Poza możliwościami

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Yahaba zastanawiał się, jak ma reagować. 

Szedł przez park, nie stwarzał światu ni ludziom problemów, ale jemu nie odwdzięczono się taką samą niegroźną obojętnością. Nie, świat i ludzie, świadomie czy nie, musieli mu dać w kość.

Zastanawiał się, jak ma zareagować wobec tych wszystkich całujących się par. Drażniły go. Największą ochotę miał poprosić albo o zaprzestanie precedensu, albo odwrócić wzrok, bardziej ostentacyjnie, niż to potrzebne. 

Ostatecznie wytrwale udawał, że nie widzi, zasuwając kaptur na głowę, wtykając dłonie w kieszenie i przyśpieszając kroku.

Może warto będzie zmienić trasę, którą docierał do szkoły.

Znowu.

Tak, w sumie i tak nużyło go repetycja identycznych widoków dzień po dniu. Wszystko inne męczyło oczy nie mniej, aczkolwiek ów jeden czynnik przynajmniej dało się zmienić, i to od ręki, jak natomiast mało co.

A coś wreszcie zmienić trzeba, skoro samo z siebie wszystko ino trwało w marazmie. 

Po chwili jednak pierwsze przejawy optymizmu poczęły obumierać, pusty żołądek skurczył się boleśnie, w irytacji, myśli uporczywie tropiły wspomnienia porannej kłótni; rozgorzałej przed jego wyjściem  z domu, trwającej w najlepsze, bez widoków na koniec, gdy w nerwowym pośpiechu wyszedł z domu, bez zważania na potok wymowy ojca.

Przynajmniej dzień został mu uproszczony. W tym stanie rozproszenia na próbnych egzaminach mógł postawić krechę. A przez szacunek do wychowawcy, którego zdążył polubić, aż do tego ranka nosił się z zamiarem spróbowania. Teraz nie została w nim motywacja, by choćby się podpisać, o czytaniu poleceń nie mówiąc. 

Prawie źle czuł się z tym, ze odda pustą kartkę. 

Prawie. Bo i tak nie widział szans, by coś na to poradzić. Zdarza się? 

xxx

Usiłował wyłowić na liście nazwisk własne. Być może zajęłoby mu to wielki, gdyby nie Kyoutani, który zatrzymał się przy nim i usłużnie wskazał palce odpowiednią pozycję. 

Shigeru drgnął, pozwalając się i obsunąć kącikowi ust, co nadało jego twarzy wyraz co najmniej nie najmilszy. 

Nie planował, ażeby wyglądał to w równie negatywny sposób, jak i nie chciał, coby jego "dziękuję" zabrzmiało tak szorstko, jak okazało się brzmieć. 

xxx

Chciał zanurzyć się w myślach na najbliższy czas. W pozytywnych, jeżeli to możliwe. Byle odciąć się od świata. 

I tylko nieprzewidziany fakt, że Kentarou siedział obok niego, wymykał się poza zonę ignorancji. Nie raził go takiż obrót spraw, nie, było mu tylko nieco... głupio. Z beznadziejnie założonymi rękami, bez długopisu chociażby; zaiste, nie najulubieńsza strona do pokazywania.

- Nie masz nic do pisania? - zapytał Kyoutani. 

Yahaba podniósł wzrok znad kartki, przytaknął, żeby jeno jakoś wybrnąć z coraz bardziej niezręcznej sytuacji, i wziął w milczeniu zaoferowany przez współtowarzysza z ławki przybór. 

Kentarou spoglądał na niego jeszcze nieco dłużej, oceniając skuteczność swojego drobnego wybiegu. Gdy szatyn pochylił się nad swoją kartką i od wpisywania imienia przeszedł do rozwiązywania pierwszego zadania, sam także zajął się swoją pracą. 

- Powodzenia - padło z ust rozgrywającego. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro