Siedem minut w niebie cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Trzeba będzie im pokazać jak pielgrzymka wygląda i z czym to się je. - polscy skoczkowie pokonywali stopnie, by dotrzeć na odpowiednie piętro. Ze względu na Kamila, nie wzięli windy, do której wpakowali się Słoweńcy. Na swój sposób było to zabawne jak Kamil unikał Petera, unikał wszelkiej konfrontacji. Bo jak tu powiedzieć, że ich związek nie miałby przyszłości, bez ranienia drugiej osoby. Skoczek musiał się poważnie nad tym zastanowić.

- Niby jak chcesz to zrobić? Pokazać na Youtube? - zaśmiał się Dawid. - O, już wiem! Pielgrzymka dla opornych! - Piotrek z Maćkiem parsknęli śmiechem, szturchając się.

- To nie jest taki zły pomysł. - skwitował Kuba Wolny, majstrując coś na swoim telefonie.

- Nie mów, że jest taki filmik. - Dawid obejrzał się za siebie, na Kubę.

- Zobaczymy czy coś jest. A jak znajdę to roześlę do chłopaków. - oczy Wolnego przyklejone były do telefonu.

- Dobrze, że z nami jest spec od takich rzeczy. - Andrzej klepnął bruneta w plecy, przez co chłopak prawie potknął się o własne nogi.

- Andrzej! - Szybki rzucił mu karcące spojrzenie. Stękała wzruszył przepraszająco ramionami.

- Sorki? - po kilku chwilach chłopacy usłyszeli dźwięk nadchodzącej windy. A to oznaczało jedno: Słoweńcy dotarli na piętro. Maciek wraz z Piotrkiem natychmiast przytrzymali Kamila, by ten nie zwiał gdzie pieprz rośnie. Wspomniany skoczek ledwo powstrzymywał się od powiedzenia im co o tym myśli. Rozdrażniony, przestał się z nimi szarpać.

- Nie zachowuj się jak dziecko! - szturchnął go Klemens, wywracając oczami.

- Nie zachowuję się jak dziecko!

- Nie, wcale. To dlaczego usiłujesz zwiać? Czyżby pewien Słoweniec był tego powodem? - Kot poruszył sugestywnie brwiami.

- My już wiemy o kogo chodzi. - zarechotał Żyła przy akompaniamencie kolegów z drużyny.

- Siema Cene, Timi, Robert! - pomachał nadchodzącym Słoweńcom. Ci szeroko się uśmiechnęli, odwzajemniając gest. - Macie ochotę się napić? Organizujemy małe after party. Skitraliśmy też trochę alkoholu, gdy trener nie patrzył. - Piotrek aż się zapalił do tego pomysłu, zacierając entuzjastycznie dłonie.

- Zawsze podziwiałem was, jak potraficie schować alkohol przed nalotem trenerów. - odezwał się Anze Lanisek, szczerząc się.

- Wy chyba Norwegów nie widzieliście. Kiedyś jak były u nich posiadówy, to odkryłem w walizce Tandego mnóstwo buteleczek przypominających actimelki. No więc pytam się go: aż tak słabą masz odporność? A on na to: to dla zmyłki. Mam w nich moje ulubione wino. - opowiadał Żyła, podśmiechując się.

- I tak nic nie przebije twojej wódki w bidonie, gdy wybraliśmy się na rowery z trenerem. - Maciek szturchnął kolegę, brechtając się. - I prawie wpadłeś, gdy trener poprosił o łyka.

- Nie chcę przerywać tak wzruszających wspominek, ale nadal stoimy na korytarzu. Wejdźmy do naszego pokoju. - zauważył przytomnie Murańka, pobrzękując kluczami.

- I ty Kamil idziesz z nami. - Stoch nie miał siły, by się opierać kolegom, więc w milczeniu udał się do pokoju.

- To w co się zabawimy? Butelka? Prawda czy wyzwanie? Siedem minut w niebie?

- A nie zapraszamy więcej chłopaków? Im więcej tym lepiej. Tande mógłby przynieść więcej alkoholu. - Wolny opadł na łóżko, zakładając ręce za głowę. Słoweńcy ulokowali się po drugiej stronie pokoju. Peter, jak zwykle ostoja spokoju, stanął za krzesłem, na którym usadowił się Cene z Laniskiem.

- Nawet nie próbuj go macać, pajacu. - z ukosa zerknął na Anze, który wywrócił oczami.

- Gdzieżbym śmiał przy królowej lodu. - prychnął pogardliwie.

- Coś ty powiedział? - Prevc już się nagrzewał, by przywalić chłopakowi swojego brata, gdy Cene wstał i zainterweniował.

- Możecie się już uspokoić? Starczy tego. A ty, Anze, obiecałeś, że będziesz się zachowywać. - Zaba jedynie wydął wargę.

- Nie mogłem się powstrzymać! Zresztą Pero sam mnie prowokuje! Mógłby skupić się na osiaganiu wyników, a nie! - Peter wraz z Anze zaczęli się przekrzykiwać, wypominając sobie rzeczy z przeszłości. Reszta Słoweńców postanowiła ich zignorować, nalewając sobie alkohol do kubeczków.

- Zaprosiłem resztę chłopaków. Zobaczymy czy przyjdą. - Kuba rzucił telefon na szafkę nocną, przeciągając się. - O, dzięki, Olek. - uśmiechnął się szeroko, gdy Olek Zniszczoł podał mu kubek wypełniony cieczą.

- Nie byłbym pewien czy Gregor przyjdzie. Wyglądał na przybitego. - Dawid upił łyk, siedząc obok Andrzeja i Klemensa.

- Szkoda chłopa. Szkoda też Thomasa. - Kamil upił piwo w zamyśleniu.

- Może jakoś odnajdą się po drodze...Na nic nie jest za późno. - skwitował Maciej, rozlewając pozostały alkohol.

- Dobra, koniec smęcenia. Czas na zabawę! - przekrzyczał Żyła, wciąż drących się n siebie Prevca i Laniska. W tym samym momencie weszli Norwegowie z Danielem na czele, Austriacy (niestety bez Gregora i Thomasa) oraz Niemcy. Reszta nacji chyba nie była zainteresowana popijawą.

- Pioootrek, przyjacielu! - ryknął Eisenbichler, przybijając piątkę z Polakiem. - Chlanie beze mnie? Nigdy w życiu!

- Mógłbyś dać odpocząć wątrobie. - jak zwykle Karl musiał wtrącić swoje zdroworozsądkowe mądrości.

- Skończ pierdolić i pij. - Markus wcisnął mu kubek w dłoń. To natychmiast zatkało Geigera. - W co gramy?

- Siedem minut w niebie. - rzucił Cene, rozdzielając w końcu Petera i Anze, którzy łypali na siebie groźnie.

- Uuu, od razu z grubej rury. Mam nadzieję, że znajdę się w szafie z moim Richim. - Freitag zarumienił się, a na ustach pojawił się mały uśmieszek.

- No zobaczymy, zobaczymy. - obydwoje usadowili się na podłodze, przytulając się.

- Jest jeszcze dla nas miejsce? - Michael stał z rozespanym Stefanem, który mocno się w niego wtulał. Włosy, normalnie pieczołowicie układane, teraz układały się w artystyczny nieład. Hayboeck uwielbiał partnera w takim wydaniu, gdzie mógł bez końca bawić się jego loczkami.

- Możecie koło Markusa i Richarda przysiąść. - Austriacy natychmiast zajęli swoje pozycje. Dołączyli do nich Stephan, Andreas, Clemens oraz Manuel. Reszta powciskała się w kąty pokoju.

- Kto chce grać? - Żyła klasnął w dłonie. - Kamyk, ty napewno grasz, nawet nie protestuj. - Stoch wywrócił oczami, robiąc niezadowoloną minę. Domyślał się co kombinują jego koledzy. Daniel, Johann, Robert oraz większość zgromadzonych wyraziła chęć wzięcia udziału w zabawie.

- Tylko od razu zastrzegam – odezwał się Leyhe. - Andreas z nikim się nie będzie się całować.

- Ale na tym polega ta zabawa. - Forfang zmarszczył brwi. - Ewentualnie może pocałować w policzek. - Niemiec zrobił skwaszoną minę. Czemu musieli grać akurat w tę grę?

- Stephi, to tylko gra. Wiesz, że cię bardzo kocham. - Wellinger cmoknął go w policzek, nieco poprawiając mu humor.

- No ja wiem, ale nie uśmiecha mi się czekać aż ty wyleziesz z szafy, robiąc tam niewiadomo co. - Stephan przyciągnął go do siebie.

- Leyhe, skończ pierdolić i gramy.

- Ja nawet nie zacząłem...- Andreas natychmiast przytkał mu usta dłonią, by nie rozwinęła się następna kłótnia, tym razem między Markusem, a Stephanem.

- Stephan weźmie udział. - Andi uśmiechnął się szeroko, ignorując mordercze spojrzenie partnera.

- I to się nazywa duch imprezy! Jedziemy z tym koksem! - zawołał Markus, wydobywając prawie pustą butelkę po soku jakiejś niemieckiej popularnej marki. Wszyscy z niecierpliwością wpatrywali się w butelkę w ręku Niemca. Ten uśmiechnął się szaleńczo, wprawiając plastik w ruch. Kamil wolał nie patrzeć na kogo wskaże zakrętka. I tak wszystkie znaki na niebie wskażą jego oraz Petera. Upił łyk alkoholu, rozsiadając się wygodnie w fotelu.

- Oooo. - jako pierwszego wskazało Mariusa. Chłopak uniósł brew. - No to ciekawe kto mi się trafi. - nie musiał długo czekać. Zielona zakrętka wylądowała na Danielu Tande. Nie spodobało się to chłopakowi blondyna, który spochmurniał, lecz nic nie powiedział. W końcu zabawa to zabawa.

- Forfi, jak nie chcesz to nie wejdę tam. - złączył ich dłonie, wpatrując się w milczącego Johanna.

- Zabawa to zabawa. - wydusił z siebie brunet, choć wnętrzności trawiła zazdrość. - Linus wylosował ciebie. Jakoś wytrzymam.

- Skarbie, widzę, że tego nie pochwalasz. Nie zrobię tego. - ostatnie zdanie rzucił pozostałym, obejmując posmutniałego partnera.

- Ale Daniel! Chciałeś się zabawić, więc masz. Siedem minut z Mariusem w szafie. - Markus był nieprzejednany. Norweg zerknął na Mariusa, który kiwnął głową i wstał.

- Jak niby mamy się tu zmieścić? - Linus wraz z Danielem stali przed otwartą szafą, w której nie było za wiele miejsca. Tym bardziej dla dwóch rosłych skoczków.

- Wykorzystajcie swoją elastyczność. - skomentował Markus, wpakowując garść orzechów do buzi.

- Nie jestem Gregorem, ja mam kręgosłup. - Tande westchnął, gramoląc się do szafy. Zaraz za nim wszedł Lindvik.

- Weź kurde te swoje giry. Nie mieszczę się. - reszta usłyszała marudny głos bruneta.

- Niby jak? Skuliłem się najbardziej jak tylko mogłem. - syknął blondyn, obejmując nogi rękoma.

- No normalnie. Przesuń nogi. Ugh. - Lindvik w końcu wlazł do środka. Drzwi natychmiast się zamknęły i nastała ciemność. Z zewnątrz dochodziły przytłumione głosy kolegów i śmiechy.

- Johann nie jest zadowolony. - odezwał się Daniel, przygryzając wargę.

- Wiem. Ale powinien przestać zachowywać się jak cipa. Nie zamierzam mu ciebie odbić. A zachowuje się jakbyś miał się puścić z byle kim. On ci nie ufa. - Marius nie pierdolił się w tańcu. Musiał w końcu mu powiedzieć jak wyglądała sytuacja. Przynajmniej jego oczami.

- Co ty pierdolisz, Linus? Forfi bezgranicznie mi ufa. A to, że jest zazdrosny...Ja też jestem zazdrosny. Gdy widzę jak te wszystkie hotki patrzą się na niego w ten sam sposób jak ja to szlag mnie trafia. Ale potem przypominam sobie, że on jest cały mój i kocha tylko mnie. - wyznał blondyn z rozbrajającą szczerością i czułym uśmiechem, którego niestety Marius nie mógł dostrzec.

- No dobra, okej, to, że się kochacie to każdy przyzna. Ale czemu jest zazdrosny o mnie? Nie jestem żadną konkurencją dla niego. Jestem przystojny, to fakt, ale nigdy nie okazywałem ci zainteresowania poza tym przyjacielskim. - zapadła cisza przerywana tylko oddechami mężczyzn.

- Może dostrzegł, że w ostatnim czasie się zbliżyliśmy i spędzamy dużo czasu razem. - Lindvik wzruszył ramionami, sugerując przyczynę.

- Nie wiem, może. Porozmawiam z nim i go uspokoję. - zapewnił go Daniel.

- Nie musisz. Jakoś do tej pory radziłem sobie z jego humorkami. Ale dzięki. - zaśmiał się brunet, opierając głowę o ściankę szafy. - Zrozumie, że widzisz tylko niego. Aż czasem wam zazdroszczę tej miłości, tego przywiązania do siebie.

- Co ty gadasz? A ty i Robin? Przecież z was takie papużki nierozłączki. - Tande nieco się podniósł. Skoczek wzruszył ramionami.

- Niby tak, ale mam wrażenie, że czegoś brakuje. Takiej iskierki. Nie wiem czy to jest to. - wyznanie kumpla zaszokowało Daniela.

- Jeszcze minuta, panowie! - usłyszeli radosny głos Eisenbichlera. Wzdrygnęli się.

- Wiesz jak to się musi skończyć.

- Wiem. Możesz cmoknąć mnie w policzek. - szepnął Marius, pochylając się ku Danielowi. Blondyn zrobił to samo i...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro