Rozdział 95

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chłopak spał jak zabity przez naprawdę dobre cztery godziny. Olo w pewnym momencie zaczął się po prostu martwić. Mimo to, spokojny, równy oddech młodszego skutecznie go uspokajał.

Krystian obudził się gdzieś koło 14.
- Lepiej? - Spytał Olo, zdejmując mu z głowy ciepły już okład.
- Mm...! - Sprzeciwił się, wyciągając ręce po przyjemne zimno, które tak łagodziło to nieznośne uczucie.
- Cii... Wiem, że boli. - Mruknął policjant. - Damy do zamrażarki, żeby się jeszcze schłodziło, okay? - Spytał. Młodszy zerknął na niego z bólem w oczach. - Wiem... - Powtórzył policjant i odruchowo dotknął jego ciemnych włosów. Chłopak syknął, obejmując głowę ramionami.
- Boże, czemu to tak boli?! - Wyjęczał. 
Olo już miał w planach ulżyć mu w cierpieniu, gdy zadzwonił jego telefon. Przeszedł do innego pomieszczenia i odebrał, zamykając za sobą drzwi.

To Zarębski dzwonił. Zapytał jak sobie radzą. Policjant streścił mu wszystko.
- A teraz Krystian zwija się z bólu. - Zakończył.
- Nie próbowaliście jakichś leków przeciwbólowych? - Podsunął szef. 
- Myślę, że spróbujemy poradzić sobie tak, jak do tej pory. - Westchnął.
- Czyli?
- Zimne okłady. - Uśmiechnął się policjant. - Jak obłożyłem mu nimi głowę to przez ponad cztery godziny spał jak zabity. - Dodał.
- Wygląda na to, że naprawdę mu to przeszkadza. 
- Żebyś wiedział... - Westchnął. - Dobra, skoczę sprawdzić jak się miewa, bo coś cicho siedzi. - Postanowił.

Wyszedł z pomieszczenia i stanął, zaskoczony.
- Myślę, że Krycha już sobie poradził. - Rzucił z mieszanką rozbawienia i współczucia w głosie.
- Co? 
- Pokażę ci. - Mruknął i zrobił młodszemu zdjęcie. Chłopak spał na krześle, opierając głowę o chłodną szybę. 
- Cholernie mi go żal... - Westchnął nagle Zarębski. - Strasznie się męczy.
- Myślisz, że ja o tym nie wiem? - Mruknął policjant, po czym zerknął na zegarek. - Dobra, muszę kończyć. - Rzucił szybko.
- Coś się dzieje?
- Co? Nie. - Odparł z uśmiechem Olo. - Po prostu załatwiłem Krystianowi psychologa. - Dodał zadowolony.
- Poważnie? - Zdziwił się szef. 
- Tak. Dominika mi ją poleciła. Gadałem z nią przez telefon. Wydaje się być miła. Jest też psychiatrą, więc wszystko będzie w jednym miejscu.
- To świetnie. - Ucieszył się mężczyzna. - Olo... dzięki. Za to, że się tak nim zajmujesz. - Powiedział nagle.
- Szefie... - Westchnął policjant. - Przecież i tak bym się nim zajął. Nie uważasz, że jestem mu to winny? - Zapytał nagle cicho. 
- Winny? - Powtórzył zdziwiony szef.
- Nie wiesz jak go traktowałem? - Spytał. Po drugiej stronie zapadła cisza. - Byłem na niego wściekły, że nie chce mi powiedzieć co mu jest... Pamiętam, że kiedyś cholernie się pokłóciliśmy... Chciałem wrócić do swojego auta, ale zgubiłem gdzieś klucze i musiałem się wrócić. Finalnie skończyłem w jego mieszkaniu. A jak zobaczyłem, że ma całe ręce w krwi, to zamiast... zrobić cokolwiek... wściekłem się... Byłem taki zły, że nie chce powiedzieć, dlaczego się tak zmienił... - Westchnął. Jego głos był lekko wilgotny. - A jak w końcu się tego dowiedziałem, było już za późno... - Rzucił. - Kurwa! - Syknął nagle. - Muszę jeszcze napisać do tej psycholożki, że chłopak kiedyś się ciął. - Przypomniał sobie. - Zapomniałem jej powiedzieć.
- Krystian się... ciął? - Powtórzył Zarębski tonem, jak gdyby słuchał wywodów szaleńca.
- Widziałem na własne oczy. - Westchnął ponuro.
- Poproś tą kobietę, żeby się nim zajęła. - Szepnął.
- Tak zrobię. Cześć... - Rzucił, po czym się rozłączył.

Chłopak dalej spał, wtulony głową w zimną szybę. Olo podszedł do niego i delikatnie dotknął jego ramienia. Młodszy drgnął, a potem zerknął na niego lśniącymi ze strachu oczami.
- Wybacz, nie chciałem. - Mruknął Olo. - Chodź, musimy gdzieś pojechać. - Powiedział.
- Olo... - Jęknął błagalnie chłopak.
- Wrócimy i znowu się położysz, okay? Okłady powinny być już zimne. - Dodał. To przeważyło szalę zwycięstwa na stronę policjanta. Chłopak wstał i zerknął na niego.

Szybko się zebrali, a następnie pojechali pod duży, biały budynek. W środku był ozdobiony ładnymi, kolorowymi wzorkami. Krystian rozglądał się, zaskoczony. Gdzie oni trafili?
Olo musiał przyznać, że również cieszył oczy tymi wszystkimi kolorami. Co chwilę musiał sobie przypominać, że nie po to tu jest.

- Dzień dobry. - Zagaił zatrzymując się przy recepcji.
- Dzień dobry. - Odparła wesoło kobieta za ladą.
- My do pani Kamili Baniek. - Powiedział.
- Sekundkę. - Poprosiła, zerkając w monitor. - Powinna być w pokoju numer 5, nie ma teraz żadnego pacjenta. - Uśmiechnęła się i zerknęła na Olgierda. - Pokój numer 5 znajduje się tutaj, zaraz za rogiem. - Powiedziała, wskazując odpowiedni kierunek.
- Dziękujemy bardzo. - Olo odwzajemnił uśmiech, po czym ruszyli we wskazaną stronę.

- Usiądź tu i zaczekaj na mnie, okay? - Poprosił policjant. Chłopak pokiwał głową. Starszy zapukał delikatnie w drzwi.
- Proszę! - Zawołała.
- Dzień dobry. - Zagaił, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi. Gabinet urządzony był naprawdę ciekawie. Jasne meble, beżowy, miękki dywan, a to wszystko kontrastujące z ciepłą, drewnianą podłogą oraz z kolorowymi ozdobami na ścianach, które ładnie komponowały się z różnymi zabawkami stojącymi na półkach.
Olo ze zdziwieniem zauważył legowisko dla psa, stojące zaraz przy biurku. Postanowił tego jednak nie komentować.
- Dzień dobry. - Odpowiedziała kobieta. Była szczupłą, niską blondynką o wesołych, szarych oczach.
- Olgierd Mazur, rozmawialiśmy przez telefon. - Przypomniał.
- Ach, to pan! - Ucieszyła się. - Miło poznać. - Rzuciła, wstając zza biurka i wyciągając do niego dłoń.
- Mnie również. - Odparł z uśmiechem.
- Myślałam, że weźmie pan ze sobą pacjenta. - Rzuciła.
- Och, czeka na zewnątrz. Chciałem najpierw z panią porozmawiać. Jeśli to oczywiście możliwe. - Uzupełnił szybko.
- Tak. Czy coś się dzieje? - Zapytała.
- Chciałem zapytać, czy mam z nim tutaj zostać, czy mogę jednak wyjść. - Powiedział.
- Wolałabym porozmawiać z nim w cztery oczy.
- Dobrze, rozumiem. - Odparł. - Czy będę miał dostęp do pani opinii?
- Obowiązuje mnie tajemnica lekarska. - Westchnęła. - Ale jestem zdania, że w moim zawodzie muszę robić odstępstwa od reguł. Lubię gdy pacjenci przychodzą z drugą osobą, bo mam wtedy pewność, że zastosują się do moich rad. - Uśmiechnęła się. - Także jeśli będzie taka potrzeba, wszystko panu wyjaśnię. - Oznajmiła.
- Dobrze, dziękuję. - Ucieszył się i wyszedł. 

Chłopak siedział na krześle, z przymkniętymi oczami igłową odchyloną w tył.
- Krystian, chodź. - Zagaił. Młodszy westchnął, ale wstał grzecznie i zerknął na policjanta. - Wejdź sobie tam. Ja na ciebie zaczekam. - Powiedział. Widział nutkę niepewności w ciemnych oczach. Chłopak nagle przypomniał sobie o okładach na jego bolącą głowę. Zreflektował się i wszedł do gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro