Rozdział 276

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak leży na OIOM-ie-? ...Nasz Krystian-? - Zaśmiał się Adam. - Przecież ten chłopak jest nie do zdarcia. - Rzucił z uśmiechem. Uśmiech ten jednak szybko zelżał. - ...O kurwa, ty mówisz poważnie. - Dodał nagle przerażony.
- MÓWIĘ POWAŻNIE! - Warknął Hubert. - Dasz mi ten numer czy nie?! - Zirytował się. - Albo inaczej, daj mi jego adres, pojadę do niego. To nie jest rozmowa na telefon... - Wymruczał.
- G-gdzie ty teraz jesteś? - Zająknął się Olgierd.
- W szpitalu. - Odparł zniecierpliwiony.
- M-mógłbyś podjechać na komendę? Pojechałbym z tobą. - Powiedział.
- Ugh! Dobra, tylko się pospiesz. Będę za pół godziny. - Rzucił i się rozłączył. Policjanci spojrzeli po sobie.
Zza drzwi dobiegł kolejny wrzask. 
- Ten dzień to jakiś koszmar. - Westchnął cicho Zarębski. Po tym jak Komenda Główna odmówiła im dofinansowania Szwarc wpadł w istną furię. Najpierw rzucił się na Bartka z pięściami. Potem, gdy go odciągnięto, zaczął ich wyzywać i im grozić oczywiście ciągle się wyrywając i atakując policjantów wokół. A następnie gdy ci opadli z sił uwolnił się i zdemolował pół gabinetu zanim w końcu zdołali go obezwładnić. Policjanci uznali, że najlepszym sposobem na uspokojenie ich szefa będzie skucie go na podłodze w gabinecie. A teraz siedzieli pod drzwiami i czekali, aż jego atak szału minie.
- Szefie... Co teraz? - Zapytał Olo. - Co my mamy powiedzieć Sebastianowi? - Spytał. Starszy poświęcił chwilę na zebranie myśli.
- Powiedzcie mu tylko, że Krystian ucierpiał na akcji. - Postanowił w końcu. - Na razie tyle mu wystarczy. A gdyby się dopytywał możecie się zasłonić tajemnicą śledztwa.
- T-ty chyba nie chcesz zamieść tego pod dywan?! - Oburzył się Bartek. - Młody może umrzeć przez pieprzone papierki pieprzonego Szwarca! - Wściekł się.
- Nie, nie, nie, spokojnie! Oczywiście, że w końcu chcę powiedzieć mu prawdę. Po prostu najpierw chcę jakoś to wszystko ogarnąć. Naprawdę nie potrzebujemy jeszcze jednego, rozwścieczonego człowieka na komendzie. Szwarc w zupełności nam wystarczy. - Powiedział ponuro.
- Będę się zbierał. - Wymruczał Olo i wstał. - Jedziesz ze mną? - Spytał Bartka. Ten szybko pokiwał głową i równie szybko podniósł się na nogi. Ruszyli na parter.

- Nie wierzę, że to się naprawdę dzieje. - Wykrztusił starszy. - Jak on umrze w życiu sobie tego nie wybaczę...
- On nie umrze. - Powiedział poważnie Olo. - To nasz Krystian, pamiętasz? - Spytał i wysilił się na lekki uśmiech.
- No właśnie. - Westchnął Bartek. - A co jeśli to jest jego koniec? - Spytał. Olo westchnął.
- Nie wiem... Prawdę mówiąc, mam takie wyrzuty sumienia, że już sam nie wiem co byłoby gorsze. - Wyznał.
- Wiem. Ja też. - Westchnął cicho.
- Jeśli umrze, do końca życia będę sobie wyrzucał, że to przeze mnie... A jeśli przeżyje... Najprawdopodobniej nas znienawidzi...
- Wcale bym się nie zdziwił. - Mruknął ponuro Bartek.
- Wiem, ale... Jeśli nas znienawidzi... Jak będziesz się czuł za każdym razem jak na ciebie spojrzy? Jak wlepi w ciebie te swoje zimne, czarne oczy? - Spytał i aż zadrżał na to przerażające wspomnienie. - Ty zapomniałeś już jaki on dzisiaj był...? Przez chwilę naprawdę myślałem, że on nas tam pozabija. 
- Należało nam się. - Przyznał.
- Tak. Ale wyobraź sobie już zawsze oglądać się przez ramię będąc w jego pobliżu. Jak my mielibyśmy razem pracować jeśli nikt by mu nie ufał? - Spytał. Bartek odwrócił się w jego stronę.
- A jak on miałby zaufać nam po tym wszystkim?! - Warknął. - Pomyślałeś o tym?! Jak mógłby zaufać nam, kiedy mieliśmy go gdzieś jak potrzebował pomocy?! - Mazur tylko na niego popatrzył. A potem w milczeniu spuścił głowę.
- Masz rację... - Wymruczał.

Chwilę szli w milczeniu.
- Wyobrażasz sobie reakcję Sebastiana jak w końcu dowie się prawdy...? - Spytał cicho Olo.
- A wyobrażasz sobie reakcję Arona? - Prychnął. - Zabiłby nas, gdyby mógł. - Dodał ponuro.
- Fakt. - Wymruczał Mazur.
- ...żal mi dzieci. - Podjął nagle Bartek. - Najpierw stracili jednego ojca, teraz mogą stracić drugiego... - Westchnął. - Kochane z nich dzieciaki. Naprawdę nie zasługują na to wszystko. - Powiedział. Mazur nie odpowiedział.

---

Wyszli przed komendę i stanęli przy niewielkim parkingu na zewnątrz. Na niebie formowały się ciemne, deszczowe chmury.
- Mam nadzieję, że już nie będzie tak cierpiał. - Westchnął cicho Bartek. Mazur znów pozostawił jego słowa bez odpowiedzi.

- Mam ochotę się zwolnić... - Rzucił nagle Olo. Bartek spojrzał na niego zaskoczony. - Ja chyba nie zasługuję, żeby nosić odznakę... - Przyznał. - A poza tym... Naprawdę myślisz, że nikt w Głównej się o tym nie dowie? Jutro cała Warszawa będzie huczała od plotek. Opinia publiczna nas powiesi...
- I co? - Prychnął Bartek. - Chcesz od tego uciec? Przecież to ty mówiłeś o wyrzutach sumienia.
- A ty co niby chcesz zrobić? - Prychnął Olo.
- Wiesz, co chcę zrobić? - Spytał. - Przyjąć to wszystko na klatę. Jak dostanę po dupie, to może się ogarnę. A potem padnę przed Krystianem na kolana i będę błagał o wybaczenie. - Postanowił.
Właśnie w tej chwili jakieś auto zatrzymało się obok nich. Mężczyźni zauważyli Kalickiego za kierownicą. Wyglądał na zdenerwowanego. Nikt mu się nie dziwił. Olo i Bartek wsunęli się na siedzenia. Hubert bez słowa ruszył z parkingu.

<><><>

Sebastian zanucił kolejną zwrotkę piosenki pod nosem i zaśmiał się cicho, gdy jego kociak zawtórował mu dzwoneczkiem na swojej obroży. Chłopak wyciągnął ciasto z piekarnika i postawił na piecu, żeby przestygło.
Vergil wskoczył na blat i usiadł obok.
- M-m-m! Nie mogę się doczekać, aż wreszcie je skończymy! - Zaśmiał się i zgarnął kotka na ręce. Przytulił go do siebie jak małe dziecko. - Biszkopt cytrynowy z masą śmietanową i brzoskwiniową galaretką. Myślisz, że Krystianowi zasmakuje? - Spytał i nagle posmutniał. - Dawno się nie odzywał... Myślisz, że już skończył to śledztwo? - Zapytał. Kot przekrzywił głowę. - Może zadzwonię do niego wieczorem... Powinien być wtedy w domu, no nie? I może jutro przywiozę mu ciasto! - Zaśmiał się i dotknął palcem jego wilgotnego noska. Nagle usłyszał dzwonek do drzwi. - Idę! - Rzucił i położył kociaka na ziemi. - Nie rusz ciasta. - Przestrzegł go jeszcze i poszedł otworzyć.

W progu zastał Bartka, Olgierda i jeszcze jednego policjanta, którego niezbyt kojarzył.
- Cześć... - Zaczął Mazur. - Możemy wejść? - Spytał.
- Jasne! - Uśmiechnął się blondyn i odsunął z przejścia. - Niestety ciasto jest dopiero w fazie produkcji, że tak powiem. Ale kawą chętnie was poczęstuję. - Zaśmiał się. Jego uśmiech zelżał widząc ich poważne miny. - Coś się stało? - Spytał.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro