Rozdział 51: Wielka kradzież samochodu, część 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wtorek, 4 listopada 2039

(Vision pov)

- Jesteście na pozycjach? - zapytałem przez moją słuchawkę.

- Ta jest. Widzę z dachu budynek - oznajmił Segoe. - O, widzę wasze auto. To z czerwonym znaczkiem przy tablicy rejestracyjnej, nie?

- Zgadza się. Na całe szczęście udało nam się je załatwić, będzie potrzebne do planu. A jak Sam?

- J-jestem na miejscu...! C-ciemno tu, a-ale wytrzymam d-do p-przyjazdu wszystkich...

- Dasz radę. Pamiętaj, pilnuj sprzętu. Spirit, Arial?

- Czekamy, braciszku! - usłyszałem jej głos. - Wyślij sygnał, to zabierzemy się do akcji.

- Jasne. Bądźcie w gotowości.

Rozłączyłem się i spojrzałem na Tahomę.

- Dasz radę?

- Mhm - kiwnęła głową. Była nieco zdenerwowana, ale widziałem że się kontroluje. - Dam radę. Musimy.

- Jesteśmy prawie na miejscu - oznajmił Lucas. Udawał naszego szofera i wynajął samochód ze swojej innej pracy, by nasza przykrywka lepiej działała. - Włączcie kamuflaże. Dajcie znak gdy mam podjechać.

- Okej - Tahoma dotknęła swojej opaski na ręce, podobnie jak ja swojej. Momentalnie mój ubiór zmienił się w luksusowy garnitur, a jej w elegancką, obcisłą sukienkę. Upewniłem się też, że kamuflaż działa na nasze twarze i włosy. - Twój działa. A mój?

- Jest dobrze.

- Wjeżdżam na parking. Powodzenia.

- Dzięki. Odwdzięczę ci się.

- Drobiazg.

Samochód w końcu się zatrzymał. Ja i Tahoma wysiedliśmy ze środka - najpierw ja, po czym otworzyłem drzwi z jej strony i pomogłem jej wyjść. Wszystko dla zachowania pozorów.

- Zacznijmy - szepnąłem do niej. Ona tylko kiwnęła lekko głową.

Ruszyliśmy w stronę wejścia. Znajdowały się tam wykrywacze metalu połączone z zakłócaczami - na całe szczęście nie działały na nas, bo mieliśmy sprzęt blokujący ich działanie. Gdyby nie to, nasz kamuflaż kompletnie by się rozpadł.

- Witam serdecznie, Olivier Kerr. W czym mogę służyć? - podszedł do nas jeden ze sprzedawców. Perfekcyjnie, tak jak oczekiwałem.

- Joseph Lavalley - machnąłem przed nim moim fałszywym dokumentem. - Felicidad Inc. Syn szefa ma wkrótce urodziny i jego... partnerka - tu spojrzałem na Tahomę - chce sprawić mu prezent.

- Mój miś UWIELBIA samochody - powiedziała sposób stereotypowy dla sławnych modelek. - Niestety nie znam się na nich, więc poprosiłam go by mi pomógł~ - zaśmiała się.

Niezła z niej aktorka. Jestem pod wrażeniem. Z drugiej jednak strony nietrudno udawać kogoś tak... ekhm, mało inteligentnego.

- Rozumiem. Coś konkretnego państwa interesuje czy polecić coś?

- Niech pan pokaże, co znajduje się w pańskiej ofercie. I lepiej, by było to coś wartego uwagi.

- Oczywiście. Proszę tędy - zaczął nas prowadzić w stronę jednego z pojazdów. Zrobiłem to specjalnie, bo gdybyśmy od razu podeszli do naszego celu, mógłby coś podejrzewać. - Co państwo powiecie na to? Jeden z mocniejszych silników, zdolny rozwinąć nieziemską prędkość-

- Z tego co się orientuję, syn szefa nie jest fanem samochodów wyścigowych - przerwałem mu. - Preferuje bardziej rzeczy z większą pojemnością.

- A on zna się co nieco na pojemności - Tahoma zachichotała. Żart tego typu? W sumie...

- Ah- Ekhm, oczywiście - chyba zrozumiał podtekst. - To może ten? - podszedł bliżej innego pojazdu.

- Hm - zacząłem mu się przyglądać. Specyfikacja nienajgorsza, ale nie to na co czekamy. - Jak uważasz? 

- Czy ja wiem...? - Tahoma przechyliła głowę w bok. - Miś nie lubi takich... kanciastych. I te lampy? OMG, trochę przypał gdybyśmy się gdzieś tym wybrali razem... Oh! A może to? - nagle spojrzała na nasz cel. - To jest całkiem ładne.

- Jest pani pewna? - Kerr ruszył za nią. - To pojazd z najwyższej z najwyższych półek. Niemal całkowita kuloodporność i bardzo duża wytrzymałość, ogromny bagażnik, wysoka prędkość i wydajność... Nie jest on nieco... Jakby to ująć...

- Ma rację - spojrzałem na dziewczynę. - Czy twój... "miś"... doceniłby taki prezent?

- MHM! Wszystko co najlepsze dla niego! Plus rozmiar się przyda na nasze ucieczki za miasto. Tylko ja, on, i duuuuużo miejsca na zabawę... Hihi, już cała się trzęsę z ekscytacji na samą myśl o jego wielkim-

- EKHM - odkaszlnąłem nieco. - Może zanim oddasz się... fantazjom, powinniśmy sprawdzić czy naprawdę jest tak dobry jak pan mówi? Czy jest możliwość odbycia jazdy próbnej?

- Tylko pod warunkiem że ja będę prowadzić. Nie chodzi o brak zaufania, po prostu taki mamy system.

- Rozumiem. Cóż, to nawet lepiej, będziemy mogli przekonać się na własne oczy jak działa. Możemy zatem? - wskazałem na pojazd.

- Oczywiście. Pójdę tylko po kluczyki. Obiecuję że będzie to przejażdżka którą na zawsze zapamiętacie.

- Z pewnością.

*

(Segoe pov)

- Widzę was - powiedziałem. Przez elektroniczną lornetkę widziałem, jak Vision i Tahoma wyjeżdżają z salonu. Oznaczyłem cel, by ich nie zgubić, po czym otworzyłem laptopa.

Dzięki ukrytym kamerom widziałem jak sprzedawca pokazuje im trasę w nawigacji. Kurde, jednak muszę ich przekierować... Liczyłem że pojadą tamtędy. Eh...

- Dobra, jak by to... - rozejrzałem się. - Aha!

Znalazłem skrzyżowanie, przez które mieli jechać. Działa płynnie, ale gdyby nastąpił tam mały wypadek lub choćby powstałby tam poważny korek... Nie będą mieli wyjścia jak jechać przez tunel. O tak...

- Dobra, jedziemy - otworzyłem program, który Vision mi pokazał przed misją. Przez chwilę bawiłem się opcjami, nucąc pod nosem. Nie wiem jak, ale na skrzyżowaniu momentalnie zrobił się spory korek. - Ja chyba się nie nadaję na organizację ruchu. Dobrze że tym zajmuje się AI i że taki jest plan.

Patrzyłem na ich auto. Dotarło do linii samochodów, po czym skręciło w bok - idealnie na tunel, w którym miała mieć miejsce kolejna faza planu.

- Tak jest! - byłem zadowolony z siebie. Upewniłem się, że wjeżdżają tam, po czym odezwałem się do pozostałych. - Jadą. Będą za moment. Jesteście gotowi?

- Mhm! Ty zabieraj się stamtąd.

- Okej. A co z tym korkiem? Namieszałem nieco w ustawieniach...

- Vis wspomniał że system się zresetuje sam. Ty lepiej idź zanim zauważą cię. I zabierz sprzęt.

- Okej. Bez odbioru - rozłączyłem się i zacząłem pakować wszystko do torby. Ściągnąłem też kurtkę i spodnie, zostawiając na sobie inne ubranie. Gdy upewniłem się, że wszystko mam, ruszyłem schodami w dół, a kilka pięter niżej zwyczajnie zjechałem windą.

Wyszedłem na ulicę i rozejrzałem się. Nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, więc zacząłem iść przed siebie. 

Swoje zrobiłem. Wasza kolej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro