36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wrzesień rozpocząłem od podjęcia ważnej inwestycji - kupiłem sąsiadujące z moim mieszkanie i po wybiciu ścian zrobiłem z nich jedno. Podjąłem także, tak jak zawsze marzyłem, wyremontowanie całości do stylu art deco, który od zawsze mi się podobał. Miałem dość pieniędzy, dzięki pracy jako drugi prawnik zespołu zaraz obok Jimiego Beach, główny inżynier dźwięku oraz dzięki tantiemom ze sprzedaży Somebody to Love. Postanowiłem po prostu te pieniądze zainwestować. Na czas remontu przeniosłem się do jednego z kilkunastu pokoi w domu Rogera w Fulham.

Dawno nie spotkałem się także z Mary, dlatego zatelefonowałem do mojej przyjaciółki i zaprosiłem ją do kina. Od kwietnia grano Gwiedzne Wojny, film, na którym większość moich znajomych już była, a co więcej, gorąco zachwalała, więc i ja postanowiłem go obejrzeć. Nie rozczarowałem się. Po skończonym seansie odprowadziłem Mary do jej mieszkania z wypiekami na twarzy.

- Widziałaś te efekty, gdy Gwiazda Śmierci wybuchła? - zachwycałem się - Cud nowatorskiej techniki!

- Po takich filmach chciałabym zostać pilotem - wyznała mi Mary z uśmiechem.

- Pewnie! - zgodziłem się ze śmiechem - I latać X-Wingiem!

Mary pacnęła mnie w ramię.

- Nie śmiej się ze mnie! Kto w połowie seansu przyznał, że sam chętnie zostałby Rycerzem Jedi?

Wzruszyłem ramionami.

- Ale sama przyznaj, władanie Mocą nie byłoby wcale takie złe - zaznaczyłem - Poza tym, kto też zaraz po zakończonym seansie mi powiedział, że chciałby być jak Luke Skywalker?

- Ty chciałeś być jak Luke Skywalker - przypomniała mi Mary - Ja mówiłam o księżniczce Lei.

- Powinna być z Hanem Solo! - dokończyliśmy wspólnie i roześmialiśmy się, przez jednomyślność naszych zdań.

Ostatecznie na Gwiezdnych Wojnach byłem z Mary jeszcze cztery razy. Za piątym razem postanowiłem zabrać ze sobą Rose, ale jej reakcja znacznie odbiegała od tej mojej przyjaciółki.

- I co, podobało ci się, Rosie? - zapytałem naprawdę ciekawy jej spostrzeżeń.

Hiszpanka westchnęła ociężale.

- Chyba nie zrozumiałam fabuły, Jay - wyjawiła - O co chodziło z tymi Rycerzami? Dlaczego to działo się w kosmosie? I czemu to nie byli ludzie, tylko jeszcze jakieś stwory?

Skrzywiłem się delikatnie.

- Na tym polega science-fiction - wyjaśniłem - To wizja tego, co może się zdarzyć w przyszłości. Podróże międzygalaktyczne, walki na miecze świetlne, roboty protokolarne...

Rosita ziewnęła.

- Nie sądzę, żeby nam to groziło. Ten film był jak jakaś część wyrwana z kontekstu i dziwnie się skończył. Nie sądzisz, że powinien mieć jakieś poprzednie części?

- Może kiedyś - oczy mi rozbłysły - Tak myślisz, Rose? Byłoby świetnie! Może opisaliby dzieje ojca Luke'a za Starej Republiki, albo dojście Vadera do władzy...

- Jay, proszę! - przerwała mi Rose - Mówisz jak jakiś fan komiksów!

- Naprawdę ci się nie podobało? - spytałem tylko.

Rosita poprawiła włosy.

- To nie twoja wina, Jay. Cóż, nie wszytko było takie koszmarne. Harrison Ford i Mark Hamill są tacy przystojni... Jesteś nawet podobny do Marka Hamilla, wiesz?

- Ach, tak.

- Następnym razem może pójdziemy na coś innego, co? Może na Gorączkę Sobotniej Nocy z Johnem Travoltą, co ty na to?

- Tak, pewnie - odparłem z rezygnacją.

W duchu już pogodziłem się z tym, że ja i Rosita mamy inne gusty dotyczące filmów, a Gwiezdne Wojny zostały zarezerwowane tylko dla mnie i Mary.

A potem Rose dodała coś, od czego zmroziła mi się krew w żyłach.

- Mam nadzieję, że to nie był prezent na naszą pierwszą rocznicę, prawda?

- Nie... - wyjąkałem, zanim zdołałem się pozbierać - Nie, oczywiście, że nie. Dostaniesz go wieczorem. To coś specjalnego.

Rosita chwyciła mnie za rękę i uśmiechnęła się szeroko.

- Coś specjalnego? - powtórzyła niskim głosem - Już nie mogę się doczekać.

- Tak, ja też - sapnąłem.

Rozstaliśmy się przy Kensington Market. Rosita zamierzała wpaść jeszcze do kwiaciarni swojej ciotki. Ja postanowiłem udać się po pomoc do jedynej osoby, której ufałem w tych sprawach - oczywiście do Mary.

- Musisz mi pomóc - oznajmiłem na progu, wymijając zdziwioną blondynkę w drzwiach i rozgaszczając się w jej mieszkaniu. Mary robiła to samo u mnie, więc nie widziałem w tym problemu - To sprawa największej wagi.

- Znowu mam ci doradzić w sprawie tapety do salonu? - westchnęła Mary opierając się zawadiacko o framugę drzwi do salonu, gdzie usiadłem na sofie - Zrobić ci kawę?

- Tak, poproszę. I nie, nie chodzi o tapetę, choć swoją drogą nadal jestem pod wrażeniem twoich umiejętności dekoracyjnych.

- Mówiłam ci, że ta szara ze złotym, geometrycznym wzorem będzie najodpowiedniejsza do granatowej sofy, którą uparłeś się tam wstawić.

- I chwała ci za to, Mary - podziękowałem raz jeszcze - Myślisz, że szare poduszki ze złotymi frędzlami będą tam pasować?

- Jak najbardziej! - odparła Mary z kuchni - Więc to była ta ważna sprawa?

- Nie, oczywiście, że nie!

- A więc o co chodzi? - zapytała Mary wracając do salonu i kładąc na stoliku przede mną filiżankę kawy i kawałek brownie.

Uśmiechnąłem się na widok ciasta.

- Och, Mary, tak dobrze mnie znasz! - pochwaliłem ją - Mogłabyś zostać nawet moją żoną, nie mam nic przeciwko!

Mary zanieruchomiała na kilka sekund, co trwało tak szybko, że nim się zorientowałem blondynka już z powrotem siedziała z ogromnym uśmiechem na ustach obok mnie na sofie, pijąc tą samą kawę i jedząc identyczne ciasto.

- Co to za sprawą niecierpiąca zwłoki?

Upiłem łyk kawy.

- Mamy dziś z Rositą pierwszą rocznicę związku - wyjaśniłem.

Mary skinęła głową.

- Gratuluję.

- Nie o to chodzi! - nerwowo przeczesałem włosy ręką - Kompletnie o tym zapomniałem.

Mary ze zdziwienia uniosła brwi. Nie dziwiłem się jej reakcji. Zwykle pamiętałem o wszystkim. Miałem dobrą głowę i znakomitą pamięć, z jakiegoś powodu zostałem jednym z najlepszych absolwentów prawa na roku. Dlaczego więc mogłem zapomnieć o czymś tak ważnym, jak rocznica znajomości z Rositą?

- Jak mogłeś zapomnieć o waszej pierwszej rocznicy? - zapytała blondynka - Poza tym... Akurat ty, Jay? Myślałam, że pamiętasz o takich rzeczach!

- Bo pamiętam! - zgodziłem się - Wiem kiedy kto ma urodziny, imieniny, dziwne rocznice pierwszych spotkań. Nie mam pojęcia dlaczego zapomniałem akurat o naszej rocznicy z Rose. Co ja mam zrobić, Mary?

- To, co każdy facet na ostatnią chwilę - doradziła - Kup ładne kwiaty, czekoladki, może jakąś biżuterię.

Pokręciłem głową.

- Obiecałem jej, że to coś specjalnego.

Mary westchnęła.

- Może ugotuj dla niej kolację?

- Po pierwsze, to raczej nie styl Rosity - skrzywiłem się, w myślach już sobie wyobrażając, jak moja dziewczyna zareagowałaby na coś takiego - Po drugie, moje mieszkanie jest w remoncie, a nie zamierzam organizować czegoś takiego u Rogera, z wiadomych powodów. Po trzecie... Mary, błagam cię, jestem beznadziejnym kucharzem. Co miałbym dla niej zrobić? Jajecznicę?

- Spagetti, które zrobiłeś dla nas tamtego dnia, gdy pierwszy raz nas do siebie zaprosiłeś, było przepyszne - zauważyła Mary i zaczerwieniła się odrobinę - Znaczy...

- Dziękuję - posłałem jej krzywy uśmiech - Jak chcesz to zrobię ci jeszcze tego spagetti, kiedyś. Na razie zajmijmy się Rositą, dobrze?

Mary nie odezwała się, ale skinęła głową.

- Nie wiem, co zrobiłby dla ciebie Pierce?

- Namalowałby mój portret - odpowiedziała natychmiast Mary.

- Świetnie - westchnąłem - To też odpada. Maluję jeszcze gorzej, niż gotuję.

Mary zaśmiała się cicho.

- Nie gotuje, nie maluje, wszytko co robi, panie i panowie, związane jest z Queen!

I wtedy wpadłem na genialny pomysł. Zatelefonowałem szybko do najbardziej romantycznej restauracji, jaką tylko można spotkać w Londynie - Clos Maggiore.

- Poproszę stolik dla dwóch osób na dzisiejszy wieczór - powiedziałem do słuchawki, uśmiechając się zdawkowo do słuchającej mnie Mary.

- Niestety, wszystkie są już objęte rezerwacją - odparła menadżerka - Mogę zaproponować panu... dwuosobowe miejsce o siedemnastej, za trzy tygodnie licząc od teraz. Zapisać tą rezerwację?

- Nie, nie, nie, pani mnie źle zrozumiała - uśmiechnąłem się, czego oczywiście menadżerka nie mogła zobaczyć - Chciałbym dokonać rezerwacji dla pana Freddiego Mercury'ego, wokalisty zespołu Queen. Z tej strony jego menadżer, John Reid.

Mary pacnęła mnie w ramię, ale ja tylko wywróciłem oczami. Nie dostałbym tej rezerwacji jako Julian Bajazyd, tego byłem pewny, dlatego musiałem coś wymyślić. Cokolwiek to było, zadziałało.

- Och - zająkała się menadżerka - Och, pan Mercury, och...

- Pan Mercury bardzo życzyłby sobie dwuosobowy stolik w waszej restauracji, na dzisiejszy wieczór - ponowiłem prośbę - Czy będzie to możliwe?

- Oczywiście - odparła menadżerka po krótkiej ciszy - Dwuosobowy stolik na godzinę osiemnastą. Czy taka oferta zadowoli pana Mercury'ego?

- Jak najbardziej - odparłem pogodnie - Dziękuję bardzo i życzę miłego dnia.

Rozłączyłem się i odłożyłem telefon stacjonarny na miejsce. Mary założyła ręce na piersi.

- No co? - zapytałem, zbity z tropu.

- Ta dziewczyna wyciąga z ciebie wszytko to, co najgorsze - stwierdziła tylko Mary, zmieniając minę z zagniewanej na zatroszczoną.

Nie przejąłem się jednak psioczeniem Mary, gdy równo o osiemnastej stanąłem z Rose przy wejściu do Clos Maggiore. Widziałem zachwycone iskierki w oczach Rosity, gdy zobaczyła, gdzie ją prowadzę.

- Och, Julian, nie musiałeś - wyszeptała oczarowana.

- Ale chciałem - odparłem składając pocałunek na jej policzku.

- Państwa rezerwacja? - zapytał główny kelner, typowy w serwisie angielskim.

- Na nazwisko Mercury - odparłem z uśmiechem. Kelner popatrzył na mnie z powątpieniem - Pan Mercury niestety nie mógł dziś zrealizować swojej rezerwacji, ale nie chciał, by się zmarnowała.

- Zapraszam - mruknął kelner, prowadząc nas w głąb sali, do dwuosobowego stolika.

Rosita ścisnęła moje ramię.

- Nieźle to rozplanowałeś - pochwaliła mnie szeptem - Kocham cię, Jay.

Odpowiedziałem uśmiechem, ale w głębi serca porównałem jej zachowanie do zachowania Mary. To, za co blondynka mnie zrugała, Rosita przyjęła z szerokim uśmiechem aprobaty. Może faktycznie miała na mnie zły wpływ... Potrząsnąłem głową. Nie mogłem myśleć w ten sposób o własnej dziewczynie i to w dodatku w dniu naszej rocznicy.

Rosita zamówiła najdroższe dania z karty, co mnie nie zdziwiło. Odkąd zaczęliśmy się spotykać mogła pozwolić sobie na nieco więcej, a ja niczego jej nie odmawiałem. Dość życia spędziła w biedzie, licząc każdego wydanego funta, bym teraz żałował jej nieco więcej pieniędzy na przyjemności i zachcianki. Nie widziałem w tym nic złego, ale przed oczami stanął mi obraz rozczarowanego spojrzenia Mary. Zamrugałem, by się go pozbyć. Może to moja przyjaciółka, a nie dziewczyna, wpływała na mnie w zły sposób?

- Czytałam ostatnio recenzję nowego klubu w Nowym Jorku w Timesie - oznajmiła Rosita krojąc swoją kaczkę w miodzie - Nazywa się Studio 54.

- Och? - zaciekawiłem się - Co w nim takiego niezwykłego?

- To podobno najnowocześniejszy klub na świcie! - podchwyciła temat Rose - Grają tam najlepszą klubową muzykę i...

- Jest dużo takich klubów tu u nas, w Londynie - odparłem.

- Bianka Jagger wyprawiła tam swoje urodziny - podjęła niezrażona Rosita - Przed klubem odbywa się nieco drastyczna selekcja, ale kiedy już się ją przyjedzie, można zatańczyć z Sylvestrem Stalone albo Michaelem Jacksonem.

Zamyśliłem się.

- Cóż, moglibyśmy go odwiedzić - stwierdziłem niepewnie - Chyba nie mamy jeszcze żadnych planów na sylwestra, prawda?

- Nie, nie mamy! - ucieszyła się Rosita - Dziękuję, Julian, tak bardzo chciałam tam pójść! No i ponownie zobaczymy Stany, są niesamowite.

- Skoro już jesteśmy w temacie podróży - podjąłem - Wybrałaś już, gdzie lecimy na wakacje?

- Na pewno na Karaiby - odparła Rosita pewnie - Może Dominikana, Jamajka, albo Bahamy? Jeszcze nie wiem konkretnie.

- Spokojnie, mamy jeszcze czas - zapewniłem i z uśmiechem obserwowałem, jak Rosita zjada kolejny kawałek swojej kaczki.

W październiku Queen otrzymali nagrodę Britannia za Bohemian Rhapsody, które zwyciężyło w kategorii Najlepszy Brytyjski Singiel Ostatnich Dwudziestu Pięciu Lat. W tym samym miesiącu wydali dwa pierwsze utwory z News Of The World na dwóch stronach swojego nowego singla: We Are The Champions i We Will Rock You.

We Are The Champions dotarło do drugiego miejsca list przebojów na Wyspach, pierwszego we Francji (na którym utrzymało się rekordowe dwanaście tygodni) oraz czwartego w Stanach. Piosenka, która, jak stwierdził po pierwszym odsłuchu Brian 'rozbawiła mnie tak, że mało co nie tarzałem się na podłodze ze śmiechu', stała się 'międzynarodowym hymnem świata sportu, polityki i wszystkich innych dziedzin życia', jak twierdził magazyn Rolling Stone.

Na jesiennej konferencji reklamowej EMI John Reid wykorzystał oba utwory. Rozdał wszystkim szaliki kibicowskie i na potrzeby spotkania zatrudnił eksperta sportowego, Dickie'go Daviesa, prezentera popularnego programu The Big Match. Potem puścił z wszystkich głośników We Will Rock You i We Are The Champions. Wszyscy wstali ze swoich miejsc i dosłownie szaleli.

Po sześciu miesiącach na amerykańskiej liście przebojów, We Are The Champions zostało uznane oficjalnym hymnem klubu bejsbolowego New York Yankees, za co również muzycy dostali odpowiednie honoraria.

Członkowie Queen, w ramach buntu, odmówili za to, gdy EMI poprosiła, aby na okładce News Of The World znalazło się zdjęcie zespołu. Muzycy zatrudnili Franka Kelly'ego Freasa, by wykonał parodię swojego własnego dzieła umieszczonego w 1953 roku na okładce magazynu Astounding Science Fiction. Freas odtworzył zatem przygnębionego robota, który trzymał w mechanicznej dłoni członków Queen. W ramach kampanii reklamowej EMI wypuściła serię stojących zegarów przypominających robota. To były wielkie zegary, a do tego bardzo drogie, ale i tak pozwoliłem sobie na zakup jednego, który powędrował w prezencie urodzinowym do mojego ojca.

Z końcem października Queen załatwił wszystkie sprawy dotyczące promocji News Of The World. Pewnego dnia ludzie zabrali Freddiego, który z kolei uparł się, aby zabrać także i mnie, na lunch do francuskiej restauracji przy Manchester Square, blisko biur EMI. To był znakomity lokal i świetne jedzenie, ale Freddie poprosił tylko o liść sałaty. To był piękny, ciepły dzień, więc zdecydowałem się wrócić pieszo zamiast limuzyną. Freddie postanowił przejść się ze mną. Cała trasa liczyła niecałe pięćdziesiąt metrów, lecz limuzyna musiała z jego polecenia jechać tuż obok, na wypadek gdyby zmęczył się rozmową i postanowił pojechać dalej. Freddie był wielką gwiazdą, ale tamtego dnia uświadomiłem sobie, że gwiazdorzy bardziej, niż każdy, kogo do tej pory poznałem.

W listopadzie, pomimo zegarów robotów od EMI i wszechobecnego We Are The Champions, płyta News Of The World dotarła zaledwie do czwartego miejsca list sprzedaży na Wyspach. Był to najsłabszy wynik od czasów Queen II. Komicznym zbiegiem okoliczności to moi kumple ze studia Wessex, Sex Pistols, trafili na pierwsze miejsce ze swoim debiutanckim krążkiem. Zawód złagodziła wiadomość, że za oceanem News Of The World dotarła na sam szczyt zestawienia, dając zespołowi pierwszy numer jeden w Ameryce.

- Jeśli ktokolwiek mi powie, że nie czuł współzawodnictwa, to perfidnie kłamie - powiedział mi Roger, zaraz gdy dowiedzieliśmy się o tej informacji - Dobrze wiesz, Jay, że my zawsze powtarzaliśmy "Cholera, żeby udało nam się dotrzeć tam, gdzie są Led Zeppelin!". Albo podpatrywaliśmy zespoły takie jak Yes i chcieliśmy je przebić.

Nie mogłem się z nim nie zgodzić. Atmosfera wydania płyty nie równała się z niczym, co do tej pory czułem.

Ten rozdział jest taki sobie, ale opowiada nieco o charakterze związku Julka z Rositą, więc na swój pokręcony sposób jest ważny.

Właśnie, co wy myślicie na temat tej relacji?

Plus przepraszam wszystkich, którzy mogli się nieco zdziwić zachowaniu Mary. Macie jakieś teorie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro