Rozdział 9 "pierwszy miesiąc"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień 31
Oficjalny pierwszy miesiąc w piekle uważam za udany.
Czemu 31 A nie 30?
Otóż Blitz uznał, że miesiąc trwa 31 dni.
Stwierdził tak po tym jak Moxxie pogratulował mi pierwszego miesiąca pracy w firmie. Szef chyba zapomniał.
Mimo, że niczego od niego nie wymagałem, on powiedział, że miesiąc ma 31 dni więc dziś przygotuje mi "coś specjalnego"
Ciekawe czy muszę się tego obawiać?

Koszmary...
Odeszły...
Nie całkiem Ale nie widziałem tego kogoś lub czegoś od czasu...
Chyba pierwszych zakupów.


Dobra, pora ruszać do pracy.

################

Kai zamknął swój notes. Od dnia po pierwszym wolnym dniu spisywał tutaj każdą nawet najmniejszą przygodę. Kto wie, może kiedyś będzie tego potrzebował...
Chłopak westchnął i zasiadł przy laptopie.

Kilka nowych powiadomień, nic ciekawego.

Do wyjścia ma tylko 30 minut.

***

Millie poprosiła by wilk doczekał chwilę przed drzwiami. Ustawił się więc koło windy i cierpliwie czekał.

Po jakimś czasie wyszła do niego Loona.
-Dobra, wchodzić. - Powiedziała gapiąc się na ekran (A o czym była ostatnio rozmowa?)

Kai przekroczył po woli próg i usłyszał głośne "niespodzianka". Ciekawe jak by to było gdyby faktycznie to było aż tak niespodziewane.
Blitz usadowił go na jakimś krześle i nałożył mu na szyję wieniec z widocznie przekreślonym napisem "nasze kondolencje". Potem założył mu jeszcze czapeczkę imprezową. Oraz wręczył (wcale nie podejrzane) pudełko.
-No otwórz. - poprosił szef.
Chłopak przebywał już trochę w towarzystwie Blitza więc wiedział, że dosłownie wszystko może się wydarzyć.
-Dobra? - Odparł otwierając pudełko.

Z paczki wyskoczyło całe stado pająków, które od razu poszły w stronę Loony i na niej osiadły.
-Jasna kurwa. - Powiedziała wilczyca. - Znowu...
-Masz pająka na... - Powiedział Kai. - No wszędzie Tak na prawdę.
-No dzięki. - Powiedziała sarkastycznie z wyrzutem. - Jakoś nie zauważyłam.
-Dobra Loonie. - Blitz próbował złagodzić sytuacje. - To Ty może idź się ogarnij, a my omówimy plan na dzisiaj.
-To, TO nie było wszystko!? - spytali z przerażeniem jednocześnie Kai, Moxxie i Millie.
-Czeka nas dłuuugi dzień... - Szepnął Kai.

***

Po szybkim OGARnięciu się Loony (żart na poziomie Sansa z Undertale) Blitz rozpoczął omawianie planu.
-Dziś mamy zadanie by zabić... - Imp zrobił dramatyczną pauzę. - cały gang.
Moxxie aż zakrztusił się powietrzem z wrażenia. A Millie wyglądała na zachwyconą.
-Czyli...? - Zapytał Kai.
-Idziesz z nami... - Odparł szef
-Ale ja nawet nie wiem jak...
-Popieram. - Stierdziła Millie. - Myślę, że to za szybko. Może mu się coś stać.
-Tak czy siak... - Odpowiedział Blitzo. - Idziesz. Trzeba zwiedzać świat.
-Ale... - Loona, Moxxie, Millie i Kai próbowali wybić mu ten pomysł z głowy.
-Zgoda. - powiedział niechętnie Chłopak.
-Jak on idzie to ją też. - Loona wyrwała się.
-Ni... Nie mam wyboru... Dobra ty też idziesz.

[I W tym momencie przestałem pisać i zaatakował mnie brak weny...
Nie wiem co mogę dalej napisać...
Nie mam teraz Internetu (piszę offline) więc spotify nie odpalę (Premium ni mam)
Ale podejmie się tego wyznania bo lubię wyzwania.
Niestety ten rozdział może być trochę słabszy niż pozostałe

~KajKD ]

-Super, czyli idzie cała ekipa. - stwierdził wilk. - To gdzie jest ta misja?
-W Nowym Yorku. - szef podszedł do Kaia. - liczę na to, że sobie poradzisz.
-Dzięki, szefie. Nie zawiodę Cię.
-Ale pozostaje jeszcze jedna sprawa. - zauważyła Loona. - Twój wygląd. Nie możesz sobie tak paradować po mieście w tej formie. Chyba, że umiesz ją zmienić...
-faktycznie... - Stwierdził szef. - Ale będziemy się martwić tym już na miejscu. Kai? Czy dostąpisz zaszczytu otworzenia przejścia?
-Jak na jeden dzień to całkiem sporo ale spróbuję. - Stwierdził chłopak.

Blitz podał chłopakowi książkę na stronie z zaklęciem.

[Ale mi teraz wpadł pomysł na późniejszą część. No ale nie powiem bo spoiler będzie]

[Edit: już coś takiego widziałem gdzieś indziej w innej formie Ale i tak napiszę to w tym rozdziale]

Kai odczytał na głos zaklęcie. Jednak coś zdawało się być nie tak. Wilk przez chwilę stał z twarzą bez wyrazu patrząc się w książkę. Ściany wydawały się postarzać, A światła zaczęły mrygać. Millie schowała się za Moxxiego A Blitzo za Looną. Cała czwórka po woli wycofała się do wyjścia jednak drzwi okazały się być zamknięte. Nagle otworzyło się przejście A chłopak upadł krzycząc: "Nie".

-Wszystko w porządku? - Zapytał szef. - może faktycznie to był zły pomysł?
-W-wszystko w porządku. - odpowiedział Kai. - poradzę sobie.

Portal był otwarty w ciemnej uliczce czyli chyba najlepszym miejscu do tego możliwym. Po lewej stronie znajdowały się śmietniki i ślepy zaułek, a po prawej ulica. Na ścianach przyczepione były liczne plakaty, najlepszą dekoracją było jednak graffiti znajdujące się na przeciwko portalu. Sama uliczka miała jakieś 4 stopy szerokości, i 6metrów długości.

-To co teraz? - Zapytał Kai. - wiesz... ja tam jestem na misji pierwszy raz...
-czyżby kogoś tu zajadał stres? - Zapytał szef oglądając się z za rogu portalu i wyciągając worek z... przebraniami.
-absolutnie tak. -przyznał chłopak- Ja się do tego nie nadaję...
-hej... - Millie wtrącił się w rozmowę zakładając blond perukę. - poradzisz sobie, wierzymy w Ciebie. Prawda?
-jasne jak pentagram na niebie. - orzekł szef (A mógł powiedzieć "słońce")
-oczywiście. - dodał Moxxie wyciągając z worka opaskę na oko.
Loona na chwilę odezwała się od telefonu i podeszła do wilka. Położyła mu jej prawą dłoń na jego lewym ramieniu.
-Ja też w Ciebie szczerze wierzę... - powiedziała. - dobra szybka lekcja...

Loona rozpoczęła szybką przemianę w swoją ludzką formę.
Powietrze lekko zamigotało A wilczyca zmieniła się w człowieka.

Ludzka postać Loony była w dużej mierze identyczna z jej postacią piekielnego ogara. Jej kolory oczu były odwrócone, ponieważ miała białą twardówkę z czerwonymi tęczówkami. W swojej ludzkiej postaci nieco się skurczyła, wydaje się być średniego wzrostu w porównaniu do większości ludzi i nieco nieco szczuplejsza niż normalnie.

Zachwała ten sam strój co poprzednio, ale z dodatkiem czarnych podkolanówek i wysokich tenisówek oraz czarnej szminki. Jej naszyjnik również stracił kolce, a zamiast rozdartego prawego ucha ma teraz po dwa kolczyki w każdym uchu. Jej głowa była ogolona z prawej strony.

[Przepraszam za to, że spamię co chwilę przypisami odautorskimi Ale Tak się zastanawiam...

wiecie co raczej świat się nie skończy jak to zrobię...

Prawda? ]

-twoja kolej. - powiedziała.
-dobra. - Powiedział pewien determinacji.

Wystawił prawą nogę do przodu. Ustawił się bokiem i skupił na jednym.-"ludzka forma"

Powietrze wokół zamigotało A chłopak znikną w płomieniu o bliżej nieokreślonym kolorze. Płomień był jednocześnie we wszystkich kolorach.
Nie był tęczowy, ani nie zmieniał koloru. Po prostu miał w sobie wszystko.

Chwilę później z płomienie ustały A wlik nie był już wilkiem...

Teraz był człowiekiem o wzroście niewiele niższym od Loony.
Jego skóra przybrała odcień lekko opalonej. Jego włosy były całkowicie naturalnie czarne, a ich długość wahadła się między "lekko przydługie", a "krótkie" poza tym nie miał jakiejś specjalnej fryzury czy przycięcia. Jego oczy były jeszcze czerwone, ale po kilku szybkich mrugnięciach zmieniły się na ludzkie o czerwonych tęczówkach. Po jeszcze chwili zostały szare.

Jego ubiór dziwnym zbiegiem okoliczności nie zmienił się. (Może dla tego, że miał na sobie dosłownie te same ciuchy co pierwszego dnia. A może dla tego, że tak wygląda za życia).
Był ubrany w czarną zapinaną bluzę z kapturem. Bluza ta posiadała dwie kieszenie po bokach, sznurki w kapturze oraz zamek który pozostawał lekko rozpoczęty odsłaniając biały podkoszulek.
Szare spodnie dresowe również były sznurowane oraz posiadsły kieszenie
Białe buty wyglądały dosłownie identycznie jak te które znalazł przy nim szef po tym jak trafił do piekła.
Co jeszcze ciekawsze pas z sztyletem który miał na sobie również się dopasował.

-wow... - powiedziała jednocześnie cała ekipa.
-co? - Zapytał Kai.- coś nie tak?
-wręcz przeciwnie... - Powiedział Moxxie.
-Nie... Nie spodziewaliśmy się tego.
-wyglądasz przeokropnie. - powiedział szef co zaskoczyło wszystkich poza Looną.
-To znaczy,że mu się podoba. - szepneła nie-wilczyca.

Chochliki już wybrały przebrania.
Moxxie wyglądał jak prawdziwy szef mafii. (Ciekawe dlaczego...) opaskę którą wygrzebał z sterty przejął Blitz by podkreślić wygląd bandyty. Millie... no cóż ona po prostu wyglądała Jak Millie w blond peruce i innych ubraniach.

Nadszedł już czas by opuścić tą uliczkę.
Blitz zebrał pozostałe przebrania do worka który przerzucił przez portal. Niestety ten przerwał się w locie i zawartość rozsypała się po biurze.
Loona jakby nigdy nic, zamknęła portal schowała książkę.

Gdy tylko wyszli na ulice chłopak nie mógł oderwać od nich wzroku. Wysokie budynki robiły ogromne wrażenie na kimś kto zwykle przesiaduje w domu.
Kai był na tyle zapatrzony w otoczenie, że nie zauważył nadchodzącej z naprzeciwka grupki.

-Serio? - Zapytała różowowłosa. - Serio Cię o to poprosił?
-Ta... - odpowiedziała dziewczyna o czerwonych oczach. - jeśli nam się nie uda... On sobie nie poradzi...
-A po co to wszystko? - Zapytała 3 dziewczyna o brązowych oczach i szmaragdowych oczach.
-Jeśli to się stanie, to nie wiem czy uda mi się mu pomóc... - stwierdziła czerwonowłosa.
-i po to zlecił nam tę misję? - Zapytała szmaragdooka.
Bardziej NAM. - Odparła dziewczyna o włosach czerwonych wyraźnie zaznaczając, że chodzi o nią i różową.
-To niech użyje tych swoi... - brązowowłosa nie dokończyła bo chłopak wpadł na nią.
-najmocniej przepraszam. - Powiedział szczerze.
-nic się nie stało. - odparła zielonooka. - po prostu jesteśmy w złym miejscu o złym czasie.
-Teoretycznie, nas nie powinno tu być. - powiedziała różowowłosa.
-właśnie... lepiej już pójdziemy. - pożegnała się brązowłwosa - Pa...

Po tym dość nietypowym spotkaniu Blitz zaprowadził ekipe poza miasto gdzie mieściła się siedziba gangsterów.
Był to potężnych rozmiarów budynek który prawdopodobnie był kiedyś hangarem. Jednak już z zewnątrz było widać, że został on przerobiony. Różnego rodzaju beczki, plakaty, graffiti i innych rzeczy dawała temu miejscu nietypowy klimat.
Pracownicy I.M.P skryli się za wielkim głazem.

-Tak w zasadzie szefie. - zapytał Kai. - to po co nam te przebrania skoro i Tak mamy zabić wszystkich?
-no bo... Ten... trochę to podkoloryzowałem. - odparł Blitz. - naszym zleceniem jest szef gangsterów i kilka pomagierów... Chociaż nic nie stoi na przeszkodzie aby móc dodać kilka celów...
-To jakąś tragedia. - dodał Moxxie.
-em... Blitz? - Zapytała Loona.
-Tak Loonie? - od zapytał ją Blitzo.
-czemu tu zjeżdża się tyle ludzi?

Faktycznie nagle do hangaru zaczęły przyjeżdżać różne pojazdy niczym z jakiegoś filmu jak "szybcy i wściekli"

-wdech i wydech. - Moxxie wyglądał na przejętego.
-mamy przekichane. - Powiedział Kai.
-oj tam, oj tam. Nic wielkiego. - stwierdził szef.
-sir, my w życiu tyle ludzi nie widzieliśmy w jednym miejscu. - odparł Moxxie.

-coś mi tu nie pasuje. - stwierdził szarooki. - Blitz, pokaż umowę.
-ja... ten... - próbował wymigać się Blitzo.
-szefie... - ponownie poprosił chłopak.
-dobra. - Powiedział szef po czym wręczył im umowę jaką zawarł chochlik na zabójstwo gangu.

Przez chwilę Kai wczytywał się w treść dokumentu linijka po linijce. Mimo nie do końca zgrabnego pisma Blitza chłopak i tak dobrze wiedział co jest tam napisane.

- . . . - Kai zaniemówił gdy przeczytał zlecenie. - wszyscy. Dosłownie wszystkich. Cały gang i szefowie innych. Kilka osób pośrednich. Szefie, jak mogłeś skłamać, że kłamałeś? Nie poradzimy sobie. Lista jest zbyt duża. Ochrona nas nie dopuści.
-pokaż no to. - poprosiła Loona. A gdy chłopak podał jej listę powiedziała: - raczej nie powinno być problemów.
-problemem tutaj jestem ja. - Powiedział chłopak. - nie potrafiłbym nikogo zabić, a co dopiero tylu.
-hej. - krzyknęła Millie. - wszystko będzie dobrze.
-Myślicie, że dam radę?
-Oczywiście.
-jasne
-yup

Po tych słowach chłopak poczuł się lepiej. Oraz zaczą obmyślać plan.
Rozrysował go na piasku patykiem.

-ok, moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby wysadzenie całego hangaru.
-ok? - Powiedział szef. - więc do...
-ALE... - przerwał mu Kai. - ...nie mam zamiaru uczestniczyć w zabijaniu niewinnych. Więc co powiecie na zabawę w hitmanów? Tylko Ci którzy są celami.
-to chyba najbardziej niebrutalny z brutalnych możliwości. - Powiedział Moxxie. - może być.
-więc pora wkręcić się na imprę.

***

-czego? - zapytał ochroniarz przed jednym z wejść.
-My jesteśmy umówieni. - skłamał Blitz.
-mhm, na pewno. - nie ma mowy. No chyba, że ty paniusiu. - położył dłoń na barku Loony

[Blitzo, Kai & me:
*Intensywny wkurw*]

-spokojnie Jonny, oni są z nami. - odezwał się ktoś z tyłu. Możesz ich wypuścić.
-Tak, madame. - odpowiedział ochroniarz.
-nie spodziewałem się tu was. - powiedział Kai.
-Jeszcze wielu rzeczy o nas nie wiesz. - powiedziała czerwonowłosa.
-świętować trzeba. W końcu nie codziennie... w sumie to nie ważne. - dodała szmaragdooka.
-szczerze to w takim zwrocie akcji spodziewał bym się bardziej Verosici która by mi jeszcze dokopała - powiedział Blitzo który najwyraźniej sądził, że ta zaraz się pojawi.
-No cóż wątpię by taka gwiazda miała się tu pojawić. - zażartowała różowowłosa.

Gdy wszyscy weszli do środka wszystko wygłądło jak naprawdę wielki bankiet Ale ubrany w otoczkę gangstersto-mafijną.
A z tyłu słychać było tylko:
-kurwa! Przecież ja jestem Micke.

-każdy ma listę?- spytał szef.
A po potwierdzeniu wszyscy się rozeszli by zająć się wyznaczonymi celami.

Kai na początku dostał typa na strzelnicy.

-strzelać nie umiesz czy jak? - Darł się jakiś facet na dziewczynkę. Po czym poszedł do baru zostawiając ją samą.

Chłopak wzią do ręki broń z której przed chwilą strzelała i przeładował ją.
-wiesz... - powiedział bez patrzenia na nią. - aby dobrze wycelować, trzeba nie skupiać się na celu tylko na otoczeniu. - powiedział trafiając w środek. - na broni i innych aspektach. Broń posiada celownik. Prawie każda broń inny. Ale zamysł i konstrukcja prawie identyczne w różności modeli. - znowu strzał w środek. Poza tym kim jest ten facet?
-hm? - Zapytała dziewczyna która zrozumiała, że ostanie pytanie nie było poradą.
-ten gość, kim on dla Ciebie jest? - ponowił pytanie znowu trafiając do celu.
-on, jest moim ojcem. Od kąd mama umarła... cóż, on był taki nawet przed. Nienawidzę go. Mogłabym pójść do cioci Ale to ojciec wygrał rozprawę.
-a jak bardzo kochasz ciocię?
-bardzo. Ona jako jedyna mnie wspierała bezgranicznie. No ale jak już mówiłam sąd odrzucił jej wniosek.
-a twoja mama?
-nie, ona też mnie nie wspierała. Ale też nie byłam dla niej przeszkodą.
-miałbyś jak z tąd dostać się do cioci?
-raczej tak, niedaleko jest stacja.
-Tak na odludz~ chciałabyś może uciec od tego koszmaru.
-wątpię, że dasz radę mojemu ojcu.
-to, zobaczymy. A teraz. Żegnaj. - powiedział odkładają broń. - bo wątpię, że Jeszce kiedyś się spotkamy.
-żegnaj. - powiedziała wychodząc.

-gdzie ta mała kurwa jest? - zapytał mężczyzna wracając.
-raczej nie tam gdzie Ty tracisz.
-grodzisk mi więzieniem?
-nie... O wiele gorzej. - powiedział zmieniając na chwilę kolor oczu na ateistą czerwień.

A następnie facet leżał na ziemi z raną w czole.
-to nie było takie trudne. - powiedział Kai. - zwłaszcza, że pomogłem.

Po godzinie pół listy było już gotowe.
Imp zebrali się już w sali głównej gdzie zebrać się mieli tylko osoby które mieli sprzątnąć.

-to aż zbyt proste. - stwierdził Blitzo.

-drodzy zgromadzeni. - zaczął szef jakiegoś gangu. - zebraliśmy się tutaj by dobić targów i interesów. Jednak coś jednak nie gra. Ktoś tu ewidentnie ma radochę z powodowania "nieszczęśliwych wypadków".
Blitz, Moxxie, Millie i Loona wyciągnęli bronie i zaczęli zabijać szefów po kolei.
-broń mnie chuju. - gangster który przed chwilą jeszcze stał przed mikrofonem teraz zwrócił się do Kaia
-to zależy...
-od czego niby?
-ile osób zabiłeś, ile ludzkich żyć zepsułeś, ile?
-No, było tego trochę... Ale przynajmniej żyję ją mam władzę i pieniądze a ty? Nawet nie masz odwagi by z nimi walczyć.
-Masz rację... tylko po co grać do własnej bramki? - jedno cięcie wystarczyło.

Kai również dołączył się do zabijania.

W pewnym momencie nagle ktoś rzucił się na niego miarzdrząc go swoim ciężarem. Chłopak nie mógł użyć sztyletu bo ten w tej chwili służył mu do blokowania prętu który był prawie przy jego szyi Tak samo jak sztylet był kilka centymetrów od szyi atakującego. Nikt nie mógł mu pomóc bo wszyscy inni mieli swoje własne problemy.

"Gdyby tylko sztylet był trochę dłuższy" - pomyślał.

Nagle Kai poczuł smak krwi. Tyle, że nie jego.
Sztylet tkwił głęboko w gardle gangstera.
Chłopak zrzucił z siebie ciało i wstał po drodze zcinając głowe osobie za nim obracając mieczem jak śmigłem helikoptera.

Po woli szedł w stronę kolejnych ofiar i bez problemu zabijał.

-pomocy! - krzyknęła Loona otoczona przez kilku wielkich facetów.

Kai po raz kolejny przestał nad sobą panować. Wszystko spowiła ciemność jak w jakimś filtrze. Chłopak przybrał z powrotem swoją walczą postać. I biegł już w stronę dziewczyny.

Jeden z kulturystów został odrzucony przez swój cień prosto na wystające metalowe pręty.
Dwóch innych zostało zabitych jednym cięciem "łapy z cienia" ostatni został zabity przez Loonę poprzez skręcenie karku gdy próbował powoli cofać się w jej kierunku.

Następnie chłopak sięgał trupy by te zabijały.
Były dużo lepsi w walce niż gangsterzy ponieważ nie czuli strachu ani bólu.

Gdy już pomieszczeniu zostali tylko pracownicy I.M.P Kai przybrał ponownie ludzką postać.

-podniosło mnie trochę. - powiedział zmazując krew z twarzy.
-nie przepraszaj! - rozkazała Loona. Po czym powiedziała łagodne. - uratowałeś mnie...

-przyznaję, dość interesujący sposób spędzania rocznicy.- powiedział Kai
Millie spojrzała na Moxxiego.
-jeśli tego chcesz... - powiedział Moxxie.
-morderstwo, jakie to romantyczne. - zamyślił się Blitz.

-Chyba pora wracać i odebrać wynagrodzenie, co? - stwierdziła Loona.
-Tak, tak Loonie.

***

Gdy byli już wystarczyło daleko od hangaru Blitzo podał pilot dla Kaia.
-chcesz czynić honory?
-jak mi miło- powiedział udając oficjalny ton.

A po hangarze i ciałach został tylko krater.

-mogliście chociaż ostrzec ludzi, że hangar wysadacie. - odezwała się różowowałosa. Bo tak to musiałyśmy ewakułować wszystkich pozostałych na miejscu. . . Czyli siebie same.
-sorry. - powiedział Kai. - myślałem, że też uciekłyście.

***

Po woli już nastawała noc i trzeba było wracać do piekła.
Loona otworzyła portal a gdy wszyscy już przeszli, Kai zauważył kogoś na stacji
Dziewczynkę.
Ona również go zauważyła i uśmiechnęła się. Koło niej siedziała kobieta ją obejmująca.
Kai zasalutował i zmienił formę na postać ogara piekielnego.
Dziewczynka lekko zdziwiona patrzyła na niego z daleka. I w końcu powiedziała bezgłośnie: "dziękuję"

-czy Ty masz...- Loona lekko się zdiwiła.
-mam, co? - obejrzał się. - coś że mną nie tak?
-wiesz co, chyba po prostu jestem zmęczona.

Kai przeszedł już przez portal po czym ten zamkną się za nim. Jednak coś jeszcze zdołało przez niego przelecieć: "małe śnieżnobiałe piórko"
Chłopak podniósł je i schował do kieszeni.

-dobrze, pora zwijać interes. - powiedział Blitz. - młody, zaniesiesz książkę do sejfu. Ja nawet nie mam siły by się ruszyć.
-jasna sprawa.

Kai ruszył do biura szefa i już miał włożyć grimuar do sejfu ale tej wypadł mi z rąk i otworzył się na losowej stronie.
Chłopak podniósł ją

***

Kai znalazł się w dziwnej przestrzeni bez podstawowej logiki praw fizyki.
Całe to miejsce było nieskończenie wielkie a chłopak czuł jakby poruszał się po tafli wody.

Potem nagle znikąd zaczęły atakować bo obrazy i tak znalazł się na strzelnicy z dzisiejszego dnia. Ale zanim przybył.
Czas stał w miejscu a on przyjrzał się kartce leżącej na stoliku:
"Przekazanie spadku" a pod spodem dwa podpisy. Ojca i córki.
Potem nagle czas się cofną a przy stole siedział już tylko mężczyzna. Podpisywał on dokument z którego wynikało, że chciał oddać córkę do domu dziecka.

Potem kolejny skok.
Gdzieś zupełnie indziej.
"Fioletowy kryształ"

Znowu skok
Las oraz zwierzę przepłoszone, bo słyszało nadjerzdzający z niedaleka pojazd.

I jeszcze dwa
gdzie w pierwszym gdzie patrzył z zaskoczeniem na telefon a w drógim patrzył na samego siebie.

***

Chłopak odłożył księgę i zamkną sejf.
Cokolwiek to było na pewno wiedział jedno: postąpił dziś słusznie.

***

Kai mógł dziś znowu spać spokojnie więc już szykował się do snu.

Jednak nagle przyszła mu wiadomość:

#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#

Od: Vortex
Do: Kai
Temat: impra
Treść:
Siemka. Pamiętasz mnie jeszcze? W ten weekend organizuję z dziewczyną imprezę basenową i tak myślę... może byś wpadł. Żadna ochrona by wtedy nie była potrzebna. He he. A tak naprawdę to miło by było. Daj znać jeśli jesteś zainteresowany.

#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#

"Impreza?" - pomyślał chwilę. - "te piekielne muszą być pewnie ciekawe."
"Iść czy nie?"

#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#_#

Od: Kai
Do: Vortex
Temat: RE: impra
Treść:
Wchodzę w to.
Podaj tylko gdzie i kiedy

[Witam po po dość długim czasie ale w końcu jest.
jest nowy odcinek helluva boss (od wczoraj) i jeszcze jest nowy rozdział tego czegoś.
Wyszło jak wyszło
Ale macie lekki spoiler o czym będzie następny rozdział.
(Oraz takie których nie zrozumiecie aż do końca.)

Poza tym...
KTOŚ WŁAŚNIE CZYTA MÓJ SHITPOST

RATUNKU!!!

Do zobaczenia za...

Jak mi będzie starczyło sił i weny

Miłego poranka/dnia/południa/popołudznia/wieczoru/nocy/północy

Cross my heart and hope to die
Welcome to my darkside. ] (kij że piosenka inna)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro