3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gości było bardzo dużo. Właściwie Rose zupełnie nie miała pojęcia, kto jest kim. Wielu istot nie znała i zobaczyła po raz pierwszy w swoim życiu. Było to jeszcze bardziej różnorodne towarzystwo niż we wiosce. Gdy szła cała spięta jak struna do sali bankietowej, modliła się tylko w duchu, aby nikt nie rozpoznał w niej człowieka. Pocieszało ją tylko to, że miała na twarzy maskę. Jednakże nie była pewna czy to wystarczy, skoro youkai mają dość dobry węch. Lawirowała pomiędzy istotami, próbując jak najszybciej dojść do stoliczka, przy którym miała siedzieć wraz z Kioshim, a co niektórzy goście spoglądali na nią z cichą ciekawością. Rose czuła jak poci się cała pod yukatą, a dłonie drżały lekko, ale starała się nie poznać po sobie zdenerwowania. Gdy w końcu doczłapała się do stoliczka, usiadła na jedwabnej poduszce i odetchnęła cicho. Tuż za nią spoczął Kioshi, uśmiechając się pokrzepiająco.
- Wszystko w porządku?
Rose odwzajemniła uśmiech, choć czuła jak jej twarz jest napięta ze stresu.
- Ujdzie. Gdzie jest Asami?
Kioshi prychnął lekko.
- Jak ją znam, to celowo się spóźni, by zrobić większe wrażenie, gdy przyjdzie. Lubi być w centrum uwagi.
Rose westchnęła pod nosem i dla zabicia czasu rozglądała się po sali. Mimo wszystko stwierdziła, że youkai chyba lubią wystawne przyjęcia. Wszyscy wesoło śmiali się i popijali już sake z maleńkich czarek. Wiele istot było elegancko ubranych i Rose podejrzewała, że również muszą to być osoby wyższe rangą. Ponad połowa w dodatku miała ludzki wygląd, podobnie jak Kioshi, co najwyżej z jedynie przebijającymi uszami lub ogonami. Rose obróciła głowę w drugą stronę. Metr obok siedział z kolei mężczyzna o sympatycznej twarzy i z małą, czarną bródką. Ubrany był w męskie kimono w liściaste wzory, a w pasie widniał zetknięty papierowy wachlarz. Poza tym, ku zdumieniu Rose, zza jego pleców wyrastały wielkie, czarne, ptasie skrzydła, w tej chwili złożone przy ciele. Mężczyzna zauważył jej spojrzenie i przerwał picie sake, spoglądając na nią z uśmiechem. Skinął głową w geście pozdrowienia, na co Rose zrobiła to samo i prędko skupiła się na talerzu wypełnionym wielobarwnymi przekąskami. Ze wszystkich sił starała się rozluźnić, ale póki co stwierdziła, że maska zdaje egzamin i wszyscy faktycznie myślą, iż była tylko kolejnym gościem z jeden z wiosek.
Nagle gdzieś rozbrzmiał gong, który potoczył się po całej sali, na co wszyscy goście natychmiast umilkli i skierowali spojrzenie na wejście. Rose również tam spojrzała i prędko przekonała się, na co wszyscy czekają. Gdy na salę weszła cesarzowa, Rose cicho wciągnęła powietrze zdumiona. Kobieta nie była już w postaci człowieka, a sporego lisa o iskrząco białym futrze i bardzo długim ogonie, ciągnącym się po posadzce. Lis miał na szyi wielki, bogato zdobiony naszyjnik ze złota, na łapach widniały złote bransolety, a na pysku odznaczał się szkarłatny wzorek. Poza tym całego lisa otaczała wyraźna mistyczna aura, którą można było wyczuć nawet z daleka. Asami szła z dumnie wyprostowaną głową, a wszyscy goście wlepiali w nią spojrzenie z całkowitym zauroczeniem i szacunkiem. Rose wpatrywała się oniemiała w cesarzową. Teraz już wiedziała, że i ona była jakimś gatunkiem bestii. Pomału zaczęła rozumieć, dlaczego uczepiła się Kioshiego. Z kolei ten prychnął cicho z pogardą.
- Cała Asami...
Rose szepnęła do niego:
- A więc ona również jest kitsune?
- Nie. Jest myobu. Są to lisie bestie uznane w naszym świecie za niebiańskie stworzenia. Coś w rodzaju świętych lisów błogosławionych przez same bóstwa. Bardzo potężne i bardzo szlachetne. Choć mam wątpliwości, by Asami była poświęcona przez bóstwa. Sądzę, że jest taką samą bestią, jak każdy inny. Została wybrana na cesarzową tylko ze względu na swoją moc – Odparł Kioshi krzywiąc nos.
- Rozumiem.
Rose patrzyła jak Asami siada na końcu sali na stosie jedwabnych poduszek, po czym w końcu przemieniła się z powrotem w ludzką kobietę. Rzecz jasna i w tej formie nie szczędziła na biżuterii i pięknych szatach, okalających jej smukłe, atrakcyjne ciało. Uśmiechnęła się szeroko do gości, mrugnęła okiem do Rose i Kioshiego, a po sali potoczyło się głośne pozdrowienie: „Niech żyje cesarzowa Asami Saiko!". Kolejny gong, po czym rozległa się muzyka, grana przez mały zespół orkiestry trzymającej tradycyjne japońskie instrumenty. Od razu wszyscy na nowo oddali się urokom bankietu, a dolewek sake i nowych przekąsek nie było końca. Również Asami zajęła się piciem trunku, trzymając dostojnie w dłoniach porcelanową czarkę.
Rose westchnęła lekko i ukradkiem otarła czoło pod maską. Chwyciła jedną z przekąsek, rolowane sushi z nieznanej jej ryby, i włożyła do ust. Na szczęście jedzenie nie było nawet takie złe. Popatrzyła na Kioshiego, który miał wciąż naburmuszoną minę i właściwie od niechcenia jadł przekąski, nawet nie zwracając uwagi na to, co zawierały.
- Kioshi, wszystko dobrze. Naprawdę podoba mi się bankiet – Uśmiechnęła się Rose.
Chłopak spojrzał na nią i również się uśmiechnął.
- Cieszę się, że się dobrze bawisz. Ja bym wolał być teraz zupełnie gdzie indziej. Ale chyba nie będzie żadnych problemów.
Westchnął pod nosem i nabrał łyk sake. Rose zaśmiała się lekko i chwyciła onigiri, obficie wypełniony pastą rybną.
- Cóż, skoro już tu siedzimy, to opowiedz mi jeszcze coś o tym świecie.
- Dobrze.
Kioshi, starając się już rozluźnić, zaczął opowiadać różne historie związane z życiem w cesarstwie. Rose słuchała go z wielką ciekawością i raz po raz śmiała się z zabawniejszych fragmentów. Oboje jednak nie zauważyli, że od pewnego czasu są uważnie obserwowani przez pewnego mężczyznę, który siedział kilka kroków od ich stoliczka. Od razu rozpoznał on Kioshiego i zaciekawiło go, kim jest jego towarzyszka. A miał niejasne wrażenie, że wyczuwa od niej obcy zapach, nie pochodzący stąd. Zmarszczył głęboko brwi przypatrując się Rose, jednakże maska skutecznie zakrywała jej twarz. Pokręcił do siebie głową i upił kolejny łyk trunku. Pewnie tylko mu się wydaje. Zapewne to tylko kolejna młoda bestia, zaproszona przez Asami. Cesarzowa lubi bestie wszelkiej maści. Mimo wszystko mężczyzna nie mógł się oprzeć, by od czasu do czasu nie zerkać na pobliską parę, intensywnie rozmyślając.

Bankiet trwał w najlepsze, a noc pomału zasnuwała całe cesarstwo. Wszyscy goście już dawno byli upojeni alkoholem i śmiechy były coraz głośniejsze. Wiele istot zaczęło niemrawo śpiewać, kołysząc się w miejscu, a inni legli na poduszki i spali jakby nigdy nic. Przyjęcie zdawało siętrwać bez końca. Służący wciąż donosili kolejne jedzenie w półmiskach oraz butelki trunków, a muzycy wygrywali wesołe melodie, nie odczuwając najmniejszego zmęczenia. Jedynie Rose czuła już coraz większe znużenie. Przechadzała się po sali dla zabicia czasu, ale kręciło się już w jej głowie od tych wszystkich śmiechów i ogólnego rozgardiaszu. Zerkała czasem na cesarzową, która rzeczywiście była pochłonięta zabawą, wlewając w siebie kolejne miseczki sake i chichocząc na wszystkie strony, gdy ktoś ją zagadał. Może i bankiet nie był taki zły, ale Rose poczuła, że chciałaby już wrócić do domu. Czuła się tu obco i wciąż niepokoił ją fakt, że w każdej chwili ktoś mógłby rozpoznać w niej człowieka.
W końcu zapragnęła zarzyć świeżego powietrza i prędko wyślizgnęła się z sali. Na korytarzu nikogo nie było, tak więc skierowała się do pałacowego ogrodu, który dojrzała wcześniej. Może posiedzi tu do czasu aż Kioshi da sygnał, że mogą opuścić bezpiecznie pałac. Miała już dość towarzystwa tych wszystkich pijanych istot. Wyszła na zalany księżycowym światłem ogród i odetchnęła z ulgą. Podważyła lekko maskę i popatrzyła na niebo. Noc była piękna i ciepła. W dodatku dookoła panowała cisza i Rose uśmiechnęła się do siebie. Rozluźniła ciesząc się spokojem. Może i ten świat miał swoje fascynujące zalety, ale wiedziała, że nie pasowała tutaj. Zobaczyła, co chciała i to jej wystarczyło. Mimo wszystko zachowanie cesarzowej nadal powodowało gorycz w jej gardle. Zdecydowanie wolałaby już wrócić do domu.
Nagle rozległ się głos, na który Rose aż podskoczyła.
- Piękna noc. Idealna na cesarski bankiet.
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i ujrzała jak o kolumnę opiera się z szerokim uśmiechem jakiś mężczyzna. Jego ciemne oczy uważnie wpatrywały się w Rose, na co ta lekko się spięła i pospiesznie naciągnęła dokładnie maskę. Przybysz zbliżył się powoli, nie przestając się uśmiechać. Rose zorientowała się, że musiał on być jakimś ważnym gościem, jako że miał na sobie bogato zdobioną, długą szatę o szerokich rękawach. Na nogach postukiwały drewniane sandały, a na długich, czarnych włosach widniało kilka kosztownych ozdób. W dodatku na głowie wybijały się dwa niewielkie rogi. Rose odniosła wrażenie, że gdzieś już widziała taką postać, ale nie pamiętała, czym ona była. Poza rogami mężczyzna wyglądał jak zwykły człowiek, tak jak wielu innych ayakashi.
- Ale masz rację. Bankiety bywają męczące. W ogrodzie jest przytulniej, prawda?
Rose nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w niego oszołomiona. Starała się przybrać spokojną pozę, nie dając po sobie poznać napięcia. Mężczyzna podszedł do niej, po czym skinął głową uprzejmie.
- Nazywam się Ichiro. A panienka jest...?
Rose zawahała się, ale w końcu cicho odparła:
- Rose.
Ichiro uśmiechnął się szerzej.
- Piękne imię. Brzmi bardzo egzotycznie. Chyba nie pochodzisz z tych rejonów?
Dziewczyna znów nie odpowiedziała, tylko pokręciła przecząco głową. Niezrażony tym Ichiro mówił dalej:
- Spokojnie, lubię czasem z kimś pogadać. Niestety większość obecnych tu istot jest tak pijana, że nie sposób już zawiązać ciekawą rozmowę. To powoduje, że nie często chadzam na bankiety.
Mrugnął do niej okiem żartobliwie, na co Rose na chwilę się zapomniała i zaśmiała pod maską. Ichiro spojrzał na księżyc.
- Trudno jednak odmówić cesarzowej, skoro to przyjęcie na cześć jej wieloletniej władzy. Chyba dzisiaj są obecne ayakashi z całego kraju. Znam większość przybyłych gości, ale ciebie nigdy tu nie widziałem.
Skierował ponownie spojrzenie na Rose.
- Ponadto zauważyłem, że obok ciebie kręci się Kioshi. Przyszłaś razem z nim?
Dziewczyna się spięła lekko. Nieznajomy robił się zdecydowanie zbyt wścibski. Coraz bardziej zastanawiała się, o co właściwie mu chodzi. Ten uśmiechnął się życzliwie.
- Wybacz za moją ciekawość. Chodziło mi o to, że Kioshi raczej jest znany z bycia samotnikiem, więc nie tylko jego obecność na bankiecie mnie szczerze zaskoczyła, ale też i fakt, iż przyszedł z towarzyszką. Ostatnio po całym cesarstwie krążą dość ciekawe... plotki.
Rose milczała, ale ciemne oczy Ichiro świdrowały ją przez maskę i w końcu odniosła wrażenie, że czeka na jej reakcję. Zapytała ze spokojem, udając, że nie wie o czym mowa:
- Jakie plotki?
- Cóż, choćby takie, jakoby Kioshi polubił świat ludzi, i to do tego stopnia, że nawiązał bardzo bliską relację z jednym z nich.
Dziewczyna po kryjomu zacisnęła pięści.
- Nic mi o tym nie wiadomo. A poza tym to chyba nic złego, że bestia polubiła ludzi, prawda? W końcu nie wszyscy śmiertelnicy są źli.
Ichiro uśmiechnął się szeroko.
- Istotnie. Wielu ayakashi lubi ludzi. Zawsze się zastanawiałem, co w tych nędznych i wątłych istotach jest aż tak fascynującego?
Rose skrzywiła się i w końcu miała już dość. Odwróciła głowę i odparła:
- A skąd ja mam to wiedzieć? Przepraszam, ale wrócę teraz na bankiet. Miło było poznać.
Ale nim zdążyła zrobić choćby krok, Ichiro nagle zbliżył się i złapał ją mocno za nadgarstek.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać, panienko. Jak mówiłem, zawsze mnie ciekawiło, co ayakashi widzą takiego interesującego w śmiertelnikach. A może ty mi powiesz?
Rose zastygła i poczuła zimny dreszcz na skórze. Spojrzenie Ichiro zmieniło się i teraz dostrzegła w jego oczach niepokojący błysk.
- Dlaczego ja? Jestem tylko zwykłym kocim demonem. Nic więcej – Warknęła, próbując zachować spokój.
Ichiro odparł cicho, a jego aura natychmiast się zmieniła:
- Nie rób ze mnie idioty. Naprawdę sądziłaś, że nikt niczego nie zauważy? Że nikt nie zorientuje się, że na bankiet przybyła...
Uniósł drugą rękę i brutalnie zerwał z jej twarzy kocią maskę. Rose aż krzyknęła z zaskoczenia.
- ...ludzka dziewczyna?
Dokończył Ichiro, a jego oczy rozbłysły jeszcze bardziej. Rose teraz przeraziła się nie na żarty i wpatrywała się w mężczyznę, który wciąż trzymał jej nadgarstek w żelaznym uścisku.
- A więc to prawda – Mówił dalej – Naprawdę Kioshi przyprowadził ze sobą człowieka. Fascynujące. Czy cesarzowa o tym wie? Ha, z pewnością o wszystkim wiedziała. Może i oszukałaś słabsze ayakashi, ale niestety tak się składa, że jestem znacznie silniejszy i na milę wyczuję woń człowieka. Jednakże zapach Kioshiego stłumił moje zmysły i przez chwilę myślałem, że się pomyliłem. Ale jednak miałem rację.
Rose szarpała się zawzięcie, a tymczasem Ichiro nie odrywał od niej wzroku i po chwili z błyskawiczną szybkością obrócił się za jej plecy i szepnął złośliwie do jej ucha:
- Od bardzo dawna nie było tu żadnego człowieka. Raczej rzadko się zdarza, by któryś z nich samodzielnie dostał się do cesarstwa. W końcu magowie nie przepadają za tym miejscem.
Rose cała zesztywniała ze strachu i tylko czuła jak jej serce bije jak oszalałe. Czy on zaraz ją pożre tuż pod nosem cesarzowej?! Czuła jego lodowaty oddech na swojej szyi i prędko próbowała sięgnąć po swoją moc. Ale strach sprawiał, że nie mogła się skupić.
Ichiro znów szepnął, zbliżając jeszcze bardziej usta:
- Powiedz, Rose. Podoba ci się tutaj? To piękny świat, prawda? Jaka szkoda, że ludzie tu nie docierają. Nie masz pojęcia od jak dawna nie czułem zapachu człowieka. Tak bardzo pociągającego i apetycznego zapachu...
Dziewczyna rozwarła oczy i zadrżała jeszcze bardziej. Zacisnęła z całej siły pięści i już gorączkowo próbowała przywołać swoją moc aby się obronić, gdy nagle gdzieś z tyłu rozległy się dudniące szybkie kroki, po czym coś uderzyło z olbrzymią siłą w Ichiro, odrzucając go w efekcie na parę metrów w głąb ogrodu. Rose upadła na ziemię z krzykiem, nie wiedząc co się dzieje. Prędko uniosła głowę, a jej oczy rozwarły się jeszcze bardziej. Dokładnie przed nią stała ogromna lisia bestia, która obnażyła ostre jak sztylety kły i warknęła z wściekłością:
- Tknij ją raz jeszcze, a pożrę cię kawałek po kawałku.
Ichiro podniósł się z ziemi i otarł krew z policzka, na którym widniała długa szrama od pazura. Uśmiechnął się szeroko, a jego ciemne oczy rozbłysły.
- Kioshi! - Zawołała do niego Rose.
Ten nie zareagował, tylko wciąż wpatrywał się w mężczyznę, gotując się do walki. Jego dziewięć wielkich ogonów uniosło się i zjeżyło równie mocno, co futro na karku, a żółte oczy błyskały niemal furią. Ichiro patrzył na lisa z rozbawieniem i zbliżył się ostrożnie.
- Tak podejrzewałem. Kioshi, naprawdę mnie zaskoczyłeś. Aż tak zmiękłeś, że bronisz człowieka? To do ciebie niepodobne.
- Milcz. To nie twoja sprawa. Zawsze wiedziałem, że jesteś tylko zwykłą szumowiną. Ostrzegam cię po raz ostatni. Lepiej zejdź mi z drogi.
Ichiro w końcu przestał się szczerzyć wesoło i spoważniał.
- Znaj swoje miejsce, bestio. Chyba zapomniałeś, kim jestem. A poza tym mylisz się, tylko rozmawialiśmy.
Kioshi zawarczał groźnie.
- Już ja wiem, co zamierzałeś. Nie jestem głupi. Zastanawiałem się, gdzie poszła Rose i zobaczyłem jak stoi w ogrodzie. W dodatku nie była sama. Od razu wiedziałem, o co chodzi. Nie myśl sobie, że Asami poprze twoje wypady. Rose została osobiście przez nią zaproszona.
Ichiro parsknął lekko ze śmiechu.
- Naprawdę? I ja mam w to uwierzyć? Pierwszy raz słyszę, by cesarzowa zaprosiła na bankiet człowieka. Aczkolwiek nie sądzę, aby o niczym nie wiedziała. Domyślam się, że raczej macie między sobą jakąś umowę, czyż tak? Doprawdy przezabawne!
- A mnie ty bawisz, jeśli sądziłeś, że nikt nie zauważy, gdy pożresz Rose. Ciekawe czy Asami wie, jak wiele ukrywasz pod tymi wymuskanymi włosami.
Mężczyzna uśmiechnął się nieprzyjemnie. W tym czasie Rose patrzyła to na jednego, to na drugiego i siedziała na ziemi niczym sparaliżowana, nie ośmielając się nawet ruszyć. Popatrzyła na Kioshiego, którego wściekłość była niemal widoczna gołym okiem. Nigdy jeszcze nie widziała go w takiej furii.
- Coś mi się wydaje, że trzeba ci dać małą lekcję, Dziewięcioogoniasty. Najwyraźniej zapomniałeś komu grozisz – Powiedział cicho Ichiro – To tylko zwykły człowiek. Skoro go bronisz i w dodatku uważasz go za kogoś szczególnego, tylko umacniasz mnie w przekonaniu, że nie jesteś już tą samą bestią, jak dawniej. Nie poznaję cię, Kioshi.
Lis zmrużył oczy.
- Nie obchodzi mnie to, co myślisz. Rose jest dla mnie bardzo ważna. Jeśli ją skrzywdzisz, pożałujesz.
Ichiro uniósł rękę, na której błysnęły długie, ostre pazury.
- Ach tak. A więc nie pozostawiasz mi innego wyboru, bestio. Przekonajmy się w takim razie, ile znaczy dla ciebie ta dziewczyna.
I nim Kioshi zdążył zrobić ruch, a już Ichiro z wielką szybkością pognał do przodu i machnął dłonią. Jego pazury świsnęły po grubym futrze bestii, rozcinając płytko skórę. Kioshi zawył i odskoczył gwałtownie w bok.
- Nie, Kioshi!! - Wrzasnęła Rose, ale zaraz Ichiro zwrócił się ku niej. Dziewczyna wybałuszyła oczy przerażona i skuliła się na ziemi. Jednakże tym razem Kioshi zareagował błyskawicznie. Ryknął z wściekłością i rzucił się na Ichiro z szeroko rozwartym pyskiem. Kły zacisnęły się na ręce mężczyzny, po czym bestia rzuciła nim jak szmacianą lalką. Ichiro zaorał o ziemię, ale od razu wstał i wyprostował się z gniewem. Jego ciemne oczy rozbłysły czerwienią, a rogi na głowie jeszcze się wydłużyły. Ponownie pobiegł na Kioshiego, na co ten zawarczał i machnął łapą, uzbrojoną w potężne pazury. Ichiro szybko umknął przed ciosem, po czym zdzielił go pięścią. Uderzenie było tak potężne, że teraz to bestia przewaliła się na ziemię, a dookoła aż wzburzyły się kawały gleby.
Jedynie Rose patrzyła zesztywniała na tą walkę i biła się z myślami, co robić. Ale Ichiro miał rację. Była tylko człowiekiem. Co może zdziałać zwykły człowiek w obliczu bitwy dwóch mistycznych istot o potężnej sile??
Kioshi stanął na nogi, a jego futro zafalowało.
- Dość tego.
Błękitne wzorki na pysku nagle rozbłysły aurą, a ogony zjeżyły się jeszcze bardziej. W momencie gdy Ichiro kolejny raz nadbiegł z uniesionymi pazurami, wzór rozjarzył się mocniej i na chwilę oślepił mężczyznę. Korzystając z okazji Kioshi skoczył i z całej siły uderzył w niego swoim ciałem. Ichiro przekoziołkował w powietrzu i gruchnął o drzewo, stojące nieopodal. Tym razem na chwilę znieruchomiał, sapiąc z bólu i wysiłku. Po lewej stronie jego twarzy ciekła krew, a on sam był nieco zamroczony. Kioshi z kolei prychnął wymownie i myśląc, że to już koniec walki, odwrócił się końcu w stronę Rose. Ta widząc go w ciągłej furii, na chwilę zadrżała ze strachu i bezwiednie cofnęła się w tył. W jej oczach majaczył tylko czysty lęk, co otrzeźwiło chłopaka i spojrzał na nią zaskoczony.
- Rose, nie bój się, proszę. To nadal jestem ja. Przysięgam.
Rose wciąż oddychała szybko, ale w końcu jej ramiona nieco się rozluźniły i szepnęła cicho:
- Kioshi... ja... ja...
Lis pomału podszedł do niej, błyskając ze spokojem żółtymi oczami, i gdy był już na wyciągnięcie jej dłoni, nagle jakby znikąd, pojawiła się postać z rogami na głowie i szerokim, szaleńczym uśmiechem na twarzy. Ichiro uniósł rękę i zawołał:
- Nie lekceważ mnie, bestio!
Rose znów rozwarła oczy z przerażeniem.
- Kioshi!!
I nim ten zdążył zareagować na niespodziewany atak, a Rose błyskawicznie stanęła na nogi i w wyskoczyła do przodu unosząc ręce. Nawet nie myślała o tym, co właściwie robi, tylko przywołała swoją moc i dłonie rozjarzyły się białym blaskiem. W ledwie ułamku sekundy w stronę Ichiro wystrzeliło potężne zaklęcie w postaci rozjarzonych, białych kul, które grzmotnęły prosto w twarz mężczyzny. Ten zdążył jedynie wrzasnąć z zaskoczenia, po czym kolejny raz wyleciał w powietrze i gruchnął o ziemię, przeturlając się jeszcze kilka ładnych metrów. Dopiero teraz znieruchomiał na dobre niczym poszarpana kukiełka. Rose sapnęła i osunęła się na kolana wyczerpana. Z kolei Kioshi wybałuszył oczy niedowierzająco i popatrzył to na Rose, to na rozłożonego na trawie Ichiro.
- Na niebiańskich bogów, Rose, co to było??
Dziewczyna uśmiechnęła niemrawo. Czuła jak całe jej ciało drży, zarówno z emocji, jak i od własnej mocy.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Ja tylko... nie chciałam, by coś ci się stało.
W końcu zacisnęła usta, a pod powiekami nagromadziły się łzy.
- Kioshi, przepraszam. Ja... Miałeś rację. Nie powinnam była tu przychodzić. Myślałam, że wszystko będzie dobrze. Wyszłam tylko na chwilę. Nie sądziłam, że ktoś mnie będzie śledził. Chciałam... chciałam tylko być silniejsza...
I rozpłakała się, chowając twarz w dłoniach. Kioshi spoważniał i podszedł powoli do niej. Przemienił się w człowieka, po czym uklęknął i mocno przytulił do siebie dziewczynę.
- Rose, nie zrobiłaś nic złego. To ja cię przepraszam. Wszystko jest już dobrze. Rose, jesteś silna. Naprawdę.
Ta wtuliła się w jego ramię płacząc jeszcze bardziej, a Kioshi oparł dłoń o jej włosy pokrzepiająco. Oboje nie zwracali już uwagi na Ichiro, który nadal leżał nieprzytomny w trawie. Nie zorientowali się nawet, iż walka ściągnęła niemałą widownię i dookoła, na tarasie pałacu, stał spory tłumek ayakashi, którzy przyglądali się całemu zamieszaniu. Szeptali z entuzjazmem między sobą i dyskutowali o całym zajściu, jednocześnie wpatrując się z wielkim zaskoczeniem na leżącego Ichiro. Ale po chwili rozległy się kolejne kroki i goście rozsunęli się na boki z szacunkiem, by przepuścić kobietę ubraną w bogate, cesarskie szaty. Asami podeszła do Kioshiego i Rose i odezwała się ze spokojem:
- Właśnie dlatego wpadłeś mi w oko, Kioshi. Od zawsze wiedziałam, że nie jesteś zwykłą bestią. Jesteś inny. A twoja przyjaciółka, wyjątkowa. Oboje zrobiliście na mnie wielkie wrażenie.
Rose odsunęła się lekko i razem z Kioshim spojrzeli z zaskoczeniem na cesarzową. Ta uśmiechała się szeroko, ale tym razem był to szczery i życzliwy uśmiech, pozbawiony wcześniejszej drwiny. Chłopak poderwał się prędko na nogi i przybrał poważną minę pełną podejrzliwości.
- Czego chcesz, Asami? Powiedziałaś, że mam słuchać twoich rozkazów, a tymczasem Ichiro prawie by zabił Rose. Mam dość twoich gierek. Nie zostaniemy tutaj ani chwili dłużej...
Asami uniosła rękę.
- Uspokój się, Kioshi. Nie musicie się już obawiać. Macie moje słowo, że Ichiro zapłaci za to, co zrobił. Wszystko widziałam. A przynajmniej to, co miałam zobaczyć. Nie myśl, że nie wiedziałam jaki jest Ichiro. Zaprosiłam go na bankiet tylko dlatego, że jest księciem Purpurowej Doliny. Ja też za nim nie przepadam.
Uśmiechnęła się szerzej, ale to i tak nie uspokoiło Kioshiego, który nadal wpatrywał się w nią z pełną nienawiścią. Z kolei Rose skuliła się za jego plecami i nie patrzyła na cesarzową, ocierając wciąż oczy. Asami westchnęła głęboko.
- Porozmawiajmy w środku, dobrze? Wiem, że mi nie ufacie. Ale przysięgam, że w tej chwili moje zamiary są tylko czysto formalne. Żadna krzywda wam się już nie stanie. Wypijemy ze spokojem herbatę i Rose może wracać do domu. Zgoda?
Kioshi popatrzył z niemym zaskoczeniem na kobietę, ale wciąż był pełen podejrzliwości. Mimo wszystko skinął głową wiedząc, że i tak Rose musi odpocząć po tym, co zaszło. Przez cały czas, gdy trzymał ją w objęciach, czuł jak cała się trzęsła. Spojrzał na nią i delikatnie objął jej ramię. Sam zresztą wiedział, że nie był w najlepszej kondycji. Gdy szli za Asami, czuł jak całe jego ciało płonie z bólu i od dotkliwych ran. Bok jego yukaty nosił szkarłatną plamę od krwi, a mięśnie były poobijane i paliły jak ogień. Podróż z powrotem pod bramę Tori z takimi obrażeniami byłaby dość ciężka. Prawdopodobnie zajęło by to dwa razy więcej czasu, niż gdy tu przyszli. Westchnął do siebie i skupił smętne spojrzenie na plecy Asami, która dziarsko wkroczyła z powrotem do obszernych komnat pałacu. Bankiet wciąż trwał, ale cesarzowa poprowadziła ich do swoich własnych, osobistych pokoi. Wkroczyła do pomieszczenia, w którym znajdował się szeroki, zdobiony stół i mnóstwo jedwabnych poduszek, po czym powiedziała:
- Usiądźcie. Zaraz każę przynieść herbatę oraz lekarstwa. Nie jesteście moimi więźniami, zapewniam was – Dodała widząc ich niepewne miny – Bardzo poważnie traktuję moich gości. Odpocznijcie. Zaraz wracam.
I z tymi słowami wyszła z komnaty szeleszcząc grubymi warstwami szat. Na chwilę zapadła cisza, przerywana jedynie cichym pociąganiem nosa przez Rose, która obejmowała się rękami. Kioshi spojrzał na nią z troską. 
- Nic ci nie jest? Zrobił ci coś?
Rose pokręciła tylko głową przecząco. Chłopak westchnął lekko.
- Naprawdę wszystko poszło nie tak. To nie tak miało wyglądać. Najpierw zmusiła nas na ten bankiet, a potem wtrącił się Ichiro. Osobiście rozprawię się z nim, gdy tylko odprowadzę cię do domu.
Rose znów pokręciła głową.
- Daj spokój, Kioshi. Naprawdę nic mi nie jest. Tylko... czuję się jeszcze oszołomiona. Nie wiem już, co o tym wszystkim myśleć.
- Rozumiem, co czujesz – Odparł – Nie spodziewałem się, że Ichiro będzie nawet na bankiecie.
Znów westchnął ciężko.
- Powinienem był jednak cię gdzieś ukryć, zamiast przyprowadzać do cesarstwa. W końcu tego właśnie się obawiałem najbardziej. Że ktoś przejrzy kim jesteś i...
- Kioshi.
Rose otarła w końcu oczy z resztek łez i spojrzała na niego poważnie.
- Przestań. To nie twoja wina. Miałeś rację, że Niebiańskie Cesarstwo jest niebezpieczne dla ludzi. Ale jestem cała i zdrowa. Ja... naprawdę nie żałuję, że tu przyszłam. Mówię serio.
Uśmiechnęła się lekko. Kioshi popatrzył na nią uważnie i rozluźnił się nieznacznie.
- Ichiro w jednym miał rację – Mówiła dalej Rose – To piękny świat i bardzo się cieszę, że mogłam go poznać. Po prostu następnym razem będę już silniejsza. Wystarczająco silna, aby się sama bronić. Jakby inaczej nie patrzeć, w moim świecie również stale muszę mieć się na baczności, od kąd zaczęłam widzieć youkai. Właściwie w tym momencie nie ma to znaczenia, czy jest to ten, czy inny świat. Muszę ostro zacząć trenować magię.
Kioshi uśmiechnął się w końcu.
- Wierzę, że staniesz się jeszcze silniejsza. Masz talent. Dziś to zobaczyłem. Te zaklęcie było potężne.
Rose wyszczerzyła się z dumą. Tym czasem do pokoju wróciła cesarzowa, prowadząc ze sobą ayakashi o długich, spiczastych uszach i tunice. Mężczyzna niósł też ze sobą niewielki kosz z gruchatającą zawartością. Asami wskazała na gościa dłonią.
- To jest mój najbardziej zaufany medyk. Opatrzy wasze rany.
Medyk skinął głową w pozdrowieniu, po czym uklęknął i wpierw zaczął przyglądać się ranom Kioshiego. Podczas gdy chłopak był opatrywany, Asami usiadła dostojnie na poduszkach i zaczęła:
- A więc jak mówiłam, zrobiliście na mnie spore wrażenie. Oczywiście dobre. Musicie mi wybaczyć, iż nie zorientowałam się z tego, że Ichiro coś knuje. Uczciwie przyznaję, że popełniłam błąd. Obiecałam, że zapewnię dziewczynie bezpieczeństwo.
Kioshi znów patrzył na nią podejrzliwie, ale dostrzegł, że w jasnych, błękitnych oczach kobiety naprawdę widoczna była autentyczna troska. Na ułamek sekundy wręcz go to zaskoczyło.
- Ichiro jest znany z tego, że raczej nie przepada za ludźmi. I to delikatnie ujmując – Mówiła dalej Asami – Ja też nigdy nie byłam zainteresowana śmiertelnikami, ale podczas gdy jedynie obserwuję, kto przekracza bramy cesarstwa, Ichiro nie ma żadnych skrupułów, by okazać swoją niechęć. Cóż, mówiąc wprost, ma dość paskudny zwyczaj traktowania ludzi, jako luksusową przekąskę. Ale doskonale wie, co ja myślę o jego upodobaniach. Nie przepuszczałam, że posunie się do ataku na moim terenie. I dotyczy to nie tylko ludzi.
Asami spoważniała, a jej oczy zabłyszczały groźną aurą. Rose uświadomiła sobie, że ten Ichiro musiał już niejednokrotnie posunąć się do pożerania innych istot pod nosem cesarzowej. Miał tupet.
- Ale czego się spodziewać po kimś, kto jest ogrem – Skwitowała Asami – To jedne z najbardziej bezlitosnych stworzeń w tym świecie. Bardzo dumne i bardzo zajadłe.
- Istotnie. Ichiro należy do najgorszych w swoim gatunku – Powiedział Kioshi, krzywiąc się lekko, gdy medyk przykładał do jego boku waciki nasączone leczniczym płynem.
- Możliwe. Ale jest i księciem. Spodziewałam się po nim większej ogłady. Ale teraz to już nie istotne. Cieszę się, że nic się stało poważnego.
Asami uśmiechnęła się do Rose, która lekko się zmieszała i odwróciła wzrok nieufnie.
W końcu do komnaty wkroczyła dwójka służących niosąca tace z poczęstunkiem oraz parującymi kubkami zielonej herbaty. Postawili wszystko na ziemi, po czym z niskimi ukłonami wyszli. To samo zrobił medyk, który szybko skończył opatrywać rany Kioshiego. Cesarzowa chwyciła kubek i upiła mały łyczek.
- W każdym razie, chciałam też pomówić o tym, co się wydarzyło. A właściwie, co zrobiła Rose.
Spojrzała znowu na dziewczynę.
- Od początku wyczułam, że ma całkiem sporą moc, ale tego zupełnie się nie spodziewałam. Ta walka w moim ogrodzie pokazała znacznie więcej niż się wydaje. Nie zdziwiło mnie to, że Kioshi bez zawahania zaatakował Ichiro. Ale zaklęcie, jakie użyła Rose, było bardzo silne. Tak. Dziewczyna ma wielki potencjał, aby być naprawdę wytrawnym magiem. Ale nie tylko to przykuło moją uwagę. Oboje pokazaliście przede wszystkim, jak wielka więź was łączy. Wyjątkowa więź. Muszę przyznać, że tak długo jak żyję, a zapewniam was, że na karku mam już sporo lat, nigdy nie widziałam czegoś takiego. Już między ayakashi taka więź jest wyjątkowa. Jednakże po raz pierwszy zobaczyłam prawdziwe uczucia łączące ayakashi z człowiekiem.
Zarówno Kioshi, jak i Rose patrzyli na nią zdumieni tymi słowami.
- Nie spodziewałem się, że to od ciebie usłyszę – Powiedział Kioshi z nutką rozbawienia w głosie – Czy aby nie wypiłaś za dużo sake?
Asami roześmiała się.
- Uwierz mi, że nie jestem upojona. Wszystko, co powiedziałam, było szczere. Choć rzeczywiście rzadko mi się to zdarza. Nie psuj mi tej chwili.
Chcąc nie chcąc Kioshi zaśmiał się nieznacznie, na chwilę porzucając swoją niechęć do cesarzowej. Również Rose uśmiechnęła się lekko i zarumieniła na policzkach.
- A więc jak mówiłam, zobaczyłam, co chciałam zobaczyć – Rzekła jeszcze Asami, wychylając filiżankę herbaty – Rose może w każdej chwili wrócić do domu, a ty Kioshi, rób co chcesz. Obiecuję, że już nie będę wtrącać się w twoje życie. Szczególnie uczuciowe.
Kioshi zarumienił się na twarzy i odchrząknął lekko.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale miło z twojej strony. Choć i tak dobrze wiesz, że nawet gdybyś mi zabroniła podróżować do świata ludzi, nie posłuchałbym.
Asami uśmiechnęła się szeroko.
- Wiem. Aczkolwiek moja propozycja jest nadal aktualna, gdybyś zmienił zdanie.
Mrugnęła figlarnie okiem, na co chłopak prychnął tylko pod nosem. Nawet Rose nie mogła się powstrzymać i parsknęła ze śmiechu. W końcu postanowiła sama coś dodać:
- Wasza Wysokość, naprawdę cieszę się, że zmieniłaś co do mnie zdanie. Mimo, że musiałam przyjść na bankiet, nie żałuję, iż mogłam poznać ciebie i twoje cesarstwo. To było wyjątkowe doświadczenie. Mam tylko nadzieję, że już więcej nie będziesz nas śledzić, gdy Kioshi przyjdzie mnie odwiedzić.
Kobieta zachichotała lekko.
- Daję słowo, że już więcej nie będziesz musiała przychodzić do Niebiańskiego Cesarstwa, ale chcę byś wiedziała, iż jesteś zawsze tu mile widziana. Wtedy dołożę wszelkich starań, byś została dobrze ugoszczona. Bez żadnych ukrytych zamiarów.
Kioshi uśmiechnął się znowu z rozbawieniem.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć, ale jeśli rzeczywiście przestaniesz dbać tylko o swoje interesy, to może nawet częściej będę wpadać na te twoje bankiety.
- Już nie mogę się doczekać – Odparła wesoło Asami.
W końcu wstała z poduszek.
- Mimo wszystko proponowałabym wam zostać jeszcze na noc i wyruszyć w drogę powrotną rano. To tylko propozycja. Jesteście na pewno zmęczeni, a zrobiło się już późno, tak więc powinniście odpocząć i przespać się.
Kioshi już miał zaprotestować, ale Rose wtrąciła:
- Właściwie to chętnie. Jestem bardzo zmęczona. Marzę o ciepłym łóżku. Chciałabym być już w domu, ale wracanie w środku nocy do bramy chyba nie jest jednak najlepszym pomysłem.
Spojrzała porozumiewawczo na Kioshiego, na co ten westchnął.
- No w sumie może i prawda. Wciąż czuję jak całe moje ciało płonie. Przydałby mi się odpoczynek, by zregenerować siły. Wypoczęty, będzie mi się lepiej szło.
Rose uśmiechnęła się, a z kolei Asami skinęła głową i klasnęła rozpromieniona w dłonie.
- Wspaniale! Powiadomię służbę. Zapraszam.
I gestem dała znać, by podążyli za nią.
Pokoje zostały już wcześniej przygotowane, tak więc cesarzowa wskazała tylko palcem pokój dla Rose, a naprzeciwko znajdowała się komnata dla Kioshiego. Ten zmarszczył znowu brwi podejrzliwie.
- A gdzie twoja sypialnia? Założę się, że jest tuż obok, co?
Asami uśmiechnęła się szeroko.
- A dlaczego chcesz wiedzieć? Mam się spodziewać gościa, gdy będę spała?
Kioshi spojrzał na nią spod łba i burknął:
- Nie. Upewniam się, że ty nie wytniesz jakiegoś numeru, gdy ja będę spał.
Kobieta przewróciła oczami i zaśmiała się lekko.
- Oj, Kioshi. Droczę się tylko. Obiecałam, że zostawię cię już w spokoju i dotrzymam słowa. Podobasz mi się. Ale zrozumiałam, że w twoim życiu jest już ktoś inny.
Mrugnęła okiem. Kioshi i Rose zarumienili się jednocześnie na twarzy, a tymczasem Asami, chichocząc bez przerwy, rzuciła jeszcze „dobrej nocy", po czym odwróciła się i oddaliła.
Przyjaciele spojrzeli na siebie i uśmiechnęli.
- No to dobranoc – Zaczęła Rose – Mam nadzieję, że będziesz dobrze spał. Te rany nie wyglądały za dobrze.
Kioshi wzruszył ramionami.
- E tam, to drobiazg. Bywały już znacznie gorsze. Bestie szybko dochodzą z powrotem do zdrowia. Jutro rano będę znów w pełni sił. Nie zbyt mi się podoba, że będę spał w pałacu, ale pewnie masz rację. Potrzebujemy odpoczynku. Szczególnie ty.
Rose uśmiechnęła się.
- Nie jest tak źle. A jak sam wspomniałeś, lepiej będzie wyruszyć rano. Asami jednak potrafi zmienić się na lepsze.
Kioshi uśmiechnął się szerzej.
- Rzeczywiście. Kto by pomyślał? Cóż, skoro rzeczywiście zmieniła zdanie co do nas, to chyba możemy spać spokojnie. Śpij dobrze, Rose.
- Do zobaczenia rano.
I oboje weszli do pokojów. Rose rozejrzała się krótko i dostrzegła, że na wielkim łożu, które było jeszcze wsparte ozdobnymi kolumienkami, leżała kostka ubrań, zapewne do założenia na noc. Z kolei na nocnym stoliczku stał dzban z wodą i dwa kubki, a w kominku palił się ogień, roztaczający kojące ciepło. Wielkie okno, przesłonięte nieco firankami, było lekko otwarte i wpadało przez nie chłodne, nocne powietrze oraz poświata od księżyca. Rose usiadła na łóżku i stwierdziła, że było bardzo miękkie i wygodne. Prędko ściągnęła z siebie yukatę, obmyła się w przygotowanej misie z wodą, po czym włożyła koszulę nocną. Wgramoliła się pod pościel i odetchnęła z ulgą. Tyle się wydarzyło w przeciągu kilku godzin, że obawiała się, iż nie zaśnie. Ale po kilku minutach wpatrywania się baldachim łóżka, obróciła się na bok i zasnęła nim się zorientowała.

                                                                  🌸

Nazajutrz Kioshi i Rose pożegnali się z cesarzową Asami, która wręczyła jeszcze dziewczynie pudełeczko z bento na drogę. Rose rozpromieniła się na myśl o zjedzeniu lunchu przygotowanego przez pałacowe ayakashi. Asami uśmiechała się przez cały czas życzliwie i radośnie i życzyła im udanej drogi. Kioshi przemienił się w srebrzystego lisa, po czym Rose wdrapała się na jego grzbiet i oboje opuścili cesarski dziedziniec. Tym razem Kioshi nie biegł już z taką werwą jak poprzednio, tylko ze spokojem, ale z lekkim jedynie pospiechem, znów przemierzali krainę. Rose czuła ogromną ulgę, że w końcu wraca do domu. Może i ta wizyta nie była najlepsza, ale z drugiej strony i tak nigdy nie zapomni o tym świecie. Mimo wszystko to naprawdę było niezwykłe doświadczenie.
Uśmiechnęła się pod nosem i oparła głowę o miękkie futro bestii, ciesząc się podróżą.

Po niedługim czasie dotarli do mostu, wychodzącego poza przygraniczną wioskę, po czym Kioshi zatrzymał się przed wielką, opatrzoną grubymi linami bramę Tori. Zmienił się w człowieka i popatrzył zgodnie na uśmiechniętą Rose. Bez wahania przekroczyli jednocześnie bramę i znaleźli się z powrotem miasteczku, pod starą japońską świątynią. Dziewczyna odetchnęła znowu.
- Ach, dobrze być już w domu. I widzę, że tutaj mamy chyba popołudnie.
Zdumiała się patrząc na słońce, które właśnie zaczynało zachodzić. Kioshi uśmiechnął się.
- Byliśmy w cesarstwie mniej więcej dwa dni, a więc w twoim świecie pewnie minęło nieco więcej czasu. Może trzy lub cztery dni.
Rose westchnęła nieznacznie.
- No tak. Dobrze, że jeszcze mam trochę czasu do wyjazdu do Londynu. A więc ty pewnie wracasz teraz do siebie?
Kioshi zastanowił się chwilę, po czym uśmiechnął szerzej.
- Wiesz co, zostanę. Skoro nie musimy się już obawiać, że Asami znowu naśle na mnie swoich posłańców, to nie mam zamiaru wracać jeszcze do siebie i gnić z nudów. Dotrzymam ci towarzystwa do czasu, aż wyjedziesz do Londynu. Co ty na to?
Rose rozradowała się.
- No jasne! Bardzo ci dziękuję, Kioshi. A więc możemy zabrać się za trening magii.
- Tak od razu? Nie chcesz najpierw odpocząć?
- A po co? Czuję się doskonale – Zawołała Rose – Wrócę tylko do mojego mieszkania, by się przebrać w świeże ciuchy i możemy wracać do ćwiczeń.
Kioshi popatrzył na nią z rozbawieniem.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać. Cieszę się, że już wszystko dobrze. Obawiałem się, czy nie będziesz... no wiesz, przytłoczona ostatnimi wydarzeniami.
Rose spojrzała na nie odpakowane bento, które trzymała w dłoniach.
- To prawda, że tamta walka mocno utkwiła mi w głowie. Ale wszystko dobrze się skończyło i to najważniejsze. Nie chcę teraz chować się w domu ze strachu przed youkai. Wiem, że nie wszystkie są złe. A na pewno cesarzowa w jednym miała rację: jesteś dla mnie kimś bliskim. Bardzo bliskim. Zawsze ta przyjaźń będzie dla mnie ważna.
Kioshi uśmiechnął się.
- I dla mnie, Rose. Fakt, że cię w ogóle poznałem, było dla mnie najszczęśliwszą chwilą w moim życiu. Cieszę się, że byłaś tam razem ze mną.
Rose wpatrywała się chwilę w niego, czując w brzuchu trzepoczące małe motylki. W końcu zbliżyła się do niego i prędko pocałowała w policzek. Kioshi zastygł zaskoczony i poczerwieniał cały na twarzy. Uśmiechnął się szeroko, a Rose zachichotała lekko.
- No to idziemy. Tak sobie myślę, że chyba jeszcze w domu zjem te bento, bo ślinka mi już cieknie na myśl o tych kolorowych onigiri.
I skierowała się na schody, prowadzące w dół uliczki. Kioshi zaśmiał się nieco.
- Nie przypuszczałem, że nasza kuchnia tak ci zasmakuje. Ja, mówiąc szczerze, jestem nią znudzony. Z chęcią znów bym zjadł te truskawkowe lody, które przyniosłaś na początku.
- Czemu nie? Mogę kupić, tylko nie mam przy sobie pieniędzy. Ale nie szkodzi. Wezmę z domu i kupię lody, gdy będziemy wracać pod świątynię. Albo możemy zjeść je gdzieś w bardziej przytulnym miejscu.
- Nie mogę się już doczekać.
Oboje popatrzyli na siebie wesoło i bez pośpiechu zmierzali do mieszkania Rose. Mimo wszystko dziewczyna nie mogła się już doczekać, by znów kiedyś zobaczyć niesamowite i magiczne Niebiańskie Cesarstwo. I może wtedy już naprawdę będzie prawdziwym magiem.

                                                              
                                                              🌸🌸🌸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro