Rozdział 96

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Olo siedział na zewnątrz gabinetu przez dobre 4 godziny.

Gdy chłopak wreszcie wyszedł, sprawiał wrażenie starszego o kilkadziesiąt lat. Jego oczy były wyblakłe, głowę trzymał spuszczoną.
Policjant wstał, a wtedy zauważył za nim panią Kamilę, która gestem wskazała, by ten skoczył na chwilę do gabinetu.

---

Policjant westchnął. Rozmawiali już dobre pół godziny. Cieszył się, że kobieta naprawdę stara się pomóc jego przyjacielowi, ale ten wyglądał jakby naprawdę potrzebował się wyspać.
- Ostatnia sprawa. - Zaczęła. - Mówił mi wszystko, nieważne jak trudne czy ciężkie by nie było... Co mu pan obiecał? - Spytała prosto z mostu, wpatrując się w jego jasne oczy. Policjant na szybko przekopał swoją pamięć.
- Nie pamiętam. - Odparł wreszcie. - NIE! Chwila! - Rzucił nagle. - Już wiem! 
- Słucham. - Powiedziała zainteresowana. 
- Obiecałem mu, że jak wrócimy od pani to dam mu okład na głowę i pójdzie spać. - Wyjaśnił. Kobieta spojrzała na niego jak na wariata. - Mówię poważnie. - Dodał od razu. - Nie może spać przez koszmary. Do tego często płacze i teraz strasznie boli go od tego głowa. - Wyjaśnił. Na twarzy blondynki pojawił się wyraz zrozumienia. Sięgnęła po jakieś pudełeczko do szuflady.
- Proszę. - Rzuciła, podając mu niewielki pojemnik. - Dobre leki. Uspokajają, łagodzą ból, negatywne emocje i wspomagają zdrowy, niezakłócony sen.
- Z nieba mi pani spadła. - Westchnął zachwycony policjant. Kobieta zaśmiała się.
- Niech się wyśpi, odpocznie i wtedy przyjdzie do mnie. - Poprosiła. - Ja będę miała czas na wymyślenie rozwiązania i myślę, że poproszę go żeby opowiedział wszystko jeszcze raz. Myślę, że jest w takim stanie, że może w ogóle zapomnieć tą wizytę. - Mruknęła. - Niech wróci do domu i pójdzie spać. Przyda mu się. - Rzuciła ze współczuciem w głosie.
- Dziękuję, do widzenia.
- Do widzenia. - Odparła z uśmiechem. Policjant wyszedł z gabinetu i rozejrzał się w poszukiwaniu przyjaciela. Ten siedział na krześle, z łokciami opartymi na kolanach i głowie wygodnie spoczywającej na jego dłoniach. Jego oddech był równy i głęboki. Olo westchnął cicho. Delikatnie dotknął jego ramienia. Młodszy drgnął i zerknął na niego zamglonymi oczami.
- Chodź. - Rzucił czule. - Wrócimy i pójdziesz spać, okay? - Spytał i złapał go za ramię. Podniósł go do pionu i zaprowadził do auta.

---

Chłopak zdrzemnął się jeszcze w samochodzie. Obudził się akurat gdy mieli wysiadać. Opuścił pojazd i ziewnął, kuląc się lekko na zimny wiatr. Policjant podszedł do niego.
- Chodź. - Mruknął i poprowadził go do mieszkania.

Chłopak usiadł na kanapie i wlepił oczy w przestrzeń przed sobą. Mrugał powoli, z całych sił starając się nie zasnąć.
- Masz. Zjedz sobie. - Mruknął Olo, widząc męczarnię swojego przyjaciela. Włożył mu w dłoń mały, fioletowy żelek.
- Co to? - Wymamrotał chłopak.
- Pani psycholog mówiła, że to bardzo dobry lek. - Uśmiechnął się. - Powiedziała, że się po nim wyśpisz. I głowa nie będzie cię tak męczyć. - Dodał. Krystianowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zjadł lek, ze zdziwieniem wyczuwając przyjemny, ziołowy smak.

- Połóż się już. - Polecił i ruszył do kuchni. Wypił szklankę wody z kranu, po czym ruszył do swojej sypialni. Przechodząc przez salon zerknął na kanapę. Chłopak spał na niej zwinięty w kłębek. Policjant uśmiechnął się. Podszedł do niego i przykrył go kołdrą.
- Dobranoc. - Szepnął, po czym wrócił do siebie. Przebrał się i z rozkoszą wszedł pod przyjemnie miękką pościel. Zasnął z delikatnym uśmiechem na ustach.

---

Obudził go piękny zapach jedzenia.

Zdziwiony wstał, ubrał się i wyszedł ze swojej sypialni. Ruszył do salonu i stanął zszokowany. Na stoliku leżały dwa talerze, z pięknie pachnącym śniadaniem. Jajecznica z cebulą i szynką, do tego parę kanapek i warzywa.
Krystian szedł właśnie do stolika, niosąc w dłoniach dwa kubki wypełnione ciemną, gorącą herbatą. Wyglądał... o niebo lepiej.
- Cześć! - Zaczął uśmiechnięty, odkładając naczynia na blat.
- Hej. - Odmruknął zszokowany policjant. ,,Jezu, oni powinni dostać Nobla za te leki.", pomyślał, obserwując ucieszonego przyjaciela. - Widzę, że lepiej się czujesz. - Uśmiechnął się do niego, siadając obok na kanapie.
- Tak! - Zgodził się młodszy. - Nie pamiętam kiedy ostatnio tak dobrze spałem. - Rzucił. - Nic mnie nie boli, nic mi się nie śniło... Jezu, ale to była dobra noc! - Sapnął. Olo poczuł jak jego oczy wilgotnieją.
- Cieszę się, wiesz? - Wydusił. - Serio się cieszę. - Dodał i objął go ramieniem. Młodszy oparł głowę o jego rękę.

Nagle jego telefon zadzwonił. Policjant odszedł i stanął pod drzwiami do swojej sypialni.
- Cześć. - Rzucił Szwarc.
- Cześć, szefie. - Mruknął Olo. Czego on od niego chciał...?
- Jak tam Krystian? - Zadał, standardowe już, pytanie. 
- O niebo lepiej. - Rzucił uśmiechnięty. - Byłem z nim wczoraj u psycholożki. Dominika mi ją poleciła. Babka dała mi zajebiste leki. Chłopak jest wyspany, rozluźniony, na nic się nie skarży. - Rzucił ucieszony. - Wszystko jest super.
- To dobrze, bo dzisiaj chcę go na komendzie. - Rzucił. Olo prawie upuścił telefon.
- Ty, ty się dobrze czujesz? - Sapnął z niedowierzaniem. 
- Olgierd... - Zaczął, gdy nagle ktoś mu przerwał.
- Olo, słuchaj. - Wtrącił Zarębski. - Chcemy jeszcze raz przesłuchać tego typa, który się przy nas wtedy wygadał i uznaliśmy, że może coś nam da jak Krycha będzie przy przesłuchaniu. - Wyjaśnił. - A ty naucz się wreszcie odpowiednio dobierać słowa! - Warknął do Szwarca. Olo uśmiechnął się mimowolnie. Uśmiech ten szybko jednak zelżał.
- Szefie... ja nie wiem czy to jest dobry pomysł... - Mruknął.
- Nic się nie stanie. Najwyżej nasi go przypilnują. - Odparł Zarębski. - To będzie tylko chwila, potem będziecie mogli wrócić. - Dodał. Mazur westchnął ciężko.
- Mam złe przeczucia... - Przyznał. - Ale jeśli mówisz, że ktoś będzie miał na niego oko... - Rzucił. - O której mamy tam być? - Dopytał.
- Dacie radę za pół godziny? - Spytał.
- Wisisz mi śniadanie. - Mruknął ponuro Mazur.
- Dobra, zjedzcie, a potem przyjedźcie. - Powiedział.
- Nie ma problemu.
- Cześć.
- Cześć. - Westchnął Olo. 

Wrócił na kanapę i szybko zjadł posiłek. Musiał przyznać, śniadanie było pierwsza klasa. Naprawdę się cieszył, że chłopak spotkał na swojej drodze tak dobrego lekarza.

---

Zebrali się szybko, a potem pojechali na komendę. Olo dziwił się, gdy nie został zbombardowany pytaniami i wrzaskiem ludzi.
- Głośna sprawa, wszystkie ręce na pokładzie. - Uśmiechnął się Zarębski. - Dzięki temu mamy chwilę spokoju. - Dodał i zerknął na chłopaka, który stał obok policjanta. 

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro