Lekcja 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po opchnięciu tostów, które swoją drogą okazały się rewelacyjne, przede mną oprócz zamówionej herbaty wylądował plik kartek.

- Jak już mówiłem, dużo myślałem nad naszą współpracą. - Akasuna usiadł wygodniej na kawiarnianym stołku. Gdy uniosłem wzrok moje spojrzenie spotkało się z jego orzechowymi oczami. - I dlatego mam do ciebie kilka pytań. Czy naprawdę chcesz akurat ze mną przygotowywać się do egzaminów wstępnych?

- Cóż... tak. - Poprawiłem grzywkę, która opadała mi na twarz.

- I chcesz się przygotować do niej tak, by się dostać się na Tokijski Uniwersytet?

- Tak? - spytałem niepewnie. Nie wiedziałem, do czego on znowu zmierza; odpowiedź przecież powinna być oczywista.

- A więc nastaw się psychicznie na sporo pracy. Zaczniemy przerabiać materiał od początku - zawyrokował, składając ramiona na piersi. - Zarówno z chemii, jak i biologii. Od pierwszej klasy, którą olałeś, bo nie chciało ci się słuchać o nawozach i zaprawie gipsowej.

Niechętnie przyznałem mu rację.

- Ale... tego jest strasznie dużo - zauważyłem.

- Dlatego jeśli szkoła ci na to pozwoli, będziemy się spotykać dwa razy tygodniowo, po dwie godziny, nie jedną. Dzięki temu będziesz jednak dostawał dużo mniej zadań do samodzielnego wykonania. Odpowiada ci to?

Pokiwałem ochoczo głową. Brzmiało dobrze. Zwłaszcza, że chwilowo i tak był moją największą motywacją do regularnej nauki.

- Doskonale. - Rudowłosy wziął łyka kawy po czym wskazał ruchem głowy na kartki przede mną. - Zaczniemy teraz.

Posłusznie wlepiłem wzrok w pierwszy akapit tekstu, obdarzony niezbyt fascynującym nagłówkiem: ,,minerały".

- To pierwsza klasa z chemii? - spytałem.

- Tylko absolutnie najważniejsze informacje, przestań się krzywić - oznajmił Sasori, kładąc przede mną wyciągnięty z torby tablet. - Obejrzymy też reakcje, bo musisz je znać. Pomyślę nad tym, jak mógłbyś je samemu wykonać, ale na razie zostańmy przy nagrania-

- Mógłbym sam je przeprowadzić?! - wyrwało mi się. Co prawda już zdarzało mi się trzymać w rękach probówki z odczynnikami, ale zawsze ekscytowały mnie eksperymenty i wykorzystanie chemii w praktyce.

- Mógłbyś to mi nie przerywać. - Rude brwi zmarszczyły się ostrzegawczo.

- Oczywiście - przytaknąłem, zamykając gębę na kłódkę.

- Na razie zostaniemy przy nagraniach, potem zobaczymy - kontynuował. - Możesz notować w zeszycie lub na marginesach, te materiały są dla ciebie.

- Okej. - Pokiwałem łbem, wyciągając z torby długopis.

- Dobrze. Jeżeli chodzi o skały i minerały, podstawową różnicą jest...

I tak w ułamku sekundy zmienił się z nerwowego studenta w specjalistę w dziedzinach przyrodniczych - profesora Akasunę. Z jego głosu zniknęło to lekkie znudzenie i irytacja, a została przyjemna dla ucha, melodyjna barwa dźwięku. Różnica w tonie, którym opowiadał o wodzie wapiennej, a tym, którym uświadamiał mi, jakim to głąbem jestem była zresztą znacząca. Nie trzeba było też chyba wspominać, którą z nich preferowałem.

Wpatrując się w grafikę przedstawiającą strukturę szkła, zanotowałem obok, że jest to struktura amorficzna, zgodnie z jego wskazówką.

- Amorficzna, czyli bezpostaciowa. Wiesz, jak to sprawdzić?

- Nie?

- Jak jebniesz szklanką o ziemię, to rozpadnie się na równe czy nierówne kawałki?

- Nierówne?

- Otóż to.

Zapisałem tę informację w pamięci, uśmiechając się lekko pod nosem. Spojrzałem na kolejną stronę, przyglądając się grafowi z rodzajami szkła.

- Czym jest szkło wodne? - spytałem, wodząc wzrokiem po tekście.

- To szkło w postaci cieczy o konsystencji miodu - odparł Sasori, stukając w tablet. - Ognioodporne.

- Nie wiedziałem!

- To już wiesz. - Postawił przede mną ekran z zastopowanym filmem. - Byłeś kiedyś w hucie szkła?

- Nie.

- To oglądaj. W ten sposób się je wyrabia.

I tak to się ciągnęło. Wapienie, zaprawa murarska i gips, eutrofizacja, gleby, nawozy, włókna... wszystko, o czym, jak to trafnie ujął korepetytor, nie chciało mi się słuchać w pierwszej klasie. Prawdę powiedziawszy, gdy dotarliśmy do ostatniego akapitu poruszającego zagadnienie ropy naftowej, zdałem sobie sprawę, że właśnie przez kilkadziesiąt minut przerobiliśmy coś, co w szkole zajęłoby mi rok.

- Rozproszyłeś się. - Akasuna od razu wychwycił mój brak uwagi.

- Zdziwiłem, że tak szybko poszło - przyznałem.

- Półtorej godziny.

- Zrobiliśmy całą pierwszą klasę!

- Prawie. Tego po prostu wcale nie ma aż tak dużo, trzeba się tylko przyłożyć - stwierdził, znów ogarniając coś na tablecie. Gdy go obrócił, moim oczom ukazał się system rurek, zlewek i palników, połączonych ze sobą. - Ropa naftowa i co możemy dzięki destylacji frakcyjnej z niej uzyskać. Oglądaj.

Posłusznie wlepiłem wzrok w ekran. Obserwując, jak kolba powoli wypełnia się benzyną, słuchałem wymieniającego jej właściwości fizyko-chemiczne Akasuny. Teraz dla odmiany nie trzymałem urządzenia samodzielnie. Student pochylił się w moją stronę i w przypływie jakiejś dziwnej łaski postanowił przytrzymać mi tablet tak, bym dobrze widział.

Nie trzeba było chyba wspominać, że mimo najszczerszych starań nie potrafiłem się skupić. Z tej odległości dobiegał mnie zapach jego perfum, a intensywność wzroku, jakby jeszcze bardziej skupionego przez soczewki okularów, sprawiała, że nie mogłem usiedzieć w miejscu.

Coś było w tym cholernym rudzielcu, że nie byłem w stanie się przy nim całkowicie wyluzować. Czy to przez ten oceniający wzrok, przystojną twarz, charyzmę albo po prostu zachowanie... sam nie wiedziałem, ale czułem się, jakby wymuszał na mnie chęć do sprostania wszystkim jego oczekiwaniom. A z takiej odległości po prostu ta aura była wręcz przytłaczająca.

Uniosłem wzrok by napotkać orzechowe tęczówki. Nawet nie próbował ukrywać niezadowolenia.

- Nie uważasz - rzucił z wyrzutem, odsuwając się.

- Przepraszam... - wydusiłem. Sasori uniósł wzrok na sufit, jakby szykował jakąś kąśliwą uwagę, ale o dziwo, wyłączył tablet i schował go do torby.

- W porządku, wystarczy na dziś - oznajmił. - Dokończymy na następnych zajęciach. Kiedy ci pasuje?

- Eeee... - podrapałem się po łbie, szukając w myślach jakiegoś wolnego terminu. - Piątek?

- Nie mogę. Sobota, o jedenastej?

- Będzie w porządku. - Jako, że i tak miałem dosyć imprez na najbliższy miesiąc, nie przeszkadzała mi strata tej części weekendu. - Ale co z naszym niedzielnym spotkaniem?

- Też się odbędzie. - Sasori wyjął teczkę, po czym przesunął po stole w moją stronę parę kartek. - Zadania na sobotę. Zrób ile dasz radę, możesz korzystać z notatek. Te, przy których będziesz miał wątpliwości zostaw, zrobimy razem.

Szczerze zaskoczony jego wyrozumiałym podejściem zgiąłem materiały na pół i schowałem do torby. Przy okazji coś w jej wnętrzu rzuciło mi się w oczy.

- Eee... - zacząłem, nie wiedząc, jak ubrać sprawę w słowa. - Gdy u ciebie nocowałem to ty... no wiesz, pożyczyłeś mi ubrania, no i mam tę parę skarpetek, której ci nie uprałem... znaczy! Uprałem, właśnie ją uprałem, tylko ci nie oddałem...!

Jego oczy się zmrużyły, a kąciki ust wygięły leciutko w dół. W pierwszej chwili pomyślałem, że się o coś wkurzył, ale po sekundzie dotarło do mnie, że jest wręcz na odwrót. Chyba powstrzymywał uśmiech.

- Przeżyję bez jednych skarpetek. - Wstał od stolika i zaczął chować papiery do torby. - Zachowaj je sobie.

- Naprawdę?! - Byłem w szoku.

- Tak. - Wyciągnął z portfela banknot, po czym położył koło dwóch pustych filiżanek po kawie. Widząc jego wartość, uświadomiłem sobie, że zdażył się kolejny cud.

- Płacisz za mnie?!

Przewrócił oczami.

- Dzień dobroci dla zwierząt.

Chyba parsknąłem śmiechem, kręcąc łbem z niedowierzaniem. Akasuna zarzucił tylko na siebie płaszcz, po czym skierował w stronę wyjścia. Myślałem, że wyjdzie z kawiarni bez słowa, ale dzisiejszy dzień postanowił uraczyć mnie jeszcze jednym cudem.

Przystojny rudzielec stojąc już w drzwiach obrócił się przez ramię, rzucając mi ostatnie spojrzenie.

- Do soboty - mruknął, po czym opuścił lokal.

A ja wciąż siedziałem przy stoliku, z twarzą wykrzywioną w niedowierzającym uśmiechu i jakimś dziwnym zadowoleniem ściskającym klatkę piersiową.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro