Rozdział 13: "Piekło na zawsze"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od dnia ucieczki minęło już kilka tygodni. Kai wciąż starał się odnaleźć w nowym otoczeniu.
Jak co dzień przechodził właśnie przez dystrykt kanibali. Odpadki zawsze są lepsze niż grzebanie w śmieciach. Co swoją drogą też robił.

Tego dnia jak i poprzednich. Pewna dama wychodziła i zostawiała niewiele. Ale widział, że dla niego. Wstyd mi było przyznać.
Gdy tylko przybył do Pentagram City niemal od razu pożałował swojej decyzji.
Jednak musiał sobie poradzić. Innego wyjścia nie miał. Z obrzeży wybrał się do centrum, gdzie tak jak przypuszczał wszystkiego nielegalnego było pod dostatkiem. Pierwszy dzień minął mu oszczędnie ale bardziej skupiał się na turystyce niż na swoich problemach. Pomogło mu to.
Jednak gdy zaczęła zbliżać się noc nie niebezpieczne miejsce dawało dziwne odczucia.
Znalazł więc niezbyt przytulny kont w opuszczonym budynku.
Kiedyś był to prawdopodobnie blok mieszkalny ale zostały po nim tylko gruzy.
Niewiele myśląc chłopak zaczął skakać nad przepaściami aż uznał swój kąt za wystarczająco bezpieczny i przytulny. Miał bardzo zaniżone wymagania więc musiało wystarczyć mu to co zabrał ze sobą.
Położył się i zasnął.

Męczyły go koszmary oraz ta sama nieznana mu istota co rusz podsuwała mu inne powody by chłopak zamykał się w sobie. Mimo to Kai wiedział, że coś jest nie tak i "Mrok" czy cokolwiek to jest zamiast agresji powoduje u niego wyrzuty sumienia i smutek.
Budząc się rano spojrzał przez okno na budynek który intrygował go najbardziej: Wieża zegarowa.
Odliczanie wciąż trwało i choć wilk wiedział, że gdzieś z tyłu głowy wiedział co to oznacza to tak na prawdę starał się sobie przypomnieć co dokładnie.
Dnia kolejnego musiał spieniężyć sprzęt który zabrał ze sobą. Myślał przyszłościowo.

"Nie mogę wrócić do Imp City" - powtarzał ciągle - "będą mnie zasypywać pytaniami. Pewnie są na mnie wściekli. A jeśli w efekcie się ode mnie odetnął? Ludzie w gniewie robią różne... Rzeczy"
Gdy wrócił myślami znów do rzeczywistości właśnie odbierał pieniądze z zestawu. Zamierzał kiedyś po to wrócić. Zwłaszcza ze względu na dane jakie się tam znajdowały. Kopia zapasowa starego telefonu. Klucz do odkrycia przeszłości.
Istota jednak dała mu do zrozumienia, że on jest jedyną częścią jego przeszłości.

Kolejne dni z zegara upływały odliczając dni jego pobytu.

Puki co wróćmy do Canibal Town. Gdzie Kai kończył swój posiłek. Czuł się obserwowany. Ale co poradzisz gdy siedział na widoku w zaułku przy śmietniku. Może kanibale są jacy są ale jednak mają odrobinę kultury.
Niespodziewanie do zaułka zajrzała pewna starsza kobieta. Zaczęła krzyczeć przepędzając chłopaka. Musiała po prostu wydedukować, że to tutaj się chowa.
Z wystarczająco napełnionym żołądkiem Kai wrócił do spaceru poprzez miasto, które wbrew pozorom było dość spore.
Mimo dystansu i głodu który został zaspokojony wystarczająco wilczek wybrał się do wierzy drogą na około.
Chciał dotrzeć do wieży VVV's nim ci wyjdą. A jak dobrze pójdzie to obejrzy audycję Voxa.

Jednak idąc przez tereny największej dilerki broni. - Której imienia również nie pamiętał. - zauważył niepasujący element. Demona który poruszał się z pewnością siebie. Jakby nie bał się napadniecia, czy czegoś.

Wysoki demon którego głównym kolorem był czerwony z nienacka zniknął i pojawił się przed Kaiem.

-Nie uszło mojej uwadze, że mnie obserwujesz, mój drogi. - jego głos był dziwny. Jakby mówił przez mikrofon z lat 80. Albo... Radio...
-Przepraszam. Po prostu rzuca się pan w oczy. To dość dziwne. Jakby pan chciał celowo zwrócić uwagę.
-Bo istotnie tak jest! - Nie przestawał się uśmiechać ani na chwilę. - w końcu trzeba kiedyś powrócić do swoich korzeni.
-To istnie interesujące, ale przepraszam. Spieszę się.
-A gdzie cię nogi niosą? Czyż to nie piękny dzień na delektowanie się widokiem? - wskazał swoją laską na otoczenie. Przez chwilę Kai zastanawiał się czy nie sięgnąć po swoją broń.
-Z bajki o czerwonym kapturku wywnioskować można, że lepiej nie podawać dokąd się idzie... - zripostował chłopak.
-Widzę jednak, że to ty przejmujesz rolę wilka. - odciął się demon, z kulturą która zadziwiła wilczka.
-A pan mógłby robić za Kapturka. - chłopak zaśmiał się lekko. Czekając dokąd zaprowadzi go ta rozmowa.
-W istocie, jednak ja bardziej nadaję się na myśliwego. I proszę, gdy mówisz do mnie per "pan" czuję się niepotrzebnie postarzany. Alastor. Miło mi cię poznać.
-Kai. - nagle uświadomił sobie jedną z trzech rzeczy: pierwsza, to demon jeszcze go nie porwał ani nie zabił. Druga, że na ulicy zrobiło się jakoś dziwnie cicho. I trzecia, najgorsza. To był Demon Radiowy... Wielki demon o którym krążyły legendy.
Mimo przestraszonej postawy chłopaka demon nie zmienił się choćby o milimetr. Wciąż trzymał rękę do uścisku.
Kai z wachaniem podał mu ją.
-Demon Radiowy...? - niepewnie zapytał.
Alastor niespodziewanie i energicznie potrząsnął jego ręką. Nie wydawał się groźny. Czyli pewnie wobec losowego przechodnia jakim był Kai miał neutralne zamiary. Umówmy się. Jeśli chodzi o Alastora to nie można mówić o dobrych zamiarach. No chyba, że chodzi o płeć piękną. Wtedy istotne RadioDemon jest szarmanckim dżentelmenem.
Chłopak mógłby przysiąc, że cień demona ogląda go z uśmiechem jeszcze większym niż uśmiech jego właściciela.
-Ach ta dzisiejsza młodzież. Pewnie nigdy nie słuchałeś moich audycji. Racja?
Nagle chłopak uspokoił się. Co prawda nie mógł konkurować z kimś tak potężnym ale przynajmniej mógł spieprzać dość szybko by uciec z zasięgu wzroku rozmówcy.
-Przykro mi, - Powiedział nagle Alastor gdy chłopak się zastanawiał - ale już muszę odejść. Muszę spotkać się z pewną osobą. Mam nadzieję na ponowne spotkanie.
[Spoiler alert: radiowiec jednak nie dotarł na miejsce]
Gdy demon odchodził Kai stał w osłupieniu. Starał się pojąć co się właściwie wydarzyło. Ale po minucie stania odpuścił sobie. Na ulicy znowu było pełno demonów które pilnie robiły zakupy.
"Ciekawe czemu im się tak spieszy?" - zapytał się siebie w myślach po czym sam sobie przypomniał.
-rzesz...
Głód nagle powrócił niespodziewanie z wielką siłą więc chłopak postanowił wrócić do kryjówki gdzie była pewnie jakaś konserwa.

Jednak zabłądził.

Zamiast do wierzy trafił na obrzeża dystryktu V's i środka pentagramu.

Głód dawał o sobie znać a on sam nie wiedział co robić.
W pewnym momencie zauważył spacerującego demona.
Pajęczy demon jadł właśnie hot doga którego parówka wyglądała jak... Hmh...
"Lepsze to niż nic... Okay... Już chyba nic byłoby lepsze..."
Chłopak wybrał moment gdy demon był zajęty na odczytywaniu wiadomości i chwycił zdobycz.
Wciąż powtarzał "przepraszam" gdy uciekał z jedzeniem.
Na twarzy Pająka Femboya pojawiła się złość jednak szybko przeniosła się na telefon. Krzyknął jakieś przekleństwo z gniewem chowając telefon ruszył w przeciwną stronę niż Kai.

Chłopak miał wyrzuty sumienia jednak nie miał wyboru. Bo albo kradzież albo głód. Robił to już niejednokrotnie i czuł się jak miejscowy kundel. Jak ten w filmach animowanych. Byli tacy co go lubią choć nie znali. Jak i przeciwnie.

Po dotarciu na miejsce kundelek dopełnił żołądek tym co miał pod ręką.
Wystarczyło to na przetrwanie nocy.
Jeszcze raz chłopak spojrzał przez okno nim zasnął.
Zegar pokazywał jeszcze siedem ostatnich dni...

###

Choć chłopak wczuwał się w swoje nowe życie często zmieniał harmonogram.
Mimo to jednak wiedział co robi. Wciąż szukał swojego miejsca choć dobrze mu było w opuszczonym budynku.
Obserwował coraz większy niepokój demonów na odliczenie. Niektórzy jednak nie zwracali na to uwagi. Ci najbardziej go fascynowali. Ta mniejszość była najbardziej warta jego uwagi.

Tego dnia miał szczęście
Przechadzając się ulicami trafiał na masę demonów która chętnie oddawała mu cześć jedzenia za słodkie oczka.
Z pełnym brzuchem chłopak mógł spokojnie szukać nowych miejsc. Nowe miejsca oznaczają zwykle inne demony i szansę na coś do jedzenia.

Więc tak zrobił udał się na jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w pentagramie. Osiedle Dnia Sądnego.
Ale tam można było znaleźć dużo porzuconych rzeczy. Wartościowych i tych mniej.

Przemierzając dystrykt zbierał rzeczy które można by spieniężyć. Nie tylko rzeczy codziennego użytku lecz także broń, w pół wypełnione magazynki czy używki. Z obrzydzeniem pogodził się z swoją "pracą". Życie to nie bajka a to jest prawdziwe piekło...
I nie wszystko jest kolorowe.
Zamyślony wilk wpadł na demona. Rogata bestia widocznie była grzesznikiem. Choć wyglądał na przerośniętego chochlika.
-przepraszam. - szybko powiedział ogar.
-patrz jak chodzisz, pchlarzu.
Kai starał się oddalić jednak demon złapał go.
-o nie, nie, nie. Zapłacisz mi za to.
-za co?
-tak dla przykładu.
Strach chłopaka powoli zastępowała złość.
-nigdzie nie idę! - futrzak zaparł się i wyrwał rękę z uścisku.
Chłopiec chwycił sztylet który w ruchu zmienił się w miecz.
Głos w jego głowie przemówił niemal od razu.
"Tak długo się przed tym broniłeś. Tak długo nie walczyłeś... Sądzisz, że jeszcze to potrafisz? Śmierć leży w twojej maturze... Wykończ go..."

Ogar podskoczył i wbił miecz w bark demona. Wyciągnął go jednak nim ten zdążył go złapać. Następnie prześlizgnął się między jego nogami raniąc jedną z nich po czym skoczył ponownie by uderzyć w plecy rogacza. Ten jednak mimo powolnych ruchów zdążył się odwrócić i złapać ogara za szyję.  Na szczęście jakby z opóźnieniem dotarło do niego, że ma zranioną nogę. Rozluźnił uścisk, co wykorzystał Kai wbijając sztylet od spodu przebijając ramię na wylot. gdy tylko trochę się odsunął, demon próbował go gonić. Zranioną noga jednak mu na to nie pozwoliła i rogacz upadł.
"No dalej... Wykończ go... Jesteś słaby. brak treningu ograniczył twoje możliwości. Twoje moce. Zmiekłeś"
-oh, zamknij się. - powiedział wyprowadzając kopniaka na czaszkę demona pozbawiając go przytomności. - ale rację masz... Nie zawsze mogę uniknąć walki...

###

Do eksterminacji pozostało 5 dni. Od czasu walki chłopak trenował. Zaciekle i ciężko.
Kasa zarobiona z łupów pozwoliła mu zaspokoić głód na jakiś czas. Niedługo niestety znów zabraknie jedzenia i Kai będzie musiał sobie poradzić.
Po skończonej przebierzce zgłodniał więc udał się do sklepu.
Na telewizorze nad głowami kasjerów leciały właśnie wiadomości.
-"Już tylko pięć dni do corocznej eksterminacji. I jak zwykle mamy przejebane. Lepiej pozostańcie w domach."
Wreszcie chłopak zrozumiał. Eksterminacja. Coroczna tradycja aniołów schodzących do piekieł by zrobić czystki...
-tak, a najlepszy towar jak zwykle ucieknie koło nosa. - stwierdził blady demon za kasą. Choć w sumie nikt nie jest na tyle jebniety...
-jaki towar? -zapytał Kai.
-słyszałeś młody o anielskiej stali?
-to ona pozwala zabić demona...
-to po chuj zadajesz oczywiście pytania? - demon westchnął. - jak masz takie cudo to całe piekło trzęsie portkami. Ale albo zdążysz zabrać to z ziemi zaraz po albo jesteś na tyle głupi by zbierać zapasy podczas eksterminacji. Śmierć na miejscu gwarantowana.

Chłopak siadł na murku i zaczął rozmyślać. Gdyby zdobył taką broń to sprzedałby ją za znaczną sumkę. Miałby spokój z jedzeniem na jakiś czas. Zwłaszcza, że nie wiedział czy nie umrze z głodu do tego czasu...
Dojadając ostatni kęs ruszył w stronę Doomsday District.
Nie długo trwała jego wędrówka gdyż zauważył go pajęczy demon.
-ej, ty! - zawołał.
"Ile można rozpamiętywać jednego hot doga"
Dla niepoznaki jednak chłopak szedł Dalej spokojnie udając, że to nie o niego chodzi.
-stój! Mówię do ciebie!
Kai zatrzymał się jednocześnie stając tak by szybko wyciągnąć sztylet.
-tak?
-to ty...
-ja? Co ja? Diable... O co ci chodzi człowieku?
-muszę się ukryć na jakieś... Dwie godziny i Dwadzieścia minut. Da się zrobić?
- czemu ja?
- Wiesz kim jestem?
-demoniem-pajakiem?
-coś w ten deseń. Szef mnie szuka ale jak mnie nie znajdzie to da mi spokój.
-to co z ciebie za pracownik?
-zmeczony. Idziesz na to czy nie?
-nie.
-czemu?
-bo zakosiłem ci żarcie a ze wszystkich demonów na tej ulicy podszedłeś do mnie. Podejrzane.
Ogar odwrócił się na pięcie i bez zbędnych słów odszedł, zostawiając gejpajonka na środku chodnika.
"Tak jest! Demon bez serca! Coś zaczynasz powoli łapać."
-Nie ufam demonom. Czemu miałbym prowadzić go do mojej kryjówki? Jeszcze by mnie okradł albo coś zrobił. Nie dzięki...

Chłopak kontynuował swoją wędrówkę. Już sam nawet zapomniał dokąd szedł więc zawrócił w stronę kryjówki. Myślał tylko o tym jak może jeszcze trenować swoje zdolności. Nie musiał bać się o bliskich bo... Nie miał już nikogo.
"Pocieszające..."

Ktoś złapał go za ramię więc Kai się odwrócił.
-a co my tu mamy? - zielony demon o wyglądzie jakby był porośnięty mchem przemówił niskim tubalnym głosem. - kundel bez opiekunka? Dokumenty poproszę.
Już kilka razy chłopak miał styczność z policją jak i z chyclami. I nieraz udało mu się uciec.
I nagle głód uderzył chłopaka jak pięść która zresztą uderzyła go również zaraz po tym jak próbował uciec. Chłopak zastanowił się kiedy ostatnio jadł.

To było coś tak przed spotkaniem z pajeczkiem... chłopak sądził wtedy, że najadł się wystarczająco. Ale przeliczył się. Coś w tym było nie tak ale nie potrafił stwierdzić co dokładnie. Sztylet odpiął się i wpadł pod furgonetkę hycla.
"Jak niefortunnie..."
Chłopak więc musiał walczyć wręcz. Wszystko działo się dla niego zbyt chaotycznie i za szybko. Sam nie wiedział kiedy demon go obezwładnił. Czuł się słabo... Już maił przyjąć porażkę gdy nagle stało się coś czego nawet on się nie spodziewał.
"Co tak na mnie patrzysz? To nie o mnie mowa"
-A co tu się dzieje? - Pajęczy demon podszedł bliżej.
-A co cię to? Kundli z ulicy łapię. Taka robota. - jednak gdy zauważył z kim ma doczynienia od razu zmienił ton. - no witaj, śliczności...
Długo się nie zastanawiając Angel Dust podjął decyzję.
-A co ty tu robisz z moim zwierzaczkiem?
-Twoim?
-Tak... Nie wiem czemu mi zwaiałeś ale masz wracać już!
-co za cyrk... - ogar wypuszczony przez hycla wstał i otrzepał się.
-Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. - odparł demon i odjechał.
-Nie ma za co. - powiedział pająk i pojawił okulary przeciwsłoneczne.
-Dzięki...? Po co?
-Za chuja nie wiem... Nie rozpamiętuj tego za bardzo, okay? Taka dobra rada..
-Czyli... Jesteś tu jakaś szychą?
-Dużo więcej furrasku... Każdy chciałby mnie mieć. - Pająk poprawił dekolt. - Ale...
-Niech zgadnę... Dalej szukasz schronienia? Lepsze schronienie niż schronisko.
-Chwila... Coś ci... Wydaje... - Dust złapał za strzalkę która tkwiła w plecach ogara. - mocny towar. Ja się dziwię, że jeszcze na nogach stoisz...
-Ale żyję... - Mimo zimnego sposobu wymowy chłopak poczuł szczęście, że ktoś mu pomógł. Nawet interesownie. Niewiele było takich dusz. Wręcz... Dwie na całe piekło. Tyle przynajmniej puki co spotkał.
Chłopak zaczął prowadzić nieznajomego do swojej kryjówki. I choć nie uważał to za dobry pomysł to i tak musiał okazać choć trochę wdzięczności.
Albo inaczej. Nie musiał, lecz chciał. Chciał odwzajemnić się dobrem za dobro.
"Rozkminiaj tak jeszcze dłużej a ktoś zadźga cię od tyłu."

Po kilkunastu minutach byli już na miejscu. Przybysz był dużo lepiej wysportowany niż mogło by się wydawać. Niemal w tym samym momencie co Kai,  pojawił się na określonym piętrze.
-pięć dni, hmm? - zagaił Demon.
-codziennie widzę upływający czas a nie wiem czy dotrwam do tego dnia. Ani czy przetrwam ten dzień...
-Co tak mrocznie? Wyluzuj się. To w końcu piekło.
-Piekło to ja przeżywam codziennie. "Zabij albo zostań zabity" - przytoczył cytat który akurat wydał mu się adekwatny. - możesz zostać jakiś czas tylko zostaw mi trochę jedzenia. I tak jest go niewiele.
Pajunk rozejrzał się po przestrzeni ponownie szukając jakiegoś punktu zaczepienia do rozmowy. Jednak odpuścił sobie widząc wrogość gospodarza.

Chwilę później Kai podał. Mu jakieś jedzenie z puszki i oboje zaczęli jeść.
-Dobra... To dowiem się w końcu czemu tak usilnie starasz się ukryć? - niechęć ogara do rozmowy znacząco spadła więc to teraz on szukał tematu do rozmowy.
-Odpowiedź za odpowiedź słonko...
-Stoi.
-Czemu ukrywasz się tutaj? -Jako pierwszy spytał Demon.
-To jak na razie najlepsza kryjówka... W stanie dość złym by nikt tu niczego nie szukał ale dość dobrym by nie zawaliło się po jednym kroku. - odpowiadał szczerze. - moja kolej. Kim jesteś i czemu aż tak bardzo boisz się szefa?
Mimo zadania tego pytania w nieco żartobliwy sposób Dust przestał jeść i zaczął mówić.
-Jestem Angel Dust. Piękielnej sławy gwiazda filmowa.... W tym znaczeniu o którym słyszeć nie powinieneś. Valentino... Cóż... Jest dość specyficzny... Jako mój... szef... Zleca mi różne... Zadania związane z moją pracą. Ale nie zawsze mam na to siłę. Nawet najbardziej napalona nimfomanka nie dała by rady. Dobra rada. Nie sprzedawaj duszy... Nigdy.
-Słyszałeś duszę Overlordowi? To trochę wyjaśnia.
-Przynajmniej teraz nie muszę udawać. Bo nie mam do kogo. Aż tak mi się za kratki nie spieszy by flirtować z dzieciakiem...
Żart wyszedł bardziej niezręczny niż śmieszny więc po chwili ciszy zaczęli się śmiać.
Tak w skrócie minęło im następne półtorej godziny. Śmiali się, gadali. Angel opowiedział o Valentino i happy hotelu w którym pojawił się ponad tydzień wcześniej.
Kai opowiadał o tym jak było w Imp City. Pomijając I.M.P chochliki i w sumie większość faktów. Wspomniał o Stolasie, Verosice i imprezie u Bee. Oczywiście pomijając większość faktów.
-Czyli obracasz się w niezłym towarzystwie widzę.
-kiedyś tak. Obecnie siedzę tutaj zdala od przeszłości...

###

Kai obudził się dziwnie wypoczęty. Choć to może dlatego, że spał nieco dłużej niż zwykle. Do eksterminacji zostały dwa dni. Czyli chłopak musiał uzupełnić zapasy nim Anioły zejdą do piekieł. W tym celu udał się na osiedle dnia sądnego. Nauczył już się tam poruszać, a zbieranie przedmiotów stało się opłacalne.
Krzyki demonów podczas wojny gangów przecinały powietrze niczym sztylet który chłopak zawsze nosił przy sobie.

Po zakończonej misji ogar udał się pod adres który kilka dni wcześniej podał mu Dust. Happy hotel...
Przyjglądał się budynkowi z daleka zastanawiając się czy nie podejść bliżej. W przypływie pewności siebie podszedł do drzwi i chwycił klamkę.
Już był gotów by pociągnąć drzwi jednak ktoś właśnie otworzył je od środka więc chłopak się wycofał.
[Wiem, że dziwi są otwierane do wewnątrz :P]

[Szczerze? Całkowicie wyczerpała mi się wena na ten rozdział. Nie mam pomysłu też co dalej. Po prostu przewinę do momentu w którym chciałem ten rozdział zakończyć.]
[Nie wińcie mnie. To przyjaciół mych duchów sprawa jest]
[I tak nie wiem czemu to czytacie. Na tle innych opowieści innych osób to wyszło... Nuh uh. Cokolwiek to znaczy XD]

Wracając do "domu" zastała go niemiła niespodzianka. Ekipa rozbiórkowa właśnie wysadzała jedyne miejsce w którym czuł się bezpiecznie. Jedyne jakie mu zostało. A on mógł tylko stać i patrzeć. Gdy ostatni element upadł z hukiem na ulicę chłopak zdał sobie sprawę, że właśnie stracił całe zapasy jakie posiadał. Tymczasowo uczucie starty wypełniło pustkę w brzuchu. Jednak co dalej?
I znów mając przy sobie tylko to co zdołał zabrać ruszył przez Pentagram.
Nie było czasu by szukać schronienia więc po prostu położył się w zaułku i przykrył kartonem. Tak jak wtedy gdy jeszcze nie znalazł schronienia.

###

Obudził się gdy ktoś próbował okraść go. Zaskoczony demon otrzymał przebitą rękę. Oj długo mu się będzie goić. Od razu uciekł.
Była ledwo godzina 7 lecz eksterminacja miła zacząć się w samo południe.
Chłopak nie miał wyjścia i zaczął szukać schronienia.
Jednocześnie musiał martwić się o głód.
Czyli żyć by nie umrzeć i nie umrzeć by żyć.
Czas mijał nieubłaganie a on nie miał szczęścia w szukaniu.
Musiał walczyć z kilkoma demonami o broń i zapasy.
Po jakimś czasie wreszcie, dobył tyle by być spokojnym przeżycia pierwszej eksterminacji. Nie chciał walczyć z aniołami.
Nie wiedział co potrafią a nie znał kogoś kto przeżyłby spotkanie z tokowym.
(Ostatnio osoby które spotkały anioły są raczej niemrawe nie sądzicie?)

Przemierzając piekło sprzedawał i wymieniał znalezioną broń.
Już niewiele czasu zostało na znalezienie kryjówki... Zbyt mało.
Tak mało, że aż wcale.
Dzwony o dźwięku kościelnych rozbrzmiały na cały Pentagram.
Ogar ujrzał widok zapierający dech w piersiach. Jednocześnie piękny i straszny. Niebo rozerwało się tuż nad zegarem. Anioły wyleciały jak muchy z lodówki pełnej zgniłego jedzenia.
Biel i złoto przebiły zwykle czerwone niebo.
-Oh cholera...

[Ha ha! I tutaj przerwę. Czemu? Bo jestem zły. A tak poważnie.
Nie pisałem nic przez dość długi czas. Już całkowicie zapomniałem na czym to polega.
Macie tu rozdział bo tak łatwo nie porzucę tego czegoś.
Tak szczerze to przypomnę wam znów. Zakończenie znam jednak nic poza nim. Nie mam pomysłu na shipy. Nie mam pomysłu na fabułę czy nawet na postać.
Stąd macie tak beznadziejnego głównego bohatera.
No ale nie mogę zostawić wattpada. Nie będę jak 50% twórców. Bo jednak ktoś to czyta.
Kai jest dalej bardziej idiotyczną postacią niż ja. Również Kai.... Jednak o nim wiecie więcej niż o mnie.
Tak bywa...

Jak zwykle zanudzam was tym oto monologiem ale w sumie piszę go na siłę XD

Trzymajta się tam.
~Kaiiii ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro