30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Darmowy koncert w Hyde Parku odbył się 18 września 1976 roku, w szóstą rocznicę śmierci Jimiego Hendrixa. Tłum ponad stu pięćdziesięciu tysięcy fanów zgromadził się z aby posłuchać Kiki Dee, Steve'a Hillage'a, liverpoolskiego zespołu punkowego Supercharge i w głównej mierze Queen.

Bezpośrednią relację z imprezy zapewniało Capital Radio, a jednym z komentatorów był przyjaciel Freddiego, który pomógł wypromować wcześniej Bohemian Rhapsody, Kenny Everett. Dzięki niemu, a także pochlebnych recenzjach z  Record Mirror, o koncercie i Queen mówiono i pisano jeszcze na długo po zakończeniu występu.

Wrzesień szybko się skończył i na Wyspach nastał deszczowy październik.

Queen wrócili do pracy nad albumem, który, po kolejnej nocy filmowej, urządzonej trochę na wzór tej z Rockfield, zyskał roboczą nazwę po innym z  filmów braci Marx - A Day At The Races. Pracowaliśmy nad kolejnymi kawałkami w studio od rana do nocy, czasami od nocy do rana, go było oczywiście uzależnione od fanaberii muzyków.

Ja natomiast, oprócz pracy z chłopakami w EMI i asystentowaniu Miami, wróciłem na piąty, ostatni już rok studiów. Musiałem zaliczyć egzaminy i obronić pracę magisterską oraz oczywiście wcześniej w ogóle ją napisać. Znów musiałem godzić ze sobą naukę i pracę, a także kontakty z przyjaciółmi i dziewczyną.

Rosita zareagowała w kompletnie pozytywny sposób na wieść o tym, że przyjaźnię się i pracuję dla Queen. Bałem się odrzucenia, a w zamian za to dostałem pełną akceptację i aprobatę Hiszpanki, którą po wrześniowym koncercie śmiało mogłem nazywać swoją dziewczyną.

Byłem szczęśliwy.

Zabierałem ją na kręgle i do kina, do kawiarni i restauracji. Coraz bardziej zakochiwałem się w tej drobnej kwiaciarce i myślałem naprawdę przyszłościowo o naszym związku. Aż drżałem z podniecenia natchniony jedną myślą:

Co, jeśli Rosita była tą jedyną?

- Znasz ją niecałe dwa miesiące, Jay - odparła Mary, kiedy na naszym typowym, niedzielnym spotkaniu przy podwieczorku u mnie lub u niej w mieszkaniu, w zależności kto jak miał czas, podzieliłem się swoimi przemyśleniami - Możesz być w niej zadurzony, zgadzam się, ale nie kochasz jej. Jeszcze nie. Ludzie tak szybko się nie zakochują.

- Sama znasz Dave'a nie więcej niż cztery miesiące - wytknąłem jej, biorąc łyk kawy - Nie kochasz go, w takim razie?

Mary westchnęła.

- Nie wiem. Chyba nie.

Prawie poplułem się kawą.

- Proszę?!

Blondynka spokojnie ułożyła się wygodniej na sofie i oparła ciężar swojego ciała na moim boku. Zaczęła bezmyślnie rysować szlaczki palcem po moim ramieniu.

- Nie mam pojęcia, Jay - mruknęła - Znamy się tak krótko. Czasami irytują mnie w nim takie drobne rzeczy! Na przykład to, że przy jedzeniu mlaska i trzyma łokcie na stole, nie zapina ostatniego guzika koszulki czy ciągle mówi tym swoim szkockim slangiem...

- Cóż, Mary...

- Nie spodobał się Freddiemu - kontynuowała - Powiedział mi to po koncercie.

- Wiesz, twoje wyboru nie zawsze muszą się podobać Freddiemu - powiedziałem - Chce dla ciebie jak najlepiej, bo jesteś jego przyjaciółką, ale zawsze będzie o ciebie w jakimś stopniu zazdrosny, bo nie bez powodu byłaś kiedyś jego narzeczoną.

- Sama nie wiem - przyznała - Przy Dave'ie nie czuję tego, co czułam przy Freddiem. Może on ma rację? Czasami łatwiej zauważyć coś stojąc z boku. A ty co o tym myślisz, Jay?

Wzruszyłem lekko ramionami, na tyle, na ile pozwalała mi opierająca się o mnie głowa Mary.

- Rozmawiałem z tym Dave'm może kwadrans. Wydawał się być miły. Ale to nie mnie ma się podobać, ani nie Freddiemu. Tylko tobie, Mary, nikomu innemu.

Mary przytaknęła.

- Muszę to jeszcze przemyśleć. Ostatnio jestem taka zmęczona... Nie mówmy już o mnie. Co u ciebie i Rosity?

Uśmiechnąłem się.

- Dobrze. Właściwie, to bardzo dobrze. Byliśmy ostatnio w tej japońskiej knajpce, wiesz której, prawda?

- Tej, do której my zawsze chodzimy?

- Dokładnie. Zdajesz sobie sprawę, że Rose nigdy nie jadła sushi? Musiałem uczyć ją trzymać pałeczki!

Zachichotałem, ale Mary tylko uśmiechnęła się smutno.

- Hej, co jest? - zapytałem, bo nie miałem bladego pojęcia dlaczego tak nagle posmutniała.

- Nic. Cieszę się twoim szczęściem, Jay - odparła i uśmiechnęła się lekko, ale widziałem, że nie był to do końca szczery uśmiech.

W listopadzie Somebody To Love zostało wydane na singlu jako zapowiedź płyty. Stresowałem się jak cholera, ponieważ w końcowym efekcie naszej pracy znalazł się mój wokal w chórkach i nagrania pianina. Dostałem za to 12% udziału w sprzedaży, ale przecież nie można było czerpać pieniędzy z czegoś, co nie przynosiło zysków. Modliłem się gorąco o to, aby nie zawieść przyjaciół i moje modlitwy zostały łaskawie wysłuchane. Piosenka dotarła do drugiego miejsca list przebojów w ciągu trzech tygodni, a ja, jako wymieniony na płycie współudziałowiec, zaliczyłem nie tylko wzrost popularności na uczelni, ale także w całym Londynie.

Śmialiśmy się z Rose czytając artykuły na mój temat w plotkarskich tabloidach, które spekulowały nad "piątym członkiem Queen". Dostałem nawet telefon od rodziców, którzy wykupili z pobliskiego sklepu cały zapas krążków i posłali je nawet do dalszej rodziny w Polsce. Taka duma była dla mnie bardzo dziwna, ale miłe płachtała moje ego.

Ostatecznie A Day At The Races wyszła do sprzedaży w grudniu '76. Na jej okładce znalazło się ponownie logo znane z A Night At The Opera, użyto także tej samej czcionki.

- W pewnym sensie żałuję, że nie wydaliśmy A Night At The Opera i A Day At The Races jednocześnie - przyznał Brian, kiedy spotkaliśmy się po premierze krążka w drodze do studia EMI - Ja traktuję je jako całość.

Na A Day At The Races nie było kolejnego Bohemian Rhapsody czy The Prophet's Song. Większość albumu zajmował żywy, bogato brzmiący pop rock, a single promujące krążek świetnie odnajdywały się na radiowych playlistach.

Tie Your Mother Down to zawiadiacki otwieracz płyty, znakomicie symbolizujący nastawienie do życia Freddiego - żadnego przesłania, tylko rock'n'roll, nastoletni bunt, surowi rodzice i szczypta seksu.

You And I Deaky'ego było przyjemne dla ucha, lecz raczej nie miało większych szans, by dorównać You're My Best Friend.

W Drowse Roger wspominał zaś o niepokojach z czasów swojego dzieciństwa i marzeniu, by coś, cokolwiek zaczęło się dziać.

Według krytyków Brian wypadł niezbyt przekonująco w Long Away. Pomimo dobrych zamiarów, jego utwór White Man brzmiał niezwykle protekcjonalnie. Teo Torriatte (Let Us Cling Together) to z kolei smutnawa pieśń miłosna, która w ramach podziękowania dla japońskich fanów zawierała kilka zdań w ich języku. I ona nie odniosła sukcesu.

- Niektóre utwory to barokowe mistrzostwo - starałem się pocieszyć Briana, kiedy dyskutowaliśmy o płycie.

Gitarzysta uśmiechnął się smutno.

- Tak, głowie te, których nie napisałem.

Pomijając chęć pocieszenia przyjaciela, musiałem niestety przyznać mu rację. Freddie faktycznie przeszedł samego siebie.

The Millionaire Waltz został zainspirowany Johnem Reidem. Spędziłem z Brianem tygodnie, by stworzyć gitarową orkiestrę zgodnie z instrukcjami Freda i nasze starania przyniosły zamierzone skutki. W You Take My Breath Away wokalista wcielił się w rolę jednoosobowego chóru, natomiast Good Old-Fashioned Loverboy to zwiewny kawałek w klimacie ragtime, w którym, o czym widziałem chyba tylko ja i parę innych, najbliższych frontmanowi osób, bo opinia publiczna nie miała o tym pojęcia, zwrócił się do swojego chłopaka, Davida Minnsa, którego poznaliśmy na jego 30. urodzinach.

Jednak najpotężniejszym utworem na płycie było Somebody To Love, z czego byłem niezwykle dumny.

Premierze A Day At The Races towarzyszyła impreza z darmowym alkoholem i jedzeniem, zorganizowana na terenie toru wyścigowego Kempton Park przez Johna Reida.

Jako asystent prawnika zespołu, główny techniczny, współwłaściciel udziałów jednej z piosenek i po prostu przyjaciel Queen zostałem na nią osobiście zaproszony.

Moją osobą towarzyszącą została Rose, co okazało się idealnym pomysłem. Wystrojona w najlepszą sukienkę, nie mogła oderwać wzroku od bogatego wystroju sali i krążących po niej gwiazdach, co na mnie nie robiło już takiego wrażenia, jak jeszcze parę lat temu.

- Mój Boże, Jay! To David Bowie! - pociągnęła mnie entuzjastycznie za ramię i wskazała Davida rozmawiającego przy lampce szampana z Lorraine Gray, na co się zaśmiałem.

- Tak, jak chcesz, mogę cię z nim poznać - zapewniłem ją i z uwielbieniem obserwowałem, jak jej niemal czarne oczy robią się wielkie ze szczęścia.

- Naprawdę? Mógłbyś to zrobić?

Wzruszyłem ramionami, jakby to było dla mnie nic takiego. Bo było, w pewnym stopniu. Znałem osobiście tych wszystkich ludzi, których ona słyszała do tej pory tylko w radiu i prawdziwą przyjemnością było dla mnie poznawanie jej z największymi gwiazdami Wielkiej Brytanii.

- Pewnie, że tak. Znam go, czasami wpada do studia.

Rose patrzyła się na mnie jak na jakieś bóstwo, co, nie powiem, cholernie mi schlebiało. Lubiłem czuć się ważny w jej oczach, mieć świadomość, że jestem przez nią podziwiany. 

- Kocham cię, wiesz?

Rosie uśmiechnęła się do mnie kokieteryjnie i stanęła na palcach, by mnie pocałować, co kompletnie wybiło mnie z tropu. Po chwili pogłębiła nasz pocałunek, a ja nadal stałem jak wmurowany.

Bo co jej miałem odpowiedzieć?

Ostatni raz słyszałem od kogoś, że mnie kocha, jeszcze kiedy chodziłem z Anne, czyli bardzo, bardzo dawno temu. Dokładnie nawet nie wiedziałem, czy to naprawdę była miłość, bo dziewczynie nie potrzeba było wiele, by po prostu mnie zostawić. Fakt, mówiłem to jej nieraz i nieraz to od niej słyszałem, ale czy nie były to po prostu puste słowa? W końcu znaliśmy się cztery miesiące, a nasza relacja byka oparta na wzajemnej fascynacji wyglądem i chyba, z jej strony, moją pozycją i posiadanymi kontaktami, co delikatnie sugerowała mi Mary. Jasne, śmietanie się razem bawiliśmy, naprawdę ją uwliebiałem, ale czy nie było na to zwyczajnie za wcześnie?

Otrząsnąłem się z tej głupoty. Ile to razy powtarzałem, że szukam prawdziwej miłości, a kiedy w końcu ktoś podawał mi ją niemal na tacy pod sam nos, kwestionowałem nawet fakt, czy w ogóle umiem kochać i czy odróżniam zauroczenie od zakochania? I to przez zwykłe idiotyzmy Mary? Musiałbym być wielkim hipokrytą, by odrzucić Rose.
Dlatego oddałem ten pocałunek, na koniec jeszcze raz cmokając uśmiechniętą dziewczynę.

- Ja ciebie też, Rosie, nawet nie wiesz, jak bardzo. O, to Elton! Chodź, przedstawię cię.

Zaprowadziłem ją wprost ku Eltonowi i kątem oka z rozbawieniem obserwowałem jej zachwyconą minę na widok naszego przyjacielskiego przywitania z piosenkarzem.

- Elton, to Rosita Mortez, moja dziewczyna, Rosita, to Elton John - przedstawiłem ich sobie.

Rose wyglądała na zachwyconą.

- Przyjemność po mojej stronie - zapewnił Elton, witając się z Rose - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Jay w końcu kogoś znalazł. Ten chłopak tyle się namęczył, żeby znaleźć miłość...

- No cóż, jestem tu - zachichotała Rosie, na co wszyscy się zaśmialiśmy.

- To świetne przyjęcie, Freddie umie się bawić - mówił dalej Elton - I dość dobra płyta. A skoro o płytach mowa, nie wiedziałem, Jay, że ty też śpiewasz i grasz. Musisz z pewnością wpaść kiedyś i do mojego studia.

- Jak tylko znajdę czas - obiecałem - W styczniu rusza po Stanach, planowałem jechać z chłopakami. Mam teraz trochę luzu na studiach, a myślę, że dobrze mi zrobi taki wyjazd. Jeszcze nigdy nie byłem w USA.

- Naprawdę? - zdziwił się Elton - Cóż, w takim razie koniecznie musisz to nadrobić. A kiedy będziecie w Nowym Jorku, zadzwoń do mnie. Może uda nam się zorganizować jakieś spotkanie.

- Na pewno tak zrobię, Elton.

- Jay, nie mówiłeś, że jedziesz do Stanów! - wtrąciła Rosita, próbując przekrzyczeć coraz głośniejszą muzykę.

- To jeszcze nic pewnego, dlatego ci nie mówiłem - odparłem.

Rose zagryzła dolną wargę.

- Wiesz, że ja też nigdy nie byłam w Ameryce?

- Chciałabyś jechać ze mną? - zdziwiłem się.

- Dlaczego nie? - wzruszyła ramionami - Chyba, że ty nie chcesz...

- Nie, nie! - zapewniłem szybko - Po prostu mnie zaskoczyłaś. Muszę pogadać z chłopakami, ale myślę, że skoro chcesz to nie będzie większych problemów. I tak Brian i John zabierają swoje żony. Lepiej byście się poznały.

Rosie posłała mi promienny uśmiech.

- Jesteś najlepszy, Jay.

Cmoknąłem ją w nos.

- Bo cię kocham, Rosie.

- Ach, miłość - skomentował naszą krótką wymianę zdań Elton - Nie ma na świecie nic wspanialszego. A skoro już mówimy o wspaniałych rzeczach. Julian, masz może na coś ochotę...?

Moje oczy się zaświeciły, ale spojrzałem niepewnie na Rositę. Dziewczyna jednak nie wydawała się być zgorszona, jak na przykład Mary, gdyby tu była, co zachęciło mnie do skorzystania z oferty Eltona. Odeszliśmy na bok i w skupieniu obserwowałem, jak Elton dokładnie rozdziela dwie kreski na stoliczku.

- Co to właśnie jest? - zapytała zaciekawiona Rosita.

- Metaamfetamina - odparł Elton.

- Och, a jak działa?

Elton się zaśmiał.

- Zobaczysz.

- Elton - zwróciłem na siebie jego uwagę - Właściwie to zawsze chciałem cię zapytać, skąd ty to bierzesz. Wiesz, gdybym ja, na przykład, chciał kiedyś coś kupić dla siebie...

- Podam ci później nazwisko i telefon mojego dostawcy - obiecał, po czym wciągnął swoją działkę i odchylił głowę do tyłu - Och, to jest życie!

Uśmiechnąłem się i puściłem talię Rosity, którą obejmowałem, by zrobić to samo, co wokalista.

Następną godzinę przebawiłem się najlepiej w swoim życiu. Tańczyłem na parkiecie z Rose i rozmawiałem ze sławnymi ludźmi na nieciekawe tematy w ogóle się przy tym nie męcząc. Jednocześnie cały czas rejestrowałem, że Rosita bawi się rowie dobrze u mojego boku, co jeszcze bardziej mnie nakręcało.

Problem zaczął się, kiedy wpadłem na Mary.

- Och, gdzie zgubiłaś Dave'a, Mary? - zaczepiłem ją.

- Przyszłam sama. Właściwie zerwaliśmy przed samą imprezą, ale... - przerwała, by przypatrzeć się mi z bliska - Julian, czy ty coś ćpałeś?

Zmarszyłem brwi.

- Zerwałaś z Dave'm? Dlaczego? Nie byłaś z nim szczęśliwa? Czy to przez to, o czym mówiliśmy ostatnio?

Mary zwróciła się do Rosity.

- Brał coś?

- Tylko jedną kreskę z Eltonem - odparła moja dziewczyna - Nic takiego.

- Nic takiego?! - zdenerwowała się Mary - Czy ty wiesz, że Julian był w szpitalu przez to 'nic takiego'?! Nie może brać narkotyków! Źle na niego działają, ma po nich okropne zjazdy!

Nie wiedziałem dlaczego, ale okropnie rozbawiła mnie ta troska blondynki. Nachyliłem się w jej stronę i wyszeptałem jej na ucho:

- Och, nie martw się już tak o mnie, Mary. Powidz mi lepiej, dlaczego zerwałaś z Dave'm? Już go nie kochasz?

- Uświadomiłam sobie, że kocham kogoś innego... - zacisnęła usta - Ale nie będę z tobą rozmawiać, gdy jesteś w takim stanie.

Zaśmiałem się głośno, bo jej odpowiedź wydała mi się bardzo zabawna.

- Chodź, Jay, chodźmy tańczyć - poprosiła Rose ciągnąc mnie za rękaw koszuli na parkiet, a ja zdążyłem rzucić jeszcze rozbawione spojrzenie zatroskanej Mary.

Tamtej nocy bawiłem się doskonale w towarzystwie Rosity, wcale nie przejmując się tym, że prawdopodobnie zawiodłem zaufanie przyjaciół, zraniłem Mary i poprosiłem o kontakt po stałe dostawy narkotyków Eltona. Liczyło się tylko to, że dobrze się czułem, a przede mną tańczyła dziewczyna, którą kochałem.

Cóż, bardzo przepraszam za obraz Juliana-narkomana-i-rozpustnika, ale czasami trzeba osiągnąć dno, aby zrozumieć sens istnienia i to właśnie czeka naszego bohatera.

Btw, co sądzicie o Rosicie? Podzielcie zdanie Mary, wgl wolicie żeby Julian był z Mary czy jeszcze z kim innym?

Jestem po prostu ciekaw waszego zdania w tym temacie, that's all.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro