Kórē

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dużo razy mnie ostrzegałaś, matko. Wtedy sądziłam, że to była najgorsza decyzja w moim życiu — wtedy nie wiedziałam, że przez nią całe moje życie się zmieni.

Zapach tych kwiatów był mocniejszy od innych. Pierwszy raz w życiu czułam taką woń. Nie dostawało się od niej bólu głowy, mimo że czuło się ją wszędzie. Nie potrafiłam tego opisać. Zapach każdego kolejnego kwiaty był silniejszy od poprzedniego, ich wygląd był jeszcze wspanialszy. Wydawało się, że Iris przejechała nad nimi swoim rydwanem, były w każdym możliwym kolorze. Narcyzy o żółtych jak słońce płatkach, małe zawilce o złotych oczach, nawet najzwyklejsze maki były piękne.

Nawet nie wiedziałam, kiedy się oddaliłam. Już dawno przestałam słyszeć śmiech nimf. W powietrzu nie unosił się żaden dźwięk. Przerazająca cisza była zbyt błoga, bym zwróciła na nią uwagę.

Nie uwagi zwróciłam na nic. Zajęta zrywaniem kwiatów, nie myślałam o niczym, poza zapachem i wyglądem trzymanych przeze mnie roślin. Jęknęłam z zachwytu, kiedy spojrzałam na najpiękniejszego z wszystkich kwiatów. Rzuciłam wszystkie inne i pobiegłam po niego, gdy ziemia nagle się zatrzęsła. Upadłam, a kiedy uniosłam wzrok, nie patrzyłam na złotego kwiata, tylko na Pana Umarłych. Bóg Hades stał w rydwanie, w ciemnych szatach i patrzył prosto na mnie. Nie musiał nawet zakładać swoejgo hełmu, słynnego na Olimpie, by w każdym zakątku świata zalągł się strach.

Nie minęła nawet chwila, gdy znajdowała się tuż obok niego i pędziłam do krainy cieni. Złoty kwiat został na powierzchni, której już nigdy miałam nie zobaczyć. Nikt nie usłyszał mojego płaczu rozdzierającego powietrze, nikt z złotych bogów, ani śmiertelnych ludzi.

Krzyczałam i wierzgałam się przy każdej próbie rozmowy. Niszczyłam złote talerze i darłam jedwabną pościel. Rzucałam rubinowymi kwiatami w Hadesa, kiedy się do mnie zbliżał. Żądałam powrotu na Olimp, do matki i kwiatów, jednak cały czas padała ta sama odpowiedź.

— Przykro mi — mówił władca śmierci — Za bardzo Cię kocham, by cię puścić.

Opuszczał wtedy pokój, unikająć zniszczenia, jakie wywoływałam.

Wiele się zmieniło, gdy zaczęłam odkrywać pałac. Zrobiony na wzór Olimpu, zamiast bieli i złota panowała w nim ciemność. Szybko jednak dostrzegłam, że przewyższał przepych pałaców innych bogów. Posiłki, których i tak nie tknęłam, znajdowały się na złotych talerzach, wino było w kielichach z diamentami. W każdym pokoju znajdowały się rośliny z rubinów i szmaragów.

Gdy weszłam do ogrodu, zatkało mi oddech. Rośliny były żywe, jednak były znaczne wspanialsze od diamentowych drzewek. Wędrowałam wśród drzew jabłoni i fig, wśród grzędów kwiatów i krzewów. Były cudowne. Rozejrzałam się, gdy usłyszałam czyjeś kroki, jednak w pobliżu nikogo nie było.

— Podoba Ci się?

Prawie krzyknęłam. Spojrzałam na Hadesa, który pojawił się obok mnie, jakby wyłonił z ciemności.

— Zrobiłem to wszystko dla Ciebie. Mówiłaś, że chcesz powrotu na ziemię, jednak nie mogę dla ciebie tego zrobić.

Podniósł dłoń, a ja wdrygnęłam się. Hades musiał to zauważyć, bo też zamarł, jednak szybko się opanował. Znów podniósł dłoń i poprawił kosmyk moich włosów, ktore wymknęły się z upięcia. Dotknął mojego policzka — zawsze myślałam, że jego dłonie były zimne. Były cieplejsze niż mojej matki.

— Jesteś taka piękna, Koro — szepnął — Moja królowo.

Przebiegły drań.

Nic nie powiedziałam, jedynie pobiegłem do swojego pokoju. Po drodze zbiłam złotą wazę — straciłam siły na bieganie. Bogowie nie mogli zginąć, lecz ich siły nie były nieskończone. Od mojego porwania minęło już sporo dni, tygodni, może wieków, a ja niczego nie tknęłam. Zjedzenie czegoś w świecie umarłych powodowało, że zostaniesz tu na zawsze, a to była ostatnia rzecz, o której marzyłam.

Służący spojrzeli na mnie.

— Czy czegoś sobie życzysz, Wasza Wysokość? — zapytał jeden z nich.

Patrzyłam na nich kilka sekund. Wasza Wysokość.

— Przygotujcie mi kąpiel. Gorąca — powiedziałam zimno — Z płatkami czerwonych róż.

Kiwnęli głowami. Wkrótce znajdowałam się w gorącej wodzie. Wodziłam palcami po mokrym ciele, żałowałam, że to nie są dłonie Hadesa.

Kosmyk moich włosów przykleił mi się do piersi. Odrzuciłam go do tyłu, gładząć przy tym mój policzek. Hades nazwal mnie swoją królową, jego służący nazwali mnie Waszą Wysokością. Kazał wyhodować dla mnie ogród. Nigdy nie podniósł na mnie głosu, nawet gdy niszczyłam drogie wazy i talerze.

Mimo tego wciąż nie mogłam mu wybaczyć, że uwięził mnie w Krainie Umarłych. Nie wiedziałam, co mam do niego czuć. Znów krzyczałam i biłam, jednak cały czas znajdowałam się pod powierzchnią. Postawiłam na inną metodę. Nie wychodziłam ze swojego pokoju i nie pojawiałam się w jadalni, jednak Hades przysyłał jedzenie. Gdy krzyknęłam na służące, już się nie pojawiały. Wkrótce jednak znów się pojawiły, cały czas z informacją, że pan umarłych nie chce, bym straciła siły.

Hades nie traktował mnie źle. Przysyłał mi jedzenie, drogie suknie i biżuterię. Miałam każdego na moje zawołanie. Każdy traktował mnie jak jego małżonkę, Królowę Umarłych. Każdy traktował mnie poważnie, nie jak zwykłą nimfę, o której zapomina się po jednej nocy.

Myślałam, że plotki w świecie zmarłych są rzadkie, jednak się myliłam. Tu było tak samo jak na górze, więc szybko się dowiedziałam, co zrobiła moja matka.

Dobra, słodka Demeter ukarała każdego. Zwierzęta, śmiertelnicy i bogowie glodowali. Ziemia nie wydawała plonów za to, że Zeus pozwolił porwać córkę bogini urodzaju.

W końcu odpuściłam. Wciąż niczego nie jadłam ani nie piłam, jednak wyszłam ze swoich komnat. Służący Hadesa kłaniali mi się. Słabym krokiem ruszyłam w stronę ogrodów, gdy z sali tronowej dobiegły mnie podniesione głosy. Zbliżyłam się i usłyszałam głos Hermesa. Posłaniec bogów sprzeczał się z Panem Umarłych. Hades siedział na tronie, tak jak zwykle ubrany w ciemna szatę. Hermes stał przed nim i wykłócał się.

— Każdy żąda jej powrotu! — krzyknął, a następnie uspokoił oddech — Nie rozumiesz, że każdy głoduje?

— Nie oddam jej — głos Hadesa był stanowczy — Kocham Korę. Kocham ją jak tak, jak nikogo przed tem i nie oddam jej nigdy.

— Nie jestem twoja! — nie wytrzymałam i krzyknęłam. Oboje bogowie spojrzeli na mnie. Hades wstał.

— Koro... — zaczął, a jednak uciekłam.

Na myśl przyszło mi tylko jedno miejsce. Uciekłam prosto do ogrodu i skryłam się pośród kwiatów.

Ich kolory nie były już takie piękne. Ich płatki zwiędły, utraciły kolor, tak ja. Moja skóra stała się szara, włosy utraciły blask. Nie miałam już na nic sił.

— Może się poczęstujesz? — usłyszałam czyjś cichy głos. Podniosłam głowę i spojrzałam na mężczyznę.

Jego skóra była szara, niegdzie widać było czyste kości. Mężczyzna ani nie żył, ani nie umarł. Stał przy stole, na którym znajdowały się pokrojone owoce.

— Nazywam się Agaton. Jestem ogrodnikiem.

— Kwiaty przywiędły — powiedziałam i podeszlam bliżej niego. Owoce pachniały, jednak nawet na nich nie spojrzałam. Zaburczało mi w brzuchu.

Agaton uśmiechnął się.

— Ich stan jest taki, jaki jest stan właścicielki ogrodu — zabrał kawałek figi i zjadł ją. Oblizał usta i wziął kolejny — Nic na to nie poradzę.

— Te kwiaty...

— Sa twoje. Jak cały ten ogród — zaśmiał się — Jak cały ten pałac i cała Kraina Umarłych. Hades da ci wszystko, o co byś poprosiła.

— Prosiłam go o powrót na powierzchnię.

— Nie chce stracić jedynej rzeczy, na której mu zależy.

— Tak samo jak moja matka — zacisnęłam usta.

— Nigdy nie poznałem Demeter, jednak jeśli jest taka jak Ty, zazdroszczę każdemu, kogo pokochała. Miłość to rzadka rzecz, a wśród bogów jest jeszcze rzadsza.

— Ja nie mogę pokochać Hadesa.

— Miłość jest jedną wielką niewiadomą. Nigdy nie wiadomo, kogo trafi — Agaton uśmiechnął się, zabrał nożyce i odszedł. Zostawił mnie samą z stołem pełnym owoców.

Spojrzałam na talerze daktyl i fig, na błyszczące jabłka. Na różowe nasiona granatu. Nie umiałam się powstrzymać, gdy sięgnęłam do misy. Sok poplamił mi dłonie i usta, jednak smak owocu był tego wart.

— Koro? — usłyszałam głos Hadesa. Zastygłam w miejscu, podczas gdy on odszedł bliżej. Poczułam jak klęka, jak tył mojej sukni napina się pod jego ciężarem — Jeśli tylko tego pragniesz, to odejdź.

Nic nie powiedziałam. Nie ruszyłam się, tylko słuchałam słów boga umarłych.

— Jednak jeśli zostaniesz — ciągnął Hades — Dostaniesz wszystko, czego tylko zapragniesz. Będziesz moją małżonką, królową, Panią Umarłych. Będę Cię obdarowywał prezentami każdego dnia, każdego dnia będę Cię wielbił. Zostań, a dostaniesz wszystko, czego pragniesz. Kocham Cię, Persefono. Powiedz jedynie, że także mnie kochasz. Nie pragnę niczego innego, niż żebyś została tu ze mną.

Okrutny Hades, mroczny Pan Umarłych, bóg podziemi klęczał przede mną na kolanach i składał obietnice, że mnie kochał. Czy którykolwiek inny bóg także był na jego miejscu, tylko po to, by nad rankiem opuścić swoją oblubienicę i znaleźć kolejną?

— Persefono? — zapytał cicho, gdy wciąż się nie obróciłam, ani nie odezwałam. Przez sok grantu moje palce były czerwone. Spojrzałam na nie i moje serce stanęło — Proszę, powiedź coś.

Wyczułam w jego głosie smutek. Najprawdziwszą gorycz. Gdybym spojrzała na jego twarz, pewnie dostrzegłabym łzy w jego ciemnych oczach.

— Kora wraca na ziemię — powiedział Hermes. Nie wiedziałam, czy był tu przez cały czas, słuchając wyznania miłosnego Hadesa, czy pojawił się dopiero teraz — Koro?

Obróciłam się w ich kierunku. Hermes stał przy drzwiach do pałacu. Hades wciąż klęczał u mych stóp. Gdy dostrzegli moje dłonie, ich rysy twarzy się zamieniły. U Hermesa pojawił się szok. U Hadesa szczęście.

— Musisz tu zostać — powiedział Hermes.

— Proszę — szepnęłam. Spojrzałam na Hadesa — Ten jeden raz. Pozwól mi się z nią spotkać.

— Ten jeden raz — powtórzył Pan Umarłych. Wstał i splótł ze mną dłonie. Nawet nie zwrócił uwagi na sok.

Zerwałam się i pobiegłam do Hermesa, zostawiając Hadesa samego. Zdążyłam jedynie spojrzeć na niego przez ramię. Nigdy nie widziałam u nikogo takiego smutku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro