się nalewki, zanim kontynuował. - Każda osoba, z którą cię widziałem, była wysoka, o typowo azjatyckiej urodzie, z ciemnymi oczami i czarnymi włosami.

Przeszukałem wszystkie wspomnienia, starając się wygrzebać każdego, kogo student mógł mieć na myśli. Zanim jednak zdążyłem wydusić coś na swoją obronę, znów odpalił się Hidan.

- Oooch, jak twój pierwszy crush! - zawołał, szczerząc się paskudnie w swoim make-upie. - Na pewno pamiętasz Itachiego, jego się nie da zapomnieć!

Zacisnąłem zęby, za wszelką cenę starając się zebrać jeszcze działające neurony do kupy i odkręcić to nieporozumienie.

- Uchichę Itachiego? - Do dyskusji nagle wtrącił się Kisame.

- Dokładnie tak!

- To mój dobry znajomy. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie miałem pojęcia, że się znacie! Może bym go kiedyś z nami wyciągnął?

- Ekhm, Kisame... - zaczął ostrożnie Nagato. Dopiero teraz zauważyłem, że w ostatnich rozgrywkach zdawał się raczej przyciszony, jakby dopadła go późna pora i zmęczenie. - Chyba najpierw trzeba wyjaśnić sytuację, zanim przejdziemy do zapraszania byłego crusha Deidary na imprezę z jego obecnym crushem, nie sądzisz?

Takie przedstawienie sprawy tylko bardziej mnie skołowało.

- Nie rozumiecie. - Zamachałem rękami w powietrzu. - To było wiele lat temu. Dawno i nieprawda. Itachi to przeszłość. - Zapewniłem, kierując te słowa chyba bardziej do Akasuny, niż reszty grupy. - Nie mam konkretnego typu. Każda osoba, z którą chodziłem po prostu mi imponowała w jakiś sposób. Sasori, widziałeś mnie z Kumi, która jest tylko koleżanką z klasy. Zresztą, ma dziewczynę. I z Kurotsuchi, która jest moją kuzynką, do cholery...

- A Kazuo? - Kasztanowe oczy z racji bliskości zdawały się przewiercać mnie na wylot.

- To była jego inicjatywa - zbuntowałem się. - Zresztą, widziałeś nas. Wiesz o tym, że niczego nie odwzajemniłem.

Odwrócił wzrok.

- Nie musisz mi się tłumaczyć, Deidara. Dociekam tego tylko dlatego, że takie było pytanie.

Aha, jasne - chciałem sarknąć, ale resztki rozsądku podpowiedziały mi, że może to nie najlepszy pomysł.

- No dobrze, może nie wnikajmy za bardzo w tę kłótnię małżeńską...

- To żadna kłótnia. - Sasori złożył ramiona na piersi, co było jego typową defensywną postawą. - Jak wspominałem, Deidara może chodzić z kimkolwiek mu się podoba, nic mi do tego.

W takim razie chciałbym z tobą.

Znów na szczęście zdążyłem ugryźć się w język.

- Niemniej jednak, nie jestem pewien, czy Itachi byłby zachwycony naszym spotkaniem - rzuciłem do Kisame. - I wcale nie chodzi o kwestię ,,mojego typu". Jakiś czas temu... cóż, nie zgodziłem się światopoglądowo z jego bratem...

Hoshigaki ryknął śmiechem.

- Faktycznie! - zawołał. - Cholera, zapomniałem o tym ale faktycznie, wspominał żeście się potłukli! Dawaj, powiedz, o co poszło?!

- Wolałbym nie wnikać w szczegóły tamtego zajścia.

- Spoko, zaczekam aż będziesz biedakiem a ja będę mógł zadawać pytania! - Uśmiechnął się nikczemnie, co w połączeniu z makijażem nadało mu wygląd wyjętego z bajki złoczyńcy.

- W zasadzie... - zaczęła ostrożnie Konan. - Przestało aż tak lać. Myślałam, że może nadeszła pora by się zbierać.

- Tak szybko? - zdziwił się Akasuna. - Nie zdążyliśmy nawet zamówić jedzenia.

- Niektórzy mają jutro obowiązki do wypełnienia - westchnęła. - Czasem ci zazdroszczę indywidualnego toku nauczania, Sasori. Każde seminarium zaczynające się przed dziewiątą rano odbiera mi dwa lata życia. Ty przynajmniej możesz wybrać, na które godziny pójdziesz.

- Też mogłabyś złożyć o to wniosek - podsunął rudowłosy, upijając odrobinę hidanowego wywaru. Chociaż wolał gorzkie alkohole, to sądząc po minie, ten chyba przypadł mu do gustu. Nie był aż słodki, a kwaśna cytrusowa nuta, nabierajaca wyraźności po chwili potrzymania nalewki w ustach dodawała mu walorów.

- Nie przyjmą mi go, nie mam dodatkowej pracy. - Westchnęła. - Ale w porządku. Nagato się nie przyzna, ale pewnie też już jest zmęczony. Najwyższa pora wracać.

Zerknąłem ukradkiem na Kakuzu, który wcześnie przysypiał. Chociaż rozgrywka go trochę rozbudziła, wciąż zdawał się zmęczony - od dłuższej chwili opierał głowę o ramię Hidana, jakby nie miał siły siedzieć prosto.

- Chyba nie tylko on - skomentowałem. - Hidan, twój prywatny szofer nie wytrzyma już zbyt długo.

- No nieeee, ja dopiero zacząłem zabawę! - zawył mój przyjaciel, pokładając się na stole. - Kuzu, ożyj, błagam!

- Co wy, zwijacie się? To koniec imprezy? - Kisame też wydawał się zawiedziony.

- Wiesz, jutro poniedziałek.

- Słuchajcie, nic na siłę - uznał Sasori. - Nie wyganiam was, ale zmuszanie się do siedzenia przy stole i gadania gdy nie macie na to siły i ochoty mija się z celem.

- Widać, żeśmy się postarzeli - mruknął Hoshigaki. - Kiedyś się siedziało do czwartej rano, wracało do domu przed szóstą, łapało pół godziny snu i po wypiciu kawusi było w stanie iść na uczelnię. A teraz co, ledwo pierwsza w nocy i pora na dobranockę.

- Ja to bym został...

- Wiemy, Hidan - parsknąłem. - W sumie, jeśli odpowiada ci wracanie samemu...

- Nuh uh. Chcę wracać z tym umarlakiem. - Trącił zmęczonego partnera palcem w ramię.

Ostatecznie połowa ekipy postanowiła się zebrać. Kisame, początkowo tego nie planujący, w końcu wzruszył ramionami i też wstał od stołu.

- Jak wszyscy to wszyscy - uznał. - Będą jeszcze okazje.

- Wiadomo! - odparłem z uśmiechem.

- Dzięki za dziś. Miło było cię poznać, Deidara. - Gdy zobaczyłem bliżej zmęczoną twarz Nagato, zrozumiałem o czym wcześniej mówiła Konan. Podtrzymywany przez nią chłopak faktycznie wyglądał na wyczerpanego.

Pożegnania przebiegłby zaskakująco szybko. Odniosłem wrażenie że ledwo zbiłem pionę z Hidanem, rzuciłem parę komentarzy na dowidzenia i o, nagle wszyscy zniknęli.

- Impreza, impreza i po imprezie - skomentował Akasuna, przekręcając klucz w drzwiach.

- Ależ cicho się nagle zrobiło - zauważyłem, spuszczając łeb. Fakt, że tak nagle zostałem z nim sam na sam trochę mnie... zawstydzał.

- Nie spodziewałem się, że tak szybko się zbiorą - przyznał rudowłosy.

Puścił klamkę i obrócił się w moją stronę. Nasze oczy zdążyły się jednak spotkać zaledwie na ułamek sekundy - nagle w korytarzu zapadła kompletna ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro