Tak to się zaczyna - Niemcy cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kilka minut później:
Stephan wraz z Andreasem wyszli z budynku ręka w rękę. Na ich twarzach gościły bardzo znaczące uśmiechy.
- Po raz ostatni pozwoliłem ci na coś takiego. - Stephan odezwał się jako pierwszy, unosząc głowę do góry, by wyłapać jak najwięcej witaminy D ile się tylko dało.
- Dobrze wiemy, że to nieprawda i znów mi na to pozwolisz. - Wellinger otarł kciukiem kącik ust.Brunet chciał coś odpowiedzieć, lecz z daleka dobiegły ich krzyki Richarda oraz trenera.
- Co tam się dzieje? - obydwoje spojrzeli po sobie i udali się szybkim krokiem w stronę zbiegowiska.
-Jak to go zgubiliście?! - trener Werner Schuster robił się już siny na twarzy, zaciskając dłonie w pięści. To, że był wściekły to mało powiedziane. On niemal kipiał furią.
- Skąd miałem wiedzieć, że mu odbije i gdzieś pobiegnie!? - wrzasnął Freitag,również będąc pod wpływem silnych emocji. Stojący obok Constantin bał się odezwać, chroniąc się niemal całkowicie za plecami Karla. Rudy znudzony żuł gumę, obserwując zbiegowisko.
-Co się dzieje? - Stephan spytał cicho Karla.
- Markusowi po kanapkach odbiło i gdzieś pobiegł. Ześwirował na maksa. Pewnie teraz gdzieś lata po mieście z okrzykami zachwalającymi Hitlera. -Geiger zrobił balona z gumy, który po chwili pękł.
-Żartujesz. Czyli Lanisek coś dodał do kanapek. - Stephan omal nie wybuchnął śmiechem. Naćpany Eisenbichler – niezapomniany widok.
- Dobrze wiesz Freitag, że należy go pilnować i trzymać zdaleka od Laniska! - odkrzyknął trener, lecz wziął głębszy wdech. - Wsiadać do busa. Ja wykonam parę telefonów. A, i o równej 20 macie się zebrać w sali konferencyjnej. Razem z Walterem mamy wam coś do ogłoszenia. - skoczkowie wymienili się spojrzeniami w milczeniu wykonali polecenie Schustera. Po kolei weszli do środka,by odjechać w stronę hotelu.
- Czyli ta pielgrzymka robi się coraz bardziej realna. Zajebiście. Obstawiam, że Hofer wpadł na ten kretyński pomysł. - Richard zasiadł na tylnych siedzeniach,posępnym wzrokiem obserwując chodzącego tam i z powrotem trenera z telefonem przy uchu, wykonującemu energiczne ruchy.
- Też mi się to nie uśmiecha. - znienacka przyznał Karl, rozciągając gumę językiem. - Na co nam ta cholerna pielgrzymka? Wystarczą dobre przygotowania do sezonu. Żadne modlitwy tu nie pomogą. Może niech sami trenerzy się udadzą na pielgrzymkę. Im to się przyda. -Richard przyklasnął słowom kolegi.
- Dokładnie! Nareszcie mądrze prawisz! - rudy wywrócił oczami i już się nie odezwał.Stephan zasiadł razem z Andreasem, który szybko się do niego przytulił.
- A ktoś w ogóle wie jak się czuje Pius? - spytał Leyhe, dłonią gładząc włosy Andiego.
- Freund nad nim czuwa,więc można powiedzieć, że jest w dobrych rękach. - Freitag zarechotał, a Constantin spochmurniał. - Co jest, Consti?Stęskniłeś się za Sevciem? - Schmid jedynie pokazał mu środkowy palec i wbił w siedzenie.
- Ojojoj, młody nie fochaj się. Jak się pojawisz to jestem pewien, że Severin się tobą zajmie. Nie wnikam jak, ale zajmie. - Richard "pocieszył" najmłodszego z nich, rozsiadając się wygodnie. Andreas parsknął śmiechem,chowając twarz w bluzie Stephana. Ten mocniej go do siebie przytulił, wyglądając za okno. Zapanowała cisza, która została przerwana przez wejście Wernera.
- Wasz kolega Markus wkrótce znajdzie się w hotelu. Tyle w temacie. A teraz jazda, schnella. -mężczyzna zasiadł z przodu, a po chwili ruszyli spod COS-u do hotelu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro