13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Dziękujemy, Jokohama, kochamy was! - wykrzyknął ostatni raz Freddie, a zebrany w Bunkan Taiikukan tłum odpowiedział, jak zwykle na koncertach w Japonii, wielkim wrzaskiem.

- Są niesamowici, prawda, Julian-san? - zapytała mnie Yui, a ja zetknąłem w jej stronę.

Stała obok mnie przy wejściu na scenę, skąd mieliśmy najlepszy widok na zespół.

Ostatnio wziąłem sobie do serca rady Rogera i zacząłem nawiązywać kontakt z koordynatorką, nie robiąc z siebie wiekszego idioty niż dotychczas i odkrywając z radością, że mieliśmy dużo wspólnych tematów do rozmów.

- Tak, Yui-san, a nie widziałaś ich jeszcze w trasie po Wyspach - odparłem - W Londynie dostają jakby dodatkowej energii, w końcu to ich miasto. Ale racja, nigdy nie grali tak, jak w Japonii.

Japonka posłała mi promienny uśmiech.

Na scenę poleciała fala pluszowych misiów, nieodłączny element kończący każdy koncert, kiedy zespół powoli schodził za kulisy. Deaky schylił się by podnieść jedną z kilkunastu maskotek.

Koncert w Jokohamie był przedostatnim koncertem trasy Sheer Heart Attack.

Wszystkie występy w Japonii były niezwykle udane dla zespołu, a podczas każdego z nich grupa świetnie się bawiła.

Dziś, na przykład, Freddie postanowił nauczyć Japończyków angielskiego podczas wokalnej "wymiany" z publicznością w trakcie Liar. Z nieznanych mi przyczyn najważniejszym słowem stało się "dymanie", ale nie wnikałem w szczegóły. Publiczność i tak była zachwycona.

Queen zeszli ze sceny, po drugim wyjściu na bis, warto zaznaczyć i niezwykle zmęczeni, ale też przeogromnie szczęśliwi zatrzymali się na chwilę przy nas.

- I co powiecie, kochani? - zapytał z wielkim uśmiechem jak zwykle Freddie, na co pokręciłem głową.

- Byliście niesamowici - po każdym koncercie wokalista zadawał mi takie pytanie, a moja odpowiedź zawsze była mniej więcej taka sama.

Bo jak inaczej miałem określić ich występ? Z koncertu na koncert stawali się coraz lepsi, coraz śmialsi na scenie. Publiczność ich uwielbiała i nigdy nie miała ich dość. Z resztą, wcale się im nie dziwiłem. Gdybym tylko miał taką możliwość, oglądałbym Queen ciągle i ciągle, bez końca.

- A ty, Yui-san, skarbie? Co o nas sądzisz? - chciał wiedzieć Freddie.

Był perfekcjonistą i doszukiwał się nawet najmniejszych błędów, aby móc je w przyszłości poprawić. Jak na osobę zupełnie nie przejmującą się zdaniem innych, Freddie odczuwał wielką potrzebę... Adoracji? Uwielbienia? Sam nie wiedziałem jak to określić.

- To był bardzo dobry występ, Freddie-san. Żałuję tylko, że przedostatni, który mogę obejrzeć.

Coś zakłuło mnie w sercu na te słowa.

Jasne, wiedziałem, że w końcu nadejdzie pora na powrót do Anglii, ale kwiecień minął mi zaskakująco szybko, a maj zdecydowanie rozpoczął się zbyt niespodziewanie.

Nie chciałem wracać do domu, bo dobrze wiedziałem, co mnie tam czeka: puste konto bankowe, zaległe rachunki do zapłaty i masa materiału do nadrobienia na studiach.

A nawet jeśli nie chodziło o te wszystkie problemy, dochodził jeszcze element pożegnania Yui, którą tak naprawdę zaczynałem lubić. I nie chodziło tylko o to, że okropnie mi się podobała. Miała wspaniały charakter i powoli zaczynałem się w niej zakochiwać.

- Skoro już wszyscy wiemy, jak doskonale wypadliśmy, to co powiecie na małą imprezę? - zatarł ręce Roger.

Deaky jęknął.

- Nie masz jeszcze dość, Rog? Nie czuję, żebym wytrzeźwiał po ostatniej!

- Słaby z ciebie zawodnik, Deaky - oznajmił z politowaniem perkusista - Julian? Freddie? A co wy na to?

- Jesteś niewyżytą kokotą, Roger - westchnął Brian.

Blondyn zmarszczył brwi, zapewnie nie rozumiejąc czy gitarzysta go właśnie obraził, jednak to nie powstrzymało jego ciętej riposty.

- Sam jesteś kokotą - odwarknął natychmiast.

Brian pokręcił głową z dezaprobatą.

- Ktoś mi właściwie wyjaśni, co znaczy "kokota"? - zapytał Freddie - Zabrzmiało to niezwykle groźnie.

- Chyba Brian obraził Rogera... - zaczął niepewnie John, ale szybko mu przerwałem.

- Z francuskiego cocotte. Kokota to najzwyklejsza dziwka - wyjaśniłem spokojnym tonem.

Na chwilę zapadła cisza, ale zaraz potem Roger rzucił się z dzikim wrzaskiem na Briana.

- Wiedziałem, kurwa! Wiedziałem, że mnie obrażasz!

Deaky odciągnął Briana, a ja pociągnąłem do tyłu Rogera.

- Dzieci, proszę! - jęknął Freddie.

- Freddie ma rację, nie psujcie sobie wieczoru! - przytaknąłem.

Brian i Roger powoli zaczęli się uspokajać. Naburmuszeni ruszyli w stronę samochodu, który miał nas zawieźć na lotnisko, gdzie czekał na nas samolot do Tokio.

- Kiedyś nas przy nich nie będzie, a oni skoczą sobie do gardeł - westchnął cicho John, kiedy w ciszy pokonywaliśmy kolejne kilometry na lotnisko.

Atmosfera była fatalna. Brian i Roger unikali siebie nawet wzrokiem, Freddie w milczeniu wyglądał przez okno, a ja i Deaky byliśmy zbyt onieśmieleni, by przerwać krępującą wszystkich ciszę.

- Kochani, jeśli zaraz ktoś się nie odezwie, to przysięgam, że polecę sam osobnym samolotem i to nawet klasą ekonomiczną - odezwał się nagle Freddie odwracając wzork od okna.

Popatrzyliśmy się na niego w milczeniu, a potem na siebie nawzajem.

- Może faktycznie przesadziłem z tą kokotą - westchnął Brian.

Roger uniósł brwi.

- Rog, to ten moment, w którym ty mu wybaczasz i również przepraszasz - zasugerowałem.

- Nie usłyszałem od niego słowa "przepraszam" - uśmiechał się złośliwie perkusista.

Deaky westchnął głośno, a Freddie przewrócił oczami, ale co mogliśmy zrobić? Taki był Roger.

- Przepraszam, Rog - powiedział głośno Brian, za co po cichu do podziwiałem.

W takiej sytuacji ja nie mógłbym tego tak po prostu tego zostawić. Ale Brian był dżentelmenem w każdym calu. Nawet kiedy obrażał przyjaciela zrobił to po francusku i musiałem przyznać, z klasą.

Roger popatrzył oceniająco na Briana i przyłożył palec do policzka, jakby musiał się nad tym zastanowić.

- Niech będzie - oznajmił w końcu - Ale jak następnym razem nazwij mnie po prostu "dziwką" a nie wylatuj mi z jakąś "kokotą". Na początku nie miałem pojęcia o co ci chodzi.

Zaśmialiśmy się wszyscy.

- No, Rog, teraz twoja kolej - podpowiedział Deaky.

Roger zmarszczył brwi.

- Na...?

- Och, skarbie, po prostu też go przeproś! - wykrzyknął Freddie - I nie próbuj mi sugerować, że nie ma w tym twojej winy - dodał, widząc, że blondyn już otwiera usta by mu zaprzeczyć.

- To w końcu ty się na niego rzuciłeś - zgodziłem się z wokalistą.

Roger westchnął.

- Och, no dobrze. Sorry, Bri.

Popatrzyliśmy się na niego w totalnym zdziwieniu.

- No co? Nie liczcie na nic więcej!

- Fakt. To i tak cud, że wielki Roger Taylor zniżył się do czegoś takiego jak przeproszenie przyjaciela, na którego się rzucił z pięściami - westchnął Brian, ale nie był jakoś wielce zdziwiony czy zły.

- Ale tylko dlatego, że postanowiłeś mnie zwyzywać po francusku - zaznaczył Roger - Jakbyś nie mógł tego zrobić normalnie, po angielsku.

Znowu wszyscy się roześmialiśmy i to było cudowne. Dosłownie przed chwilą bałem się cokolwiek powiedzieć, by jeszcze bardziej nie zepsuć i tak zjebanej atmosfery, a teraz wesoło przekomarzaliśmy się na temat kłótni i bójki dwójki przyjaciół, która miała miejsce zaledwie parę minut temu.

Uwielbiałem ich.

- Nie mam pojęcia, jak wasz zespół się jeszcze nie rozpadł - powiedziałem po chwili - I jak w ogóle udało się wam dogadać na początku.

- Fakt, to było cholernie trudne, skarbie - zgodził się Freddie.

- Brian i Tim napisali ogłoszenie, że poszukują perkusisty, a ja się zgodziłem - zaczął Roger.

Poznałem Tima Staffella, pierwszego wokalistę i basistę Smile na jednej z imprez u któregoś z chłopców. Mimo, że wystawił ich dla jakiegoś innego, dennego zespołu, byli w naprawdę dobrych stosunkach.

- A ja mieszkałem z Timem i dzięki niemu znałem Rogera i Briana - wzruszył ramionami Freddie.

- Bał się do nas zagadać o miejsce w zespole - dodał Brian z uśmiechem - W sumie się mu nie dziwię, bo na początku nie brzmiał najlepiej.

Freddie rzucił w Briana tym, co akurat miał pod ręką, co okazało się małą butelką wody z logo firmy przewozowej, z której usług zespół korzystał w Japonii.

Pokręciłem głową w rozbawieniu, nawet sobie nie wyobrażając, jak Freddie, z potężnym i melodycznym, prawie czterooktawowym głosem, mógł źle śpiewać. 

- Ale w końcu się przełamał, a my się zgodziliśmy - dokończył Roger - Jakby nie patrzeć, to nie mieliśmy wielkiego wyboru...

- Zapamiętam to sobie, skarbie - pogroził palcem Fred, ale już po chwili śmiał się z nami.

- A John? - zapytałem o czwartego członka Queen.

Zarumieniony Deaky uciekł spojrzeniem gdzieś w bok.

- Po prostu przeszłem casting.

- Zorganizowaliście casting na basistę? - niedowierzałem.

Freddie machnął ręką z rozbawieniem.

- Musieliśmy znaleźć kogoś idealnego, skarbie.

- Przed Johnem mieliśmy całą masę basistów - dodał Roger - Bri, ile ich było? Dwanaście? Trzynaście?

Gitarzysta wzruszył ramionami.

- Kto by ich spamiętał.

- Ach, nigdy nie zapomnę dnia, w którym spotkaliśmy Deaky'ego - uśmiechał się Freddie.

- Tak, był całkiem zabawny - zgodził się Roger.

- Zupełnie się nie oddzywał, stał w kącie sceny i po prostu grał - uzupełnił Brian - Był idealny.

Zaczęliśmy się śmiać z zażenowanego basisty, co było w jakiś sposób całkiem urocze. Dobrze było widzieć, że pomimo tego, że John dołączył do zespołu cały rok później był jego pełnoprawnym członkiem i w niczym nie odstawał od innych.

W dobrych humorach przesiedliśmy się do prywatnego samolotu do Tokio i korzystając z niezwykle przyjaznej atmosfery zaczęliśmy przedwcześnie świętować zakończenie Sheer Heart Attack Tour i sukces Queen w Japonii.

Mogłem się spodziewać, że skończę na wielkim kacu w hotelowym pokoju, ale i tak byłem nieźle zdekoncentrowany, bo gdzieś po północy po prostu urwał mi się film. Ostatnim co pamiętałem, to jak (już bardzo) pijani wkraczaliśmy do hotelu wśród witających zespół fanów i fotografów.

Przegrałem zmęczony suche oczy (nie pamiętam, czy brałem jakieś narkotyki, ale zawsze potem miałem suche oczy, więc było to całkiem prawdopodobne) i mając pełną świadomość tego, że wyglądam niczym zombie zszedłem na dół.

Gdybym wiedział, że zespół już tam będzie w towarzystwie Yui Sato, umyłbym przynajmniej zęby.

- Julian-san, jak dobrze, że już się obudziłeś - przywitała mnie Japonka posyłając mi jeden z najpromienniejszych uśmiechów, jakie w życiu widziałem, a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

Jedynym pocieszeniem było to, że reszta chłopaków wyglądała bardzo do mnie podobnie.

- Tak, ciebie też miło widzieć, Yui... - nalałem sobie wody do szklanki i wziąłem sporego łyka - Jaką mamy godzinę?

- Już po dziesiątej - mruknął Deaky.

Usiadłem przy wolnym miejscu przy stole, w momencie w którym Freddie dla znak koordynatorce, by kontynuowała.

- Jak wspominałam, Queen-sama, dziś czeka was, ostatni występ w Tokio. Będzie nagrywany i zostanie wydany jaki specjalny dodatek do waszej płyty, a jeśli dobrze pójdzie, nawet wyświetlony w telewizji.

- Mamy się jakoś specjalnie zachowywać? - zapytał Brian - Coś zrobić? Coś powiedzieć?

- Musicie po prostu dać z siebie wszytko, jak zwykle - odpowiedziała Yui.

- To nie będzie problem - Roger poruszył sugestywnie brwiami, za co trzepnąłem go w ramię.

- Powinniście też nagrać pożegnalne video dla fanów - zaproponowała Yui - To zawsze bardzo miły gest, a tutaj, w Japonii, wszyscy uwielbiają Queen.

- Racja, skarbie, zaraz wyskoczymy do parku coś nakręcić - zgodził się szybko Fred.

Po jego minie widziałem, że był tym zachwycony.

- Julian nas może nagrać! - wykrzyknął nagle Deaky.

Takim sposobem znalazłem się na środku parku z kamerą i aparatem w ręce, na przemian nagrywając lub fotografując wygłupiających się muzyków. Nie było to takie najgorsze, doskonale się przy tym bawiliśmy i wbrew oczekiwaniom Yui, krótki filmik i parę zdjęć zajęły nam prawie całe popołudnie.


Pomimo tego bezproblemowo zdążyliśmy na ostatni koncert Queen w Japonii, który odbywał się w Budokan Hall.

Freddie, Brian, Roger i John dawali z siebie wszytko, co dało się doskonale odczuć. Musiałem przyznać, że prawdziwym zaszczytem było ich słuchać z tak dobrego miejsca, jakim są kulisy, tuż przy wejściu na scenę.

- Są niesamowici, prawda, Julian-san? - zagadała mnie Yui.

- Wydaje mi się, że kiedyś już mnie o to pytałaś, Yui - zmarszczyłem brwi.

Japonka wzruszyła ramionami.

- Nie wiedziałam co powiedzieć, Julian-san, a chciałam jakoś zagadać - odpowiedziała, po czym nachyliła się i mnie pocałowała.

Nie jestem jakoś specjalnie zadowolony z tego rozdziału, ale jakoś musiałem zakończyć temat Japonii,
Najważniejsze jest to, że teraz wracamy do Anglii i na zespół czeka nagrywanie Bohemian Rhapsody. 😀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro