Rozdział 134

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krystian wszedł do operacyjnego w znakomitym humorze.
- Cześć. - Zaświergotał ściągając lekką kurtkę i odwieszając ją w rogu pomieszczenia. Olgierd siedzący przy swoim stanowisku najpierw mocno się zdziwił, a zaraz potem szeroko uśmiechnął.
- Cześć. - Odparł. - I jak tam teściowie? - Zagaił biorąc łyka kawy.
- Człowieku, oni są przecudowni. - Ucieszył się chłopak i oparł się o swoje biurko. Skrzyżował ramiona na piersi. - Mama Arona obiecała, że podeśle mi taki jeden przepis. Aru będzie mnie błagał, żebym to gotował. - Zaśmiał się. Olo wstał, obszedł mebel i również oparł się o swoje biurko.
- A jak tam twój pech? - Zapytał.
- Zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. - Zarechotał chłopak.
- To świetnie, Dzieciaku. - Ucieszył się. - Widać po tobie, że dzień ci się udał. - Dodał jeszcze. Buzia jaśniała szerokim uśmiechem, a oczy skrzyły się radością. Naprawdę dawno nie widział swojego przyjaciela w tak dobrym humorze.
- Nie mogę przestać się szczerzyć. - Przyznał. 

Chwilę stali w komfortowej ciszy, aż nagle Olo nieco spoważniał. Przyjrzał się uradowanemu chłopakowi. Powoli odsunął się od biurka i ruszył w jego kierunku. Stanął jakiś metr od niego.
- Coś jeszcze się stało. - Zgadł, uważnie przyglądając się młodszemu koledze. Ten otworzył nieco szerzej oczy, a potem zarumienił się delikatnie i odwrócił wzrok. - Opowiadaj. - Olo usiadł na swoim biurku i zgarnął w dłonie kubek z resztką kawy.
- Nie mam mowy! - Pisnął chłopak. Jak miałby to niby opowiedzieć?! ,,Hej, Olo! Kochaliśmy się z Aronem i było cudownie, wiesz?", pomyślał.
- No mówże! - Rzucił Olo.
- NIE! - Sprzeciwił się chłopak.
- Krycha, no! - Próbował dalej. - Co się stało? Wywaliłeś się gdzieś? Dowiedziałeś się, że masz na coś alergię? Kamila powiedziała, że jeszcze nie powinieneś wracać? - Zgadywał, a jego myśli były coraz bardziej dziwaczne.
- JEZU-! - Jęknął w końcu. Olo pochylił się ku niemu, zaciekawiony. Krystian odetchnął cicho i niepewnie złapał materiał swojej koszulki okrywający jego ramię, po czym równie niepewnie nieco go odsunął, ukazując zagłębienie między swoją szyją, a ramieniem, pokryte malinkami.

Olo wpatrywał się w nie uważnie, jakby chciał, żeby te ślady same mu wszystko powiedziały.
- Jeszcze się nie domyśliłeś-? - Zagaił z lekkim niedowierzaniem chłopak. W kącikach jest ust błąkał się niewielki uśmieszek. Zszokowany Olo otworzył usta.  
- Co ty! - Sapnął z niedowierzaniem. - I jak było? - Zapytał ciekawy.
- Boże, czy ja naprawdę mam ci się spowiadać z seksu z moim własnym facetem? - Westchnął cierpiętniczo. - Olo, no co ja mam ci powiedzieć... Było świetnie. - Przyznał zarumieniony po końcówki uszu.
- Nie żałujesz? - Spytał troskliwie.
- Olgierd, ja go kocham. Jak wariat. Oczywiście, że nie żałuję.
- Pochwal się. - Puścił mu oczko. Chłopak przewrócił oczami.
- No po wszystkim wykąpaliśmy się, a dokładniej mówiąc, on nas wykąpał i poszliśmy spać. A rano obudził mnie podsuwając mi świeżo zrobione rogaliki pod nos. - Przyznał i mimowolnie się uśmiechnął. - Jeszcze zrobił takie zajebiste bułeczki czosnkowe. Jakie one były dobre-! - Sapnął rozanielony.
- Widzę, że naprawdę miałeś dobry dzień. - Ucieszył się.
- A u ciebie jak? - Spytał chłopak.
- Praca. - Odparł Olo. - I na tym w zasadzie można skończyć temat. - Dodał. Chłopak zachichotał.
Rozmowę przerwało im ciche pukanie do drzwi.
- Cześć. - Uśmiechnęła się Maja.
- Siema, Majeczka. - Ucieszył się Krystian. Kobieta zamilkła. Chłopak naprawdę dawno tak do niej nie mówił. Szybko przywołała się do porządku.
- Zarębski was wzywa. - Rzuciła mimowolnie się uśmiechając.
- To co? - Westchnął Olo. - Miło było, ale trzeba wrócić do obowiązków. - Dodał ponuro i powoli zszedł z biurka.
- Ruszże się, staruszku. - Zachichotał młodszy. - Pan każe, sługa musi. - Zaśmiał się i dziarskim krokiem ruszył do gabinetu szefa. Maja przeniosła zaskoczone spojrzenie na starszego policjanta. Ten tylko się uśmiechnął. Wygląda na to, że stary Krystian powoli do nich wracał.

---

Zadowoleni policjanci weszli do gabinetu.
- Szwarca znowu nie ma? - Spytał Olo od razu po wejściu. Zarębski westchnął.
- Nie. - Rzucił. - I szczerze mówiąc, wolałbym, żeby tak pozostało. Przynajmniej na godzinę. - Mruknął. - Chodźcie. - Dodał i obszedł biurko, po czym skierował się ku drzwiom. Zdezorientowani policjanci poszli za nim.

Ze zdziwieniem dotarli pod pokój przesłuchań. Zarębski zatrzymał ich gestem dłoni.
- Ty pójdziesz tam. - Rzucił do Krystiana i wskazał drzwi tuż obok, prowadzące do pokoju, z którego można było obserwować przebieg przesłuchania. Krystian domyślił się, dlaczego nie chcą, żeby wszedł tam z nimi. Westchnął cicho, ale powstrzymał komentarz cisnący się na usta.

Wszedł do wskazanego przez szefa pomieszczenia i zauważył Dominikę siedzącą przy niewielkim stoliku, z teczką przed sobą.
- Co ty tu robisz? - Zapytała zaskoczona.
- Zarębski powiedział, żebyśmy tu przyszli z Olem, a potem kazał mi tu wejść. - Wyjaśnił będąc niemal tak samo zdziwionym jak kobieta.
- Czyli, że nie wiesz, kogo będą przesłuchiwać... Prawda? - Spytała niepewnie.
- Niech zgadnę. Będą przesłuchiwać tą szmatę, która zgwałciła mnie z kumplami, owinęła mnie sobie wokół palca, nastawiła mnie przeciwko każdemu, próbowała mnie porwać, zabić mojego faceta, nasze dzieci i psa, a potem wyrzuciła mnie na bruk przez co trafiłem do burdelu? - Zgadł ponuro.
- Jeśli tak wolisz to nazwać... - Mruknęła cicho, wzrok przenosząc na zadrukowane strony. - Ale tak. Nie wiem dlaczego Piotr tak szybko to robi. - Dodała. Jej ton nabrał nutę pocieszenia. Chłopak prychnął. Jego dobry humor z rana gdzieś wyparował.
- Ja tam się cieszę. - Powiedział beztrosko czym zaskoczył kobietę. - Przesłuchają go, skażą, dostanie zakaz zbliżania, pójdzie siedzieć i już go więcej nie zobaczę. - Wyjaśnił, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o przyjemnie chłodną ścianę. Odwrócił głowę delikatnie w lewo, przez co miał wgląd na to, co się dzieje w pomieszczeniu.
- Jesteś pewien, że chcesz tu być? - Spytała jeszcze. Chłopak uniósł dłoń i palcami ścisnął nasadę nosa.
- Dominika, mam dosyć. Mam dosyć strachu, złości, bólu. Dosyć udawania kozła ofiarnego. Mam po prostu dosyć. Przesłuchajmy go i zamknijmy. - Westchnął. - Chcę włożyć wspomnienia o nim do szufladki z napisem ,,przedawnione". - Dodał jeszcze. W jego głosie wybrzmiała nuta złości. - Nie wierzę, że tak się go bałem. - Prychnął. - Gdyby jeszcze raz spróbował czegoś takiego, roztarłbym mu mordę na najbliższym asfalcie. - Warknął wkurzony.

Jak widać, terapia zaczęła przynosić skutki.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro