Wtorek, 4 listopada 2039
(Vision pov)
- Jesteście na pozycjach? - zapytałem przez moją słuchawkę.
- Ta jest. Widzę z dachu budynek - oznajmił Segoe. - O, widzę wasze auto. To z czerwonym znaczkiem przy tablicy rejestracyjnej, nie?
- Zgadza się. Na całe szczęście udało nam się je załatwić, będzie potrzebne do planu. A jak Sam?
- J-jestem na miejscu...! C-ciemno tu, a-ale wytrzymam d-do p-przyjazdu wszystkich...
- Dasz radę. Pamiętaj, pilnuj sprzętu. Spirit, Arial?
- Czekamy, braciszku! - usłyszałem jej głos. - Wyślij sygnał, to zabierzemy się do akcji.
- Jasne. Bądźcie w gotowości.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Tahomę.
- Dasz radę?
- Mhm - kiwnęła głową. Była nieco zdenerwowana, ale widziałem że się kontroluje. - Dam radę. Musimy.
- Jesteśmy prawie na miejscu - oznajmił Lucas. Udawał naszego szofera i wynajął samochód ze swojej innej pracy, by nasza przykrywka lepiej działała. - Włączcie kamuflaże. Dajcie znak gdy mam podjechać.
- Okej - Tahoma dotknęła swojej opaski na ręce, podobnie jak ja swojej. Momentalnie mój ubiór zmienił się w luksusowy garnitur, a jej w elegancką, obcisłą sukienkę. Upewniłem się też, że kamuflaż działa na nasze twarze i włosy. - Twój działa. A mój?
- Jest dobrze.
- Wjeżdżam na parking. Powodzenia.
- Dzięki. Odwdzięczę ci się.
- Drobiazg.
Samochód w końcu się zatrzymał. Ja i Tahoma wysiedliśmy ze środka - najpierw ja, po czym otworzyłem drzwi z jej strony i pomogłem jej wyjść. Wszystko dla zachowania pozorów.
- Zacznijmy - szepnąłem do niej. Ona tylko kiwnęła lekko głową.
Ruszyliśmy w stronę wejścia. Znajdowały się tam wykrywacze metalu połączone z zakłócaczami - na całe szczęście nie działały na nas, bo mieliśmy sprzęt blokujący ich działanie. Gdyby nie to, nasz kamuflaż kompletnie by się rozpadł.
- Witam serdecznie, Olivier Kerr. W czym mogę służyć? - podszedł do nas jeden ze sprzedawców. Perfekcyjnie, tak jak oczekiwałem.
- Joseph Lavalley - machnąłem przed nim moim fałszywym dokumentem. - Felicidad Inc. Syn szefa ma wkrótce urodziny i jego... partnerka - tu spojrzałem na Tahomę - chce sprawić mu prezent.
- Mój miś UWIELBIA samochody - powiedziała sposób stereotypowy dla sławnych modelek. - Niestety nie znam się na nich, więc poprosiłam go by mi pomógł~ - zaśmiała się.
Niezła z niej aktorka. Jestem pod wrażeniem. Z drugiej jednak strony nietrudno udawać kogoś tak... ekhm, mało inteligentnego.
- Rozumiem. Coś konkretnego państwa interesuje czy polecić coś?
- Niech pan pokaże, co znajduje się w pańskiej ofercie. I lepiej, by było to coś wartego uwagi.
- Oczywiście. Proszę tędy - zaczął nas prowadzić w stronę jednego z pojazdów. Zrobiłem to specjalnie, bo gdybyśmy od razu podeszli do naszego celu, mógłby coś podejrzewać. - Co państwo powiecie na to? Jeden z mocniejszych silników, zdolny rozwinąć nieziemską prędkość-
- Z tego co się orientuję, syn szefa nie jest fanem samochodów wyścigowych - przerwałem mu. - Preferuje bardziej rzeczy z większą pojemnością.
- A on zna się co nieco na pojemności - Tahoma zachichotała. Żart tego typu? W sumie...
- Ah- Ekhm, oczywiście - chyba zrozumiał podtekst. - To może ten? - podszedł bliżej innego pojazdu.
- Hm - zacząłem mu się przyglądać. Specyfikacja nienajgorsza, ale nie to na co czekamy. - Jak uważasz?
- Czy ja wiem...? - Tahoma przechyliła głowę w bok. - Miś nie lubi takich... kanciastych. I te lampy? OMG, trochę przypał gdybyśmy się gdzieś tym wybrali razem... Oh! A może to? - nagle spojrzała na nasz cel. - To jest całkiem ładne.
- Jest pani pewna? - Kerr ruszył za nią. - To pojazd z najwyższej z najwyższych półek. Niemal całkowita kuloodporność i bardzo duża wytrzymałość, ogromny bagażnik, wysoka prędkość i wydajność... Nie jest on nieco... Jakby to ująć...
- Ma rację - spojrzałem na dziewczynę. - Czy twój... "miś"... doceniłby taki prezent?
- MHM! Wszystko co najlepsze dla niego! Plus rozmiar się przyda na nasze ucieczki za miasto. Tylko ja, on, i duuuuużo miejsca na zabawę... Hihi, już cała się trzęsę z ekscytacji na samą myśl o jego wielkim-
- EKHM - odkaszlnąłem nieco. - Może zanim oddasz się... fantazjom, powinniśmy sprawdzić czy naprawdę jest tak dobry jak pan mówi? Czy jest możliwość odbycia jazdy próbnej?
- Tylko pod warunkiem że ja będę prowadzić. Nie chodzi o brak zaufania, po prostu taki mamy system.
- Rozumiem. Cóż, to nawet lepiej, będziemy mogli przekonać się na własne oczy jak działa. Możemy zatem? - wskazałem na pojazd.
- Oczywiście. Pójdę tylko po kluczyki. Obiecuję że będzie to przejażdżka którą na zawsze zapamiętacie.
- Z pewnością.
*
(Segoe pov)
- Widzę was - powiedziałem. Przez elektroniczną lornetkę widziałem, jak Vision i Tahoma wyjeżdżają z salonu. Oznaczyłem cel, by ich nie zgubić, po czym otworzyłem laptopa.
Dzięki ukrytym kamerom widziałem jak sprzedawca pokazuje im trasę w nawigacji. Kurde, jednak muszę ich przekierować... Liczyłem że pojadą tamtędy. Eh...
- Dobra, jak by to... - rozejrzałem się. - Aha!
Znalazłem skrzyżowanie, przez które mieli jechać. Działa płynnie, ale gdyby nastąpił tam mały wypadek lub choćby powstałby tam poważny korek... Nie będą mieli wyjścia jak jechać przez tunel. O tak...
- Dobra, jedziemy - otworzyłem program, który Vision mi pokazał przed misją. Przez chwilę bawiłem się opcjami, nucąc pod nosem. Nie wiem jak, ale na skrzyżowaniu momentalnie zrobił się spory korek. - Ja chyba się nie nadaję na organizację ruchu. Dobrze że tym zajmuje się AI i że taki jest plan.
Patrzyłem na ich auto. Dotarło do linii samochodów, po czym skręciło w bok - idealnie na tunel, w którym miała mieć miejsce kolejna faza planu.
- Tak jest! - byłem zadowolony z siebie. Upewniłem się, że wjeżdżają tam, po czym odezwałem się do pozostałych. - Jadą. Będą za moment. Jesteście gotowi?
- Mhm! Ty zabieraj się stamtąd.
- Okej. A co z tym korkiem? Namieszałem nieco w ustawieniach...
- Vis wspomniał że system się zresetuje sam. Ty lepiej idź zanim zauważą cię. I zabierz sprzęt.
- Okej. Bez odbioru - rozłączyłem się i zacząłem pakować wszystko do torby. Ściągnąłem też kurtkę i spodnie, zostawiając na sobie inne ubranie. Gdy upewniłem się, że wszystko mam, ruszyłem schodami w dół, a kilka pięter niżej zwyczajnie zjechałem windą.
Wyszedłem na ulicę i rozejrzałem się. Nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi, więc zacząłem iść przed siebie.
Swoje zrobiłem. Wasza kolej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro