Rozdział 252

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Olgierd wszedł na komendę i lekko się uśmiechnął. Od rana dopisywał mu humor. Sam nad tym się zastanawiał, aż w końcu doszedł do wniosku, że to najprawdopodobniej przez to, że jego przyjaciel wreszcie odeśpi cały ten chaos. Na pewno mu to pomoże. Sen to najlepsze lekarstwo.

Z uśmiechem ruszył w stronę operacyjnego, gdy nagle wpadł na Zarębskiego.
- Cześć. - Rzucił.
- Cześć, Olo. Jak widać humor dopisuje. - Uśmiechnął się starszy. - Nie widziałeś gdzieś Krystiana? Powinien już być. - Powiedział nagle. Olgierd zmarszczył brwi.
- To on miał być dzisiaj na komendzie? - Spytał.
- A czemu miałoby go nie być?
- No... Wczoraj jak wracaliśmy z akcji to powiedział mi, że dzisiaj go nie będzie. Podobno powiedziałeś mu, że jak się dzisiaj pojawi na komendzie, to odsuniesz go od sprawy... - Wyjaśnił coraz bardziej zmieszany.
- Nie mówiłem mu nic takiego. - Odparł Zarębski. - Musiał cię okłamać... Tylko po co? - Olgierd uderzył się dłonią w czoło.
- Chciałem go odwieźć do domu... A on mi na to, że chce chociaż dokończyć to przeszukanie i zdać ci relację. Cholera, musiał mnie okłamać, żebym go tu odwiózł. - Rzucił nagle i szybkim krokiem ruszył do pokoju operacyjnego. Zarębski poszedł za nim.

- Jak ja dorwę tego dzieciaka, to go chyba rozszarpię. - Warknął. - W końcu się wkurwię i nie wiem, przykuję go do tego cholernego łóżka, żeby wreszcie poszedł spać. - Dodał zaciskając pięści.
Wszedł do pokoju operacyjnego i zapalił światło. Spojrzał na biurko kolegi. I zamarł.
Krystian spał z głową wygodnie ułożoną na ramionach. Obok niego stał kubek z niedokończoną kawą i zgrabny stosik jakichś dokumentów. Olgierd zazgrzytał zębami, ale gdy Zarębski podszedł do młodego, żeby go obudzić, policjant złapał szefa za nadgarstek i lekko pociągnął w swoją stronę. Piotr obejrzał się na niego. Mazur pokręcił przecząco głową i pociągnął go w stronę drzwi.
Stanęli na korytarzu.
- Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodziło? - Spytał Zarębski.
- Szefie, Krycha nie spał od wczoraj rana do czwartej, albo i jeszcze później. Dajmy mu się przespać, bo nie wiadomo kiedy znowu będzie miał taką okazję. - Rzucił.
- Chyba masz rację. - Westchnął Piotr. - Tylko pilnuj, żeby Szwarc się o tym nie dowiedział. - Dodał.
- Jestem zdania, że on nie powinien mieć nic do gadania. - Syknął i skrzyżował ramiona na piersi. - Udało im się coś znaleźć od wczoraj? Cokolwiek. - Spytał.
- Nic nie mają. - Piotr rozłożył ręce.
- Wiedziałem. - Syknął. - A powiedział ci ktoś co my znaleźliśmy na tych działkach? - Zapytał. Szef pokręcił głową. - Otóż okazało się, że Krystian jest geniuszem, bo przeszukując działki natrafiliśmy na dziuplę. - Powiedział. Zarębski otworzył usta. - Niestety zdążyli się zawinąć, ale za to mamy i auto, którym się posługiwali, i fałszywe blachy, a przy okazji Jasiu znalazł tam kilka różnych odcisków palców, całkiem sporo włosów, trochę krwi, śladów butów... Słowem: zdecydowanie miał co robić... I podczas kiedy zasypialiśmy ze zmęczenia na zimnie, cała ta wspaniała ekipa wielkiego Roberta Szwarca spała sobie wygodnie w łóżeczkach, pod kołderką, w ciepełku. I jak to się skończyło? ŻE NIE MAJĄ NIC. A i tak potem oni spiją całą śmietankę, a o Krystianie, który prawie tam mdlał ze zmęczenia i zimna, to nikt nie wspomni. - Warknął. - Przekaż Szwarcowi, że jak zagarnie sobie to śledztwo, to ja odchodzę. Nie będę robił na chwałę dla takiego jełopa. - Powiedział jeszcze, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do operacyjnego.
Krystian nadal spał jak zabity. Olo westchnął i usiadł na swoim miejscu. Miał zamiar spróbować przekonać tego dzieciaka, żeby jednak wrócił do domu. Albo dał się zabrać na jakieś śniadanie, bo czuł, że młodszy ostatni swój posiłek jadł wczoraj wieczorem. Przetarł twarz. Jego dobry nastrój gdzieś uleciał.

Chłopak nagle podniósł głowę. Półprzytomny rozejrzał się po pomieszczeniu. Olo postanowił wykorzystać moment. Podszedł do niego.
- Hej, dzieciaku. - Zaczął cicho. - Zasnąłeś, wiesz? Chodź, podrzucę cię do domu i położysz się do łóżka, okay? Będzie ci wygodniej. I lepiej dla twoich pleców, wiesz? - Mówił miękko i cicho. Miał nadzieję, że taki ton głosu zachowa młodszego w tym pół-śnie. Złapał go pod pachami i delikatnie postawił do pionu. Krystian oparł głowę o jego obojczyk i cicho mruknął. Po chwili lekko objął jego tors.
- Popatrz, jaki jesteś zmęczony... Trzeba cię w końcu położyć, wiesz? Chodź, pójdziemy już. - Wymruczał. Młodszy odpowiedział mu cichym pomrukiem. - Chodź, dzieciaku, musisz się położyć. - Drążył dalej i lekko się odsunął.
- Olo... Przecież czuję, że przed chwilą spałem. - Wymamrotał młodszy. - Musimy wrócić do sprawy. - Dodał jeszcze i przymknął oczy.
- Krystian... ty naprawdę nadal chcesz walczyć sam ze sobą? - Spytał. - Popatrz. Nie jesteś w stanie ustać na własnych nogach. Komu ty chcesz pomóc w takim stanie? Nie dasz rady, a ktoś będzie musiał się tobą zająć i ubędą nam dwie osoby. Daj sobie pomóc. Proszę.
- Chyba... masz rację. - Wymruczał w końcu chłopak. - I tak nic już w sumie nie widzę... - Wymamrotał.
- Jak to nic nie widzisz? - Spytał przerażony policjant.
- Nie mogę skupić wzroku. - Wymruczał.
- Dziecko, jak ty mogłeś doprowadzić się do takiego stanu? - Sapnął niedowierzająco Olo. - Wracasz do domu i idziesz prosto do łóżka. - Postanowił i złapał go za ramię, a potem pociągnął za sobą do wyjścia.
Udało im się przejść przez korytarz. Chłopak kołysał się lekko na boki jak gdyby był pijany. Olo uznał, że targanie go po schodach w takim stanie łamałoby wszelkie znane mu zasady BHP, więc wezwał windę i stanął z kolegą, żeby na nią poczekać.

Gdy urządzenie w końcu przyjechało wciągnął kolegę do środka i postawił go w rogu, żeby ten przypadkiem się nie przewrócił.

Zjechali na parking, gdzie Olo zapakował przyjaciela do samochodu. Przypilnował, żeby ten zapiął pasy, a potem odpalił silnik i wyjechał na ulicę. Zaledwie chwilę później gdy zerknął na Krystiana też już spał.

Dojechał do jego domu i zaparkował pod nim. Wysiadł i obszedł samochód, po czym otworzył drzwi i obudził kolegę.
- Chodź, zaraz się położysz. - Powiedział i pomógł mu wysiąść, bo młodszy ledwie trzymał pion. Wyglądało na to, że jego organizm był tak zmęczony, że mógłby się po prostu wyłączyć o każdej porze i w każdym miejscu, żeby tylko zaznać choć odrobinę snu.

***

Kicia wreszcie jest w domu qwq

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro