Tak to się zaczyna - Niemcy cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-KURWA MAĆ! NOSZ JA PIERDOLĘ! - głośny okrzyk wściekłości rozległ się w kompleksie sportowym COS w Zakopanem zakłócając ciszę oraz miarowy stukot klawiszy komputera w recepcji.
-Richi, uspokój się. To może być tylko plotka. - w szatni znajdującej się obok sali gimnastycznej przebywała mała grupka niemieckich skoczków, którzy właśnie skończyli trening.Wspomniany Richi chodził wściekły tam i z powrotem, dłońmi przeczesując swoje włosy, które coraz bardziej przypominały plątaninę.
- Plotka?! Dowiedziałem się o tym z bardzo wiarygodnego źródła. Więc nie pierdol Wellinger. - warknął Richard, przerywając swój pełen werwy chód. Siedzący na ławce i spokojnie wiążący swoje buty Stephan Leyhe podniósł głowę i odezwał się:
- Tobie to by akurat się przydało. Dużo chlejesz, a ostatnio wyników nie widać. - na te słowa reszta drużyny zabuczała, a niektórzy zadławili się śmiechem. Freitag zmrużył groźnie oczy, a usta zacisnął w cienką linię.
- A więc wybierasz śmierć, Leyhe. Chodź na solo. - brunet stanął w pozycji a'la Rocky Balboa. Leyhe rzucił mu jedynie niewzruszone spojrzenie.
- Przemoc siłowa? Serio? Tylko ty potrafisz rozwiązywać konflikty za pomocą siły. - tu zamilkł, myśląc przez chwilę. - A nie, przepraszam. Jest jeszcze Markus, ale zanim dojdzie do bójki z nim to siła jego żartów wgniata w glebę.
-Hej! Ja tu jestem! - zawołał Markus, zajadając się swoją kanapką. Chwila...kanapką? Dostrzegł to Karl.
- Marki, ty nigdy nie jesz kanapek. Co się zmieniło? - wszyscy zamilkli. Eisenbichler przełknął głośno ślinę.
- No co no? - Coś muszę jeść. - mruknął niezadowolony, pałaszując kanapkę. -Ale jeśli jesteś taki ciekawy to zrobił ją mój ziom, Lanisek.
-Jesteś pewien, że to tylko kanapka? - dalej dopytywał Geiger coraz bardziej rozbawiony. Siedzący obok Stephan, Andreas oraz Constantin wraz z obrażonym Richardem przyglądali się z nieukrywaną ciekawością. Czarnowłosy przestał przeżuwać, wpatrując się podejrzliwie w kanapkę.
- To mój ziom. Nie mógłby mi tego zrobić. - rzucił z oburzeniem. - Nigdy w życiu.
- No skoro jesteś tego taki pewien to daję...- tu spojrzał na zegarek.-...jakąś godzinę zanim majeranek zacznie działać. I nie mów,że cię nie ostrzegałem. - Geiger wstał, wziął swoje rzeczy i wyszedł, pogwizdując pod nosem.
- Pierdolony rudy. Zawsze coś mu nie pasuje. - mruczał pod nosem Markus, wpychając resztę bułki do buzi. Richard wzruszył ramionami, po czym zaczął pakować swoją torbę.
- Andreas, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie upychał ciuchów do torby. - Leyhe westchnął ciężko, wyrywając koszulkę z rąk Andreasa. Ten spojrzał na niego z nierozumiejącym wzrokiem.
- Chodź Marki. Zaraz będziemy mieć tu kłótnię małżeńską. Młody, ty też. - Freitag klepnął Eisenbichlera w ramię. Ten zrobił się lekko zielony na twarzy.
- Eisei,wszystko OK? - Constantin spytał swojego kolegę z drużyny, lecz ten go szybko zbył.
- Nic mi nie jest. Chyba za szybko zjadłem kanapkę. Muszę się przejść. - Markus opuścił pomieszczenie zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
- Consti, lecimy. Coś czuję, że coś obrzydliwego się po drodze stanie. Szybko! - Richi chwycił Schmida i niemal wybiegli z szatni, zostawiając pakującego ciuchy Andreasa Stephana oraz samego Wellingera.
- Nie musisz tego robić, skarbie. - blondyn położył dłoń na plecach bruneta, po czym przejechał nią w górę i w dół. Stephan spojrzał na niego z leniwym uśmiechem i znaczącym spojrzeniem.
- Wiem, ale musiałem jakoś pozbyć się tych cymbałów. Jeszcze byśmy usłyszeli kto ostatnio miał sraczkę. - Andreas zaśmiał się,wtulając się w swojego partnera, całując go w kark.
- Co fakt to fakt. Nie mogłem się doczekać kiedy będziemy sami. Mam na ciebie ochotę. - mruczał młodszy z nich, sięgając do krocza Stephana. Ustami wodził po szyi i karku bruneta, powodując, że ten westchnął z przyjemności oraz oparł się plecami o chłopaka.
-Wiesz, że musimy zaraz wyjść? Chłopacy będą się zastanawiać gdzie my jesteśmy i będziemy musieli iść z buta do hotelu, a nie wiem jak ty, ja nie znam za bardzo Zakopanego. - Stephan zaśmiał się cicho, lecz nic nie zrobił, by strącić rękę swojego ukochanego z nefralgicznego miejsca.
- Postaram się wyrobić wpięć minut. - Andreas obrócił Stephana, by spojrzeć mu w oczy.Uśmiechnął się i uklęknął, jednocześnie ściągając dresy partnera.
- Andi, ty chyba...o Jezu! - Leyhe jęknął,odchylając głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro