Neutralna Szwajcaria - Szwajcarzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pokój Szwajcarów:
Kilian wraz z Lucą leżeli jak dwa worki kartofli, patrząc ze znudzonymi minami jak ich starszy kolega z kadry, Simon Ammann rozciąga się na podłodze.
- Możesz mi powiedzieć po co to robi? Już się tak rozciąga od kilkunastu minut. - przerwał ciszę zblazowanym tonem Egloff, bawiąc się butelką wody.
- A bo ja wiem? Małyszowi chce zaimponować, chyba. - odpowiedział Kilian, wzrokiem śledząc biodra Ammanna.
- Chyba już nie musi. Podejrzałem jedną z ich konwersacji. I żałuję, że to zrobiłem.- Luca pozieleniał lekko na twarzy.
- Serio? Coś pikantnego? Powiedz mi nooo.
- Fu. Wolę o tym zapomnieć. W tym wieku takie rzeczy...
- Jakie rzeczy? Luca, powiedz mi!
- Ale na co ci to wiedzieć? I jeszcze te zdjęcia, które sobie wysyłają...Uwierz, nie chciałbyś ich zobaczyć.
- No wiesz, oni nie są tacy starzy. Coś im się od życia należy.
- Tak, wiem, ale...eh. Co się zobaczyło, tego się nie odzobaczy. - mruknął Luca, popijając wodę.
- O czym gadacie, panowie? - Simon skończył się rozciągać i wyciągnął słuchawki z uszu.
- A o niczym. Takie ploteczki. Co, kto z kim, dlaczego, w jakim celu. - skłamał Kilian, wzruszając ramionami. Ammann uniósł brew.
- Jesteś pewien? Bo między słowami usłyszałem moje imię. - mężczyźni wymienili się spojrzeniami. To nie miało prawa się wydać.
- Wydaje ci się. Tylko ploteczki. - Luca wywrócił oczami. Weteran skoków potrafił być upierdliwy, dociekając prawdy.
- No nie wiem, nie wiem. Jakoś nie wierzę waszym kaprawym ślepiom, ale niech wam będzie. Idę pod prysznic. - Simon chwycił swój ręcznik oraz świeże ciuchy, po czym poszedł do łazienki. Po zamknięciu drzwi, jako pierwszy odezwał się Luca:
- Myślisz, że wszystko słyszał?
- Tak.
- No to jesteśmy w dupie. - skwitował Egloff, wstając z łóżka.
- Niby czemu? Widziałeś jak zareagował. Nic się nie stało. A tak poza tym to gdzie ty leziesz? Myślałem, że razem zejdziemy na dół.
- Idę po coś do jedzenia. Głodny jestem. - Luca włożył bluzę na siebie, szukając swojego portfela. Widziałeś może mój portfel?
-Masz w kieszeni kurtki, ciapo. - Kilian pokręcił głową, zakładając buty na nogi.
- Simi, chcesz coś? Idziemy do baru! -zawołał Egloff, pukając do drzwi.
- Nie, dzięki. A wy nie szalejcie z alkoholem!
- Pff, za kogo on nas ma. My nie chlejemy tyle co Polacy, czy Finowie.
- On chyba wciąż pamięta naszą ostatnią imprezę, gdzie musiał nas wynosić z knajpy i ukrywał przed trenerem.
- Wciąż pamiętam ten ból pleców. Kurewsko się wtedy czułem. - Luca skrzywił się na samo wspomnienie tych traumatycznych wydarzeń.
- Ale przynajmniej ty nie wylądowałeś na dachu jak ten norweski krasnal, Fannis. - Peier parsknął śmiechem, przypominając plotkę sprzed kilku miesięcy, która powstała po jednej z legendarnych norweskich imprez.
- Co prawda to prawda. Nadal się zastanawiam jak on się tam znalazł. - Luca zapiął bluzę, mijając po drodze jednego z Japońców. Chyba jednego z Kobayashich, ale nie był tego pewien. Wszyscy wyglądali dla niego tak samo. Bez wyjątku. Azjaci wykłócali się o coś w swoim języku.
- Może posiada jakieś magiczne moce, o których nie wiemy? Nie wiem co z nim robi Stoeckl. - zeszli na dół po schodach, kierując się w stronę hotelowej restauracji. W hallu dostrzegli kilkunastu zawodników z różnych nacji: jedni siedzieli na kanapach grając na komórkach, drudzy śmiali się z czegoś głośno, a jeszcze inni się wydurniali i pajacowali.
- Raczej to niemożliwe. Zachowują się tak tylko po towarze od Laniska.
-Każdy by się tak zachowywał. - podeszli do baru i zamówili parę rzeczy do jedzenia. Oczekując na zamówienie, skoczkowie oparli się o kontuar, obserwując otoczenie. A działo się sporo. Przy jednym stoliku siedzieli trenerzy: Werner Schuster, który opowiadał o czymś z werwą oraz siedzący przy nim Alex Stoeckl, Stefan Horngacher, Goran Janus, David Jiroutek i Alexander Pointner, pałaszujący jakieś przysmaki, które popijali whisky albo wodą, jak trener Austriaków. Na twarzach mężczyzn można było dostrzec emocje jak w kalejdoskopie: od skrajnego znudzenia po wytężone skupienie. Ciekawe o czym rozmawiali. Zaś dyrektor Pucharu Świata, Walter Hofer biegał tam i z powrotem ze swoją nieodłączną krótkofalówką, mówiąc coś bardzo szybko. Zapewne rozmawiał z Borkiem Sedlakiem, który wyrósł na jego prawą rękę. Chyba ustalali szczegóły spotkania, które miało odbyć się za kilkanaście minut i które miało zmienić życie skoczków. Przynajmniej tych niepokornych.
- Czasami tak współczuję żonie Hofera. - odezwał się Peier, patrząc jak Walter ochrzania grupę skoczków, wymachując rękami.
- Czemu?
- Hofer częściej przebywa ze swoją krótkofalówką niż z nią.
- Dobre, hehe. -Szwajcarzy zaśmiali się, biorąc swoje zamówienia.
- Lepiej już chodźmy, bo jeszcze Simon pomyśli, że gdzieś się szlajamy.
- Możemy mu małpkę przynieść. Pigwa? Śliwka?
-Najlepiej o smaku Małysza. Wtedy trzeba by było o większej pojemności kupić.
- Tak gdzieś z litr lub dwa.
- No, no. Ejże! Uważaj jak leziesz! - jeden z Japończyków niemal krzyknął, wybałuszając oczy.
- Prze-przepraszam. - Japończyk przeprosił Szwajcarów i czym prędzej czmychnął.
- Jebani skośnoocy. Wszędzie ich pełno. Gdzie nie pójdziesz, tam się na nich natkniesz.
- Te jebane Japońce, jak ich określiłeś całkiem nieźle skaczą. I niektórzy są też sympatyczni.
- Niby kto?!- oburzył się Peier, patrząc na kolegę jak na wariata.
- A Kasai? Równy gość, zawsze uśmiechnięty. Skacze dłużej niż ty żyjesz. Jak zaczynał to ciebie w planach nie było.
- Ej no! Tonie było miłe!
- Ale prawdziwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro