Który superbohater jest naprawdę super?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Witam wszystkich w moim pierwszym tłumaczeniu, yay. Ten oto fanfic nie jest mojego autorstwa, jest to tylko tłumaczenie z języka angielskiego. Opowiadanie w oryginale nazywa się "One Sticky Situation" i jest autorstwa Web_Head. Dodam może jeszcze, że samo opowiadanie nie jest ukończone, a ja postaram się tłumaczyć rozdziały na bieżąco i wrzucać je jak najszybciej. Zgoda na tłumaczenie jest, jak najbardziej ochocza.
Dzięki za uwagę i indżoj~

***

Peter Parker szedł właśnie do klasy, gdy blond–włosa plama przemknęła przed nim, sprawiając, że upuścił swoje książki. Podniósł je z powrotem, wzdychając. Był Spider–manem, a musiał udawać wycieraczkę i szmacianą lalkę całego liceum.

Plamą blondu był nie kto inny, jak niesławny Wade Wilson. Szkolny podrywacz, dowcipniś i „najemnik". Chciałeś kogoś pobić – zadzwoń po Wade'a. Chłopak zazwyczaj zasłaniał twarz, głównie z powodu ciemno–różowych blizn, znaczących jego ciało. Nawet jeśli nikt mu przez to nie dokuczał (bo wtedy prędzej czy później dostałby w ryj), Wade wolał być pewny, jednak blizny, poparzenia i obawy, które go dręczyły, nie były w stanie powstrzymać casanovy w jego postaci.

Wade spóźnił się na historię – jedną z lekcji, jakie miał z Peterem, który wlókł się zaraz za nim.

– O co ci chodzi?! Nie mógłbyś być odrobinę bardziej ostrożny, albo chociaż mi pomóc? – warknął Peter, nieźle zdenerwowany, wpatrując się w oczy drugiego.

– Woah! Uspokój się, chłopczyku, po prostu się śpieszę! – odparł Wade. Różnica wieku między nimi była niewielka – bo jedynie o rok – lecz Wade ciągle sprawiał, że wydawała się o wiele większa.

Peter otworzył usta, by odpyskować, lecz na jego policzki napłynął intensywny róż, i w końcu się nie odezwał. Spojrzał jeszcze raz na chłopaka, po czym przyśpieszył krok, idąc przez opuszczony w tamtym momencie korytarz.

Wade podążył ostrożnie za chłopakiem – niczym zbesztany szczeniaczek.

***

Gdy nauczycielka zapisała ich spóźnienia, usiedli na swoich miejscach i wyciągnęli przybory na ławki. Niestety Wade nie zrobił swojej pracy domowej (jak zwykle), więc zwrócił się do dziewczyny siedzącej obok niego.

– Hej, kochanie, miałabyś coś przeciwko, jeśli spisałbym twoją pracę domową? Jeśli tak, to żeby cię przekonać, coś za nią dostaniesz – dodał ze znaczącym mrugnięciem, czekając na jej odpowiedź.

Peter wpatrywał się w nią z czystą nienawiścią w oczach. Zastanawiał się nad tymi wszystkimi wyrażeniami, które mogły ją opisać – no, i wychodziło na to, że były dość... wielobarwnym zestawem słów.

– Okej, tylko żeby cię nie zobaczyła – wyszeptała do Wade'a.

– Dzięki, słońce! Oh, i tak ją to nie obchodzi, nie martw się – zapewnił i zaczął przepisywać zadanie.

– Muszę iść coś wydrukować – westchnęła pani Romanoff, opuszczając klasę w asyście wzroku większości chłopaków (znalazłoby się też parę dziewczyn), gapiących się na jej „dopasowane spodnie".

– Teraz chyba jestem ci coś winien... – wymruczał Wade, wywołując rumieniec u Petera, siedzącego zaraz za nim.

Chłopak zmniejszył odległość między nim a dziewczyną i pocałował ją mocno, po czym wrócił do rysowania czegoś w zeszycie, tak, jakby nic się nie stało.

Peter obserwował całe zdarzenie, nagle zapragnąwszy być na miejscu tej dziewczyny; odbiorcą tego pocałunku... Czekaj co? To było dziwne... Nie lubię Wade'a nie mówiąc już o facetach!

Po kilku minutach pani Romanoff wróciła, trzymając stos broszur i innych papierów.

– Dobra, klaso, zrobimy sobie projekt. Poprowadzimy prace badawcze na temat superbohaterów, którzy pomagają społeczeństwu – przerwała, słysząc westchnięcia i widząc spojrzenia pełne wściekłości rzucane w jej stronę. – Ekhem. Będziecie pracować w parach, które zostaną wybrane na początku. Jeśli będziecie wybierać rozważnie, zachowacie swojego partnera. Jeśli nie – zostaniecie przydzieleni do kogoś innego.

Gdy w klasie rozbrzmiało pukanie do drzwi, pani Romanoff szybko wyszła na korytarz. To był pan Barton. Na pewno, bo kiedy nie był? Co inni uważali jako flirtowanie, w rzeczywistości było omawianiem obecnej misji.

Klasa szybko podzieliła się na grupy. Azari i Francis, Phineas i Ferb, James i Kathrine – oni byli tylko niektórymi z osób, które praktycznie wystrzeliły do siebie niczym rakiety, by być razem w duecie. Wkrótce cała klasa podzieliła się na nie, z wyjątkiem Wade'a. Chłopak rozejrzał się wokół siebie i zapytał paru swoich „znajomych", ale wszyscy mieli partnera.

Pani Romanoff rzuciła okiem na pary w klasie i zatwierdziła je wszystkie. Zmusiła także niechętnego Wade'a i zarumienionego Petera, by i oni połączyli się w parę.

– W porząsiu, Petey! O kim będziemy – głównie ty będziesz – pisać? – powiedział Wade, wciąż gryzmoląc coś w swoim zeszycie.

– Myślałem o moim tacie – wymamrotał Peter, czując się trochę zdradzonym przez panią Romanoff.

– O którym dokładnie? – zachichotał Wade.

– Tacie– znaczy, o Kapitanie Ameryce, przecież ma całkiem bogatą historię.

– Okej, ten argument jest niby spoko, ale zawsze wolałem Spider-Mana; jest intrygujący – tak dobrze znany, jednak wciąż tajemniczy – mówił, równocześnie rumieniąc się lekko na myśl o swoim ulubionym bohaterze. – Zresztą! Czy ty kiedykolwiek widziałeś jego tyłek? Spandex z pewnością lubi sprawiedliwość...

– No więc... Kto to powinien być? Wciąż myślę, że Kapitan Ameryka jest dobrym pomysłem – powiedział szybko, by ukryć zażenowanie.

– Cap jest okej, ale nie tak bardzo okej jak poślady Spidey'ego! – prychnął Wade.

– O co chodzi z tobą i twoim zauroczeniem Spider-manem? Myślałem, że jesteś hetero!

– Nope, interesuję się obiema „sferami". Mój heteroseksualizm jest giętki niczym słomka, w dodatku jestem dosyć „elastyczny" w tych sprawach – mrugnął zalotnie, wysyłając ciarki wzdłuż kręgosłupa Petera. – W takim razie, którego wybierzemy? Kapitan versus Spider-man. Nadal głosuję na słodziaka–pająka~

– Cap! - Peter zaprotestował z prędkością błyskawicy, co mogło być trochę podejrzane, lecz Wade zignorował to.

– Skoro jest to długoterminowe zadanie – pani Romanoff podniosła głos, by przebić się przez rozmawiających nastolatków – będziecie musieli podać swoje adresy, e-maile lub numery telefonów, ponieważ nie dam wam na to czasu na lekcji.

Wade szturchnął Petera.

– Wolałbym iść do ciebie... Wiesz, moi rodzice nie są tymi z rodzaju „dobrych rodziców", nie mówiąc już o tych „zwyczajnych rodzicach" – powiedział ze smutkiem i lekką nutką złości w głosie.

Peter poklepał Wade'a po plecach w pocieszającym geście.

– Wiesz, gdzie mnie znaleźć; w końcu mieszkam w Stark Tower – powiedział, żałując, że chłopakowi i tak nic to nie da.

Biedny chłopak miał raka, a jego rodzice nie zrobili nic, by mu pomóc. Zamiast nich uczyniła to szkoła. Całe liceum zbierało fundusze, organizowało loterie i inne tego typu rzeczy, aż w końcu uzbierali tyle, by starczyło na leczenie Wade'a. Po tym wrócił do szkoły i był o wiele silniejszy. Nie wyglądało też na to, by miało go to ponownie zaboleć.

Wade westchnął, utrzymując uśmiech na twarzy. Ten facet nigdy nie wygląda na smutnego, pomyślał Peter, może to prawda... a może po prostu ukrywał ból zbyt długo.

Pani Romanoff pozwoliła klasie wyjść z sali przed dzwonkiem i Peter zaczął się zastanawiać, jak dziwni byli jego nauczyciele: pan Banner uczył chemii, pan Barrow wychowania fizycznego, pan Braddock umiejętności językowych, a pan Logan matematyki.

Peter był całkiem zadowolony, że w końcu nadszedł koniec lekcji, tym bardziej, iż był to piątek. Spakował wszystkie książki do plecaka i pobiegł na autobus. Jego ojciec zawsze cudował w tej sprawie, ponieważ mógł odebrać go samochodem czy coś w tym rodzaju. Peter jednak chciał jeździć busem. To sprawiało, że chociaż trochę czuł się normalny.

Z drugiej strony Wade musiał wracać do domu milę i trochę, nie zważając na pogodę – czy to deszcz, śnieg, wiatr, spiekota, śnieg z deszczem, grad... wszystko. I nawet, kiedy dotarł do domu, rodzice zazwyczaj lekceważyli jego obecność lub wrzeszczeli na niego, niekiedy nawet pobili. Ale nie dziś! Wade za swój główny cel obrał dotarcie do Stark Tower.

***

– Jarvis, wróciłem! – ryknął Peter, zrzucając plecak z ramienia.

– Witaj w domu, paniczu Peter. Ojcowie panicza wciąż są na misji.

– Dobra, dzięki! – Peter uśmiechnął się, łapiąc za banana. Usiadł na kanapie i włączył konsolę do gier. Nie minęła nawet godzina, kiedy Jarvis przerwał mu grę, mówiąc:

– Paniczu Peter, przed drzwiami stoi młody mężczyzna.

– Kim on jest?

– Nie wiem, paniczu, ponieważ ma na sobie czapkę i kaptur. Jego rzeczy są w czarno–czerwonych kolorach.

– Wade... – Peter odetchnął głęboko. – Wpuść go, to Wade.

– Robi się, sir.

Wade nie widział tylu fajnych rzeczy odkąd wyszedł ze szpitala i nawet tamto miejsce było bliższe uczuciu zadomowienia niż to. Po chwili czekania, winda, która prowadziła na piętro Petera, otworzyła się i chłopak wjechał na górę.

– Co tam, Peter! – uśmiechnął się do chłopaka i uniósł dłoń w górę, oczekując piątki.

– Wade, musisz najpierw zadzwonić – skarcił Wade'a – ale cześć, no...

– Ktoś tu jest strasznie zrzędliwy! Oh, no i tak do końca to nie przyszedłem tu pracować nad projektem – przyznał Wade.

– Więc po co?

– Tak jakby wywalili mnie z domu i zabrali wszystkie pieniądze, więc nie mogłem sprawić sobie pokoju hotelowego. Więc pomyślałem, że zostanę u przyjaciela! Więęęc wtedy przypomniałem sobie o tobie! No i szedłem tutaj tak długo... mogę zostać? Bardzo proszę~? – mówił Wade, strasznie chaotycznie, dopóki Peter mu nie przerwał.

– Okej, możesz tu zostać, ale jeśli moi rodzice wrócą do domu, musisz znaleźć sobie inne miejsce.

– Awww yeah! PIDŻAMA PARTY! – krzyknął wesoło Wade. Przytulił Petera i zaczęli – a raczej tylko zaczął, bo Peter nie był zbyt chętny – skakać w miejscu.

– Zasada pierwsza, nigdy więcej nie rób... tego . Zasada druga, nie wchodź do pokoju moich rodziców albo do laboratorium. Zasada trzecia, nie zrób niczego głupiego, jeśli zostawię cię samego. Dotyczy to też zakładania jednej ze zbroi Iron-mana. Zasada czwarta, jeśli moi rodzice wrócą do domu, idziesz do pokoju dla gości, wtedy zajmę się wszelkimi innymi pytaniami. Łapiesz?

– Awww, Petey, nie ma z tobą żadnej zabawy!

– Trzymaj tak dalej, a twoja wizyta tutaj skończy się błyskawicznie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro