Rozdział 49: Szał

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(Arial pov)

Czy̡ ̡to ̡d̀o͢br͜y̧ ̵pom͞y̷s̨ł͢? J̧a̷k̴ ͞d͞o̧r̨wie ̀c̡i̷ę͝, zab̴i̢je͝ ͜n̕a̵s̵ o̧bu!͟

- Wiem Ari... - szepnąłem, idąc w stronę Aidena. - Ale... nie mogę tego zostawić tak...

Ugh...̵ Nię ̵p͢r̵zej͞m͘ưj͘ę ̢na̕d͟ to̶bą͘ ̵ko̧ntr̴o̴l̴i, ͢zr͠ozu͞mi̶an͡o?͢ ̛W͢t͝ed̷y je͞szcz̕é ͠sz̶y̴bc̷ie̶j̸ ̡p̢oz̵b͜a͝wi͟ nas ̷ene͡r̶g̡ii̕.͡

- I nie liczę na to... Po prostu pomagaj mi. Tak jak w Aksamitnym Pokoju.

- ͝E̸h̕,͞ ok̶e̵j̸.

- Dzięki. Naprawdę. Okej... Aiden! - odezwałem się. 

On odwrócił się w moją stronę i puścił faceta, z którego wcześniej wysysał energię życiową. Ten padł bezwładnie na ziemię.

- H̶̛̛EHEH͟͠E͞.́͞.̷̕.̧͡ ͟͡Ǹǫ ̧p̴͟͢r̷o̶͡śz͘ę̛,̢̕ ̷̷͡k͏͘͜ogó͠ mý̵ ̧̡͘t̸u̢͞ ̛́m̵̵a͏m̕͠y̕. ̴͢P͞r̕͟z̢̢͏e̢͜s͡z͠͠k̢a̶͠d͞z̸̨̢ás̵z͏ ͝mį ̶͞ǹiec͘o̸̸̕,̸͏͘ w̡̛į́es͏ź o͢͟ ͝͠ty̢ḿ͝?̧

- Wiem. Dlatego... tu jestem, Aiden... - wydusiłem. Stojąc w tej odległości czułem ból w całym ciele, a dodatkowo zacząłem czuć pieczenie oczu, jakbym znajdował się w chmurze pełnej jakichś opiłków. Gh... Cholera, zapomniałem o tej mocy... Jego aura nie tylko wywołuje u innych paraliżującą bezsilność, ale drażni mocno oczy... On tylko czeka aż je zamknę i będę bezbronny.

-̧̡ ̸N̡͜͡ą̶pr̶a̵̢w̕͢d̴̨ę̀͘? ̵͠Ha͏haha̡̨.́̕..̴͠ ̨͡͡A̴̡͝w̧,̵͟ ̶͢ja̢͟͡k ̸́m̛͠iło.̷ ̷͞Ǵḑ́y̛͘b̕ym̡̀ ͘͡a̡͠kur̶͜at͜ ̶̵͟ni͘e̷̕ ̕m̡͏̕i̕͜ał̴̢͟ ̷͟͝p͠r̛ze͢͠k̕͢ą̨s͠k̴̸i̵,͏ ̨̛͝n̴a͟w͢e̢̕͜t̷̛͢ ̡͝byḿ ͜͢s͏ię̕͠͝ ͏̶u͏c̢i̕ȩ͟s̢z͠͏̴ý̸ł̛́.̶̸.̶.̨̧ ͜- wtedy zrobił krok w moją stronę. -́͢͡ Al̡e͏ ͘ǹi̸̧é̶ ͝pr͟z͜͝ȩ̛͟s̛͠z̸k̨ad̨̢z̷̕͜a̧ ̧͞mi ̡͠s͟i͜ę ̕͠w̢͠ ̢͢ta̴̕̕kį͝m̴ ̢̀m̡͝o̵me̶̕ń̶͢c̛͞i͜͠e̢.̡͢ ̶͞W̛y̵̴͜b͘͡a̕ç͞z̶̧ A̛͢r̷i̷͘aļ̴, a̕l̀͞e͟..͟͞.͟͞ ̵̛͘c̸̶͢h̵͡ę̛t̷ni͏͘͜è̷ ͟cię̶͟ z͏̴̷à̴ł̕͟a͠t̵w̡͠i̡͜ę͘.̧́ ̢A̢ ̸͏s̴̴w̸̨͟o̷̧͘ją̧ d̕͟͟r̶o̴gą̡, ci̶̢͢e̷k̡͢a̵w͠e͟.̶͘.̸͟.̸ É͠n̴e̶̢rgi̷̸͢a͟͠ ż́y̢̕c̕͡i̴̧o͡w̵a̷̕ ̵k̀a̴͘ż̶͞d̶̷͠eg̡̢o̡̕ z̸o͜͞s͢t̴̢͢a͝w̢i̸̵̢a ̛l͞e͢͝k̴͢k̶̵͢i ̸p̢̀͘o͢͡ś͘m̛a͡k͡ ͜͠w̵͢ ͝͝u͟s̶t̀͘͜a̸c̶͞ḩ́͜.̶͏̷ ̶͡H́́͢e̶̵h͝e̡he͢͏͡..͠. ̷͟C̛ie͞k̶̸a͞w̸̢e͘͘͘ ͢j̧̡͜à̶k̵͟ ͟͢sm̨ak͏͜u̴j̷é͜ ̡̀́t͠ẃ̛o̢͘͘j̸a̡..͘͠.̸

- . . .

- ̵H̷̢éh̀͘͜e.̶̕͡.̢̨̧. C̷͢͢z̴̨u͝j̧ę ̵kr͟ȩ̷ẁ͘.͝ ͏Ớ͘ç̛̕z̨̀y ̶c̶i̡̡͢ k͞r̴͢͜w̛a̧̛w̨͜͢i͞͡ą, ̢̡co̧?͢ ̡̧D͞ł̨͝ų̶g̶̷̀o͏ ̶͘n͟i͝e̴͜ m̛͝us͢͠͠zę͘ ͘͢ju̕ż̴̧ ͏ć̨z̀e͏̵͞k̕͟a̶͢ć́.̛̀..

Gh... m-moje oczy... To cholernie boli. Nie zamykaj oczu, Arial... Nie... zamykaj ich...

T̡rz͞y̸mas͘z ̷s̷i̢ę̡?́

- Ledwo... - szepnąłem. - N-nie dam rady... utrzymać ich otwartych... Z-za bardzo boli.

Wid͜zę. Za͏mk͢ni̴j ̀j̴e̷,̀ a ja͝ ͟ći̛ę ̀po̕prow̸ad̸z̴ę̵.͘ J̀a̴k w Ak͜s̢a̸mi͡tn͞ym̡ ͜Pokoj̀u.

- . . .

Zrób̴ ͘to̕, dł͟ug̢o ̛tak ni̵ȩ ẃytrwas͝z. Sp̨o̵koj́n͡i̸e. D̴am̡y̶ ̕radę.͏ ̧J̧e̶stȩś ̛w stan̡ie m͡i̶ za̷ufać?

- ...tak.

*

(Ar̢i p̕o̵v͜)̸

Arial zamknął oczy. Wiedziałem że sprawia mu to pewną ulgę, bo naprawdę cierpiał przez ból. Ja w tym czasie skupiłem się na tym, co zrobi Aiden.

Ten błyskawicznie rzucił się w jego stronę. Był tak szybki, że ledwo zdążyłem zareagować. Ja pierdolę, już żałuję mojej decyzji! Jeśli zjebię, to po nas!

-̶ W l͜e̵w̸o!͟ - krzyknąłem. Arial odskoczył w bok, mijając Aidena dosłownie o milimetry. - ̢Ja ̵je͢bi͞ę, on z̨a͝wşz͟e̶ b͢ył̛ ͏t̀a͘ki?̸!̷?

- Tylko w szale, ale nigdy z nim nie walczyłem...! Więc nie wiedziałem czego się spodziewać.

-͝ N͢o to̴ t͜e̕ra̵z͡ ̢mąs͠z ̸o̷kazj͘ę͢! W ̸praw͠o!̀ ̷Ẃ ̴ty̶ł̨!̡ ͟T̛y̨ł!̕ S̀c̡h͟yl͢ się̨!́ Ko̷p͝!

O dziwo, jakoś nadążałem z wydawaniem poleceń. Bardziej jednak zaskakiwał mnie Arial - miał naprawdę niewiele czasu na reakcję, dosłownie setne sekundy, a i tak dawał radę! Heh, może coś z niego będzie...!

-̡̢̀ ̀P͟R̡ZĘ̸͘Ş̀T͏A̶Ń͘!̷̢ ̸̡UNI̴͞͠KA͠͠Ć̛̕!͡ ̀M͞Ǫ͏̢ICH͜!̡ ̢AŢ̀AĶÓ̶͢W̶̛͡!̛́!̶͝!̛ ̷̷͠- Aiden był mega wkurwiony. -̷́ ̵A͏ri̶,̸ ̛͡t͟y͢ k͢͝u̡͞ŕ͠w̡o̸͢ j̧͘͝e̛b̀̕͏a̶͠ń̵a͜,̴͞ ͢d̵lac͜͜z̛é̵̛g̵o m̴̀͡u̢ ̕͟p̵̢oma̧g͟͜a͟͞s͞͝z̨?̶̨́!͘͟?

̴- B̴o ̸t̢a̶k! ̴Ari̷a͢l, szy̸kuj ̴nóż,̵ p̛r̡ze͞cho̴d͠zi̴my͞ za͢raz͟ ͘d͟o ̷kon̷tra͏ta̢kư! Ty͝ł̶, ͡l̷ew͝o͝, sc̨hyl̢ ́się̕.̛.̸.!͞ ͘Got̡owy̷?

- Mhm...! - widziałem że ma już nóż w dłoni.

-͏ O͜kej́! Pr̵a͝wo͏, jeszcze͢ raz͝!̀ A̸ta͢k na̧ t̵r͢z̀ecią!̷ ̧- wtedy zranił Aidena. Ten złapał się za ramię, ale nie sprawiało mu to dużego problemu. - ̀Do̧brzȩ! ̀Śchy͡l si̡ę i n͢a͢ ̡sz̡ó́ştą!

Szło mu zaskakująco dobrze. Czasem sam nawet atakował, jakby wyczuwał już jak mniej więcej porusza się Aiden i jakby umiał przewidzieć jego następny ruch. Mimo to dalej mu asystowałem, bo przecież nadal potrzebował pomocy.

Muszę przyznać że ten trening z Constance bardzo się przydał. Wyjątkowo dogodne wyczucie czasu.

- GH! - nagle Arial oberwał z łokcia pod żebra. Cios był tak szybki że nawet ja go nie zauważyłem. KURWA!

-͠ K͘ur̛w̸a,̧ A͡r̶i͜al̢!͞ ̢Żyjesz?͡!̸?͝ - zapytałem. Widziałem od boku że przez cios trochę ciężko mu się oddycha.

- Kh... h... - sapał.

Wtedy niestety Aiden postanowił zaatakować. Widziałem że jego ciało otacza światło, jak wtedy gdy wysysał energię z tamtego kutasa. O kurwa mać, poważnie?!? Nie mogłeś poczekać dwóch sekund?!

Sam nie wiem czemu próbowałem odepchnąć Ariala na bok - przecież nie umiem czegoś takiego, po cholerę więc? Może liczyłem że nie wiem, coś to da?

Rzecz w tym że... jakimś cudem popchnąłem go, a on upadł na ziemię. Aiden uderzył w powietrze, stracił równowagę i wypierdolił się.

- ͝Co͝ ̡d̶o͠ ̕h͟ùj̀a̴..̴.̨? ̸Cz͝y j͝a ́wł͘aś̡n̵i̸e͞.̶.̷.̛?͢ - spojrzałem na swoje dłonie.

- Jak ty to...? - Arial chyba był tak samo zaskoczony jak ja. Widocznie widział co się odpierdoliło.

-͟ A̛ ̧b̴o͝ ͡j͝a͘-̡ ͞HEJ̷!̀ - zauważyłem, że Aiden już zdążył się podnieść i rzuca się na niego. Całkiem instynktownie chwyciłem rękę Ariala i przerzuciłem go nad sobą (o ile tak można powiedzieć, przecież mnie tam fizycznie nie ma! Duchowo w sumie też, więc jak do huja to działa?!), pomagając mu wylądować.

- WOAH! Wow... 

-͠ Ńie ͘prz̷eẃr̕a͡c͜àj̕ s̛i͞ę́!͘ ͞J̕a ͡j̶e̢bi͞ę, nie ͟w̸i͢ém ͢co̢ się ̀dz̨i͢ej̶e,͢ a̡le ͏j͏ęst͏ ZA͡JEBI̧ŚC͘IE.

- J-ja też... Cholera, nogi mi się trzęsą... - widziałem że Arial ledwo się trzyma. Ja też już czułem, jak opuszczają mnie siły. Niech to szlag...

- Ǹ̵o w̛͢ ķ̸̵o̢͠ńc̀͢u̶.̢͝.͟.̨͜͞ ̨Za̶͢ ̸͠͠d̸ł͠ú̢gó̢ ş͞͏t̵̨̡a̶w̨i̸̸ać͟i̢̛e̴͠͝ ̷m̸̧͠i op̕͜ớŗ̵!̶͟͞ ̴́W͏͜ ̕kóńc͜͠ų̷̢ ͏ç͞z̨̢as̀̀͡ ̶̀͝ż̶̢͟é̵by͟͡-͏͞ ̨GH̛!́̕͡

Nagle Aiden się zatrzymał. Po chwili zauważyłem, że w jego szyi jest strzałka, taka w jaką kładzie się środki usypiające czy toksyny. Nawet nie zdążył po nią sięgnąć, a upadł na ziemię.

Wow. To było... antyklimatyczne.

- Arial? Arial! - nagle zauważyłem że pozostali podbiegają do nas. - Ja pierdolę... Żyjesz?!?

- Jesteś cały? Co się...?!?

Nagle koło nas wylądowała postać w czarnym ubraniu. Był to wysoki facet z zielono-niebieskimi oczami. Trzymał w ręce jakąś broń.

- Ż̕yjecie? - zapytał. - W̴͢ybaczcie, zanim zdołałem oddalić się na tyle by jego aura na mnie nie oddziaływała, zdążył narobić szkód... S͞pokojnie, dzięki temu pośpi kilka dni.

- Kurwa, uratował nam pan tyłek! - krzyknęła Spirit. - Arial wyglądał jakby miał zaraz paść...!

- Ta... Dziękujemy, panie Dellastra!

- . . .

- A-Arial...? W-wszystko... o-okej...?

Obaj poczuliśmy się słabo. Bardzo słabo. No tak, za długo to trwało... Moja koncentracja... siada...

- Mam... dość... Chcę... s-spać... - mruknął i zaczął upadać.

I momentalnie wszystko zrobiło się czarne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro