Rozdział 2.2 - Ponowne spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


          Po upłynięciu pełnych pięciu godzin, przez ciągłe stanie, człowiekowi w pewnym momencie zaczęły zamarzać palce u stóp, już zupełnie nic nie wspominając o czerwonej twarzy, której już praktycznie nie czuł. Pogoda znacznie się pogorszyła, ziąb zwiększył, a Lusti stojąc wraz z koszem drgał jako bryła lodu, wbijając wzrok w grunt i skupiając się by zupełnie nic nie wypadło z koszyka. Próbował robić kilka kroków, jednak w niczym nie skutkowało.

— Ej, Lakai. Dawaj, zamień się, bo zaraz tu zdechnę. Ty teraz stój - zaproponował niespodziewanie człowiek, jednak gdy tylko uniósł wzrok, wąpier nie stał obok niego. Praktycznie, nie stał nawet w zasięgu kilku metrów — A ten gdzie wydupił? Miał się ode mnie nie oddalać za bardzo, kurwa, jak z małym dzieckiem - ujął zdenerwowany z drgającymi wargami.

Zaczął gorączkowo ruszać głową, jednak w całym tłumie nie był w stanie dostrzec mężczyzny, który na dodatek był zakapturzony. Doskonale rozumiał jego powód, sam w obecnej chwili nosił kaptur, jednak ta ruda, kręcona czupryna teraz by mu się przydała, zważając, że mało kto stąd posiadał rude kudły. Zaś zakapturzonych postaci było od cholery.

— Porwali go, czy coś? Ja mam zioła i cały hajs, więc nic na nim nie ugrają. Chyba, że się zagadał. Ja pierdolę, Solis trzymaj mnie... nie wyrobię kiedyś z tym gościem - mówiąc to, w końcu ruszył swoje zesztywniałe nogi i zaczął wyglądać za przyjacielem, jednocześnie ciągle wykrzykując jego imię, na tyle ile tylko był w stanie i ile jego gardło pozwalało.

Gdy to w pewnym momencie, dało się usłyszeć potężny huk. Było ciężko dokładnie zidentyfikować, co mogło być jego powodem, jednak popchnięty złymi przeczuciami, człowiek instynktownie wyruszył w stronę źródła hałasu, automatycznie sięgając dłonią po swój sztylet i chwytając za trzon, już zupełnie odzwyczajając się od jego dotyku, ponieważ już więcej nie odczuwał potrzeby używania go. Gdy tylko zaczął słyszeć niezrozumiałą wymianę zdań dwóch osób, zaczął stopniowo zwalniać swoje kroki, dokładniej skupiając się na każdym kolejnym nacisku, co już nie było takie proste, zważając na wszechobecną plechę.

— To już nie moja wina, że nie umiesz czytać! Na Kateliona i całą jego armię. Była wymiana? Była! Nie oszukałem cię!

— Wiedziałeś doskonale od samego początku, co to było za papierzysko i nie śmiałeś mi w ogóle tego powiedzieć. Zostawiłeś mnie z tym gruzem, a to, zostawiłeś dla siebie!

— Wypraszam sobie bardzo, gruzem?! GRUZEM?! Dostałaś akurat dobry kamień, ORYGINALNY SMOCZY DON! Gdybym miał Cię oszukać, dałbym Ci podróbę! Dałaś mi mapę, bez żadnego namysłu ani pytania! Nie mam obowiązku mówić każdemu mojemu klientowi, co mi daje! Co już sam klient powinien wiedzieć! Ja tylko prowadzę wymiany lub sprzedaż, NIE JESTEM INFORMATOREM!

Mapę? - przemknęło przez głowę Lustiego.

Chociaż panujące głosy nie należały ani do Lakaia, ani do jego oprawcy, same słowo ,,mapa" wyjątkowo zainteresowało człowieka. Mapy zawsze prowadzą do skarbu i to nie byle jakiego skarbu. Chociaż nie musiał już martwić się o pieniądze, jedzenie czy dach nad głową, stare przyzwyczajenie wzięło w górę. Pozostał nieopodal, nadal jednak pozostając w ewentualnej gotowości i przysłuchiwał się uważnie kłótni zza beczkami.

— TO NICZEGO NIE ZMIENIA! ODDAWAJ MAPĘ, ZŁODZIEJU!

— TO BYŁA UCZCIWA WYMIANA. NIE MASZ PRAWA NAZYWAĆ MNIE ZŁODZIEJEM! SPADAJ Z TYM KAMIENIEM I DAJ MI ŚWIĘTY SPOKÓJ, MAPA NALEŻY JUŻ DO MNIE, NIE PRZYJMUJĘ ZWROTÓW!

— ODDASZ MI JĄ, INACZEJ-

— Tutaj jesteś! Nawet nie wiesz jak długo Cię szukałem, już myślałem, że poszłaś gdzieś beze mnie. Czemu siedzisz za beczkami? - przerwał nagle wąpierz, znajdujący się w idealnym miejscu o idealnej porze i czasie.

— KUR- Zamknij ryj i chodź - ujął szybko człowiek, łapiąc natychmiast mężczyznę za przedramię i pociągnął krótkim, nagłym ruchem do siebie, niemal w ten sposób sprawiając, że ten wpadł na niego całym swoim ciałem, jednak to i tak na nic się nie stało, ponieważ ta dwójka już została przyłapana.

— KTO TAM JEST?! - wykrzyknęła natychmiast kobieta, odwracając głowę w bok, wprost w źródło głosów, nie upuszczając nadal małego mężczyzny, który dyndał na kołnierzu jakieś prawie dwa metry, starając się machać jakoś nogami i wyrwać z łap kobiety, nawet ryzykując zwichnięcie kostki czy czegoś podobnego, byleby szybko dać dyla, jednak na nic się do zdawało.

Człowiek wraz z zielarzem byli zmuszeni wyjść z ukrycia i ujawnić się przed kobietą, co też zrobili. Ich oczom ukazała się wysoka - zapewne wyższa od Lakaia, bo mierząca do dwieściedziesięciu centymetrów - dobrze zbudowana, mogłoby się nawet rzec pokaźnie umięśniona, ciemnoskóra elfka o długich, białych i rozpuszczonych włosach, jednak z dwoma warkoczami na przodzie, garbatym nosie, dużymi oczyskami, dużymi i pełnymi ustami. Jej mroźne błękitne oczy, dorównywały spojrzeniem, przenikając ich ciała niczym naostrzone ostrze, wprawiając tym samym w nieprzyjemne dreszcze i to nie przez panujące zimno. Sama kobieta wydawała się, jakby zimno powstawało od niej, choć było to niemożliwe, ponieważ elfy nie posiadały żadnych magicznych mocy.

Nie był to jednak najbardziej zadziwiający widok. Gdy tylko człowiek przesunął wzrok, zauważył jak silna elfka, trzyma za fraki, wysoko nad ziemią już doskonale znanego jemu goblina.

— Nosz kurwa, gorzej być nie mogło... - przeklnął pod nosem człowiek.

— CZŁOWIEK! PAMIĘTAM TWOJĄ FACJATĘ, ZAPAMIĘTAM JĄ DO KOŃCA ŻYCIA, TO TY MNIE WCZEŚNIEJ OKRAD-

— MILCZ! - wykrzyknęła donośnie kobieta, której to głos idealnie pasował do oczu, tak samo zimny, tnący i dominujący.

Zupełnie zirytowany goblin przekręcił oczami, natomiast stojący obok wąpierz niespodziewanie zesztywniał, stojąc na baczności i uciszając się, chociaż nic nie powiedział. Nie miał nawet takiej śmiałości. Również w człowieku wywołała zaskakujące uczucie niepokoju, jakby miał do czynienia z dzikim zwierzęciem, które nie żartowało.

— Zadałam wcześniej pytanie. Kim jesteście? - zapytała, zwracając się do dwójki, już nie podnosząc głosu, jednak nadal można było dokładnie, wyraźnie i donośnie ją usłyszeć.

Przez moment zapanowała między nimi cisza, która tylko bardziej się pogłębiała i tylko bardziej irytowała kobietę. Człowiek szybko spojrzał na wąpierza, tylko po to by upewnić się, że ten stał jak przestraszony psiak, nie wiedząc co zrobić ze sobą. Wziął jeden, porządny i głęboki wdech by następnie świszcząco go wypuścić, starając się uspokoić gwałtowne bicie serca.

— My? Tylko handlarzami ziół. Słyszeliśmy jakiś huk, więc... po prostu przyszliśmy zobaczyć, co się dzieje.

— Słyszeliście rozmowę? - dopytała kobieta.

— Nie-

— O mapie, czy- - przerwał nagle człowiekowi wąpierz, który to mocno tego pożałował dostając to od niego kopa prosto w stopę, na co ten w środku jęknął z bólu.

Ty delianie, jak trzeba to siedzisz jak morda w kubeł, a gdy najbardziej powinieneś nic nie gadać, to nagle wszystko byś wyśpiewał - pomyślał zdenerwowany człowiek, który tylko jeszcze bardziej zestresował się, gdy poczuł jak wzrok kobiety gwałtownie zmienił się z tylko czujnego, na niebezpieczny. Aż poczuł ciary na plecach.

— Nie słuchaj go, ma schizofrenię i gada od rzeczy - próbował jakoś wybronić siebie i mężczyznę, jednak było dokładnie widać, że kobieta ani trochę nie kupowała tej bajki.

Zaczął jeszcze bardziej się spinać, gdy czuł narastające napięcie. W przepływie chwili, wpadł na doskonały pomysł, który może chociaż trochę mógł jakoś ich wybronić. A może... nawet coś zyskać?

— Podobno nie umiesz czytać - nawinęła szybko Lusti.

— I co z tego? - zapytała gniewnie elfka.

— Widzisz o tego tutaj? To mój przyjaciel, Lakai. On umie czytać i to nawet doskonale. Ma w domu spory regał z grubymi księgami. Odczytanie mapy powinna być dla niego jak bułka z masłem.

Choć nie dało się tego zobaczyć spod kaptura, wąpierz natychmiast pobladł i spojrzał na Lusti, energicznie kręcąc głową, jednak jego reakcja dostała w odpowiedzi kolejnego bolesnego kopniaka, w tę samą nogę, na co tym razem mężczyzna cicho jęknął z bólu pod nosem.

— Kontynuuj... - powiedziała jawnie zainteresowana, unosząc automatycznie prawą brew do góry.

— Cóż... nie wydaje mi się byś znała kogoś, kto umie czytać, a tego tutaj na pewno byś nie chciała. Oszukał Cię. Próbowałby oszukać. Jeszcze jest goblinem i śmierdzą mu paluchy.

— EJ, OD TWOJEGO KOLEGI GORZEJ JEDZIE!

Został zupełnie zignorowany. Sam wąpierz natomiast wydał się, jakby przejął się uwagą goblina, dokładniej siebie okrywając, choć wiedział doskonale, że to zupełnie nic nie da.

— Natomiast, ten o tutaj. Zna się. Jest uczciwy, może nawet trochę za bardzo. Chociaż może bardziej nazwałabym to naiwnością... nie oszukałby Cię, nie ważne nawet jakby próbował, bo to nawet nie leży w jego naturze. Jednak... cóż, jest pewien jeden warunek.

— Jaki?

— Poszłabym razem z wami.

— A to po co?

— Nie myślisz chyba, że pozwoliłabym mu pójść samemu? Jest dorosły, ale to niedojda, jeszcze zgubiłby się beze mnie. Poza tym... przyjaźnimy się. Łatwiej by mu było, gdybym była obok - powiedział człowiek, jednak pomimo kilku słów które normalną osobę obraziłyby, wąpierz szybciej skupił się na słowach, które wypowiedział Lusti.

Przyjaciel... jeszcze nie dawno, co wspominał, że zbyt krótko się znają i póki, co mogą być zwykłymi znajomymi, dopiero co poznawającymi siebie, jednak właśnie teraz, coraz częściej z ust Lusti padały słowa, nazywające ich przyjaciółmi. Nic więcej nie potrzebował do całkowitego uniesienia się i rozpromieniowania. Pomimo panującej temperatury, czuł jakby wszystko w jego środku zaczynało rozgrzewać się.

— Tak jak mówi Lusti. Mógłbym pomóc, ale chciałbym, żeby poszła razem z nami - odparł niespodziewanie zielarz, który to w przypływie chwili dostał skromnej dawki śmiałości.

Chociaż sam niezbyt widział sensu w tej całej zabawie z mapą i szukaniu tego, co znajdowało się na jej końcu, chciał robić za nawigatora by uszczęśliwić swojego przyjaciela. Tylko ten jeden powód mu starczał.

— I nie wkręcacie mnie, ani nic...? Tylko coś byście spróbowali, obaj zostaniecie skróceni o głowę - powiedziała elfka, której ton głosu jawnie wskazywał, że nie próżnowała ze swoimi słowami i gdyby tylko cokolwiek by spróbowali, zanim tylko by się zorientowali i próbowali uciec sami z mapą, szybciej leżeliby we własnej kałuży krwi, z ostatnim światełkiem migającym w oku.

— Na słowo Amicus - odparł z pełną szczerością wąpierz, przykładając serdeczny oraz środkowy palec do klatki piersiowej, gdzie było umiejscowione serce.

— W porządku... - ujęła przeciągle, przymrużając prawe oko. Następnie szybkim i zwinnym ruchem wsadzając dłoń w spodnie Ooleriiusa i wyjęła zawinięte, stare papierzysko, by później puścić koślawego goblina, nie przejmując się zupełnie tym czy coś by sobie zrobił.

Samego goblina spotkał bolesny pocałunek z kamienną ścieżką, cudem lądując na swoje poślady, tym też sposobem tłucząc je sobie, natomiast chroniąc przed zwichnięciem któreś z nóg. Praktycznie zupełnie o nim zapominając, elfka podeszła do człowieka i wąpierza.

— Hola, hola, to moja mapa, jakim prawem decydujecie za mnie?! - oburzył się goblin, który to natychmiast wstał i ile sił w swoich nóżkach poczłapał do trójki złodziei. — BYŁA UCZCIWA WYMIANA, TERAZ NALEŻY DO MNIE, ODDAJCIE JĄ ZŁODZIEJE - próbował skoczyć po mapę, jednakże on przeciwko ponadprzeciętnie wysokiej elfce nie miał żadnych szans.

Był całkowicie ignorowany, jak jakaś jedna, nieistotna pchełka, która plątała się między pudlami.

— Czytaj - powiedziała stanowczo, wręczając mapę wprost w ręce wąpierza. —Skoro umiesz czytać, to masz teraz idealną okazję to udowodnić.

— O-okej... - zająkał się mężczyzna, nieprzygotowany na tak szybkie działanie.

Czuł się co najmniej jak w wojsku, w którym to wydano rozkaz, który należy natychmiast wykonać, szczególnie mając przed sobą elfkę, która samym wzrokiem sprawiała wrażenie jakby była w stanie zabić. Przez czujące narastające napięcie, serce mężczyzny zaczęło niekontrolowanie kołatać, a ręce trząść się. Mapę przybliżył niemal do samego nosa, jednak przez ręce oraz sam wzrok, który wydawał mu się zamazywać, sprawiały ogromną trudność.

— To umiesz w końcu, czy nie? - zapytała widocznie zirytowana czytaniem kobieta.

— Um-umiem, tylko pot-potrzebuję czasu... - ponownie i jeszcze mocniej wyjąkał wąpierz, co mocno zaniepokoiło Lusti, który to nigdy przedtem nie widział swojego przyjaciela w podobnym stanie.

— Ej, co się dzieje? Umiesz czytać, sam mnie przecież tego uczysz - wyszeptał człowiek do zdrowego ucha wąpierza, stając na palcach, by jakoś dosięgnąć. - Weź po prostu głęboki wdech i daj sobie czas - dodał.

Wąpierz nic innego nie odpowiedział niż energicznie przytaknął głową oraz za radą przyjaciela, wziął najbardziej głęboki wdech jaki tylko mógł, praktycznie przesadzając bo w pewnym momencie zaczął intensywnie kaszleć, lecz po stosunkowo krótkim czasie minął i nawet nieco pomógł.

— To serio takie ciężkie? Umiesz czytać, to zrób to teraz, śpieszy mi się przed śnieżycą.

— Nie pośpieszaj go, bo widzisz doskonale, że to tylko bardziej wszystko utrudnia. Siedź na moment cicho i daj mu chwilę. Mapa mimo wszystko jest inna od książki - odparł już widocznie zdenerwowany człowiek, zaczynając tracić wszelki respekt czy strach w kierunku elki.

Sama zaś kobieta wydała się poirytowana słowami Lusti, a szczególnie tonem głosu jaki został skierowany w jej stronę. Na ten moment trwała wzrokowa potyczka między elfką, a człowiekiem, niczym u dzikich wilków, którzy naruszyli ich wzajemne terytoria. To było pewne, nie polubili się i jeżeli tylko nie wiązałby ich wspólny interes, nigdy nie chcieliby wchodzić sobie nigdy więcej w drogę.

— Więc... piszą tutaj, że... mapa prowadzi do Perły Snu... - napomknął niespodziewanie wąperz, któremu w końcu udało odczytać się fragment mapy.

— Serio prowadzi do jakieś tam perły, czy to kolejne poetyckie pierdolenie? Czym to do cholery jest? - zapytał zdezorientowany człowiek, który miał nadzieję, iż ów mapa prowadziłaby do wyśmienitych skarbów, złota, klejnotów, a tu... takie rozczarowanie.

— Jaka znowu jakaś perła, perły są całkiem opłacalne, wiesz ile są warte? - zapytała zirytowana elfka postawą Lusti, chociaż on nie widział w perle żadnej wartości nie oznaczało to, że nie miała żadnej.

— Co za deliany... - odparł z dołu goblin, prychając.

Został jednak ponownie zignorowany.

— To... nie jakaś zwykła perła... - odparł wąpierz. - Nie znacie legendy o Perle Snu? - dopytał.

Żadne z nich nie miało pojęcia o czym konkretnie mowa - pomijając oczywiście goblina, który to jednak, póki co nie miał zamiaru nic wyjawiać, a jedynie przysłuchiwać się głupocie tejże ignoranckiej dwójki, która to śmie nazywać Perłę Snu byle jaką perłą. Gdyby tylko wąpierz nie miał pojęcia o czym mówił, ten miałby jakiś zysk, bo jednak mapa okazałaby się bezużyteczna w ich oczach, a wtedy goblin mógłby odzyskać, co jego.

— Wokół Somnium krąży legenda o magicznej perle, która jest w stanie spełnić każde rozpatliwie marzenie, skrywane głęboko w zakątkach serca, o czym nawet sami nie jesteśmy świadomi. Stąd jej nazwa, Perła Snu. Nikomu jednak jeszcze nie udało się jej znaleźć i potwierdzić, czy to prawda, więc została uznana za zwykłą legendę... - powiedział wąpierz.

— Dosłownie każde? Więc jeśli tylko poproszę o obrzydliwe bogactwo, do samego życia, to to dostanę? - zapytał zaciekawiony człowiek.

— Według legendy, owszem...

Już nic więcej człowiek nie był w stanie wyrazić niż nadzwyczajnej ekscytacji. To było czymś znacznie większym od samego złota czy klejnotów. Lusti mógł wyprosić o taką ilość i rodzaj skarbów, jaki jeszcze nigdy mu się nie śniło, że dosłownie do końca życia żyłby jak pan na włościach. Sama myśl wydawała się zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. Stąd również może pochodzić nazwa perły - dzięki niej, możemy mieć cokolwiek, co wcześniej mogliśmy mieć jedynie we śnie, jednak w jej przypadku, po otworzeniu oczu, wszystko co wcześniej wyśniliśmy nie zniknęło, a stało się jawą.

— Wiadomo ile może być tych życzeń i czy jak wyruszymy w trójkę, to życzenie liczy się za nas wszystkich czy osobno? - dopytała elfka, pragnąca wyruszyć już teraz i zdobyć to, o czym tak marzyła.

— Legenda nie jest zbyt precyzyjna, jednak pewnie tylko jedno... nie wiadomo również, czy spełnia życzenia każdemu z osobna, czy całej grupie jednocześnie, bo legenda bierze pod uwagę tylko jedną osobę... - powiedział wąpierz, bojący się reakcji elfki na swoje słowa, ta jednak nie wydała się ani trochę zdenerwowana. Może bardziej rozczarowana, a swoje zniechęcenie wypuściła wraz z wydechem.

— Mówi się trudno, w takim razie jak będziemy w drodze, to wymyślimy w razie czego życzenie, które usatysfakcjonowałaby nas trzech. Czytaj dalej, jak możemy ją znaleźć?

— Mmm... trochę będziemy musieli przejść, a mówiąc trochę... może minąć naprawdę wiele miesięcy... drogi jakie są pokazane, są tak daleko, że samym powozem dojeżdża się z tydzień...

W całej trójce panowały różne, mieszane uczucia. Człowiek nie był szczególnie zadowolony, jednak nie widział za dużego problemu - był przyzwyczajony, czasem nawet to dłużej trwających wędrówek niż tydzień. Zaś samej elfce i wąpierzowi wizja takiej podróży nie bardzo się podobała, zważając, że oboje nigdy za daleko nie opuszczali nigdy miasta, zawsze ich podróże trwały maksymalnie dzień.

— Jednak jest jeszcze inny, może istotniejszy problem... - wspomniał nieśmiało wąpierz.

— Jaki? Wal teraz, już i tak bardziej nie da się mnie zdołować - powiedziała elfka.

— Nie wiadomo konkretnie, którędy najpierw mamy iść...

— Co masz na myśli, że nie wiadomo? Dobrze przeczytałeś tę mapę? Umiesz czytać czy nie? - zapytała znowu o to samo kobieta.

— Um-umiem...

— To w czym problem?

— Że droga jest strasznie rozwidlona i ma wiele pokręconych dróg...

Chwila ciszy.

— Daj mi to - powiedziała natychmiast elfka, praktycznie wyrywając mapę z rąk mężczyzny.

Chociaż nie bardzo orientowała się w napisach, więc nie kojarzyła konkretnie lokalizacji, była w stanie dostrzec, że faktycznie szlaczki na mapie oznaczające drogę, były strasznie pokrętne, rozwidlone i każde kierujące w inną stronę.

— Co do słodkiej Jukryszny? - powiedziała do samej siebie. - Co to w takim razie oznacza?

— HA! - krzyknął niespodziewanie gobliin, ściągając tym razem uwagę całej trójki. - A TO, ŻE W ŻYCIU NIE ODZNAJDZIECIE TEJ PERŁY, CHYBA, ŻE POŚWIĘCICIE NA TO JAKIEŚ DZIESIĘĆ LAT, A NADAL TO BĘDZIE ZA MAŁO! DROGA PROWADZI PRZEZ LEGOWISKO GOBLINÓW, A NIE BĘDĄC GOBLINEM ZA ISTNIENIA SOMNIUM GO NIE ODNAJDZIECIE! - odparł widocznie uradowany goblin, który pomimo utraconej mapy, czuł się jak zwycięzca.

Ponowna cisza. Zupełnie nic nie mówiąc, kobieta przekazała mapę z powrotem wąpierzowi, a następnie chwyciła goblina za fraki i już drugi raz w ciągu tego dnia, uniosła go prawą ręką na wysokości swojej twarzy, natomiast lewą sięgnęła do pochwy, z której to wyciągnęła okazałej długości, platynowy miecz. Przystawiła ostrze go jego gardła, przecinając tym samym warstwę skóry, spod której pociekła strużka krwi.

— Powiedz gdzie jest inaczej stracisz swoje marne życie - zagroziła.

— Wiesz co...? Normalnie, w innej okoliczności, pewnie bym się wystraszył, ale teraz? - powiedział goblin, niemal natychmiast prychając prosto w jej twarz. — Co będziesz miała z mojej śmierci? Nic ci nie wyśpiewam i nie będziesz wiedziała gdzie legowisko. Umrę, tym bardziej nie będziesz wiedziała, więc wychodzi na to, że jestem nietykalny - tuż po tych słowach, dosłownie zaśmiał się w twarz kobiety, jednocześnie opluwając ją kropelkami zielonkawej śliny. Jedyne, co jej zostało to poczerwienieć ze złości i puścić Ooleriiusa już drugi raz, prosto na zimny bruk.

— Znajdę innego goblina.

— Doprawdy? A to którego? - ujął, pozostawiając na ziemi i dając sobie czas na wstanie. — Jakoś mało widziałem goblinów normalnie za dnia w Divitiatie.

— Gdzieś pewnie się pochowali, jak to gobliny-

— Tak się składa, że NIE. Nie widziałaś żadnego innego, bo NIKT poza mną nie odchodzi daleko od legowiska. Właściwie, to gobliny nawet za bardzo nie lubią z niego wychodzić, wolą pozostać u siebie. A nawet jeśli byś jakiegoś znalazła, to wiesz, co jest w tym najlepsze moja droga...? ŻE ŻADEN GOBLIN, POZA MNĄ, NIE UMIE CZYTAĆ, HA!

— Nawet mnie to nie dziwi - ujął z uniesieniem człowiek.

— TY NAWET NIE MASZ, CO SIĘ ODZYWAĆ. Ludzki pomiot. Hyrekło - powiedział goblin z widoczną pogardą oraz żarliwą nienawiścią w głosie. - Może jestem jedynym goblinem, ale nie znam żadnego człowieka, który umiałby czytać.

— To niestety muszę cię zmartwić, ale ja umiem.

— Umiesz? - powiedział, niemal od razu zanosząc się śmiechem, co nieszczególnie spodobało się człowiekowi. - To czemu sam nie przeczytasz mapy? Zaproponowałeś swojego przyjaciela, a każdy inny siebie by zaproponował. Siebie chcesz jedynie jako pasożyta, który ma nadzieję, że złapie się na łup, ale normalnie nikt ciebie nie potrzebuje. Co mógłbyś niby od siebie dać?

Ponowny raz między bohaterami zapanowała dłużąca się cisza. Atmosfera wokół była gęsta. Goblinowi udało się trafić idealnie w punkt, co ani trochę nie podobało się człowiekowi, jednak wewnętrzna złość jaka w nim rosła, nie była spowodowana nazwania pasożytem, czy, że chce się załapać na łup, ale że do niczego nie jest potrzebny - co mocno go zabolało, jednak postarał się niczego po sobie nie pokazywać.

— Nie waż się tak mówić o moim przyjacielu - odezwał się niespodziewanie wąpierz, którego to głos wydał się nienaturalnie ostry, zupełnie do niego niepasujący, co wprawiło człowieka w niemałe zdziwienie.

Z resztą, nie tylko jego. Jego głos i ton zupełnie nie pasowały do charakteru ciepłej kluchy, którą dało się roztrzęść każdym tylko wyżej podniesionym głosem, którego samym chociaż trochę gniewnym wzrokiem dało się obniżyć do parteru.

— Ja go potrzebuję. Bez niego nigdzie nie idę. Nie musi umieć nie wiadomo, co. Potrzebuję go obok siebie i koniec kropka. Towarzystwo to dla Ciebie niewystarczający argument? - odparł stanowczo.

Zdobył niemały szacunek u kobiety i mężczyzny, pierwszy raz pokazując zupełnie inną postawę niż okazywał wcześniej, że żadne z nich nie wiedziało, co więcej mogliby dodać. Sam człowiek zaś dostrzegł więcej od nich. Chociaż głos miał ostry i stanowczy, widział doskonale jego trzęsące się dłonie spod płaszcza, jakby w dosłownie każdej chwili był w stanie się rozpłakać, gdyby tylko musiał dalej ciągnąć tę rozmowę i być gotowym na nagłe uniesienie głosu na niego, czy nawet przeniesienie swoich obraźliwych komentarzy w jego kierunku. Nie ukrywając uśmiechu spod nosa, człowiek chwycił wąpierza za pobliską, lewą dłoń, by wesprzeć go na duchu i jednocześnie cicho podziękować za wstawienie się za niego.

— Niech już ci będzie, nic więcej nie mówię.

— W takim razie, co dalej robimy? Mapa należy do mnie, facet w kapturze umie czytać, ale bez człowieka nie pójdzie, a ty... - odparła z niemałym obrzydzeniem elfka, gdy tylko na niego spojrzała, by następnie równie szybko zabrać od niego wzrok. — Wiesz gdzie legowisko goblinów.

— To by znaczyło... że idziemy jednak wszyscy w czwórkę? - zapytał niepewnie wąpierz.

Jego słowa spotkały się z prychnięciem od pozostałej trójki. Żadne z nich nie było zadowolone z tego pomysłu, jednak nic innego nie byli w stanie zrobić. Do momentu aż w końcu znaleźliby perłę, musieliby jakoś dać radę funkcjonować ze sobą i przynajmniej znosić siebie.

— Na to niestety by wychodziło - odparła niechętnie elfka. — Ale tylko którekolwiek z was coś by knuło, a obiecuję, że szybciej spotka ostrze między oczami - dodała grożąco.

— Nie musisz więcej powtarzać, zrozumiałem to aż dogłębnie... - odparł goblin, dotykając swoją ranę po mieczu.

— A kiedy byśmy wyruszali...? - dopytał zielarz.

— Najlepiej by było jakby jak najszybciej. Byśmy na szybkiego wrócili do siedzib, chat, czy gdziekolwiek jesteście ulokowani, a potem spotkali się na skraju lasu, przed bramą Divitiatie, byleby nie tracić czasu. Jak wcześniej wspomniałam, zbliża się śnieżyca. Dobrze by było jakbyśmy chociaż część ją ominęli. Moglibyśmy też ją przeczekać, ale to mógłby zająć niecały miesiąc, a i tak zbliża się zima podczas której będzie tylko gorzej. Jakbyśmy z kolei chcieli zimę przeczekać, to już by nam zajęło jakieś prawie pięć miesięcy... komu chce się aż tyle czekać? - powiedziała stanowczo elfka.

— Ja bym mógł. Dobrze się czujesz? Nawet jak na początku ominie nas śnieżyca i tak w pewnym momencie będziemy musieli się z nią zmierzyć. Podczas czekania moglibyśmy chociaż ją przeżyć w spokoju w ciepłym pomieszczeniu i z zapasem jedzenia. Idąc w drogę zapasy szybciej się skończą, a jak jeszcze jakie choróbsko by nas nie złapało - powiedział zniechęcony goblin, któremu nie w nos się uśmiechała taka walka o życie, nazywając to po imieniu.

— Zawsze możemy coś upolować i rozpalić większe niż zwykle ognisko, co za problem? - odezwał się nagle człowiek, któremu tego typu śnieżyce już nie robiły specjalnego wrażenia. Nawet jeśli spodobało mu się ciepłe, wygodne i spokojne życie, kierowany spełnieniem swojego życzenia był gotowy wyjść ze swojej wygody.

— Mówię to z wielką niechęcią, ale ma rację. Coś się wymyśli. Może mały goblinek zbyt przejmuje się ubrudzeniem sobie rączek, ale czas w końcu nauczyć się prawdziwego życia - powiedziała z ironią elfka, widocznie kpiąc sobie z goblina, któremu tylko kolejny raz podczas tego dnia podniosła ciśnienie.

— Dobra, koniec. Niech wam już będzie, wyruszamy od razu. Dajcie mi tylko spakować moje gaciożki w spokoju - powiedział czerwony ze złości goblini, gryząc się jednocześnie w język, by czasem nie odpowiedzieć niczego z przekąsem, jednak nie chciał tracić więcej czasu na zbędne kłótnie. Przed śnieżycą liczyła się każda sekunda.

Tuż po tym cała grupa rozeszła się we własne strony, by następnie gdy tylko będą mieli potrzebne rzeczy, spotkają się w umówione miejsce i wyruszą dla każdego z nich w najdłuższą, chaotyczną i być może, nawet niebezpieczną podróż.

***

Słowniczek:

Inne:

Spidraj - śpiesz się, popylaj, ruszaj racicami.

Kamienie/minerały:

Smoczy don - processing...

Bóstwa:

Amicus - drugi najważniejszy bóg tuż obok Solis; według legendy, powstał tuż po niej, przez nią samą, przez duszące nią poczucie samotności. Jest ojcem Somnium, który to swoimi krokami zapłodnił ziemię, a ta zaczęła się rozrastać. Jest patronem samotnych, więzi i wierności oraz lojalności. Dokładnie 14.02 odbywa się Celebracja Więzów, który to nimi przewodzi; wtedy doceniamy i miłujemy siebie oraz najważniejsze dla nas osoby.

Jukryszna - processing...

Bohaterowie historyczni/święci:

Katelion - processing...

Wierzenia:

Obietnica złożona przez Lakaia (przysięga słowa) - podczas składania przysięgi słowa, wierzący wymawia imię boga/bogini, którego wybrał za patrona, następnie przystając palce pasujące pod boga w stronę umiejscowionego serca. Można obiecać cokolwiek, jeśli tylko ma się szczere myśli - przeważnie przysięgę składały osoby uczciwe, dopełniające słowa, więc póki co nikt nie ma pojęcia, co może stać się z osobą, która takowe złamie. Po wypowiedzianym imieniu boga i przyłożeniu wyznaczonych palców, osoba której składa się przysięgę przymruża prawe oko, aby zawiązać obietnicę w ciszy.

Lokalizacje:

Divitiatie - miasto, w którym obecnie znajdują się bohaterowie. Więcej informacji processing...

*processing - czekam po prostu na wenę- dajcie mi wolne i puście medieval, fantasy piosenkę, a wpadnę na pomysł

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro