2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czas się narąbać - nucił Freddie po drodze, kiedy kierowaliśmy się w stronę najbliższego pubu - Totalnie się na-a-je-e-bać...

- Nie wyglądasz, jakbyś musiał coś jeszcze wypić, Freddie - zauważył ze śmiechem Roger.

Fred rzucił mu poirytowane spojrzenie.

- Och, ja tylko wykazuję odpowiedni entuzjazm, skarbie. Każda okazja do świętowania jest dobra.

- Zaczynasz brzmieć jak alkoholik - westchnął Brian.

- Jak gwiazda - sprostował Freddie.

- Pomyśl, co Julian w tej chwili musi o nas sądzić? - jęknął błagalnie Brian.

- Jesteś drętwy - rzucił wokalista wykrzywiając usta.

- Ktoś musi być tu rozsądny - zripostował Brian.

Zaśmiałem się, żeby załagodzić atmosferę. Członkowie zespołu spojrzeli na mnie jak na idiotę. Pewnie nie wiedzieli, o co mi chodzi.

- Spokojnie - machnąłem ręką w odpowiedzi na ostanie pytanie Briana - Też jestem studentem i wiem, jak to jest z imprezowaniem na uczelni.

Moja odpowiedź skutecznie skierowała rozmowę na inne tory i odwlekała kłótnie wśród muzyków. Byłem ciekaw jak udaje im się dojść do porozumienia w kwestii piosenek, skoro ich emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie i najkrótsza choćby wymiana zdań mogła doprowadzić ich do sprzeczki.

Doszliśmy do pubu, którego wejście otaczał prawdziwy tłum ludzi. Roger zgrabnie ich wyminął i porozmawiał cicho z bramkarzem pilnującym wejścia, na koniec poklepując go przyjaźnie po ramieniu. Weszliśmy do środka omijając kolejkę i znaleźliśmy sobie wolny stolik.

- To znajomy kuzyna mojej matki - wyjaśnił, najwyraźniej z siebie dumny - Poznałem go dwa lata temu na grillu, całe szczęście on mnie też kojarzył.

- Kiedyś będą nas wpuszczać bez tej całej szopki o kuzynach - obiecał zespołowi Freddie pewnym tonem.

Brian prychnął, ale na jego twarzy pozostał uśmiech.

W tym samym momencie John pojawił się obok nas z drinkami, po które Freddie posłał go parę chwil wcześniej.

- Za naszego Pierwszego, Oficjalnego Fana - wzniósł toast wokalista.

- Za Juliana - powtórzyła reszta muzyków.

Duszkiem wypiliśmy alkohol i tym razem to Roger pobiegł po procenty.

- Więc, co studiujesz, Julian? - zagadał mnie John. Wydawał się być naprawdę tym zainteresowany.

- Jestem na drugim roku prawa. Przez rok studiowałem politologię, ale to nie było to - odpowiedziałem basiście.

- Och, a więc przyszły prawnik? - zaciekawił się Freddie - Bardzo dobrze, skarbie, może kiedyś będziesz nam potrzebny.

Uniosłem zdziwiony brwi.

-Ach tak? W takim razie do czego ja mogę cię wykorzystać, Freddie?

Gdzieś zatarła się pomiędzy nami granica relacji muzyk - fan. Z resztą, byli tacy otwarci i skorzy do rozmowy! A poza tym, wydali dopiero jeden album i nie wytworzyli wokół siebie otoczki super popularnego zespołu, która jednocześnie onieśmielała i przyciągała. Z takimi piosenkami i nastawieniem byli na dobrej drodze do sukcesu, ale traktowałem ich bardziej jak nowo poznanych znajomych, o których od samego początku wiesz, że nadajecie na tych samych falach i dlatego chcesz się z nimi zaprzyjaźnić niż rockowy zespół.

- Mogę ci co najwyżej zaprojektować logo, skarbie - uśmiechnął się wokalista - Mam dyplom że sztuki grafiki i projektowania - dodał z dumnym uśmiechem.

- Ja jestem astrofizykiem - wtrącił Brian.

- Doktor Brian May... - zachichotał pod nosem John - Nie obraź się, Bri, ale to tak absurdalnie brzmi...

- Lepsze już to, niż Roger dentysta - powiedział gitarzysta.

- Nigdy nie byłem dentystą - znikąd pojawił się Roger, podając nam drinki. Jego ramię obejmowała nieznajoma, ładna blondynka - Studiuję biologię.

Chwyciliśmy za szklanki.

- Za Queen - tym razem to ja wzniosłem toast.

- Za Queen!

Brian natychmiast wstał ze swojego miejsca i skierował się do baru. Zacząłem się zastanawiać, czy muzycy mają jakąś ustaloną kolejność zaopatrywania się w alkohol.

- Właściwie, to co się stało z tą twoją dziewczyną? - zagadał mnie Roger.

Blondynka uczepiona jego ramienia zaczęła bawi się jego włosami i koszulą, ale on zdawał się tego nie zauważać. Błękitne oczy perkusisty wpatrywały się we mnie wyczekująco, podobnie zresztą jak szare oczy Johna i ciemne Freddiego. Gdyby Brian też tu był, pewnie również przewiercał by mnie wzrokiem.

Wzruszyłem ramionami.

- Byłą dziewczyną.

- Coś pomiędzy wami zaszło? - sprecyzował Roger odganiając ręce natrętnej blondynki od swojej twarzy - Zdradziła cię?

Byłem na tyle wstawiony, że zupełnie nie przejmowałem się ich dociekliwością, ani tym, że w zasadzie znam ich może z godzinę. Alkohol zawsze powodował u mnie przejawy większej niż dotychczas wylewności i zmniejszał nieśmiałość.

- Po trzech latach związku nagle mi oznajmiła, że ze mną zrywa - oznajmiłem pozbawionym emocji głosem - Wydawało mi się, że wszystko jest między nami w porządku, aż tu nagle...

- Koniec - uzupełnił Freddie.

- Koniec - powtórzyłem beznamiętnie.

Pociągnąłem łyk drinka.

- Coś mnie ominęło? - zapytał Brian.
Podobnie jak Roger przed chwilą pojawił się nagle znikąd z nowymi porcjami trunków.

- Dzisiaj, skarbie, balujemy - poklepał gitarzystę po ramieniu Freddie.

- Zapijamy smutki - dodał Roger.

Muzycy sięgnęli po alkohol. I ja zrobiłem to samo.

- Za dzisiejszą noc - oznajmił Freddie - Oby była niezapomniana.

Stuknęliśmy się szklankami z donośnym brzdęk. Chyba nawet trochę napoju wylało się przy tym ze szklanki Johna, ale nikt z nas się tym nie przejął.

Następnie ruszyliśmy na parkiet.

Znaczy, zdaje mi się, że tak było, bo abstrahując od nadziei Freda, niewiele zapamiętałem z tej nocy. Zaledwie parę przebłysków: jak John tańczy do jakiejś disco piosenki, którą ja słyszałem po raz pierwszy z życiu i Roger obściskujący się w kącie z tą blondynką, śmiech Briana na widok śpiewającego na całe gardło pijanego Freddiego...

Nie pamiętam kiedy ani jak dostałem się do domu. Następnego dnia obudziłem się całkowicie ubrany we własnym łóżku wiedząc tylko tyle, że tak oto zdobyłem nowych znajomych.

Pierwszy raz piszę coś takiego, dlatego boję się, że coś przy okazji zepsułem.
Jakoś niespecjalnie leżą mi te dialogi, te opisy...
To miał być w ogóle one shot, ale naszła mnie wena na ciąg dalszy i tak oto postarałem się to pociągnąć.
Nie wiem tylko, czy jest w tym większy sens i czy to jest w miarę... okej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro